Miecz potężniejszy jest od pióra.

BLOG RECENZJA GRY
1578V
Miecz potężniejszy jest od pióra.
Mr.Darko | 02.11.2014, 12:31
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dawno, dawno temu. Za górami spowitymi lodem i śniegiem kryła się...nuda.

  Nim jeszcze zacząłem przygodę z Lords of the Fallen, doskonale zdawałem sobie sprawę, że majstersztyk scenariuszowy to nie będzie. Nie pomyliłem się i faktycznie historia nie porywa. Mamy oto byłego skazańca Harkyna (imię z gatunku - "coś mi utknęło w zatokach i muszę to z siebie wydobyć"), który okazuje się być ostatnią nadzieją bia...ludzkości na pokonanie złowrogich stworzeń + tytułowych Władców.

 

  Na swojej drodze napotka osoby, które zaoferują mu swoją pomoc, a także takie, którym sam pomoc będzie mógł zaoferować. Historię świata gry możemy poznawać dzięki rozsianym tu i ówdzie zwojom, kamiennym tabliczkom, czy tekstom naściennym. Jest tego masa i...nie są zbyt zajmujące.

 

 

"Jestem duży, łysy i mam brodę oraz tatuaż na twarzy. I tak w ogóle, to nie mam nic ciekawego do powiedzenia".

 

  Harkyn jest typowym, do bólu oklepanym i nudnym przedstawicielem bohatera fantasy. Mamy tu postawnego łysola z obowiązkową brodą oraz tatuażem zdobiącym/szpecącym (choć bardziej się chyba nie da) facjatę. Do tego Hark jest mrukiem i nie błyszczy elokwencją. Lubi wygłaszać oczywiste oczywistości, a czasem zdarza mu się wypowiadać za pomocą siły umysłu (w tym momencie jego usta pozostają nieruchome i słyszymy jego tubalny i groźny głos).

 

  Będąc szczerym pozostałe postacie są równie bezbarwne jak główny bohater. Mamy człowieka o aparycji druida i stylu mówienia "mędrca, który wie wszystko, ale jeszcze nie może powiedzieć tego co chcemy usłyszeć". Obowiązkowa białogłowa również się pojawia, tym razem pod postacią złodziejki/łowcy skarbów. Bada ona tajemnicę związaną z jej rodziną. Na koniec dodajmy jeszcze prawego do bólu żołnierza, który nie pała sympatią do naszego skazańca i mamy standardowe fantasy. Rozmowy między bohaterami są tak ciekawe i zajmujące, że aż przejdę do kolejnej części recenzji.

 

Zimno, ciemno i ciasno.

 

  Teren działań, który będziemy mogli zwiedzić jest całkiem pokaźnych rozmiarów. Mamy tutaj do czynienia z mądrym połączeniem poziomów, które zawierają w sobie masę skrótów (które oczywiście odblokujemy po odbyciu drogi okrężnej). W większości będziemy poruszać się po wąskich przejściach górskich, opuszczonych wieżach, katedrach, katakumbach. Zawitamy na pokryty śniegiem cmentarz, czy zapuścimy się do ukrytego wymiaru, z którego przybywają wrogowie.

 

  Wszystko wygląda bardzo klimatycznie i nie ma za bardzo do czego się przyczepić. Światło słoneczne wpadające przez dziury w zrujnowanych, wojną i upływem czasu, budynkach. Delikatnie unosząca się mgła na opuszczonym i przykrytym zimowym puchem cmentarzu. Czy wreszcie cele śmierci, gdzie ściany pokryte są krwią i potem torturowanych nieszczęśników. To wszystko wpływa na odpowiedni odbiór tytuły. Nie mamy tu do czynienia z kolorowym fantasy, gdzie zabijamy tęczowe smoki i inne plugastwo. W LotF jest mroźno, ciemno i krwawo. Dark fantasy pełną gębą.

 

 

Mam wielki, bojowy młot, a Ty będziesz obiektem testowym jego działania, nieszczęsny stworze. Potem ograbię Twoje zwłoki.

 

  Lords walką stoi. Walką oraz lootem, który pozyskamy z ciał zabitych przeciwników. Oba systemy sprawują się dobrze, bo są mieszanką rozwiązań zastosowanych w serii Souls oraz Darksiders. 

 

 Podczas potyczek mamy pewien wachlarz zachowań, które możemy wykorzystać. Słaby, ale szybki atak. Mocny, ale wolny + kolejny mocny cios z doskoku. Do tego dochodzi możliwość blokowania, uników oraz używania magii za pomocą specjalnej rękawicy. Na koniec jeszcze mamy 3 zestawy umiejętności, które uzależnione są od wybranej klasy postaci. W sumie jest ich 12 i możemy rozwinąć każdą z nich do poziomu trzeciego.

 

 Podczas walki przeciwnika można także zajść od tyłu i zabić widowiskowym finisherem. Walka jest dynamiczna i wymaga skupienia. Pójście na przysłowiową "pałę" kończy się w większości przypadków śmiercią. Ogólnie system walki jest bardzo dobrze zrealizowany i stanowi wyzwanie aczkolwiek poziomu trudności Soulsów nie osiąga.

 

  W grze mamy 3 klasy postaci - wojownika, kapłana oraz łotrzyka. Każda z nich różni się bazowym atrybutem oraz zestawem umiejętności. Różni ich także ekwipunek, choć tak naprawdę zmienia się to dosyć szybko. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kapłan biegał w ciężkiej zbroi z masywnym pawężem w jednej dłoni i ogromnym młotem w drugiej. Oczywiście coś za coś - im cięższa zbroja, tym mniej mobilni jesteśmy i tym więcej energii na machanie żelastwem tracimy. Bronie, zbroje oraz rękawice mogą być rozwijane za pomocą specjalnych run, które dodają nowe właściwości przedmiotom - obrażenia od żywiołów, większy współczynnik obrony, czy nowe właściwości czarów. Widać tutaj kolejny element z serii Souls, który pożyczyli sobie ludzie z CI.

 

  Lords of the Fallen oferuje także starcia z bossami, do pokonania których wymagane jest najpierw odnalezienie słabości danego niemilca - momentu w którym staje się najbardziej podatny na nasze ataki. Cierpliwość, to w większości przypadków klucz. Dobre rozeznanie, kiedy należy wyprowadzić kontrę jest bardzo ważne. Po pokonaniu każdego bydlaka dostajemy możliwość udania się w pewne miejsce, ukryte za portalem, w którym czekają na nas nagrody w specjalnych skrzyniach. Oczywiście nie otworzymy jej sobie ot tak. Będziemy musieli się zmierzyć z określonym wyzwaniem, a te są przeróżne m.in. walka z kolejnymi "falkami" przeciwników (bo falą bym tego raczej nie nazwał), podążanie za świetlikiem rozświetlającym nam drogę etc. Portal z krainą wyzwań pozostanie zamknięty dopóki nie spełnimy określonych wymagań, dlatego warto zapamiętać lokację, w której się on znajduje i wrócić do niego później.

 

 

Robactwo zalęgło się na terenach górzystych.

 

  Nie ma róży bez kolców jak to mawiają najstarsi mędrcy. Lords of the Fallen nie ustrzegł się bardzo irytujących błędów w tym takich, które potrafią cofnąć progres w grze o 15 godzin (warto zapoznać się z tekstem Zduna). Mnie osobiście, aż taka przykrość nie spotkała, ale miałem moment, w którym ochota aby cisnąć padem w ekran TV wzrosła do niebezpiecznego poziomu. Otóż po blisko godzinnej walce z dość wymagającym bossem udałem się do portalu po należną mi nagrodę. W tym samym momencie gra odmówiła współpracy i wyrzuciła mnie do menu głównego PS4. Progres oczywiście się nie zapisał i z mych ust wydobyła się dobitna wiązanka (była to dosyć późna godzina nocna, ale na szczęście sąsiedzi mają mocny sen).

 

  Taka sytuacja zdarzyła się podczas gry dwukrotnie. Jest to irytujące ponieważ system zapisu sprawia, że dłuższa rozgrywka bez sejwa jest zbyt ryzykowna. Wkurza to głównie przez fakt, że premiowane jest długie nie "wydawanie zebranych PD". Otóż w wypadku gdy zabijamy wrogów rośnie nam mnożnik odpowiedzialny za ilość otrzymywanych PD oraz szansa na wydropienie dobrego lootu. Żeby to zrobić trzeba zabić słuszną ilość przeciwników (w przypadku śmierci mnożnik się zeruje, ale możemy odzyskać wyfarmione PD). Więc jeżeli dajmy na to po 2 godzinach farmy przytrafi Wam się powyższy bug, będziecie przeklinać świat na czym stoi. Dziwne, bo w dniu premiery pojawiła się łatka o rozmiarach 5gb i tak naprawdę nie wiadomo co ona poprawiła. Także zaleca się nie zatracać w pozyskiwaniu expa i pamiętać o zapisywaniu gry.

 

 Kolejnym minusem są widoczne spadki płynności animacji. Nie utrudnia to co prawda starć z przeciwnikami, ale jest na tyle widoczne, żeby wzbudzać pewien niesmak. Jest to zwłaszcza widoczne podczas obrotów kamery.

 

 Na koniec dodać należy o nijakości ścieżki dźwiękowej, która po prostu nie zakorzenia się w głowie i w chwili obecnej mam naprawdę wątpliwości, czy istnieje ona w Lordsach. Same dźwięki natomiast są jak najbardziej prawidłowe. Szczęk mieczy, uderzenia młota, chrzęst zbroi, czy powarkiwania potworów - wszystko jest na swoim miejscu.

 

 Do zalet gry dodałbym przyjemną dla oka grafikę. Nie jest to co prawda nic co spowodowałoby opad szczęki, ale plenery, katakumby, zamki i jaskinie - wszystko ogląda się z przyjemnością.

 

 

Kiedy wszyscy wrogowie są już martwi, a bitewny kurz opada.

 

Lords of the Fallen jest dla mnie dużym zaskoczeniem końcówki 2014. Nie jest to tytuł wybitny, ale potrafi wciągnąć i zapewnić rozrywkę na kilkanaście godzin (twórcy przyjęli 25 godzin na ukończenia. Ja skończyłem w ok. 17). Weterani serii Souls i Darksiders poczują się tutaj jak w domu i z pewnością czas z grą nie będzie stracony. Moim zdaniem warto.   

   

 

Głosowanie na recenzję tygodnia odbywa się na blogu użytkownika Montana. Najnowsze głosowanie pojawi się kiedyś w przyszłości...

 

Oceń bloga:
0

Atuty

  • bardzo miodny system walki
  • dużo ekwipunku do zebrania
  • przyjemna dla oka grafika
  • umiejętne czerpanie z serii Souls i Darksiders

Wady

  • irytujące bugi
  • płaskie i nudne postacie (wszystkie)
  • czerpania od innych jest jednak zdecydowanie więcej od wkładu własnego
  • spadki płynności animacji
  • muzyka nie porywa, a w zasadzie pozostaje niezauważona
Mr.Darko

Mr.Darko

Udany miks Soulsów oraz Darksiders. Warto dać tej grze szansę.

7,0

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper