Czy da się zrobić dobry film na podstawie gry?

BLOG
1137V
Czy da się zrobić dobry film na podstawie gry?
Darek | 20.12.2016, 12:57
Jako gracz często zastanawiam się dlaczego Hollywood nie sięga częściej po historie z gier video. Pierwsze próby mariażu filmów z grami nie wyszły najlepiej, ale przecież jakoś musi się dać zrobić to dobrze. Prawda? Embargo na recenzje filmowego Assassin's Creed spadło i pierwsze teksty pokazuja nam, że chyba jednak nie...

Pewien mój kolega powiedział kiedyś, że dobry aktor zagra świetnie nawet najsłabszy scenariusz. Cóż, Al Pacino w Jack and Jill i wielu innych, zasadniczo świetnych, aktorów zadaje temu stwierdzeniu kłam. Smutna prawda jest taka, że z gówna Dawida się nie wyrzeźbi, a śmierdzących fekaliami scenariuszy Hollywood wypluwa bardzo dużo. Niestety. Nie jestem żadnym piewcą kina artystycznego. Lubię obejrzeć głupkowatą komedię, przewidywalny do bólu film akcji, czy dramat, który od pierwszej minuty bombarduje widza mało subtelnymi sugestiami na temat zakończenia, ale nawet przy tak niewysoko zawieszonej poprzeczce nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że dostajemy rocznie dziesiątki złych filmów. 

 

Jako gracz często zastanawiam się dlaczego Hollywood nie sięga częściej po historie z gier video. Dawniej próbowano zaadaptować czy to przygody braci Mario, czy Mortal Kombat i Street Fighter. Tyle, że te tytuły nijak nie nadawały się do zrobienia z nich porządnego kina. street-fighter-vs-mortal-kombat.jpgDwa ostatnie mogły być niezłymi filmami Kung-Fu (Mortal kombat z resztą można nawet za takowy uważać), ale robić fabularny film o dwóch włoskich hydraulikach, którzy pomagają wyzwolić grzybowe królestwo z rąk złych żółwio-smoków? Toż to samobójstwo. A przecież takie Silent Hill i Książę Persji można spokojnie uznać za względnie udane filmy. Jasne, open-uri20150422-12561-bg01nm_af9715ca.jpegfilmowemu Cichemu Wzgórzu brakowało głębi oryginału, a przygody księcia grzeszyły oklepanym scenariuszem (wielki wezyr okazuje się być zły?! Jak to!), ale mimo prostoty są to jak najbardziej udane filmy. Czyli jednak jakoś się da. Tylko jak? 

 

Czy takie na przykład Uncharted miałoby szansę stać się dobrym filmem? Przecież już sama gra może pochwalić się mocno filmową narracją, a i kinu nie jest obca poetyka przedstawiona w grach z tej serii. Główny bohater, Nathan Drake to taki Indiana Jones gier komputerowych. Wszystkie części opierają się na tym samym podstawowym szkielecie - Drake próbuje odnaleźć jakiś skarb, ale w trakcie okazuje się, że sytuacja nie jest tak prosta jak mogłoby się wydawać. Czyli praktycznie od ręki dostajemy klasyczny, podzielony na trzy części scenariusz - zew przygody, eskalacja, zwrot wraz z zakończeniem. Problem z przeniesieniem takiego Uncharted na wielki ekran ujawnia się, kiedy w trakcie gry zajrzymy w statystyki i okazuje się, że w trakcie zabawy uncharted-4-screenshot-16-15jun15.jpgzamordowaliśmy jakieś trzysta osób. Pewnie, film jest krótszą formą, ale wciąż nie możemy pozwolić głównemu bohaterowi wybić równowartości pięciu drużyn piłkarskich, bo zrobi się z tego groteska. Ale gdyby tylko ugrzecznić trochę konflikt i zmniejszyć liczbę ciał, to wyszło by z tego naprawdę dobre kino przygodowe. 

 

Uncharted to prościzna, ale czy równie łatwo byłoby zrobić film z mniej kinowej gry? Czy taki na przykład Doom mógłby być dobrym filmem? Adaptacja z 2006 roku pokazała nam już jak nie powinno się tego robić, ale czy jest w takim razie sposób na zrobienie Doomowi dobrze? Doom-Gallery-10.jpgMoim zdaniem nie. Doom to prosta historia o tym jak jeden facet wymordowuje pół piekła i idzie mordować dalej. Bardzo dobitnie pokazała to ostatnia część gry, w której główny bohater jest mającą w nosie wszystko prócz zabijania niemową. Ok, Bethesda dorobiła do tego jakąś tam ideologię i w obrębie gry ma to nawet sens. Szkoda, że nijak nie da się przekuć tego na filmowy scenariusz, bo nie wiem jak ty, ale ja nie wyobrażam sobie oglądania przez półtorej godziny jak zamknięta w futurystyczny pancerz niemowa morduje kolejne setki demonów. Można oczywiście zmienić założenia i dorzucić jakiś mniej odjechany cel, ale wtedy wyjdzie z tego taki sam szrot, jak to co oglądaliśmy już dziesięć lat temu. 

 

Wielu użytkowników for i innych message boardów które odwiedzam krzyczy ile sił, że Hollywoodem zarządzają kretyni skoro jeszcze nie zrobili filmu Metal Gear Solid. Przecież Kojima i tak wzorował się kinem tworząc swoją serię, a kolejne części pełne są scen robiących efekt "wow". Nic tylko adaptować. pobrane.jpgTylko czy faktycznie przerobienie takiego Metal Gear Solid (pierwsza część) na język kina dałoby zadowalający efekt? Zastanówmy się przez chwilę jak taki film by wyglądał. Komandos składający się po wojskowej bazie, co chwilę mordujący kolejny czarny charakter. I tak przez dwie godziny. Przy takim natłoku postaci jestem przekonany, że każda z nich byłaby płaska jak kartka papieru. MGS to historia A, czyli Snake udaremniający atak terrorystyczny, B czyli romans z Meryl, C czyli przyjaźń z Otaconem, D czyli wątek Gray Foxa, E czyli rywalizacja braci, F czyli romans Otacona i Sniper Wolf, zdrady, zwroty akcji i setki innych mniej czy bardziej istotnych drobiazgów. W takiej formie film jest dosłownie niemożliwy do zrobienia, a zmiana koncepcji sprawiła by, że do plakatu można by przypiąć dowolny inny tytuł, bo z Metal Gear Solid miałby wspólnego tyle co z Ucieczką z Nowego Jorku - imiona postaci. 

 

To może chociaż animacja? Tutaj pole do popisu jest o tyle duże, że gry takie jak Ratchet i Clank, czy inne the Legend of Zelda już mają odpowiedni styl i to zarówno graficzny, jak i fabularny. Zeszłoroczny film o przygodach Ratcheta nie był może świetnym, ale dało się go obejrzeć bez zgrzytania zębami. Inna sprawa, że mówię to jako fan serii znajacy wszystkich bohaterów na wylot. Słyszałem ratchet-and-clank-screenshot-02-psv-us-10jun15.jpgopinie, że dla osób nie znających tematu film był niejasny i płaski. Zawiniło tu więc zbytnie poleganie na oryginale, a przecież nie trzeba było do jednego filmu pakować aż trzech antagonistów. Z Zeldą problemem mogłaby być zbytnia bliskość do oryginału. Link nie gada, a magia gier z jego udziałem polega w dużej mierze na radości eksploracji ciekawych terenów. W filmie główny bohater raczej musiał by mówić, a i efekt "wow" związany z odkrywaniem nowych miejsc i sekretów musiałby pójść w niepamięć. Reasumując, Ratchet ma zadatki na ciekawe kino. Zelda? Nie specjalnie. 

 

Mimo szczerych chęci nie łatwo jest przełożyć język gier na język filmu, tak samo jak film nie łatwo jest przerobić na grę, a książkę na film. Wydaje mi się, że najlepsze rezultaty osiągamy biorąc z danego tytułu pewne charakterystyczne cechy, jak specyficzne ujęcia, lokacje, klimat, najważniejsze elementy fabuły, a resztę tworząc od nowa, niejako bazując na oryginale a nie próbując przepisać go na film. Stąd wzięły się sukcesy pierwszego Mortal Kombat, Silent Hilla, Prince of Persia, czy najlepsze growe dzieło Uwe Bolla - Postal. Jasne, żaden z tych filmów arcydziełem nie jest (zwłaszcza Postal), ale jak najbardziej da się je oglądać i czerpać z tej czynności przyjemność. W dobie zalewającego nas filmowego szrotu myślę, że to już całkiem nieźle. 

 872957-uwe.jpg

Zapraszam na www.co-z-tym.bloog.pl i fanpage www.facebook.pl/coztym :)

Oceń bloga:
8

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper