KINO: THOR: Mroczny Świat 3D - Recenzja
Wchodzi na arenę pewnym krokiem. Uczestnicy tego zdarzenia już nigdy z niego nie zadrwią. Teraz stoją skuleni i pełni respektu przed Thorem, co to rzut młotem wykonał.
Będę z wami szczery. Według mnie pierwszy „THOR” był najsłabszym ogniwem pierwszej fazy filmowej MARVELA. Pod względem treści było z nim różnie. Kontrast między Asgardem a Ziemią wypadł na niekorzyść tej drugiej. Ziemskie wydarzenia były po prostu nużące. Syn Odyna nie popisał się też w Avengers – wciśnięty na siłę, wziął się z d()py hehe . Oczywiście pod względem akcji wszystko grało jak w zegarku, ale to druga strona medalu.
W takim wypadku nie dziwota ze dwójeczka specjalnie mnie nie grzała. Idąc do kina (komiksowy bzik dał o sobie znać) miałem zerowe wymagania. Tym bardziej że zwiastuny też nie pokazywały pazura, a o fabule wiadomo było tyle co nic, czyli Thor kontra zło.
Rzut MŁOTEM
Nie będę rozwodził się nad fabułą, bo czy opis „ budzi się pradawne zło, któremu pod wodzą złego Malekitha musi sprostać Thor” wydaję się oryginalny? Raczej nie. Jednak potrafi zdrowo zaskoczyć i przypieprzyć… A wynika to ze sprawnie napisanych dialogów i pomniejszych twistów fabularnych których jest całkiem dużo.
Relacje między postaciami są solą tego dania. Thor (Chris Chemsworth) nadal robi „to” wrażenie – tak moje Panie, słyszałem wasze wzdychanie i nerwowe chichotanie na widok brodatego Gołoklatesa. Z drugiej strony jego postać po poprzednich filmach stała się spokojna, znużona, pełna miłosnej tęsknoty, jakaś taka bez charyzmy i nerwowości pierwowzoru. Zanim nas jednak zanudzi, Heros odżywa jednak przy swoim "miłosnym" trójkącie, czyli w relacjach z Jane Foster (Natalie Portman) i, a zwłaszcza Lokim (Lokiem?). Czuć chemię pomiędzy postaciami i z niecierpliwością czeka się na następną interakcję pomiędzy nimi. Sam Loki (Tom Hiddleston) pojawia się trochę późno, ale emanuje od niego naprawdę dziwna energia i już wiadomo dlaczego ta postać budzi taki zachwyt. Moja ulubiona scena z Lokim? …Każda ;]
Anyone Else?
Na drugim planie aż huczy i buczy. Większość znanych nam postaci dostała swoje 5 minut i nikt nie czuje się pominięty. Prym wiedzie Idris Elba (Heimdall), który zdejmuje swój hełm a nawet bierze udział w scenach akcji, a także Rene Russo (Friga) pokazująca dlaczego stoi u boku swojego króla.
Mam jednak pewien niedosyt co do postaci Sif (Jaimie Alexander), która to postać nie była tak rozwinięta jak zapowiadano. Ale to tylko w kontekście samych zapowiedzi. To co najbardziej boli to główny bad-ass (hmmm… złydup?). Myślałem że Zod z Człowieka ze stali był jednowymiarową postacią, ale Malekith (Christopher Eccleston) przebił go dwukrotnie. Jest zły bo… jest zły i kropka. To nam wystarczy. A przynajmniej powinno. A jeżeli nie wystarczy to zaraz o tym zapomnimy.
Zatkało Kakao ?
Pomóc zapomnieć o doskonałościach z pewnością pomorze nam multum świetnych scen akcji. Wykonanych z pomysłem i gracją. I choć trudno dobić tutaj do poziomu rozpierduchy z Avengers to jest naprawdę konkretnie i pierwszy „THOR” zostaje zjedzony na śniadanie. Szczególne wrażenie robi portalowa walka z Malekithem – nie dość że mocno nietypowa to jeszcze nasączona świetnymi gagami.
Do tego wszystko podane w 3D, które … hmmm… nie jest takie złe. Już nie jestem tak daleko od zdania że „się opłaca”. Widać że Marvel/Disney się rozwija. Jest dużo lepiej niż w poprzednich filmach komiksowych tej stajni, ale ciągle drażni zbyt ciemny obraz. Jest to dość żenująca już wtopa, bo wystarczy rozjaśnić obraz. Ostatnie filmy konkurencji (Grawitacja itd.) pokazały że to nie takie trudne. Disney ogarnij się…
Najgorszym elementem filmu jest muzyka która całościowo jest nijaka. Komponuje się z filmem, ale nie robi większego wrażenia. No może z jeden urywek.. Ogólnie słabo. W sumie nie ma się co dziwić po zawirowaniach z kompozytorem.
Pomiędzy akcją a dramatem poślady rozluźniają nam żarty sytuacyjne. I to naprawdę zgrabnie podane żarty. Bez żadnych chamskich zagrywek. Prym wiodą tutaj Ziemskie postacie (Doktorek xD) Wszystko wydaję się naturalne, więc i banan na twarzy pojawia się nie wiadomo skąd.
Dark Conclusion
Jak widać z powyższych wynurzeń sequel „Thora” to kawał strawnego mięsiwa. Mięsiwa łączącego wiele filmowych gatunków i robiącego to w umiejętny sposób. W każdym aspekcie jest to pozycja lepsza od pierwszej części rzucającego młotem. Powiem więcej. To najbezpieczniejszy wybór z możliwych na najbliższy seans kinowy. Bezpieczniejszy od Iron Mana 3, gdzie u niektórych przez wątek Mandaryna może żyłka pęknąć. Z tym porównaniem zostawiam was samym sobie.
OCENA: 8