Wielki i Zły – impresje z The Wolf Among Us

BLOG
420V
user-2104271 main blog image
Gonzi0807 | 06.11.2023, 11:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Zapowiadała się kolejna zła noc.

Kilka minut po północy taksówka wreszcie dojechała na miejsce. Rzuciłem parę drobnych kierowcy, wysiadłem z auta i zapaliłem szluga. Przeszedłem ostatnie metry, zaciągając się kilkukrotnie, by wreszcie dojść do celu. Baretto 251, stara kamienica. Wyrzuciłem jeszcze tlącego się kiepa, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. To, kogo zobaczyłem, wcale mnie nie zaskoczyło. Nic a nic. Przecież to on mnie tu wezwał.

Pan Ropuch. We własnej osobie. Żaba metrowego wzrostu.

Widząc moją niezadowoloną minę, od razu zaczął się tłumaczyć, że to nie tak, jak myślę, że wyszedł z mieszkania tylko na chwilę i na pewno nie widział go nikt, kto nie powinien. Standardowa gadka, stara śpiewka, bla, bla, bla.

– Szeryfie, spokojnie. Nie mam chwilowo hajsu, ale niedługo go zdobędę, OK? Te chciwe stare prukwy, wiedźmy z Trzynastego Piętra, za drogo nas kasują za swe czary kamuflujące! Kiedy wreszcie ty i Królewna Śnieżka to zrozumiecie?

Przerwałem mu i zwięźle przypomniałem, jakie są zasady: albo Uroda Maskująca, albo wyjazd na Farmę. Nie miałem czasu na dłuższe pogawędki; dochodzące z góry hałas i krzyki dobitnie mi o tym przypomniały.

Udałem się po schodach w kierunku źródła rumoru. Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, nabierały kształtu i tworzyły zrozumiałe zdania. Kłócąca się dwójka, mężczyzna i kobieta.

– Hej! Zaraz ci pokażę! Spójrz na mnie! Mówię, spójrz na mnie!

– Zostaw mnie, przestań! Jesteś pijany!

Wiedząc, że nikt tu na mnie nie czeka i raczej nie będzie witał z honorami, postanowiłem wejść bez zapowiedzi. Kopnąłem w drzwi, otworzyły się gwałtownie. Zamknięty w pokoju zaduch wydostał się na korytarz i uderzył prosto w mój nos. Mieszanka zapachów. Dym tytoniowy, pot, wódka. I coś jeszcze. Coś znacznie przyjemniejszego. Przestałem szybko myśleć o tym, co czułem. Skupiłem się na tym, co widziałem. Kilka lustrujących spojrzeń wystarczyło, by dokonać oceny sytuacji.

Kobietę widziałem pierwszy raz. Ostry, wyzywający makijaż, jasnoniebieska koszulka bez ramiączek z ogromnym dekoltem, króciutka mini i buty na wysokim obcasie nie pozostawiały zbyt wiele miejsca na domysły, jaką profesją się parała. Nie spodobało mi się, że jej oko jest podbite. Nie spodobały mi się określenia, które padały w jej stronę z ust stojącego nieopodal, wrzeszczącego łysego brodacza. I nie spodobał mi się fakt, że jego akurat znałem.

Myśliwy.

Ten sam, który uratował przede mną Czerwonego Kapturka, rozcinając mi brzuch i ładując do niego kamienie. Wtedy, dawno temu, w innym życiu. To były stare czasy i dzieje; tu, w Nowym Jorku mieliśmy wszyscy zacząć od nowa, ale nie było łatwo tak po prostu zapomnieć o wcześniejszych uczynkach. Nie było łatwo wybaczyć. W szczególności dotyczyło to mnie i Myśliwego. Mieliśmy trudną wspólną przeszłość. Cóż, delikatnie mówiąc, nie przepadaliśmy za sobą nawzajem. Zresztą, za mną mało kto przepadał.

Rozpoznał mnie od razu.

– Tylko nie ty, gnoju!

Mógłbym powiedzieć to samo, ale nie było sensu wdawać się w pyskówkę. Wiedziałem, że nie da rady uniknąć walki. Wiedziałem też, że wyzwalająca się w jej trakcie furia może doprowadzić do mojej niekontrolowanej przemiany. A nie mogłem na nią pozwolić w obecności tej dziewczyny. Nie miałem pewności, kim ona jest: używającą Urody Maskującej jedną z nas czy Doczesną? Ryzyko było zbyt duże. Wiele nie myśląc, natarłem z impetem na starego znajomego. To nie był do końca dobry pomysł: za Myśliwym znajdowało się okno. Zwarci w nienawistnym uścisku wpadliśmy na nie obaj. Trzask pękającego szkła. Lot w dół. Uderzenie. Utrata tchu. Ciemność.

 

Otworzyłem jedno, potem drugie oko. Pulsujące światło latarni padało mi na twarz i oślepiało. Rozejrzałem się. Leżałem na dachu auta. Na asfalcie obok pojazdu zalegał nieprzytomny Myśliwy. Nie musiałem się nim chwilowo martwić. Nic mu przecież nie będzie, bo nie tak łatwo jest zabić Baśniowca, a złamany nos będzie mu przez jakiś czas przypominał, by nie wszczynać grandy. I wtedy to poczułem. Buzująca adrenalina wyostrzyła moje zmysły, w tym węch. Wyczułem zapach. Słodki i intensywny. Woń nocy i upojenia. Aromat fascynacji i pożądania. Perfumy. Damskie. Księżycowy kwiat. Jaśmin.

To była ona. Dziewczyna z pokoju na górze. Stała niedaleko i przyglądała mi się z zaciekawieniem, ale nie wyglądała na zszokowaną, że ja i Myśliwy żyjemy. Odetchnąłem z ulgą. Czyli jednak. Była jedną z nas. Zebrałem siły, podniosłem się i zszedłem z auta, ślamazarnie zbliżyłem się do niej. Wyjęła papierosa z paczki i chciała go zajarać, lecz jej zapalniczka nie zadziałała. Sięgnąłem do kieszeni, wyciągnąłem swoją i podałem jej. Skinęła z aprobatą.

– Dziękuję. Nie tylko za ogień. Za wszystko. Za tamto – powiedziała, kierując wzrok na wciąż leżącego Myśliwego. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. Sięgające wysokości podbródka, zaczesane do tyłu czarne włosy. Duże, wypełnione elegancją zielone oczy. Zawiązana na szyi fioletowa wstążka: szczegół, na który nie zwróciłem przedtem uwagi. Zacząłem się zastanawiać, jaka jest jej prawdziwa postać. Chyba że… Tak. Nagle ogarnęła mnie dziwna pewność. Zgadłem. To jest jej prawdziwa postać. Kiedyś była kimś innym, ale wyglądała tak zawsze. Obstawiałem, że to jakaś była księżniczka. Ale w takim razie dlaczego zdecydowała się zarabiać na życie w taki sposób? To znaczy – po Exodusie, gdy przybyliśmy tutaj, każde z nas startowało od zera. Jednym poszczęściło się bardziej, innym mniej. Nawet jeśli sama tak wybrała, to czy miałem prawo ją oceniać? Ja? A jeśli wyboru nie miała? Jeśli ktoś ją zmusił, wybrał za nią?

Tymczasem dopaliła fajkę do końca.

– Muszę iść. Nie chcę, by szef się wnerwił. Staje się wtedy wyjątkowym palantem. Jeszcze raz dziękuję.

– Twój szef? Kto to?

Odpowiedziała w sposób, którego zupełnie nie zrozumiałem.

– Te usta milczą jak grób.

– Poczekaj – zdecydowałem się odezwać znowu, gdy już oddaliła się o paręnaście kroków. – Mogę przynajmniej wiedzieć, jak masz na imię?

– Możesz mi mówić… Jasmine – odparła po chwili. – Nie jesteś wcale taki zły, jak mówią, wiesz, Wilku?

– Staram się nie być. Po prostu czasem mi to staranie kiepsko wychodzi.

Uśmiechnęła się lekko, odwróciła i zniknęła za rogiem.

Odeszła, rozpłynęła się w przygaszonym świetle neonów zmieszanym z barwami mroku. Pozostał tylko jej zapach. Uwodził mnie, odurzał i koił ból, zewnętrzny i wewnętrzny. Niwelował spowodowane upadkiem palenie w plecach i oddalał myśli o…

Śnieżce.

Może to nie będzie taka zła noc – pomyślałem.

 

Nie wiedziałem, jak bardzo byłem naiwny. A przekonałem się o tym niebawem, kilka godzin później. Gdy nad ranem znalazłem odciętą głowę.

 

Nawet po śmierci pachniała jaśminem. Jej usta milczały jak grób.

____________________________________

 

Cztery lata minęły między kupieniem The Wolf Among Us a chwilą, gdy w końcu postanowiłem go pobrać i odpalić (specjalnie sprawdziłem to w historii zakupów Steama). I ta zwłoka, to niezdecydowanie to jeden z najgłupszych popełnionych przeze mnie jako gracza błędów w życiu, gdyż ta produkcja – dzięki swoim postaciom, dialogom i klimatowi – niemal natychmiast wciągnęła mnie jak diabli. Byłaby jak dobry kilkuodcinkowy serial, tyle że lepsza od niego, bo jest interaktywna, i ma w dodatku silny związek z jeszcze jednym, odrębnym medium.

Choć nie jestem zwolennikiem opisywania fabuły gry (zwykle poprzestaję na lekkim zarysowaniu historii), to w tym przypadku aż się prosi, by napisać coś więcej. A sprawa wygląda tak: w wyniku zdarzenia zwanego Exodusem bohaterowie bajek (tzw. Baśniowcy) zostali zmuszeni do opuszczenia Rodzinnych Stron (tych z kart baśni) i rozpoczęcia życia w realnym świecie. Na swoje miejsce zamieszkania wybierają Nowy Jork, gdzie w jednej z dzielnic miasta zakładają społeczność zwaną Baśniogrodem. Nie mogąc sobie pozwolić na odkrycie ich obecności przez zwykłych ludzi (inaczej: Doczesnych), korzystają z Uród Maskujących – czarów kamuflujących ich prawdziwy wygląd, produkowanych przez mieszkające w budynku administracji czarownice. Tyle że, jak wiemy – prawdziwe życie z bajką nie ma wiele wspólnego, a wspomniana magia ochronna nie jest za darmo i nie trwa wiecznie.

Wilk w ludzkiej postaci. W rozmowie z Lustereczkiem. Nie taki zły, jak o nim mówią?

Dawne wygody odeszły więc w niepamięć, a przyzwyczajeni do luksusu bohaterowie muszą zarabiać pieniądze, by regularnie odnawiać zaklęcia iluzji. Tych, których na to nie stać (a także buntowników odmawiających podporządkowania się regułom) odsyła się do dobrze ukrytego przed ludźmi miejsca poza miastem zwanego Farmą, gdzie – i owszem – mogą przebywać pod własną postacią, lecz enklawa ta wzbudza generalnie złe skojarzenia wśród większości Baśniowców, mając według nich sporo cech rezerwatu czy nawet więzienia. Na straży porządku stoi szeryf, a funkcję tę pełni Wilk (nazywany przez innych, nie wiedzieć czemu – Bigby). Niegdysiejszy prześladowca Trzech Małych Świnek i niedoszły zabójca Czerwonego Kapturka. Choć w teorii wszyscy zaczynają od nowa, to w praktyce popełnione w bajkach czyny mocno rzutują na zaufanie do niego. Społeczność nie wierzy, że Wilk się zmienił i szczerze chce pomagać w budowaniu wspólnego domu. To, czy te obawy okażą się uzasadnione, zależy od decyzji podejmowanych przez gracza.

Tak prezentuje się system dialogów. Zwężający się czerwony pasek u dołu pokazuje, ile czasu zostało na podjęcie decyzji.

Klimat tej opowieści, przedstawione postacie oraz relacje i napięcia między nimi – są po prostu świetne: pracująca w biurze burmistrza Baśniogrodu, zdradzona przez męża (Uroczego Księcia, który zostawił ją dla jej siostry) Królewna Śnieżka stara się poprawić byt mieszkańców i okiełznać pierwotną naturę Wilka, z którym łączy ją zarówno więź zawodowa, jak i emocjonalna (zasugerowana przez grę delikatnie i nienachalnie, co bardzo mi się spodobało, bo lubię dwuznaczności i niedopowiedzenia). Pozostająca w małżeństwie z Bestią i szczerze go kochająca Piękna kryje się przed nim z pracą w pewnym szemranym miejscu w obawie, jak ten zareaguje, gdy dowie się prawdy. Bajkowy pogromca Wilka – Myśliwy – stał się wspominającym minioną sławę upadłym bohaterem i zapija smutki. Ropuch jest właścicielem kamienicy i ma przy tym olewający stosunek do wymogu maskowania swego prawdziwego wyglądu. Były seryjny morderca swoich żon, Sinobrody, twierdzi, że się ogarnął, i jako jeden z nielicznych przeszedł Exodus z nienaruszonym majątkiem. Znalazło się też miejsce dla pochodzącego ze średniowiecznego poematu o Bewulfie Grendela. No i jest Wilk. Kiedyś Wielki i Zły, dziś toczący nieustanną wewnętrzną walkę. Próbując zapanować nad własnymi instynktami i rozwiązać zagadkę morderstw prostytutek, trafia na trop zgnilizny, która objęła niepostrzeżenie Baśniogród. Jego imają się tylko srebrne kule i to w niego wciela się gracz. To nie wszystkie postacie, które pojawiają się w grze, ale więcej ich nie zdradzę, by nie psuć ewentualnej zabawy.

Colin. Z bajki Trzy Małe Świnki. Wielki Zły Wilk zdmuchnął mu kiedyś słomianą chatkę. Jest uzależniony od używek. W sumie – nie on jeden.

Zajmująca około dziewięciu godzin, wykorzystująca formułę serialu, podzielona na pięć odcinków gra ma mocny, mylący tropy i intrygujący scenariusz; jest to wykorzystujące znanych z baśni bohaterów skrzyżowanie czarnego kryminału z komiksem, bo też właśnie taki ma The Wolf Among Us rodowód. Widać go nie tylko w charakterystycznej oprawie graficznej (dodającej mnóstwo klimatu), ale i w pewnej umowności, przerysowaniu i braku ściśle określonych zasad: np. jeden Baśniowiec umrze w wyniku rozerwanego gardła, ale drugiego żywot nie opuści mimo tkwiącej w głowie siekiery. Tytuł ten bywa szalony oraz zaskakujący i jest to ten rodzaj odjechania czy też absurdu, który szczerze lubię. Postacie piją, palą i klną jak szewce: język jest bardzo soczysty i w większości są to wulgaryzmy z grupy hard, a nie soft. Czuję się w obowiązku ostrzec co wrażliwszych, bo też nie wszystkim takie natężenie bluzgów musi się podobać. Gra z Wilkiem w roli głównej to nie jest kontent family friendly i zdecydowanie nie jest przeznaczona dla małych dzieci (mimo rysunkowej grafiki) – wyjątkowo bogaty w ostrzeżenia znaczek PEGI przy tej pozycji nie wziął się znikąd. Ja mam jednak wysoki próg tolerancji na przyjmowane treści, nie uważam, by ta produkcja profanowała baśnie, i podobała mi się ona bardzo, wielokrotnie budząc skojarzenia z uwielbianym przeze mnie, również powstałym na podstawie komiksu filmem R. Rodrigueza Sin City.

Imienia tej pani nie zdradzę, ale napsuje ona krwi Wilczkowi. Oj, napsuje. A i upuści sporo. Oj, upuści.

O technikaliach czy płynności animacji nie ma sensu pisać – gra ma tak śmieszne wymagania, że działałaby pewnie nawet na kalkulatorze. Wyszła na wiele platform, w tym na smartfony. Śpieszę jednak poinformować, że nie posiada ona polskiej wersji. Wyjątkiem jest wydanie na komputery, do którego nieoficjalne spolszczenie stworzyli fani (no co mam powiedzieć? Z graniem na pececie jest jak ze wszystkim: ma ono swoje ewidentne wady, ma też zalety). Gry studia Telltale z pewnością są specyficzne; nie jest to rozrywka (ani rozgrywka) dla każdego. Mimo iż ci autorzy stali się w pewnym momencie ofiarą własnego sukcesu, to jednak ich twórczość miała wielki wpływ na gatunek narracyjnych przygodówek i bez jej popularności mogłoby nie być wielu innych jego reprezentantek, z Life is Strange na czele (więc ja na przykład zdecydowanie mam im za co dziękować). Ograniczony do prowadzenia rozmów i zaliczania bardzo prostych sekwencji QTE gameplay oraz często pozorny wpływ decyzji gracza na rozwój fabuły czynią z The Wolf Among Us produkcję raczej na jeden raz. Osobiście jestem zadowolony z ogólnego przebiegu historii, jak i dokonanych wyborów. Generalnie starałem się trzymać morderczą naturę Wilka w ryzach, choć były momenty, gdy dawałem jej dojść do głosu: taka jest przecież logika opowieści o samotnym mścicielu, wymierzającym sprawiedliwość tym, którym się wydaje, że są nietykalni – nie może ich minąć kara, adekwatna do ich zbrodni. Baśnie, filmy, komiksy, seriale, gry – choć różnią się od siebie, wszystkie są tekstami kultury; przenikają się, wpływają na siebie i wzajemnie inspirują, poruszając się jednak w ramach tego samego, wspólnego wzoru.

 

 

Część powyższego bloga trafiła również na Steam. Odnośnie do rozpoczynającego wpis miniopowiadania, to powstało ono na podstawie pierwszych kilkunastu minut gry. Potraktujcie to jako rodzaj fanfiku. Od dawna miałem ochotę na napisanie czegoś takiego i fajnie, że wreszcie nadarzyła się ku temu dobra okazja. Choć ogólny przebieg wydarzeń się zgadza, to jednak trochę też zmieniłem (łącznie z dialogami), więc nie musicie się martwić, że to spoiler w skali 1:1 (i powtarzam: tekst dotyczy samego początku gry). Czy napiszę ciąg dalszy? Nie, nie napiszę. Kto chce wiedzieć, co było dalej – niech zagra w grę. Użyte screenshoty są mojego autorstwa.

To mój drugi tekst dodany tu w ciągu tygodnia, ale jeśli spytacie, kiedy pojawi się kolejny, odpowiem tak, jak na podobne pytania zwykł odpowiadać Blizzard. Ale nie ten dzisiejszy – będący parodią samego siebie, tylko tamten dawny. Będący potężną Zamiecią, a nie śmieszną Zadymką, którego gry wymiatały konkurencję, a nie chuchały na nią nieświeżo. Otóż tamten stary Blizzard na pytanie, kiedy premierę mieć będzie jego kolejna produkcja, odpowiadał zawsze w ten sam sposób: „When it’s done”.

Do następnego.

 

Oceń bloga:
20

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper