Need for Speed: Undercover - recenzja wersji PSP

BLOG RECENZJA GRY
779V
Need for Speed: Undercover - recenzja wersji PSP
Sephirothek | 15.07.2013, 01:46
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jeżeli wydana na duże konsole wersja Undercover wspominana jest źle, to fani mieli widocznie ogromne szczęście niepoznania peespekowej miniatury.

Po nieudanym skoku w bok z legalnymi wyścigami, nie mając najwyraźniej bladego pojęcia, co zrobić z marką Need for Speed, studio Black Box wróciło tam, gdzie serii wiodło się najlepiej – do otwartego świata, szemranych wyścigów, policyjnych syren i pompowanych biustów. Niestety, Undercover nie „wyszedł”. Już w 2008 roku krytyka przyjęła go z kwaśnymi minami, a fani obecnie bez oporu wskazują nań palcem, gdy mowa o najsłabszym NfSie w historii tak zwanej „drugiej generacji” (od Underground do Undercover właśnie). Był bezpłciowy, dziwaczny, a zamiast zaskoczenia – fundował znużenie. Choć wyniki sprzedaży osiągnęły wysokie rejony (zasługa marki), to pożeranie własnego ogona – w końcu! – nie uszło na sucho. EA zacznie szukać nowych ludzi, którzy będą mieli ciekawsze pomysły co do przyszłości trójliterowej żyły złota.

 

To jednak miało dopiero nastąpić. Ja tymczasem znajduję się w najniższym i być może najbardziej wstydliwym momencie wyścigowej czasoprzestrzeni, a to z dwóch powodów: a) piszę o Undercover b) piszę o Undercover na PSP. Owszem, historia związku serii z tą konsolą nigdy nie była zbyt szczęśliwa (och, jak dobrze teraz wspominam Carbon: Own the City!) i żal mi dzieci, które w ramach prezentu dostawały od rodziców kieszonsolkę Sony z takim ProStreet na przykład, ale tym razem… Tym razem… Szczerze? Mam nadzieję, że już nigdy nie trafię na gorszego reprezentanta gatunku ścigałek od tej gry. Poznałem granice mojej cierpliwości. Na własnej skórze przekonałem się, że Zło istnieje. KUPIŁEM grę, która niczym Wergiliusz pokazała mi kilka pięter piekła. A jednak wróciłem. Udało mi się ukończyć karierę w Undercover i jestem tutaj, aby wszystkich ostrzec. Tylko kto mi zwróci pieniądze za odrestaurowanie zlansowanego umysłu?

 

Rzecz jasna – przesadzam. Ale tytuł istotnie zbliża się do niebezpiecznie niskiego poziomu. Przygodę jako gliniarz pod przykrywką, starający się rozpracować od wewnątrz szajkę złodziei egzotycznych furek (tutaj pozytywna nowina – paściarskie filmiki z aktorami znane z „pełnoprawnej” wersji przeniesiono również na ekraniki PSP), rozpoczniesz na jednej z wysepek teoretycznie otwartego miasta. Dlaczego teoretycznie? Bujać się wedle własnego uznania możesz wyłącznie w wybranych zawodach (na przykład tych polegających na ucieczce przed policyjnymi półmózgami), ale nigdy nie zasmakujesz samowolnej turystyki bez zegarów, syren lub przeciwników na karku. Może to i lepiej, gdyż doprowadziłaby Cię do wymiotów. Trudno znaleźć równie paskudne wyścigi, i to nie tylko wśród tych wydanych w 2008 roku. Ubogie otoczenie, gigantyczne plamy zamiast drzew, nieruchome wiatraki stojące na nieoteksturowanym polu (dziw, że komuś się chciało nadać mu zielony kolor!), jednokolorowe niebo, domki z klocków, a wszystko dorysowuje się, czasami nawet dopiero wtedy, gdy gracz w coś uderzy. Trzecia, ostatnia wyspa wygląda nieporównanie lepiej od swoich poprzedniczek, jednak tutaj, przy dużej prędkości, zdarza się pędzić przez pustkę – dosłownie, istną przestrzeń, bowiem nawet droga „zgubiła się” podczas procesu ładowania danych. Chwilę później wszystko wraca do normy, ale niesmak, jak to ma w zwyczaju, pozostaje. Zresztą nie chce mi się wierzyć, aby wielu do trzeciej wyspy tak w ogóle dotarło.

 

Można mi zarzucić, że psioczę jak typowy nastolatek żyjący współczesnymi grami. Że rozpoczynam całą tę krytykę wielkim fragmentem tekstu o słabej grafice, wywyższam oprawę ponad grywalność. Tak nie jest. Wychowałem się na tytułach, którymi dzisiaj, bez sentymentalnego podejścia, zwyczajnie by pogardzono. Undercover sprzedaje kopniaka w kryształy swoją brzydotą, lecz gdy do niej jakoś przywykniemy i na dobre rozpoczniemy karierę… nic ciekawego nas nie spotka. Ani design tras nie budzi pozytywnych myśli (miasto jest po prostu nudne), ani zróżnicowanie zadań (zaśmiałem się ze smutkiem na widok marnej imitacji burnoutowego Traffic Attack, która polega na uderzaniu w krążące po ulicach samochody cywilów – a tych mijamy dwa lub trzy na piętnaście sekund), ani model jazdy, nieco bardziej przypominający rozgrzane masło na patelni. Jakiekolwiek wyzwanie ginie wraz z wciśnięciem klawisza odpowiedzialnego za znany już z Most Wanted bullet time, dzięki któremu wyrobimy każdy zakręt, nawet cisnąc z niemal czterema stówkami na liczniku. O poczuciu takiej prędkości i tak nie ma mowy, więc mała to różnica, czy osiągamy 300, czy 400 kilometrów na godzinę. Wystarczy w miarę regularnie zmieniać brykę na lepszy model, a głównego „złego” (tutaj czeka nas fabularny twist! Tak, twist w NfS. Wciąż nie mogę się otrząsnąć) pokonamy bez sprawdzania skuteczności ostatnio kupionej Rexony. Jeżeli interesują Cię liczby i jesteś na tyle odważny, by brąć do finału, tytuł zapewni Ci około siedmiu godzin wątpliwej zabawy.

 

Stanąłbym za to w obronie ścieżki dźwiękowej. To niezwykła mieszanka głośnego popu, elektroniki i drum ‘n’ bassu, która z powodzeniem zatrzymywała mnie w menu przed rozpoczęciem kolejnego bezcelowego wyścigu. Zakładam, że moje sumienie traktowałoby mnie cieplej, gdybym swój czas poświęcił na słuchanie, nie granie.

 

Jeżeli wydana na duże konsole wersja Undercover wspominana jest źle, to fani mieli widocznie ogromne szczęście niepoznania peespekowej miniatury. Chciałaby zapewne być demonem, pozbawiającym młodych ludzi ich duszy, ale jest zwyczajnym gremlinem, chochlikiem, który robi z gracza – czy też konsumenta – głupka. Nawet wstyd trochę, że trzymam ją na jednej półce z całą resztą moich gier. To jeszcze nie jest poziom „tak złe, że aż dobre”, ale już naprawdę blisko.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - ścieżka dźwiękowa
  • - można ją ukończyć i spalić?

Wady

  • - techniczna załamka
  • - nuda
  • - ktoś miał czelność kazać nam za to zapłacić
Sephirothek

Adam Piechota

A idź pan...

3,0

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper