Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii: recenzja Fana Goro Majimy

Czołem kur... tu Zdun a to opinia mojej skromnej osoby o najnowszym dziele o tematyce wytatuowanych dumnych japończyków okładających się po mordach.
Jestem z serią o perypetiach Panów w garniakach od początku. Kupując na ps2 znany z opinii w krajowej branży jakoby cytując (dosłownie!) "Japońskie GTA" nie podjrzewałem wtedy jak mocno ta seria wejdzie mi na banię. Peryperię Kiryu i całej tej zwariowanej ekipy już niemal 20 lat sledzę z zapartym techem, od części numerowanych z głównego nurtu po wydane tylko na wschodzie spin offy. Jako ciekawostkę napiszę że samą yakuze 0 czyli tą cześć która namnożyła nowy nabytek fanów serii (świeżaczki :D) kończyłem w wersji importowanej przypominając wam że Sega majaczyła że nie ma zamiaru tej odsłony wydawać poza Japonię więc zacisnąłem zęby i po raz pierwszy skończyłem ją w języku samurajów, tak samo zresztą Yakuzę Ishin którą importowałem jako tytuł startowy na playtation 4 i to był mój startowy tytuł (zamiast Knacka, battlefielda czy Assasins Creed black flag czy inny normikowy killozne ;) ), więc nie licząc podserii dziejącej się w tym uniwesum: Judgmentów kiedy akurat miałem chwilę słabości i nudności na samo słowo "Kamurocho" mozna powiedzieć że jestem z serią od niemal dwudziestu lat. Całkiem sporo chyba...
Goro Majima - osobisty numer jeden w serii jako postać uniwersum: nieprzewidywalny, brutalny po prostu chodzący chaos nie mógł być lepszą postacią do dostania swojego własnego spin offa nie uważacie? Twórcy mogli popłynąć w jakikolwiek kierunek obierając tematykę tego tworu, no i nie omieszkali nas zaskoczyć bowiem ta odsłona Yakuzy/ Like a Dragon opowiada o perypetiach ... PIRATÓW (hahahahahaha) , mało tego piratów których znamy z chocby hitów pokroju Disneya typu "Piraci z Karaibów" czy Przeciwników Piotrusia Pana w książce bądź adaptacjach filmowych... Ale żeby nie było oczywsicie zbyt sztampowo i "zwyczajnie"; akcja samego tytułu rozgrywa się w obecnych czasach (2024 czy tam 2025 rok) w Honolulu (Hawaje) i na otaczających go wodach Oceanu Spokojnego! Więc obesrujemy zwariowaną mieszankę toalnej nowoczesności i bogatymi kurortami wypoczynkowymi w których stare labadziary opalają się w najlepsze z użyciem drogich olejków kontrastując z starymi łajbami, kuternogami, bitwami morskimi z użyciem armat i "abordażu" w którym walka rozgrywa sie na przysłowiowe "szpady" czy poszukiwania skarbów po niezbadanych wodach. I w tym pomieszanym klimatycznie i gatunkowo uniwersum stworzonym przez Segę wchodzimy w skóre jednookiego najbardziej chyba rozpoznawalnego w calej serii "zakapiora". Pomyślicie jak znana z narracyjności seria zawalczy o taką derastyczną zmianę tematyki przewodniej? Otóż chyba w najprostrzy możliwy sposob a mianowicie zwali na amnezje głównego protagonisty który z niewiadomych na początku opowieści przyczyn budzi się na plaży w towarzystwie dziecka i .... małego tygryska. W ten oto sposób rozpoczynamy przygodę pełną epickich dram znanych lubujących serię o nagich zakapiorach pokaujących swoje tatuaże z kraju kwitnącej wiśni. Nie spoilerując wam mogę nadmienić że ta odsłona chociaż nie jest numerowana i traktowana jest jakoby spin off główego nurtu gier nie odstaje na minus fabularny w tej odsłonie. Pomimo zupełnie innego klimatu (piraci i poszukiwania skarbów) fani mogą nadal liczyć na bardzo dobrą historię osadzoną w tym uniwersum. Nie chce pisać zbyt wiele o fabule więc zostawiam was z tymi informacjami że nie zawiedziecie sie na tym poletku. A sama ona jest osadzona po perypetiach Ichibana i Kiryu w części Infinite Wealth.
Sega znana jest ostatnimi laty z tego że eksploatują stworzone przez siebie miejsca do granic możliwosci (swego czasu mam wrażenie że Kamurocho znałem lepiej niże swoje rodzinne miasto) i tym razem w tym aspekcie nie zawiedli dając do naszej dyspozycji całe znane z poprzedniej wielkiej odłosny Honolulu razem z większością zadań pobocznych znanych wszystkim fanom poprzednika. Dodatkowo dodano parę lokacji jak choćby wyspę z tajną bazą miejsca spotkań najwięszych pirackich zakapiorów czy choćby okoliczne wody hawajskie które eksploruujemy za pomocą wielkiego pirackiego Galeonu jako kapitan tej klimatycznej łajby. Tytuł ten dzieli się tak naprawdę na trzy sekwencję - znaną serii eksplorację miejscówek które wczesniej wymieniłem z walkami w powracającym trybie "beat em up", Narracyjne wstawki fabularne często trwające jak wiadomo dłużej niż nie najkrótszy odcinek jakiegoś serialu czy nowość w serii ekploracja, walki oraz poszukiwania skarbów na naszym statku jako jego kapitan.
Odnośnie samego systemu walki mamy tu do czynienia z pewnym przełomem w serii. Tak dobrze nie walczyło mi się w odłonach Yakuzy chyba nigdy wcześniej. Goro Majima dysponuje dwoma stylami walki które można przełączać miedzy sobą i są one z czasem na tyle rozbudowane i dobrze wyważone że powoli zbliżamy się do poziomu znanego z slasherów jak Devil May Cry czy Bayonetta (nawet podbijamy przeciwnika tłukąć go seriami ciosów w powietrzu niczym Dante). Lifting tego systemu wyszedł grze na tyle dobrze że przez czterydzieści godzin które zajęło mi skończenie tytułu z wykonaniem więksozści zadań i aktywności pobocznych ani przez chwilę nie chciałem omijać znanych z serii walk losowych w miastach czy lokacjach. Seria w tym aspekcie naprawdę zrobiła wielki krok w przód i życzę sobie aby z części na część w których walka odbywać się będzie w czasie rzeczywistym Sega coraz bardziej rozwijała swoje pomysły i techniki które uzyła w tej odsłonie. narracyjnie stety/ niestety mamy od niemal dwudziestu lat stagnacje i rozróżniamy de facto trzy style jej prowadzenia. Są reżyserowane wstawki w pełni "dubbingowane" w których obesrujemy z zapartym tchem poczynania fabularnę aby za chwilę przełączyć się na dialogi niejako sztywne które też możemy wysłuchać aby ostatecznie znów czytać dialogi w o wiele brzydszej oprawie niczym w jakiś JRPG w czasach pierwszego playstation. Sega - ja wiele rozumiem ale mamy 2025 rok. Może czas zrobić w tym aspekcie kroku w przód (raz mieliśmy nadzieję na takowy w formie yakuzy 6) i po prostu nadać wszystkie fabularne wstawki nawet po najmniejszej lini oporu czyli z mówionymi dialogami... Minimum wysiłku leniuszki bardzo was prosimy tymbardziej że te twory nie są segmentem AA kosztującym połowę premierowej gry a przedziałem 250/350 zł na premierę. W tym aspekcie już od jakiegoś czasu czuję sam chociaż uważam że jestem dość betonowym fanem Like a Dragon że czas na zmianę. Wisienką na torcie jest totalna nowość czyli wspominana ekploracja oraz walki pirackich statków. Mam wrażenie że Sega mocno odrobiła zadanie domowe i sam feeling ekploracji wód, walki statków by choćby potem wejść w tzn - abordaż są zrobione wyśmienicie ! Łajba jest zwrotna, słucha naszych poleceń, posiada z przodu "krabiny maszynowe" o słabszej sile rażenia, z obu boków posiada oczysicie armaty które za walutę w grze ulepszamy , wymieniamy i dostosowujemy do naszych potrzeb. Przez trwanie całej gry zbieramy załogę zakapiorów która dzielnie z nami przeżywa przygodę w formie wesołej załogi która śpiewa w trakcie eksploracji szanty i jest przydzielona do swoich zadań jak choćby operwoanie armatami czy bycie zakapiorami "do abordażu". Właśnie kiedy dochodzi już do walki na statku przeciwnika mamy tu nie lada nowość dla serii otóż spotykają się wtedy dwie załogi od piędziesięciu do 140 piratów i niczym w jakimś musou dochodzi do epickiej batalii na "śmierć i życie" - wygląda to i działa niesamowicie dobrze i serce się raduje kiedy widzimy że nasza jedna z ulubionych serii gier przechodzi takie techniczne rewolucje. Nadal oczywiście mamy tu do czynienia z Action Rpg/ beat em up narracyjnym i tak naprawdę formuła którą znany od 2006 roku jest tu w wielkiej mierze bezzmienna (celowo omijamy narracyjne like a dragon 7 i 8 bo nie o nich dziś mowa) a jedynie wyewouloowała do obecnej kondyncji na jednak duży plus - polecam odpalić choćby Yakuze Ishin (port gry crossgenowej z playstation 3/4) na chwilę a potem Pirate Yakuza a zobaczycie i poczujecie różnice.
Standardowo jak na serię i tego sandboxa przystało mamy w niej masę dodatkowej zawartości czyli tzn grach w grze: od rozbudowanej znanej miłośnikom yakuz karaoke przez wyścigi kartów niczym CTR Czy Mario Kart , lotki, bilard, robnienie zdjęć zboków by podprowadzić na policję, zabawę w kuriera "pyszne.pl" po walki statków w koloseum czy standardowe dla serii już salony arcade w których zagramy w strasze gry Segi jak choćby Virtua Fighter 3. Mamy też osadzone bardziej w stricte fabule zadania poboczne jak polowanie na zakapiorów czy poszukiwania skarbów na naszym Galeonie. No robić niemal od początku tej odsłony mamy co. I tu wystepuje chyba największy problem tej odsłony a mianowicie - progresia w któą sam wpadłem niestety. Otóż robiąc i zatracając się w misjach pobocznych gdzieś w okolicach 1/4 gry byłem tak dopakowany że do końca leciałem jak przecinak i na poziomie trudności "normal" nawet sama końcówka nie stanowiła dla mnie wyzwania kończac grę bez ani jednego zgonu! Nie wiem czy to moja wina ale po prostu już na początku gry się dopakowałem i nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania... więc jeśli zabieracie się za ten tytuł pamiętajcie - nie odpłyńcie z dodatkowym contentem gdyż możecie sobie zepsuć wątek główny i bossowie którzy swoją drogą są jak zawsze wyrezyserowani zajebiście (QTE w trakcie walk jak zawsze kopią anus) będą na przysłowiowe trzy strzały.
Tu macie jakiś mój losowy gameplay z gry, spojrzałem tylko i nie jest on w żaden sposób spoilerem fabularnym:
Oprawa gry jest poprawna, równa i bez większej rewolucji w tek odsłonie, jest stabilnie napewno a i wszystkie efekty w trakcie walki działają poprawnie, miasta i miejscówki są standardowo przygotowane z największą dbałością o najmniejsze szczegóły ale też silnik samej gry czy sama jakość oprawy potrafi polecieć archaizmami oprawowymi bezzmiennymi powiedziałbym od ponad deakdy w serii jak choćby jakość modeli npc czy modeli postaci w trakcie dialogów i narracji o których pisałem wcześniej - "nie mówionych". Ale jeśli ktoś z was czytał jakiś mój poprzedni tekst ten wie że osobiscie niejako sram na oprawę, jeśli nie jest jakaś odstraszająca a musicie wiedzieć że dla mnie ta odsłona prezentuje równy znany fanom marki styl więc raczej ani nie jest to piękna gra ani jakaś brzydka - ot oprawa wizualna ma wszystko na swoim miejscu w moich oczach i tak podchodzę do sprawy. Dźwiękowo jak zawsze jest topeczeka - japońskie głosy kiedy są już używane w dialogach kopią zad (jest angielski ale dajcie mi spokój jeśli chcecie w yakuze grac w jezyków "5oclocków" chyba wtedy można o was powiedzieć że "przegraliście zycie"), utwory mówione na potrzebę klimatu pirackiego również - Majima śpiewający folk i szanty!!!!!!. Jest mocno - jak trzeba gitarowo, jak trzeba elektycznie ale jak "beat" przywali z pirackim / morskim folkiem to ola Boga!
Podsumowując jeśli tu dotarliście: jeśli lubicie serie, po co to czytacie, grajcie a się nie zawiedziecie. Goro Majima jako postać zasługuje na waszą uwagę. Dla nowych osób przez narrację i niejako amnezję głównego protagonisty każdy gracz będzie się bawił z tym tytułem wyśmienicie. Wyśmienicie - jeśli przymknie się oko na pewne archaizmy o których wspominałem w swoim tekście. Ja zostałem ucontentowany kolejnymi perypetiami tego zakręconego uniwersum. Nara szpara Nerdy.