Recenzja MotorStorm: Arctic Edge

BLOG RECENZJA GRY
716V
Recenzja MotorStorm: Arctic Edge
montana | 21.06.2013, 13:35
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Późną jesienią roku pańskiego 2009 na PS2 zadebiutowała seria kojarzona do tej pory ze świeżym PS3. Wcześniej to właśnie PS3 przejmowała kolejne serie gier, które rozwinęły się na jej starszej siostrze.

Motorstorm to pierwszy i pewnie jedyny przykład gry z PS3, która doczekała się swojej nowej odsłony na mniejszej czarnuli. Tyle historii, a jak wypadła sama gra na 9,5 letniej wtedy konsoli? Odpowiedź jest dosyć prosta, ale wszystko po kolei. Jako, że gra była jedną z ostatnich wydanych na PS2 oczekiwania, szczególnie młodszych graczy, były dosyć wysokie. Po samej premierze, właśnie w tym środowisku, zachwytów nad grą nie było końca. Ja oczywiście musiałem swoje odczekać i po 2 latach z hakiem od jej ukazania się, bez większego szału przysiadłem do gry.

Po grze wyścigowej większość spodziewa się przede wszystkim dopasowanego do swoich potrzeb modelu jazdy. I w Motorstorm taki występuje bez dwóch zdań. Gra do tego jest żywiołowa, a jej twórcy nie starają się nawet ukryć, że o widowiskowość im głównie chodzi. A widowiskowość w tym przypadku to także niesamowita frajda czerpana z gry. Ogólnie do odblokowania 24 pojazdy posegregowane w 8 świetnie przemyślanych klas. Biorąc dajmy na to motocykl wiadomo czego się po nim spodziewać – jest lekki, szybki, elastyczny, ale i przy tym niezbyt stabilny, że to tak nazwę. Pomysł z klasami nie tylko dobry, ale i do tego bardzo dobrze zrealizowany. Jedyne zastrzeżenia mam do samochodów wyścigowych, które są zdecydowanie najszybsze i najlżejsze, a jakie jest „ale” każdy powinien się już domyślić. Mam wrażenie, że momentami byle podmuch wiatru może zepchnąć je z trasy. Tragedii nie ma, ale do ideału ciut brakuje. Każdy pojazd posiada także dopalacz, który nie jest na szczęście zakazany (tak jak w realnym życiu), ale nie można z nim przesadzać, tak samo jak w realnym życiu. Trzeba balansować na granicy, której przekroczenie jest raczej ciężkie do zrealizowania. Kiedy przesadzamy z dopalaczem cały ekran się "trzęsie", pad wibruje, a dodatkowo słyszymy wycie rozgrzanego do granic możliwości silnika, który lada moment ma wybuchnąć i rozerwać nasz pojazd na strzępy.
 


Otoczenie w grze to głównie śnieg. Podtytuł „Arctic Edge” zobowiązuje, a trasy są naprawdę nieźle wykonane - ośnieżone, na niektórych sypie śnieg, ba! zdarzają się nawet lawiny. Wariacje w postaci ramp czy stromych stoków to również częsty widok. Zważywszy na fakt, że trasy w niczym nie przypominają toru F1 w Monako, to w każdej z nich do wyboru jest kilka ścieżek. W trakcie wyścigu oczywiście nie ma czasu na racjonalne decyzje i w praktyce zdajemy się na intuicję wybierając którąś ze ścieżek, która akurat przypadnie naszej podświadomości do gustu.

Pisząc o takiej grze jak Motorstorm nie sposób nie wspomnieć o animacji. A ta, cóż… jest i zła i bardzo dobra. Animacja czy w zasadzie fizyka, najbardziej razi po kraksie motocyklu. Coś, co miało wyglądać efektownie, wygląda po prostu komicznie. Po kraksie, przez 2 czy 3 sekundy, jesteśmy katowani tym, co dalej dzieje się z naszym pojazdem. Naszym oczom ukazują się niestworzone wręcz piruety, jakie wykonuje nasz pojazd czy jeszcze bardziej dziwaczne pozy kierowcy, który fruwa w powietrzu jak szmaciana lalka. Wszystko to rzecz jasna w zwolnionym tempie i nie do ominięcia. Raz czy dwa można przeboleć, ale oglądanie tych podniebnych wyczynów po raz 300-ty jedynie irytuje. Na drugim biegunie genialna animacja kierowcy w czasie jazdy. Najwyraźniej znowu widać to na przykładzie odkrytego pojazdu, jakim jest bez wątpienia motocykl. Kierowca efektownie buja się na boki, kiwa czy po prostu próbuje utrzymać za kółkiem.

Sama rozgrywka, jak już wspominałem mimochodem, jest bardzo intensywna. Żałuję, że nie mogłem sprawdzić gry w multiplayerze, ale mogę się domyślać, że w tym trybie gra ma jeszcze większy „power”. No może poza wyścigami ciężkich ratraków, które to wyścigów w zasadzie nie przypominają. Fun jak przy zbieraniu porzeczek czy obieraniu ziemniaków, jak to się mówi. Poziom trudności (bodajże jeden z góry narzucony) jest bardzo wyważony. Z początku banał, potem trzeba się już nieźle napocić. Dodatkowym utrudnieniem są wyścigi, w których musimy grać wyznaczoną klasą pojazdów mimo, że wyścigu biorą udziałem również inne, często szybsze. No ale taka to już domena rywalizacji z „komputerem” i nic nie można na to poradzić. Fajnym patentem jest szybka możliwość powrotu na właściwą drogę. Kiedy zakręcimy się trochę na trasie wystarczy wcisnąć „selekt” i automatycznie zostajemy ustawieni tam, gdzie powinniśmy jechać. Nie trzeba tracić nerwów na cofanie, miły dodatek.


Gra opisana jest całą masą statystyk, w tym tak podstawowych jak przejechany dystans czy ilość zdobytych medali, ale i bardziej egzotycznych jak dajmy na to czas spędzony na 1-szym miejscu. Do szczęścia brakuje mi tylko ogólnego podsumowania w procentach.


Grafika stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Ślady na śniegu zostają nawet w następnych okrążeniach, a ekran często pokryty jest czy to błotem po najechaniu na kałużę czy kroplami deszczu. Podobnie z muzyką. Przy utworze „Omen” legendarnego The Prodigy, będącego niejako wizytówką tej gry z serii, aż ma się ochotę coś rozwalić. A jest co – wystarczy zbliżyć się do pojazdu sunącego przed tobą i lekko go trącić, ażeby dosiadający go kierowca z impetem wylądował w zaspie. Są to jedne z najlepszych momentów w grze, co też ma swoje plusy i minusy. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia (w tym wypadku dosłownie:) i kiedy to my pędzimy lekkim quadem, po czym zostajemy zepchnięci przez masywną ciężarówkę, już tak do śmiechu nam nie jest. Ważne, że jest rywalizacja, a w trakcie wyścigu nie ma mowy o nudzie. Pojazdy się sypią w trakcie wyścigu, ale nie ma to absolutnie żadnego przełożenia na osiągi i szybkość jazdy. Oprócz Prodigy w soundtracku jeszcze kilka innych popularnych zespołów, w tym The Hives, Radiohead, Bullet for my Valentine czy The Chemical Brothers. A i te mniej znane kawałki prezentują się nadzwyczaj dobrze. Ogółem 20 piosenek podkręcających rywalizację, o co przecież w tym wszystkim chodzi. W zasadzie mogli z dychę jeszcze dorzucić, ale co ja tam wiem…

Słów kilka o polskiej lokalizacji, bo gra doczekała się nawet polskich znaczków. Zdarza się kilka niedoróbek jak nazwy tras typu „Zemsta quadów” czy moje ulubione odznaki do zdobycia – „Bum i wygrana”, „Lubię sobie popatrzeć” i mistrz w swojej kategorii „Oops – mój obiad”. Nie od dziś wiadomo, że nasi tłumacze wykazują się dosyć mało wyszukanym poczuciem humoru. Ogólnie jest dobrze, nie było to konieczne, a mimo wszystko grę przetłumaczono i trzeba takie decyzje chwalić, a nie piętnować. A jak się komuś bardzo nie podoba to zawsze może sobie ustawić jakiś inny język z puli aż 14 – np. grecki. Aha, słowo „rozwałka” też mi nie przypadło do gustu.
 

[Obrazek: motorstorm___arctic_edge_ps2-00002886-low.jpg]

Jest jeszcze sporo elementów w grze do oceny jak chociażby nikomu niepotrzebny tuning (chyba, że kogoś jara ustawienie sobie koloru ramy przed wyścigiem – ja tam osobiście wolę pojeździć niż się z tym grzebać), ale myślę, że najważniejsze rzeczy zostały zanalizowane. Zanalizowane, a nie tylko opisane, co często się zdarza w „recenzjach”. Typowy zapychacz miejsca – opisać z precyzją szwajcarskiego zegarka każdy element gry. Jestem gdzieś powyżej półmetka w grze, a odznaka za np. pobicie 192 czasów producenta, każe tylko przypuszczać, że nie jest to krótka gra. Mnie gra wciągnęła bez reszty, dostarczyła masę zabawy i mimo, że nie nazwałbym jej ostatnim wielkim tytułem na PS2 (bo to tytuł niemalże szlachecki, dla gier naprawdę wybitnych ze wszech miar) to nie mamy się, jako gracze poczciwej czarnuli, czego wstydzić. Nie jest doskonała, ale większość mankamentów dotyczy raczej elementów pobocznych. „Trzon” gry to bardzo wysoka półka.

Ocena 8+/10

P.S. Gra wyszła również na konsolę PSP, ale z tego co kojarzę Motorstorm na PS2 nie jest portem gry z przenośnej konsoli.

Oceń bloga:
1

Atuty

  • długość rozgrywki
  • miodność
  • soundtrack

Wady

  • tuning
montana

Radosław Wasilewski

Nie jest doskonała, ale większość mankamentów dotyczy raczej elementów pobocznych. „Trzon” gry to bardzo wysoka półka.

8,5

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper