Recenzja Tomb Raider (2013)

BLOG RECENZJA GRY
2911V
Recenzja Tomb Raider (2013)
montana | 19.03.2014, 14:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Lara Croft to ikona.

Lara Croft to ikona. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że oprócz Mario to najbardziej rozpoznawalna postać w naszym światku. Pomimo, że pierwsza gra z serii ukazała się bez mała 20 lat temu to do dzisiaj nie dostaliśmy zbyt wielu obiektywnie świetnych gier spod znaku Tomb Raidera. W międzyczasie Naughty Dog wyskoczyło z Uncharted, który wyniósł przygodowe gry akcji na zupełnie nowy poziom. Crystal Dynamics wyjęło ręce z kieszeni i zapatrzone w przygody pana Drake’a postanowiło zrobić swoje nowe, świeże podejście.

 

 

Reboot to krok bardzo ryzykowny, ale i bardzo opłacalny, jeżeli się w końcu przyjmie. Można ciągnąć serię od nowa, a i problem rosnących cycków sam się rozwiązuje. I rok po premierze można z całą stanowczością stwierdzić, że się przyjął. 6 mln sprzedanych egzemplarzy to jeden z najlepszych wyników w serii i wyznacznik dla twórców. I to wszystko pomimo faktu, że mało tu Tomb Raidera w Tomb Raiderze. Brak charakterystycznych zagadek, spory nacisk położony na bohaterkę i fabułę, a Lara cóż… w zasadzie mogłaby się nazywać i Jessica, bo bez okularków i krótkich spodenek wygląda jak każda inna dziewczyna. Dziewczyna wymłodniała, a tym samym zapomniała co to doświadczenie w eksploracji (być może stąd brak zagadek?). Będzie zmuszona na momencie dojrzeć i nauczyć się trudnej sztuki przetrwania.

Wspominałem, że historia jest tu w centrum, więc należałoby ją co nieco przedstawić, choć osobiście nie mam do niej zbyt wielkiego przekonania. Młoda Lara wraz ze swoją załogą ma pecha już podczas swojej pierwszej wyprawy. Statek nie podołał narowistemu sztormowi, a załoga gotowa na nową przygodę zamienia się w grupkę zagubionych rozbitków z biletem w jedną stronę. Na początku oczywiście są zdrowo podnieceni, ale ich entuzjazm szybko opada, kiedy dowiadują się, że opuścić wyspę wcale nie jest tak łatwo. I żeby ochronić wyspę przez zagładą muszą wklepywać codziennie tajemniczy kod, a w lesie czai się na nich dym i biały niedźwiedź. A nie, to nie ta bajka. Ale prawda to, że tego skrawka lądu opuścić nie mogą. Pojawia się jeszcze szarlatan, któremu w głowie tylko jakaś królowa. Fabuła wygląda mniej więcej tak, że szarlatan porywa kogoś z załogi, Lara go goni i kiedy się spotykają wywija on oczywiście jakiś numer i trzeba go gonić od nowa. Może i to wielkie uproszczenie, ale nie byłem w stanie przebrnąć przez ten stek bzdurek i szczerze zazdroszczę osobom, które śledziły poczynania na wyspie z wielką pasją. Dla mnie to po prostu wygląda jak scenariusz filmu klasy B pisany na kolanie. W dodatku część elementów tej historii wyraźnie koliduje z realizmem, który nowy Tomb Raider ma ambicję nam ukazać.

 

 

Nie ma co jednak rozpaczać, bo to właśnie realizm i bezkompromisowy charakter tego reboota podobał mi się w nim najbardziej. Przykładowo gość przystawia się do dziewczyny, smali cholewki w ten najmniej cywilizowany sposób, a ta w końcu daje radę mu umknąć, po czym pociąga za spust pistoletu trzymanego tuż przy jego twarzy. Bum! I po pięknej buźce! W czasach, kiedy studia przycinają co się da, żeby wycisnąć ze swojej produkcji każdy grosz, Crystal Dynamics pokazuje, że kategorii wiekowych się nie boi i serwuje nam żeński odpowiednik Johna Rambo. Na soczystych headshotach zabawa się nie kończy, bo chociażby widok Lary ubroczonej dosłownie w rzece krwi to w grze nie pierwszyzna. Dodajmy do tego dosadne słownictwo, a na porozrzucane po jaskiniach czy zwisające tu i ówdzie trupy przestałem już nawet zwracać uwagę. Brawo, panie i panowie za obranie tak odważnego kierunku!



Pierwsze minuty z grą dobitnie mi uświadomiły, że chyba nie mogła ona mieć lepszego początku. W środku ulewy trafiamy do gęstego i ciemnego lasu nieskalanego jeszcze w żadnym stopniu ludzką działalnością. To tu za chwilę ustrzelimy swojego pierwszego jelenia, a potem poskaczemy w strugach deszczu. Być może zabrzmi to niedojrzale i po prostu głupio, ale czerpałem niesamowitą przyjemność z samego skakania w grze. Jak miałem gdzieś iść to skakałem podziwiając przy tym niesamowitą animację głównej bohaterki. Przy jednym z szalonych susów noga mi się powinęła, a ekran skropił krwią. Co do grzyba?! A no to, że wypasiony budżet nie pozwolił zaimplementować paska życia. Na całe szczęście Lara nadczłowiekiem nie jest, choć kilka jego cech z pewnością przejawia. Za pasek życia robi właśnie ta krew na ekranie, która jest pierwszym sygnałem, że ktoś próbuje się nas pozbyć z tego pięknego świata. Potem robi się bardziej czerwono i zamazanie, aż ekran przybiera czarno-białe barwy i rychło nadchodzący zgon. Wystarczy jednak nie odnosić przez kilka sekund obrażeń, żeby Lara na powrót była jak nowa. Rozwiązanie ułatwiające sporo rzeczy, ale czy naprawdę takie dobre to już sprawa dyskusyjna. Ja nie jestem tego ani przeciwnikiem ani orędownikiem.



Łuk to pierwsze, co dostaniemy w swoje łapska i co nie nudzi się aż do samego końca mimo posiadania na stanie bardziej śmiercionośnych zabawek. Bo z łuku się po prostu fajnie strzela. Przymierzasz, napinasz i wypuszczasz, coś pięknego. Łuk posłuży jeszcze do rozwijania w określonych miejscach linek, z których w efektownym stylu można zjechać nad przepaścią. I to rzecz jasna idealna broń do cichej eliminacji, bo wrogowie najczęściej znajdują się w rozproszonych grupkach. Wykorzystując element zaskoczenia możesz posłać kilku do piachu, a tym samym oszczędzić sobie nieco późniejszej zadymy. Eliminowania wrogów jest tutaj naprawdę dużo. Ogrywając nie tak dawno część Anniversary miałem zupełnie inne wyobrażenie tego elementu w serii. Tutaj szalę przechyliłbym bardziej na korzyść strzelania aniżeli skakania. Do ludzi strzelać będziemy bardzo często, do zwierząt mniej i raczej fakultatywnie. Wredne zakapiory jak już zorientują się, że Hannibal u bram to w ekspresowym tempie zajmują pozycje i z miejsca zaczynają inteligentny ostrzał. Nie wystarczy beznamiętnie pruć do nich z karabinu, bo chowają łby pod ladę czekając aż skończysz serię. „Teraz strzelać, właśnie przeładowuje” – zdanie to usłyszysz w grze zbyt często, ale najlepiej obrazuje sposób, w jaki przeciwnicy potrafią się zorganizować. Często gęsto nacierają grupkami, które nie tak łatwo wybić do nogi przy pierwszym podejściu.

 

 

Oprócz łuku jeszcze 3 podstawowe pukawki, to jest pistolet, karabin i shotgun i tych panów chyba nie trzeba przedstawiać, bo ich charakter jest taki sam jak w każdej innej grze. W miarę postępów każda z tych broni doczeka się usprawnień, które nie pozostawią nas na przegranej pozycji. Amunicji jest aż nadto do wszystkiego, więc strzelamy prawie zawsze tym, czym jest nam wygodniej. Budowę samej gry określiłbym jako pół-sandbox. Wyspa podzielona jest na miejscówki z obozami będącymi czymś w rodzaju naszej bazy. Nie tylko zapiszemy tam grę i posiedzimy przy ognichu, ale przede wszystkim nadamy Larze szereg nowych umiejętności, o ile nas będzie oczywiście stać. Za zabijanie wrogów różnymi sposobami, zdobywanie skarbów czy polowanie na zwierzynę dostajemy punkty, których odpowiednia ilość pozwoli nam dopieścić naszą dziewczynkę. Z racji tego, że zazwyczaj będziemy dysponować 1 punktem doświadczenia to zostaniemy postawieni przed dylematem, którą z umiejętności rozwinąć w pierwszej kolejności. Prawda jest taka, że nie ma co zbytnio nad tym dumać, bo prędzej czy później odblokujemy wszystko. No i wreszcie możemy przełączać się między obozami, pojawiać w jednym, a znikać w drugim np. w poszukiwaniu znajdziek, które to wsysają niemożebnie.



Pompa, pompa i jeszcze raz widowiskowość! Jaka tu jest widowiskowość w tym Tomb Raiderze to nawet nie macie pojęcia. Brakuje tylko wyścigu na dywanach. Non stop coś się sypie, grunt pod nogami dosłownie nam się pali i nie ma kiedy przystanąć i popodziwiać. Akcja gna na złamanie karku i niejednokrotnie weźmiemy udział w szaleńczym rajdzie, który polega na wciskaniu we właściwym momencie odpowiedniego guzika lub omijaniu przeszkód. Budżet gry podobno był niemały i rzeczywiście widać każdego dolara, który na nią poszedł. Lokacje tryskają życiem i klimatem przerzucając nas z mglistego lasu do parnych jaskiń, która są zdecydowanie mniej urodziwe, ale braku kunsztu odmówić im nie można. Początkowa ulewa i zacinający na pierwszym planie deszcz zrobiły na mnie kapitalne wrażenie.

 

 

I wszystko by było fajnie tylko czemu mój mały, bo mały, ale zawsze jakiś, móżdżek nie dostaje żadnych wyzwań w tej grze? Zwyczajnie sobie idziesz przed siebie, od czasu do czasu intuicyjnie skoczysz akurat we właściwe miejsce, a jak nie to magia zwana instynktem potrafi rozgrywkę sprowadzić do poziomu banał nad banały. Po wciśnięciu L2 ekran przyjmuje odcień szarości, a kierunek, w jakim należy podążyć rozświetla nam drogę snopem bezczelnego światła. Poważnie, ta gra podświetli ci, w którą stronę masz się udać lub uwypukli miejsce, z którego należy skorzystać, a czasem i Lara rzuci podpowiedzią niepytana. Potem to już widzi ona nawet przez ściany, co choć brzmi jak żart, to żartem nie jest. Pomaga to w szukaniu znajdziek, które nota bene i tak zaznaczone są na mapce. Ktoś tu wyraźnie nie chciał, żebyś przy grze pomyślał. Każdy skok to niemal gwarancja sukcesu, a zagadki ograniczają się do plądrowania grobowców, które możemy odkryć przy odrobinie szczęścia. Niestety te grobowcowe zagadki wyglądają jak zaledwie jedna część większej całości i mechanizmu, którego rozpracowywanie tak rajcowało mnie chociażby we wspomnianym Anniversary.



Ten Tomb Raider jest wyjątkowy także ze względu na fakt, że doczekał się pełnej polskiej lokalizacji. Po pierwszej nutce odruchowo miałem ochotę pozbyć się z gry wszelkich śladów naszego rodzimego języka, ale potem olśniło mnie dlaczegóż by nie spróbować posłuchać do końca. I tak zostałem do końca z dubbingiem i nie żałuję, bo podłożony został bardzo poprawnie. Jasne, zdarzają się sztuczne dialogi, będące „zasługą” nie tylko intonacji, ale i czasem sztywnego tłumaczenia, ale co do zasady jest naprawdę nieźle. Karolina Gorczyca dała radę.

 

 

Próba tchnięcia nowego życia w markę udała się i to z nawiązką. Nowy Tomb Raider jest dosadny, cieszy oko monumentalnością i co najważniejsze daje sporo radochy. Szkoda jedynie, że nie daje szansy pogłówkować podając nam wszystko na złotej tacy.

Oceń bloga:
1

Atuty

  • nowa Lara!
  • łuk i jego każde zastosowanie
  • krajobrazy

Wady

  • fabularne bzdury
  • nie daje pomyśleć
  • co ten multiplayer to ja nie
montana

Radosław Wasilewski

Próba tchnięcia nowego życia w markę udała się i to z nawiązką. Nowy Tomb Raider jest dosadny, cieszy oko monumentalnością i co najważniejsze daje sporo radochy. Szkoda jedynie, że nie daje szansy pogłówkować podając nam wszystko na złotej tacy.

9,0

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper