Trochę o moich...doświadczeniach muzycznych

BLOG
306V
Iselor | 22.10.2018, 21:12
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Nigdy nie byłem, nie jestem i pewnie nie będę melomanem. Muzyka jest dla mnie mniej istotna niż książki, film czy gry, stanowi raczej uzupełnienie owych filmów czy gier; płyt mam mało, nie słucham muzyki często i pewnie byłbym "amuzyczny", ale rodzice nie dopuścili do tego gdy byłem...mały i jakoś mi ten gust wyrobili :) 

Na początek ojciec zakładał mi na uszy słuchawki i słuchałem Pink Floyd (fanem nie jestem mimo to, ale "Another brick in the wall" czy "High Hopes" uważam za rzeczy wybitne), Deep Purple (który to zespół uważam za najlepszą kapelę rockową ever i wg mnie nie powstało w tym gatunku z pojedynczych utworów nic lepszego niż "Child in Time"), Led Zeppelin (wszyscy się zawsze onanizują "Stairway to heaven", ale ja tam uważam że ich najwybitniejsza rzecz to "Since Ive Been Loving You"), Scorpions (ale nigdy się do nich nie przekonałem jakoś bardzo i lubię naprawdę tylko "Wind of Change"), The Rolling Stones ("Paint it black" - jeden z ulubionych utworów ever), mama do tego dokładała Electric Light Orchestra ("Ticket to the Moon"! kocham to!) czy Queen (parę utworów lubię, choć zespół zdołał mi się "przejeść" przez częste granie mimo wszystko w radiu).
W czasach podstawówkowo-gimnazjalnych jednak miałem też klasyczną fazę na pop czego nie żałuję bo wielce szanuję pop z lat 90 i początku XXI wieku ("Adelante" Sasha pozostaje jednym z moich ulubionych utworów ogólnie pojętej muzyki), w gimnazjum chwilowo miałem fazę na polski rap (Kaliber 44, Molesta, Paktofonika, Liroy, Karramba - tego ostatniego znakomite "Dzieci gorszego Boga" czy zabawne "Karramba oszalał").
Do dziś słucham tego co tam wyżej wymieniłem, ale od czasów liceum dołączyły dwa typy muzyki, nie mówię gatunki, bo w obu przypadkach "gatunek" to zbyt wąskie określenie. Po pierwsze ogólnie pojęta muzyka klasyczna, poważna, filmowa i growa. Często słucham Vivaldiego, czasem Mozarta czy Beethovena (próbowałem się przekonać do Chopina czy Liszta, ale to nie moje klimaty), czasem odpalę muzykę z filmów ("Władca Pierścieni", "Troja") czy gier (saga "Icewind Dale", "Heroes of Might and Magic III" itp.).
Po drugie: metal. Ale metal, którego słucham jest bardzo...specyficzny i niewiele tego jest. Nigdy nie lubiłem i moje uszy do dziś nie są w stanie zdzierżyć większości death metalu o black metalu nie wspominając (więc Behemoth mnie zabija - tzn. muzycznie jest świetnie, wokal mnie zabija xD). Są oczywiście pewnie wyjątki: uwielbiam "Nymphetamine" Cradle of Filth (pewnie dzięki gościnnemu udziałowi kochanej Liv Kristine), mam ogromny szacunek do Mayhem za "De Mysteriis Dom Sathanas" - mimo iż nie słucham uważam za arcydzieło, bo to jest kwintesencja satanistycznego black metalu; no i wielbię polską Misterię - ich płyta "Masquarade of Shadows" jest świetnym miszmaszem melodyjnego black i death metalu, a mówi to człowiek, który tych nurtów nie trawi (za to utwór "Folkien" powinien przesłuchać każdy bo to akurat nie black, nie death, a, hm, hard rockowe szanty :)) Nie trawię też klasycznego thrash metalu (może z wyjątkiem Testament) ani heavy bo i tu lubię tylko iron Maiden a i to najbardziej...."Brave New World". W początkach metalowej przygody miałem fazę na power metal (Nightwish kocham do dziś, Blind Guardian za płytę "Battalions of Fear", Rhapsody za wybitne "Symphony of Enchanted Lands II: The Dark Secret" które niewiele ma w sumie z metalem wspólnego), jednak ogólnie do dziś pozostałem wierny głównie nurtom gothic i doom, co można łącznie określić jako gothic/doom. Tak więc:
Therion - uwielbiam! Zespół który niewiele ma wspólnego z gothic czy doom metalem, a reprezentuje chyba jako jedyny symfoniczny metal. No ale skoro uwielbia ten zespół mama, a nawet babcia była zachwycona płytą "Vovin"...No ja "Vovin" też bardzo lubię, choć chyba najbardziej "Sirius B" czy "Secret of the Runes" - klimat mitów nordyckich się z tego wylewa.
Tristania - jeden z moich pierwszych zespołów gothic metalowych do którego mam wielki sentyment, zwłaszcza gdy słucham płyt "Midwinter tears" (pierwszy album:)) i wybitnego "World of Glass". Co prawda w międzyczasie było średniawe "Beyond the Veil" ale sprzedałem za psi pieniądz. Pozostałe płyty już mnie niestety zawiodły i nie kupowałem, a po odejściu Vibeke Stene to tylko mozna zapłakać nad tym co się stało z tym zespołem...
Draconian - z Draconianem jest ten problem bo nagrywają mocno przeciętne płyty studyjne a po odejściu Lisy Johansson to już w ogóle jest bida z nędzą...No dobra, lubię płytę "The burning halo" choć wybitne to to nie jest no i "Where lovers mourn" jest bardzo fajne, ale ten zespół wybitne rzeczy nagrał na...niewydanych demówkach, które trzeba pokątnie, nielegalnie zgrywać z neta, a przecież demo "Dark Oceans We Cry" jest jedną z najlepszych rzeczy jakie powstały w nurcie gothic/doom. Szkoda że nigdy tego nie wydali oficjalnie.
Moonspell - próbowałem się przekonać do różnych płyt, ale prawda jest taka że posiadam tylko "Irreligious", które jest świetne i kto nie zna powinien przesłuchać.
My Dying Bride - arcymistrzowie death/doom metalu, którzy miażdżą klimatem chyba na każdej płycie, choć uwielbiam ich głównie za albumy "The light at the end of the world" (utwór otwierający "She is the dark" jest MEGA) i uznawany za arcydzieło album "Turn loose the swans" (czy w metalu jest wiele dzieł piękniejszych niż "Sear Me MCMXCIII" ?).
Paradise lost - podobnie jak w przypadku Moonspell...Lubię tylko jeden album: "Draconian times", ale jest to rzecz obowiązkowa i nie sposób ich nie lubić za takie utwory jak "Forever Failure" czy "Hallowed Land".
Theatre of Tragedy - mój ulubiony zespół ever. Przemilczmy to co się stało z ich muzyką w pewnym momencie bo po co psuć sobie humor, ale pierwsze trzy LPki ("Theatre of Tragedy", "Velvet Darkness They Fear" i "Aegis") są przecież kwintesencją tego jak powinien brzmieć prawdziwy gotycki metal.

Tiamat - ostatnio długo wałkowałem album Wildhoney. Znakomite. Możliwe że to najlepsza płyta w nurcie gothic/doom ever. 

To prawie tyle. Zapomniałem dodać że czasem lubię posłuchać Marylina Mansona (ale wystarczyła mi do szczęścia płyta "The best of..."), The Cranberries (też mam The best of tylko ale starczy), kiedyś nie lubiłem Guns N’ Roses, ale ostatnio ich polubiłem (może się starzeję), lubie też czasem Stinga odpalić ("Desert Rose" zawsze będę kochał). A! No i uwielbiam Guano Apes!
No i jak widzicie: na liście prawie brak polskiej muzyki, której "od zawsze" niezbyt trawiłem. No dobra, lubię pojedyncze utwory Budki suflera ("Jolka, Jolka", "Jest taki samotny dom"), Perfectu, uwielbiam Wilki, T.Love a nawet pewne piosenki Kukiza ("Bo tutaj jest jak jest...", "Całuj mnie"), Bajmu ("Dwa serca, dwa smutki" - chyba jej najwybitniejsza rzecz) a ostatnio odkryłem Zdzisławę Sośnicką i pokochałem jej "Aleję gwiazd" :) Zajebiaszczy utwór :) No ale to takie polskie wyjątki. :)
Koniec :) Mam nadzieję że Was nie zanudziłem :)

 

Adam "Iselor" Wojciechowski - kulturoznawca, politolog i religioznawca. Publikował m.in. w "Action Mag - Książki", "Tawernie RPG", "Games Corner" i "Twierdzy Insimilion". Obecnie bloger ppe.pl i cdaction.pl. Prywatnie bibliofil i kolekcjoner gier video. Ponadto miłośnik historii starożytnej i średniowiecza.

Oceń bloga:
4

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper