Batman: Hush

Jeśli lubisz komiksy to pewnie jesteś świadom istnienia czegoś takiego jak Wielka Kolekcja Komiksów Marvela. Fajna inicjatywa, niestety nie zacząłem zbierać od początku i musiał bym dzisiaj wydać horrendalne pieniądze, żeby nadgonić, więc odpuściłem. Na szczęście dobrzy ludzie z Kolekcje Eaglemoss zauważyli, że skoro jest Marvel, to przydałoby się też DC. Buuuum i tak powstał choc... Tfu, Wielka Kolekcja Komiksów DC! Kiedy piszę te słowa na rynku znajduje się już pierwsze pięć numerów. Są to Batman: Hush 1 i 2, Green Arrow: Kołczan 1 i 2 oraz Batman i Syn. Postaram się jak najprędzej napisać co myślę o tych pierwszych wydawnictwach, a następne numery będę recenzował w tempie jeden zeszyt na tydzień (o ile oczywiście na zawiedzie prenumerata).
Tak więc Batman: Hush jest historią napisaną w 2002 roku przez Jepha Loeba, opatrzoną rysunkami Jima Lee. Mroczny Rycerz zauważa, że jego wrogowie zaczynają się zachowywać w dziwny, nieodpowiedni sobie sposób. Jednocześnie ktoś dobrze poinformowany na temat Batmana zaczyna powoli zarzucać sieć w którą koniec końców ma wpaść Rycerz Gotham. Historia pełna jest zwrotów akcji, intryg i fałszywych tropów. Prawdopodobnie zgadywał bym do samego końca gdyby nie to, że grałem w gry z serii Arkham więc rozwiązanie zagadki znałem jeszcze zanim zacząłem czytać.
Rysunki Lee są fantastyczne i nie raz pojedyncze kadry potrafią zająć całą stronę. Akcja jest bardzo czytelna, a kostiumy bardzo opinające, if you know what I mean. Dosłownie pożerałem wzrokiem poszczególne kadry, a i tak
ciężko było znaleźć coś do czego można by się przyczepić. Co innego sama historia, choć mam wrażenie, że moje problemy z tym komiksem to bardziej czepialstwo niż faktyczne problemy. Po pierwsze, historia jest bardzo poważna. Traktuje o miłości, zaufaniu, przyjaźni, śmierci i paru innych rzeczach. Uważam, że Superpies, czy jak tam się ten labrador Supermana nie nazywa, zupełnie nie pasuje do tego klimatu. Z jednej strony super poważny, mroczny klimat. Z drugiej latający pies w pelerynie. Drugim "ale" jest sama historia, a konkretnie jej koniec, czy raczej brak końca, ponieważ mimo, że dostajemy aż dwa tomy, po pięć wydań w każdym, to historia nie znajduje końca. Jest to może w pewnym sensie zakończenie, ale zasadniczo nadal nie wiemy co planuje i co skrywa pod bandażami Hush. To jest chyba, że grało się w Arkham Knight.
Podsumowując, Batman: Hush jest świetnie poprowadzoną, wciągającą historią opatrzoną pięknymi rysunkami. Eaglemoss postarali się o porządny przekład, dobrej jakości (choć w pierwszym tomie lekko przykry w zapachu) papier, a nawet bonus w posta
ci przedruku klasycznej opowieści związanej z tematem danego tomu na końcu każdego wydawnictwa. Niestety całość po przeczytaniu pozostawia niedosyt, ponieważ chciałoby się, żeby więcej wątków znalazło swoje rozwiązanie. Mimo to, jest to historia zdecydowanie godna polecenia.
Na koniec dwa słowa o wspomnianych wyżej klasycznych komiksach. W pierwszym tomie wydawca daje nam do zapoznania się pierwszą w historii opowieść o człowieku nietoperzu, zwanym jeszcze wtedy Bat-manem, czyli Detective Comics #27. Natomiast w drugim tomie dostajemy numer w którym po raz pierwszy przedstawiona została smutna przeszłość Bruce'a Wayne'a. Nie powiem, ciekawie jest zobaczyć jak to wszystko się zaczęło, ale patrząc na jakość tak historii jak i szaty graficznej, nie dziwię się, że komiksy tak długo traktowane były jako coś gorszego. Zdecydowanie nie każdy doceni te klasyki.