MARVEL'S SPIDER-MAN: RECENZJA PRZECIĘTNEGO GRACZA.

BLOG RECENZJA GRY
562V
MARVEL'S SPIDER-MAN:  RECENZJA PRZECIĘTNEGO GRACZA.
your_tapeworm | 26.09.2018, 21:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Uwielbiam gry, zwłaszcza te dobre. Nie ma dla mnie znaczenia, czy bawię się na PC czy na konsolach ani przez kogo sprzęt został wyprodukowany. Postać Spider-Man’a jest mi znana tylko powierzchownie. Oczywiście, że kojarzę Petera Parkera, nawet go lubię, ale nie jestem fanem tej postaci. W dzieciństwie oglądałem kreskówkę, gdzieś w ręce wpadł mi komiks, na ‘’szaraku’’ przeszedłem kiedyś ‘Enter Electro’, ale to tyle. Zero sentymentu, żadnych uprzedzeń. Jeśli jesteś w podobnej sytuacji, ta recenzja jest dla Ciebie.

JESTEM SPAJDERMENEM!

 

     Jest 7:25 rano. Właśnie odłożyłem pada i skończyłem oglądać napisy końcowe. Nie, nie grałem całą noc, po prostu lubię wcześniej wstawać i zatapiać się w wirtualnej rzeczywistości, mając pewność, że nikt nie będzie mi przeszkadzał. Jestem graczem, który bardzo ceni sobie immersję i na tym polu nowe przygody pająka nie zawodzą. Jako dzieciak robiłem dziury w szaliku i zawiązywałem sobie nim oczy, a potem ku zdziwieniu ojca prosiłem go, żeby objechał mnie taśmą bezbarwną, kiedy trzymałem pomalowane zieloną kredką kawałki tektury, które miały imitować żółwią skorupę. Dziś wystarczy chwycić pada, nasunąć na uszy słuchawki, przysunąć się bliżej do telewizora i proszę, jesteś Spider-Man’em. W przeciwieństwie do ‘Wojowniczych Żółwi Ninja’, postać pająka ma godnego reprezentanta na obecnej generacji konsol i za to ekipie z Insomniac należą się duże brawa.

     Nie mogło być inaczej. Twórcy osadzili najnowsze przygody Petera Parkera w otwartym świecie, bo tylko w takim środowisku nasz bohater mógł w pełni rozwinąć skrzydła, to znaczy sieci. Mamy więc misje główne oraz masę zadań pobocznych, między którymi poruszamy się dzięki pajęczym mocom. To znaczy nikt nam nie zabroni spacerować po ulicach Nowego Yorku, ale nie oszukujmy się – powietrzna eksploracja to najlepszy element tej układanki i to właśnie ona robi tu robotę. Przemieszczanie się po mieście jeszcze w żadnej innej grze nie dawało tyle frajdy. Doskonale oddano tu uczucie pędu, gdy mkniemy tuż nad zakorkowanymi ulicami. Płynność naszych ruchów też ma tu znaczenie. Spamowanie R2 nie jest tutaj drogą do sukcesu. Wszystko trzeba robić z wyczuciem i uważać, dokąd się leci, bo nasz bohater nie przyklei swoich sieci do nieba. Na początku wcale nie jest tak łatwo zachować płynność, ale z czasem nabieramy wprawy i odblokowujemy umiejętności, które pomagają nam osiągnąć zamierzone efekty. Pod koniec gry odprawiamy w powietrzu taki balet, że klękajcie narody. I to jest świetne. Jeżeli zamiast ganiać za zadaniami fabularnymi latacie od znajdźki do znajdźki, to nie martwcie się – to normalne. Ten element jest tak dobrze zrobiony, że po mieście po prostu chce się fruwać i będziecie zmuszać się żeby przestać, bo wypadałoby przecież zacząć w końcu ten główny wątek. Ale gdyby Spider-Man tylko bujał się po mieście, to nie byłby super-bohaterem. Na to miano trzeba sobie zasłużyć, okładając jakiś zwyrodnialców po pysku i w ten sposób przechodzimy drugiej najważniejszej składowej tego tytułu.

 

JEB, JEB, JEB!

Gdyby walka miała w sobie tyle świeżości co eksploracja to zamiast wściekać się na Wojtka, że wlepił grze ‘dychę’ to przybiłbym mu ‘piątke’. Grałeś w Batmana? Grałeś. W Mad Max’a? Grałeś. A w Sleeping Dogs? No grałeś. Czyli można śmiało powiedzieć, że grałeś i w nowego Spider-man’a. Pomijajac pajęcze gadżety, system walki w grze Insomniac to kopiuj-wklej z mrocznych przygód uszatego przyjaciela, z którego to korzystały również wyżej wymienione tytuły. Jedno jest jednak pewne. Jest to najbardziej efektowna wersja tego systemu walki. Pająk rusza się jakby miał ADHD, jest gibki, zwinny i pomimo braku butów, kopniaki ma tak mocne, że pękają szczęki, a nam cieszy się micha gdy oglądamy jeden z finisherów w zwolnionym tempie. Gdy jednak skupimy się na samej mechanice, to dostajemy batmanowy standard – ciosy, uniki, kontry, gadżety. Dzięki pajęczym mocom rzucimy też przedmiotami, czy użyjemy pułapek środowiskowych, na przykład zwalając rusztowanie na głowy niczego nie spodziewających się wrogów. Jest miło, efektownie oraz przyjemnie, ale Parkerowi należy się ‘pała’ za innowacyjność. Muszę też wspomnieć o tym, że czasem na polu walki panuje niezły chaos. Na przykład, gdy pruje do nas na raz kilka karabinów, a my nie możemy nawet wykonać porządnej serii ciosów, bo co dwie sekundy nasz pajęczy zmysł informuje nas po tym, że jesteśmy namierzani i trzeba zrobić unik.

 

Ci….Cichutko…..Ci…JEB, JEB, JEB!

Podobno podczas snu przeciętny człowiek zjada około dziesięciu pająków rocznie. Nic dziwnego. Pająki poruszają się cichutko i bez problemu dostają się niezauważone do naszej jamy ustnej. Jak się więc domyślacie, Peter Parker również potrafi się poruszać bezszelestnie. Nie podoba mi się jednak sposób w jaki odbywa się to w grze. Wszystko jest tu takie zautomatyzowane i uproszczone. Z miejsca na miejsce przemieszczamy się wybierając punkt docelowy i wciskając spusty. Pod przechodzącym pod nami wrogiem wciskamy kwadrat i już po krótkiej animacji mamy delikwenta przyklejonego do ściany, ewentualnie traktujemy go z sieci na dystans. Nasz pajęczy zmysł informuje nas także o tym, kiedy jest bezpiecznie zdjąć danego przeciwnika, unikając w ten sposób alarmu, przez co znika całkowicie jakikolwiek element taktyczny czy emocje związane z działaniem po cichu. Na domiar złego gra sama decyduje o tym, kiedy nasi wrogowie zorientują się, że jest ich mniej i nagle zaczynają do nas walić jak do kaczki, nawet jeśli jesteśmy ukryci a oni nie dostrzegli żadnego ciała. Wtedy też przez wszelkie możliwe drzwi wlewają się kolejne fale wrogów uzbrojone w karabiny i wyrzutnie rakiet i zaczyna się impreza. Jednym słowem za pozostawanie w cieniu nie ma żadnej nagrody. Satysfakcji też jakby brakuje, bo mechanicznie i logicznie rzecz biorąc ten element jest po prostu biedny.

Ale to i tak pikuś. Co jakiś czas gra pozwala nam przejąć kontrolę nad alternatywnymi postaciami. Jak wtedy wygląda gameplay? Nie najlepiej. W najlepszym wypadku eksplorujemy pomieszczenia lub prowadzimy dialogi. W najgorszym, czyli praktycznie za każdym razem, skradamy się. Postacie, którymi kierujemy nie posiadają żadnych mocy, więc nasze działania ograniczają się do żmudnego przemieszczania się od osłony do osłony. Całość jest banalnie prosta, bo nasi wrogowie są ślepi a drogi ich obejścia oczywiste. Rozumiem chęć twórców do urozmaicenia rozgrywki i potrzebę, żeby fabularnie pokazać wydarzenia z innej perspektywy, ale nie tędy droga. Wolałbym już chyba zwyczajną cut-scenkę, bo i tak emocje są jak na grzybach.

 

ZAGRAJMY W BIOSHOCKA! A NIE, TO FAR CRY…. znaczy się, TO SPIDER-MAN!

Co robi nasz bohater gdy nie jest Spider-Man’em, a zwykłym Peter’em Parker’em? Pracujemy w laboratorium lub pomagamy w schronisku cioci May. Laboratorium to miejsce, gdzie prowadzimy badania razem z pewnym profesorem i prowadza się to wszystko do tego, że musimy zaliczyć kilka mini gierek. Choć właściwie to nie musimy, ale o tym za chwilę. Pamiętacie mini gierkę z Bioshock’a gdzie układało się rury pod lecącą wodę? Tu mamy dokładnie to samo, po prostu inne nazewnictwo i zamiast rur i wody mamy prąd i jakieś układy scalone czy coś. Nie jest to specjalnie zajmujące, z czego zdawali sobie sprawę nawet twórcy, pozwalając nam po chwili pominąć całą sekwencję i ruszyć dalej z fabułą. Przynajmniej tutaj się zlitowali. W schronisku nie robimy właściwie nic ciekawego, ale co jakiś czas gra zmusza nas, żeby się tam udać, pogadać z ciotką czy innymi postaciami pobocznymi. W obydwu przypadkach efekt jest taki, że jak najszybciej pragniemy znaleźć się po drugiej stronie drzwi i znów bujać się między wieżowcami na tle zachodzącego słońca.

A za tymi drzwiami czeka na nas zasypany aktywnościami pobocznymi Nowy York. Czym byłaby mapa w sandboxie, gdyby nie zasypać jej mini misjami, prawda? Na szczęście w tej kwestii Spider-Man robi dobrze dwie rzeczy. Wspomniane wcześniej miodne poruszanie się po mieście oraz rozsądne dawkowanie atrakcji. Najpierw odblokowujemy wieże, dzięki którym odsłania się mapa, oraz pozostałe aktywności – Plecaki do zebrania, włamania które trzeba powstrzymać czy pościg za przestępcami. Dopiero z czasem dorzucane są kolejne wyzwania. Widać, że twórcy chcieli urozmaicić te elementy, ale i tak wszystkie sprowadzają się do fruwania między budynkami i tłuczeniem bandytów. Ale w końcu o tym jest ta gra i nie mam zamiaru się o to czepiać. Osobiście w połowie gry przejadły mi się zadania poboczne i przestałem je robić. Wyzbierałem jedynie plecaki, zanim zacząłem główną fabułę, tak bardzo podobało mi się poruszanie po mieście. Fajnie, że jest opcja przedłużenia sobie zabawy. Mi w zupełności jednak wystarczyło i po skończeniu wątku głównego nie wróciłem ponownie do Nowego Yorku, żeby wyczyścić mapę. Jeśli jednak chcecie zdobyć wszystkie kostiumy w grze oraz odblokować całe drzewko umiejętności to przygotujcie się na kolejne godziny grania.

 

JAK TU PIĘKNIE…

Grafika, w przeciwieństwie do gamelpayu, robiła na mnie wrażenie od początku do końca. Nowy York wygląda znakomicie. Pomimo tego, że lwią część gry spędzamy w powietrzu, to twórcy zadbali o to, żeby miasto tętniło życiem. Po chodnikach przechadzają się tłumy (można sobie z nimi strzelić fotkę albo przypić ‘piątkę’), po ulicach wolno suną auta. Otoczenie jest bogate w detale, w mieście nie brakuje charakterystycznych budynków, a całość nocą wygląda po prostu przekozacko. Czasem, gdzieś dalej trafią się troszkę nieostre tekstury, ale jest to mały, nieistotny szczegół. Największe wrażenie zrobiło na mnie wykonanie twarzy. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że jest to poziom zbliżony do Until Dawn czy Uncharted 4. Każde zadrapanie, zmarszczka, pot spływający po skroniach, żyły pulsujące na czole – wszystko to wygląda bardzo naturalnie i całość chłonie się dzięki temu, oraz znakomitej animacji, niczym dobry film przygodowy.

Grałem w wersję PL, czego zazwyczaj nie robię, ale postanowiłem spróbować. Nie żałuję, choć czasem krzywiłem się z niesmakiem, bo coś zabrzmiało mało naturalnie. Skoro jednak nie zmieniłem lektora aż do końca, to nie mogło być aż tak źle. Muzyka nie zapadła mi specjalnie w pamięć. Fakt, epickie dźwięki towarzyszące nam podczas bujania się po mieście robią robotę, ale poza tym, żadne melodie nie przykuły mojej uwagi. Dobra robota, po prostu. Nie ma co się tu rozwodzić nas warstwą muzyczną tego tytuły.

 

WSZYSTKO CO DOBRE…DOCZEKA SIĘ KONTYNUACJI

Nie czyń drugiemu, co Tobie nie miłe. Znacie to? Nie lubię, gdy recenzent przez dwa akapity truje mi o fabule, więc nie będę rozwijał tego wątku. Po pierwsze dlatego, że nie jestem żadnym specem od tego uniwersum, po drugie patrz wyżej. I mniej wiesz tym lepiej śpisz. Im mniej się dowiesz z recenzji, tym więcej sam odkryjesz. Powiem tylko tyle. Nie spodziewałem się, że gra o Spider-Manie wzbudzi we mnie jakieś emocje, ale cholera twórcom się to udało. Zaatakowali mnie z nienacka i trafili. Wielki plus za to, bo szczerze nie pamiętam, której grze się to udało ostatnio…Życzę wam podobnych emocji i tego, że podobnie jak odłożycie tą grę na półkę z uśmiechem na ustach.

 

PS. Proszę o wyrozumiałość. Jest to moja pierwsza recenzja od 2001 roku, w którym to zrecenzowałem grę GTA 3 dla szkolnej gazetki:) Z góry przepraszam za babole, które na bank gdzieś się wkradły.

Ps2. Dwukrotnie zdarzyło mi się, że przeciwnik wpadł w kontenery, przez co musiałem restartować misje, bo nie miałem możliwości, żeby go ubić. Grałem na zwykłym PS4.

Oceń bloga:
1

Atuty

  • Sposób poruszania się po mieście.
  • Znakomita oprawa.
  • Wszechobecne efekciarstwo.
  • Jestem Spider-Man'em!

Wady

  • Masa zapożyczeń z innych tytułów.
  • drobne bugi.
  • mało satysfakcjonujące 'ciche akcje'.
  • nudne misje postaciami pobocznymi.
your_tapeworm

your_tapeworm

Bardzo dobra gra, z którą warto się zapoznać. Sporo kopiuje od innych, ale jak już robi coś po swojemu, to robi to znakomicie. Szkoda, że przeważają te piewrwsze elementy, ale i tak będziecie się dobrze bawić.

8,5

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper