Zbugowany crap, czy wartościowa gra?

BLOG RECENZJA GRY
2223V
Darek | 31.07.2014, 22:30

Czy ostatnia odsłona przygód Batmana w świecie wykreowanym przez Rocksteay faktycznie zasługuje na zmieszanie z błotem, czy może jest to mimo wszystko warty uwagi, pełnowartościowy tytuł? Przekonajmy się.

Zostałem tatą! Okej, skoro to mamy już z głowy, to możemy porozmawiać o ostatniej odsłonie przygód Batmana w świecie Arkham. Choć tak naprawdę nie jest to w żaden sposób "kolejna" część, a raczej pierwsza, jako, że mamy do czynienia z preuelem, a konkretnie z popularnym ostatnimi laty motywem - "jak to się zaczęło?" Lecz zanim zaczniemy, kilka słów dygresji.

opinia publiczna.jpg

Od wielu lat mówi się, że prasa to tak zwana czwarta władza. Chodzi o to, że lwia część społeczeństwa bierze drukowane słowo za stu procentową prawdę nie dopuszczając nawet do siebie myśli,  że dana wypowiedź może w większym, bądź też mniejszym stopniu mijać się ze stanem faktycznym. W dwudziestym pierwszym wieku świadomość społeczna znacznie poszła w górę, lecz nadal, jeśli przeciętny zjadacz chleba przeczyta o czymś w drukowanej prasie, a następnie znajdzie potwierdzenie tych słów w innym wydawnictwie, to zaczyna traktować to jako prawdę, bo przecież wszyscy o tym mówią, każdy to wie... No nie? Niezwykle rzadko zdarza się, żeby prasa nie była opiniotwórcza. Bardzo ciężko jest napisać zupełnie obiektywny tekst o czymkolwiek, no chyba, że piszemy sprawozdanie z jakiegoś wydarzenia i bardzo uważamy, żeby na papier przelać jedynie suche fakty, bez ubarwiania ich swoimi własnymi przemyśleniami. Sprawa staje się jeszcze bardziej skomplikowana w branży takiej jak nasza (growa - jakby ktoś miał wątpliwości). No bo jak napisać obiektywną recenzję? Przecież po to recenzent ogrywa dany tytuł aby sprawdzić jak wpisuje się on w jego gusta, a następnie przelewa swoje wrażenia na papier, wystawiając na koniec ocenę. Swoją subiektywną ocenę - coś o czym wielu internetowych malkontentów często zapomina. Jako fan PSX Extreme lubię czytać tworzone przez chłopaków teksty i mimo, że więź między redaktorem a czytelnikiem w tym konkretnym wydawnictwie jest raczej mocna, to tak na prawdę nie znamy się przecież osobiście odkąd razem waliliśmy w pieluchę i to, że Roger uznał, że dany tytuł jest jedną z lepszych gier w jakie w życiu grał nie oznacza, że nie włączę jej i po dwóch godzinach nie stwierdzę, że dla mnie jest beznadziejna i nudna jak diabli.

gracz.jpeg

Ale odbiegam od tematu (który i tak przecież jest tylko luźno związany z głównym tematem. Incepcja, czy co?). Jako gracze, prawdziwi gracze, ci którzy pasjonują się kolejnymi grami wydawanymi przez swoich ulubionych developerów, którzy uczynili z gier swoje hobby, a może nawet i styl życia, nie satysfakcjonują nas informacje podane przez jedno tylko źródło. Chcemy wiedzieć jak najwięcej o tym, co nas interesuje, więc odwiedzamy wiele różnych portali poświęconych grom, czytamy prasę drukowaną, oglądamy poświęcone grom materiały wideo. I nawet my narażeni jesteśmy na zjawisko, które opisałem wyżej. Jeśli chociaż kilka różnych portali napisze, że jakaś gra jest świetna i w ogóle dlaczego jeszcze jej nie masz, to i w naszej głowie zaczyna kiełkować chęć pogrania w nią, wsiąknięcia, bycia częścią tej grupy wtajemniczonych, którzy wiedzą, że mają do czynienia z czymś więcej, jak tylko kolejną prostą gierką - dziełem. Tak. Niestety, działa to również w drugą stronę. Gra może zostać mocno skrzywdzona, ponieważ kilka opiniotwórczych person stwierdzi, że jest w niej coś nie tak. I nagle nie chcesz już w nią grać. Masz wręcz żal do developera, że tak pokpił sprawę, bo może nawet chciałeś kupić ten tytuł, ale po tylu negatywnych opiniach zapał gdzieś zniknął. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dokładnie taka przykrość spotkała grę, o której chcę wam dzisiaj opowiedzieć.

arkham origins logo.jpg

Batman Arkham Origins jest trzecią częścią przygód Mrocznego Rycerza w wykreowanym przez studio Rocksteady cyfrowym Gotham. Po nowatorskim i niesamowicie grywalnym Arkham Asylum i rozbudowującym pokochaną przez graczy formułę, niemalże bezbłędnym Arkham City, chłopaki z Rocksteady usunęli się w cień, aby móc w spokoju pracować nad nadchodzącym na konsole nowej generacji Arkham Knightem. Aby gracze nie zapomnieli o przygodach Bruce'a Wayne'a i aby zapełnić lukę wydawniczą, stworzenie kolejnej odsłony zlecono innemu studiu - Warner Bros. Games Montreal i aby nie kłóciła się ona z wizją ojców serii, postanowiono stworzyć prequel. Fani zareagowali na wieść o zmianie developera raczej nerwowo. Czy nowemu zespołowi uda się odtworzyć wszystkie te motywy, które świadczyły o sile pierwszych dwóch części, a jednocześnie dadzą radę dodać coś ciekawego od siebie? Pytaniom nie było końca. Aż w końcu światło dzienne ujrzał pierwszy konkretny trailer gry - niesamowicie wyglądająca i bardzo klimatyczna wstawka CGI, która zapowiadała wydarzenia przedstawione w grze. Nerwica fanów lekko opadła - w końcu trailer był na prawdę mocny. Następnie pojawiły się urywki samej rozgrywki i w tym momencie większość osób czekających na nowego Batmana odetchnęła z ulgą. Gra wygląda równie dobrze jak poprzedniczki, a i developer był na tyle inteligentny, aby nie zmieniać rozgrywki, która przecież dostarczała masę frajdy w oryginale (a po co zmieniać coś co nie tyle nie jest zepsute, co wręcz chodzi jak doskonale skonstruowany szwajcarski zegarek). Wydawało się, że szykuje się kolejny hit, co z resztą nie jest do końca nieprawdą, ponieważ jakby nie patrzeć gra rozeszła się w około czterech milionach egzemplarzy (dane wg vgcharts). Gra miała ukazać się na dniach, więc w internecie i w prasie zaczęły pojawiać się recenzje. Tytuł absolutnie nie zgarnął złych ocen, a ich średnia na gamerankings wynosi dziś ponad 73%. Co więc się stało? Diabeł tkwi w szczegółach. Autorzy tekstów narzekali na gęsto występujące bugi, a niektórzy donosili wręcz o błędach uniemożliwiających ukończenie gry. Oburzonym głosom tłumu nie było końca. Wieść, że Arkham Origins jest tak zabugowane, że nie da się go skończyć poszła w eter i niemalże wszyscy, łącznie z ludźmi którzy ostatniego Batmana nie widzieli nawet na oczy, zaczęli wieszać na produkcji WB psy. Pamiętam, jak użytkownicy PPE.pl namawiali się nawzajem do obchodzenia nowej gry z Uszatym szerokim łukiem, co tylko pogłębiło się w momencie, kiedy na światło dzienne wyszła informacja, że zamiast naprawić irytujące wszystkich błędy w kodzie, developer wypuści odpłatną kontynuację historii w formie DLC. No ewidentny skok na kasę przecież!

75 lat.jpg

W owym czasie byłem jednym z rzeczonych malkontentów. Uwielbiałem gry stworzone przez Rocksteady, ale rzekome niedbalstwo nowego developera i nastawienie na jak największy zysk zamiast satysfakcji klienta, sprawiły, że odechciało mi się wydawać ciężko zarobionych pieniędzy na nowego Batmana. Na szczęście jakiś czas temu na Playstation Store  pojawiła się promocja na wszystkie dostępne w serwisie gry, w których występuje Gacek (75 urodziny Najlepszego Detektywa Na Świecie). Stwierdziłem, że proponowana przez Sony cena warta jest podjęcia ryzyka... JAK JA SIĘ CIESZĘ, ŻE DAŁEM SIĘ SKUSIĆ!

wrogowie.jpg

Batman Arkham Origins umiejscowione zostało na samym początku działalności Najgorszego Koszmaru Przestępców Gotham - słuchając z ukrycia rozmów różnych zbirów dowiadujemy się, że większość z nich nigdy nie widziała Batmana, a nawet uważa, że to tylko mit. Mamy Wigilię, a Black Mask, jeden z bossów podziemia Gotham City, wyznacza wysoką nagrodę za głowę Nietoperza. Chętnych do zainkasowania grubszej sumki nie brakuje, a są wśród nich takie klasyki jak Bane, Deadshot, Deathstroke, czy Copperhead (w tej wersji jako kobieta). Młody i impulsywny Wayne musi dowiedzieć się kto i dlaczego chce się go pozbyć. Lecz czy młodszy, mniej doświadczony, a bardziej brutalny Mroczny Rycerz podoła zadaniu?

Powiem wam tak - fabuła w Origins to najmocniejszy punkt programu. Spokojnie przebija zarówno Asylum, jak i City i sama w sobie jest już wystarczającym powodem, aby wszyscy fani Uszatego zechcieli sięgnąć po to niewielkie pudełko stojące na półce w sklepie. Na tym zakończę gadanie o przedstawionej w grze historii, bo każdy powinien samodzielnie cieszyć się z odkrywania jej kolejnych tajemnic.

inwestygacja.jpg

WB Montreal nie próbowało wynaleźć koła na nowo, więc mamy tu do czynienia z większą ilością wszystkiego tego, co poznaliśmy już przy okazji poprzednich części. Latamy po mieście, przeczesujemy otoczenie za sprawą trybu detektywa oraz eliminujemy przeciwników, tak po cichu, jak i w otwartych starciach. Developerowi udało się nawet wprowadzić patent, o którym Rocksteady jakby zapomniało - inspekcję miejsc zbrodni. W końcu nie bez powodu mówi się, że Batman jest najlepszym detektywem na świecie, a co w poprzednich grach nie było zbytnio wyeksponowane. Kiedy znajdziemy w mieście czyjeś zwłoki, możemy, poszukując znajdujących się w pobliżu poszlak, odtworzyć przebieg wydarzeń i ustalić kto, a następnie dlaczego, popełnił rzeczoną zbrodnię. Jest to zdecydowanie udany element rozgrywki, jednakże w moim odczuciu, nie został on należycie wyeksponowany. Miejsca zbrodni, które pojawiają się w grze można zliczyć na palcach obu dłoni, a większość z nich to mało znaczące misje poboczne.

mapa.jpg

Tym razem w ręce graczy również oddano pewien wycinek Gotham City. W poprzedniej części szybowaliśmy między budynkami odseparowanej części miasta, która została przerobiona na więzienie. Nie była to w żadnym wypadku największa dostępna do eksploracji mapa w historii gier free roamingowych, lecz należycie spełniała swoje zadanie, a wyszukiwanie kolejnych, pochowanych na ulicach smaczków dawało masę frajdy. Tym razem developer oddał graczom do dyspozycji dwa razy tyle terenu co ostatnim razem. Nic tylko się cieszyć. Niestety, w Origins na murach miasta nie ma już ukrytych aż tylu odniesień do różnych postaci i wydarzeń ze świata Nietoperza, więc czasami podróż z punku A do punktu B potrafi być wręcz odrobinę nudna. Sytuacji nie ratuje wcale fakt, że szybując, Gacek potrafi przelecieć obok całego rzędu budynków, a opcja zaczepienia się o któryś z nich może wcale się nie pojawić. Do samego końca nie byłem pewien które budynki pozwolą mi przedłużyć lot, a które nie. Na szczęście WB przeczuwając, że przemieszczanie się po coraz większym mieście może na dłuższą metę okazać się nudne, dodało opcję szybkiej podróży i uwierzcie mi - pod koniec gry będziecie z niej korzystać przy każdej możliwej okazji.

riddler.png

Naturalnie, prócz wątku głównego Batman może podjąć się wielu wyzwań pobocznych, takich jak poszukiwanie innych znanych zbirów, którzy akurat nie próbują (aktywnie) go zabić, rozwiązywanie zagadkowych morderstw, obijanie twarzyczek zbiegłym więźniom, poszukiwanie szpiegów i urządzeń porozstawianych po mieście przez Riddlera, a także stawianie czoła znanym z poprzednich części wyzwaniom Łowcy i Walki. Rozprawienie się z głównym wątkiem nie powinno za pierwszym razem zająć więcej jak osiem godzin, jednak liczbę tę należy pomnożyć przez dwa, jeśli zależy wam na zobaczeniu obok zapisanej gry magicznego 100%. Jeśli nawet po tym będziecie czuć niedosyt, to zawsze zostaje jeszcze zaliczenie Nowej Gry + oraz nowego  trybu "I Am The Night", w którym każda śmierć wiąże się z rozpoczęciem przygody od nowa. Dla każdego coś miłego.

bug.jpg

Jasne, wspomniane we wstępie błędy występują i to dosyć często. Parokrotnie zdarzyło mi się wcisnąć między dwa obiekty i zablokować, przez co musiałem zaczynać grę od ostatniego checkpointa, które z resztą też nie zawsze tworzą się wtedy, kiedy teoretycznie powinny, przez co zdarza się, że po śmierci trzeba nadrobić jakieś dziesięć - piętnaście minut gry. Co by jednak nie mówić, nie są to bugi zabijające przyjemność z obcowania z grą, a i nie miałem wątpliwej przyjemności natknąć się na żaden większy wciach, który zmusiłby mnie do rozpoczęcia gry od nowa, więc musiałem posypać głowę popiołem i stwierdzić, że wspomniane we wstępie plotki były zwyczajnie przesadzone.

origins main.jpg

Jeśli jesteś fanem przygód Mrocznego Rycerza, a nie zainwestowałeś jeszcze w Arkham Origins ze względu na negatywne opinie, których pełno jest w internecie - podejmij wyzwanie. Nie wiem, czy WB Montreal w końcu spięło pośladki i połatało swoją grę, czy miałem zwyczajnie szczęście, a może po prostu plotki o jej kiepskiej jakości są przesadzone. Wiem natomiast, że Arkham Origins to fabularnie zdecydowanie najciekawsza odsłona serii, która w dalszym ciągu wygląda i prowadzi się równie dobrze jak jej poprzedniczki. Nie jest to pod żadnym pozorem gra idealna, ale jeśli dasz jej szansę, to na pewno dostarczy Ci wielu godzin świetnej zabawy, do której przyzwyczaiły Cię pierwsze dwie części serii Arkham.

P.S.

W Origins autorzy zmienili aktorów podkładających głosy pod Batmana i Jokera - niesamowitych Kevina Conroya i Marka Hamilla. Tym razem głosem Gacka jest, znany chociażby z roli uganiającego się za zombie Chrisa Redfielda, Roger Craig Smith. Jokerem z kolei jest rozchwytywany ostatnio w branży Troy Baker (chociażby Joel w the Last of Us). I wiecie co? Grając, zapomniałem, że to nie te same głosy co zwykle. To jest talent!

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - Wciągająca historia
  • - Jeszcze większe miasto do eksploracji
  • - Gier z serii Arkham nigdy za wiele

Wady

  • - mało nowości
  • - pierdyliard drobnych bugów
  • - ponoć można trafić na błąd nie pozwalający ukończyć gry
Piotrek Kamiński

Piotrek Kamiński

Arkham Origins zdecydowanie nie jest tak złe, jak głosi opinia tłumu. W odbiorze wciągającej fabuły pomaga znany i lubiany styl rozgrywki, przeszkadza natomiast natłok pomniejszych błędów, które mimo wszystko nie psują ogólnej frajdy z grania.

8,0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper