"Czcij ojca swego i matkę swoją"

BLOG O GRZE
452V
"Czcij ojca swego i matkę swoją"
dKc | 01.01.2022, 23:52
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Grubą czcionką oznaczono wstawki gamerskie.

Minął rok od mojej próby zwrotu pieniędzy za Cyberpunka. Ale ten rok również nie obył się bez ciekawych historii. Święta były wyjątkowe, bo poczułem jak dosłownie na wyciągnięcie ręki, blisko mnie została stoczona bitwa dobra ze złem. Odwieczna walka Boga z Szatanem.

[spoiler]

Księga Syracydesa (Syr 3, 2-6. 12-14)

[...]
Kto czci ojca, zyskuje odpuszczenie grzechów,
a kto szanuje matkę, jakby skarby gromadził.
[...]
Synu, wspomagaj swego ojca w starości,
nie zasmucaj go w jego życiu.
A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość,
nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił.

[/spoiler]

Jest Drugi Dzień Świąt. Pojechaliśmy do dziadków. Zjechali się brat i rodzice. Byli wszyscy poza ciotką Lidką, która miała dojechać za kilka godzin. Na miejscu tato wyjął alkohol, który został znacznie nadpity. Był to Cin Cin Bianco, znana alternatywa dla Martini wypita w 2/3. Poczęstował mnie mówiąc:

- Zobacz, spróbuj jakie to dobre.

Ja nie zostałem wychowany w rodzinie, w której alkohol przelewał się strumieniami. Podziękowałem i odpowiedziałem...

- Wiem. ;) Ale jeszcze lepsze jest z 7Upem. - Nie będę zgrywał Bonda, ale Cin Cin Bianco z 7Upem to mój ulubiony drink.

Czy Wy też tak macie, że chcecie się podzielić z najbliższym tym co macie najlepszego? Właśnie to w tym momencie poczułem. Chęć dzielenia się. W tym wypadku fajnym drinkiem. Pytam babci czy mają 7Upa.

- Nie. - odpowiedziała zdezorientowana.

- To niestety – rozłożyłem ramiona. - Żeby zrobić tego drina potrzebujemy jakieś 2 litry 7Upa.

- To jedziemy! - rozbrzmiał mój starszy. Przez wyrażenie „Jedziemy” rozumiemy, że ja go zawiozę, bo gdzieś te 2/3 butli się podziało.

- Ale dziś są zamknięte sklepy...

- Kochany, zawsze jest stacja benzynowa... - odparł zapowiadając dłuższą przejażdżkę.

I tak zaczyna się wielopoziomowa historia, pełna napięcia, niejednoznacznych postaci, trudnych wyborów, radości, smutku a nawet zdrady. Historia na miarę Dekalogu Kieślowskiego.

- Nie! - zaprotestowała mama.

- Jak to? - spytaliśmy chórem jednocześnie się obracając w jej kierunku i wyglądając… no, niekorzystnie.

- Bo dziś nie wolno. - wyciągnąłem rękę w geście oczekiwania wyjaśnień - Dziś jest święto i robienie zakupów w dniu dzisiejszym to grzech.

- No dobrze... - próbowałem zrozumieć, zaciskając pięść. - Ale jaki to grzech? - spytałem z połączeniem lekkiej frustracji oraz zaciekawienia.

- "Pamiętaj, żeby dzień święty święcić". - Aha. Nie trafiało to do mnie, ale stanowisko matki już znałem. Moja mama jest dobrą, religijną osobą.

- Oj tam, mama przesadza. - stwierdził tata. - Ubieraj kurtkę, jedziemy. - stwierdził. -

I wtedy stanąłem przed wyborem. Poczułem się jak w grze Telltale. Czas zwalnia, a ja się zastanawiam czy mam podążać za strzałką w której słucham matki i nie jadę do sklepu czy za strzałką w której słucham ojca i jadę do sklepu. Ale to wybór nie tylko na miarę Telltale. To dowolny wybór między dobrem i złem. InFamous, Black&White, jakieś RPGi w stylu Fallouta, Mass Effect czy Wiedźmina. Przykłady można mnożyć. Chociaż w tych raczej chodziło o wybory odnośnie frakcji. Co tutaj w sumie też pasuje.

Byłem rozdarty. Czas zwalnia, a ja się zastanawiam. Mama wyraziła się jasno. Co ciekawe, ja sam prawdopodobnie nie byłbym w stanie uznać tego za grzech, ale to jeszcze nic! W naszym Dekalogu jest ważniejsze przykazanie numer 4, które zdaje się być często lekceważone. Brzmi ono „Czcij ojca swego i matkę swoją”. I tego staram się w tej chwili trzymać, ale co powinienem zrobić w tej ciężkiej sytuacji kiedy jest konflikt pomiędzy obydwoma rodzicami? Muszę stanąć po czyjejś stronie. Zacząłem sobie przypominać co mówiła Katechetka, dawno temu w szkole na Religii:

- Musicie słuchać swoich rodziców, ale są wyjątki. Kiedy namawiają Was do grzechu, kiedy mówią np. „Nie idźcie do kościoła”, nie słuchajcie ich.

Przypomniałem sobie tylko to. Niby odpowiedź jest jasna, że należałoby stanąć po stronie Matki.

To wszystko trwa dosłownie sekundę. W naszych uszach wciąż rozbrzmiewa „mama przesadza”... Wtedy słyszę zarzut matki skierowany w stronę ojca:

- Nie mąć, Judaszu. - wtedy odezwał się brat Paweł do mamy:

- Teraz Ty grzeszysz.

- Jak? - zapytałem.

– No obraża tatę. Jest na to jakiś paragraf w dekalogu, nie?

Wierzyłem w dobre intencje mamy, ale faktycznie, jeśli popatrzeć na to pod tym kątem… Lecz nie miałem czasu tego rozważać, bo sytuacja się rozwinęła i następny w kolejce był zarzut mamy skierowany w stronę taty gdy zobaczyła ilość alkoholu w butelce.

- Ty to wszystko wypiłeś?! - retorycznie zdziwiona patrzy na ojca. - nawet nie zdążyłam spróbować. Co się z Tobą dzieje, Andrzej?

- Ktoś wypił. - odpowiada tato.

Czuję, że żeby oczyścić atmosferę obronić ojca muszę z nim pojechać na tą stację benzynową i zadośćuczynić jego złe zachowanie i odkupić ten alkohol. Teraz oprócz Sewenapa mamy na liście jeszcze Czin Czina. Czuję jak narasta we mnie chęć zrobienia tych zakupów. Już wcześniej ustaliliśmy, że trzeba wyjechać z domu, żeby wypłacić pieniądze z karty dziadka, żeby ten mógł dać wnuczkom prezent, kiedy przyjadą z ciotką Lidką, ale nadal nie byłem przekonany czy chcę faktycznie robić zakupy w Święto. Niby to nic, mały grzeszek, ale jeśli św. Piotr uzna, że właśnie ten mały grzech przeważył szalę?

...

No ale po ten hajs trzeba się wybrać. Wszak banknot jest najbardziej pragmatycznym prezentem.

Warto tu zaznaczyć, że dziadek z babcią mieszkają w miejscu oddalonym o 15 km od najbliższego CPN-u, i o 5 od najbliższego bankomatu. Takie sobie miejsce wybrali.

Więc szybko wsiadamy w moje BMW i jedziemy, ale już wolno… Bo za oknem jest 5 stopni mrozu, śnieg świeżo co spadł, a na drodze jest ślisko. Więc wyruszamy w powolną trasę po oszronionej jezdni, a w trackie odbywa się debata. Zaczynam:

- Stanowisko mamy jest jasne, ale zastanówmy się chwilę i rozważmy za i przeciw. Zobacz, nawet jeśli kupimy tego Cin Cina to mama i tak będzie Tobie wypominać, że wychlałeś tamtego. Niewiele to zmieni. Co się stało to się nie odstanie. - lecz na tacie mój wywód nie zrobił wrażenia.

- Jedziemy do bankomatu, a potem na CPN. To chyba jasne. - zwróciliście uwagę na to, że część z nas nadal mówi CPN? Przecież CPNu nie ma już ze dwadzieścia lat! Chyba tak można ocenić czy ktoś jest stary. W sumie argument mamy ciężko podważyć, można jedynie szukać jakichś obejść i w sumie to z tatą robimy. - może nawet tego 7Upa nie będzie. Lecz tato cofnął się nieco zbyt daleko.

- To bez sensu co robisz.

- W sensie „co” robię?

- Jesteś taki bogobojny. Ogarnij się.

- Wiesz, w tym roku trochę zmieniłem w swoim życiu. Rozwinąłem się w wielu aspektach, w których chciałem. Nauczyłem się gotować, poszedłem na lekcje tańca, na lekcje pianina, otworzyłem się na innych ludzi czy na Boga, przestałem grać. Kiedyś taki nie byłem. Kiedyś przechodziłem 50 gier rocznie, lecz zdałem sobie sprawę, że niewiele mi to daje. Odsuwałem na bok swoich bliskich, w tym rodzinę.

- Gry wideo to wymysł Szatana – słyszę od niego. - Takie jest moje zdanie. Ja tak myślę.

Trochę to bolesne, ale przypomina mi się finał gry Catherine. Gry logicznej, w której lawirowaliśmy pomiędzy grzechem, a dobrem. Zakończenie, które odblokowałem wyglądało tak, że poszedłem do piekła, a w piekle jeden z diabłów mówił, że czegoś tam mu się nie chce robić, bo woli grać w gry wideo całymi dniami. Powiedziałem mu to. Usiłowałem sobie przypomnieć sytuację, w której gra została stworzona, żeby szerzyć stricte chrześcijańskie wartości. Przypomniała mi się jedna – Ja jestem. Przygodówka. Nie była to najgorsza gra na świecie. Jednak tą grę można kojarzyć z serii „Zagrajmy w crapa” nrgeeka, w której opisywane są najgorsze tytuły w historii gier. Można sobie obejrzeć na YouTube. Bardzo krytyczna recenzja napisana z punktu widzenia osoby, która jest ateistą. Nie daje to do myślenia? Przy okazji, żeby nie być kompletnie krytycznym nrgeek jest osobą, która zna się na grach wideo i wiele filmików (głównie tych nie poruszających wątku wiary) z tej serii było naprawdę zabawnych.

Odpowiedziałem mu, że w sumie się z nim zgadzam. Przypomniałem sobie jeszcze jedną rzecz.

- Zanim wyjechaliśmy widziałem, że brat przywiózł ze sobą świetną whiskey. Jest dużo alkoholu. Wcale nie musimy kupować.

- No ale drink to jednak drink.

Dojechaliśmy. Wysiadamy. Stoimy przy bankomacie. Pieniądze wypłacone.. Kończymy. Wsiadamy do auta. I teraz tak. Jesteśmy 20 metrów przed skrzyżowaniem. Chwilę rozmawiamy na parkingu.

- Wiesz co, może nawet tego 7Upa tam nie będzie. - tato starał się zwizualizować dalszy rozwój wydarzeń.

- Też tak może być. - nagle tato proponuje dość kontrowersyjne rozwiązanie:

- Słuchaj, my wcale nie musimy pokazywać tego alkoholu mamie... Nie musimy nawet mówić, że pojechaliśmy kupić ten alkohol. - trzeba przyznać, że nieźle kombinuje…. Ale...

- „Co to za konspira?” - Złapałem się mentalnie za głowę, stwierdzając, że to już zbyt przekombinowane. To już zbyt wiele. Takie kłamstwo może mieć wyjątkowo krótkie nogi i zaraz prawda wyjdzie na jaw.

- Nie podoba mi się ten pomysł. - wyznałem.

- Dobra, to nie. - westchnął zrezygnowany. - Nie musimy jechać do tego CPN-u. Wracajmy do domu.

Bardzo szybko zapalam silnik, cofam i zbliżamy się do skrzyżowania… Kawałek przed nami jest rozwidlenie dróg. Jakieś 40 metrów. Zbliżamy się do niego w coraz większym tempie. W lewo skręca się na stację benzynową. W prawą – do dziadka. Trochę głupio mi się zrobiło na myśl, że zawiozłem tfu zawiodłem ojca. 35 metrów.

Przyznam również, że trochę mi się go szkoda zrobiło. Nie chciałem, żeby wyszedł z tej sytuacji bez niczego i w tej chwili mnie lekko oświeciło. 30 metrów. Ja mówię:

- Może... - widzę jego pełen nadziei wzrok - umówmy się tak, że kupimy ten alkohol – 25 metrów - ale nie 1-litrowego tylko 0,5litrowego „Czin czina”. To będzie taki kompromis. - 20 metrów.

- Jak kupimy pół litra to będzie pół litra – 15 metrów. - a jak będzie litr to kupimy litr. - 10 metrów.

Nie dałem się zbyć.

- Umówmy się. - 5 metrów. - Kupujemy pół litra, a jak nie to wracamy do dziadka.

0 metrów. Dojechaliśmy do skrzyżowania. Stoję przed znakiem STOP.

Postawiłem takie ultimatum. W odpowiedzi słyszę tylko milczenie.. Obracam się.

- To jak? Bo jak się nie zgadzasz to wracamy do dziadka.

- OK.

Jedziemy w lewo.

 

Po drodze zdaję sobie sprawę z tego, że będziemy zaraz niedaleko domu ciotki Lidki, która pracuje w Urzędzie Gminy i dostaje często podarunki w postaci alkoholi. Może ona ma tego Cin Cina i może… MOŻE nie trzeba będzie nic dziś kupować. Powiedziałem to tacie. Ten zdecydowanie:

- Zatrzymaj auto! - zjeżdżam na pobocze, wyjmuję telefon.

- Patrz teraz, zobaczysz jak Bóg nad nami czuwa. - mówię podjarany, ale wypowiadając te słowa uznałem, że chyba jestem zbyt chciwy i niepotrzebnie to powiedziałem. Dzwonię.

Beep... Beeeeeep… Beeeeeep… Nie ma jej? Słyszę jakieś kliknięcie. Odbiera:

- Cześć, ciociu.

- No cześć. Co tam?

- Ciociu, jest taka sprawa delikatna… Czy Ty masz może w zanadrzu jakąś butelkę Cin Cina?

Lidka jest najbardziej ciepłą osobą jaką znam. Jest też miłośniczką gier planszowych. Z bratem dostaliśmy wcześniej zaproszenie na wieczór planszówkowy tego samego dnia w jej mieszkaniu. Jest wrażliwą i empatyczną osobą. W jej tonie głosu odczuwa się takie dobro i autentyczność.

- Nieee... Niestety, nie mam... - odpowiedziała smutnym tonem. Ten smutek przełożył się na mnie, jednak nadzieja umiera ostatnia:

- A Martini?
- Nie mam… Chociaż, czekaj… - i słyszę odgłos otwieranego barku. - Sprawdzę. - I słyszę stukot butelek. Teraz już oddalony. Odłożyła telefon, żeby dokładnie poprzekładać butelki i przejrzeć. Czekam w napięciu.

- Halo? - powróciwszy, woła na ponowne przywitanie. - Wiesz co, mam. - niemalże wykrzyczałem swoją radość.

- Noooo to super! A mogłabyś wziąć do dziadków?

- OK. Wezmę.

- A masz może 7Upa?

- Nie mam. - znowu odpowiedziała zasmucająco.

- Ale na pewno? - tym razem me zaufanie było już ograniczone i miałem jeszcze większą nadzieję, że skoro ocena sytuacji była mylna w przypadku alkoholu to może też tutaj się to powtórzy. Jednak sprawdziła i powiedziała:

- Nie mam. Ale po co Ci właściwie ten 7Up?

- Bo chcę zrobić drinka.

- A to czekaj, chłopaków wyślę i podjedzie któryś na CPN. - Ciotka ma dwóch synów, ale myśl, że do mojego grzechu zastałyby doproszone jeszcze inne osoby nie brzmiała dobrze. Spróbowałem to zatrzymać.

- Nie no już nie będę kuzynów fatygował.

- Ale to żaden problem, naprawdę.

- No ale jesteśmy już obok Ciebie, dosłownie.

- Aha. To faktycznie. Na to samo wyjdzie.

- No nic, ale dzięki wszystko.

- Cześć.

- Do zobaczenia. Szerokiej drogi! - rozbrzmiała swoim ciepłym, dźwięcznym radosnym głosem. Lecz radość nie trwa długo, wracam do rzeczywistości.

Próbowaliśmy. Chwilę milczę. Zwracam się do ojca:

- Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że ciocia ma alkohol i go przywiezie. Czyli nie musimy go już kupować, ale nadal nie mamy 7Upa. - Czyli kupujemy tylko 7Upa, przynajmniej tak „zminimalizujemy” ten grzech.

Jednak sprawię ojcu radość i go zawiozę na ten Orlen. Za 10 kilometrów dojeżdżamy, na miejscu okazuje się, że nawet kilka osób tam przyjechało, i to nie po to, aby zatankować paliwo. Wchodzimy i szukamy na półkach z napojami. Jesteśmy przy półce z 2-litrowymi napojami i przeszukujemy wzrokiem. Coca-Cola w kilku egzemplarzach. Mirinda w kilku egzemplarzach, Schweppes w kilka egzemplarzach… Nie ma 7Upa?

...

...

...

Jest. Schował się na innej półce, skubany. Stoi między litrowymi napojami. Są dwa 7Upy. Są. Można je kupić. W tym dniu. I co mam teraz powiedzieć.. Że Bóg nad nami czuwał? Ale, zaraz, cóż to, spuściłem tatę na chwilę z oczu i widzę, że podszedł do lady i mówi, że poprosi Cin Cina. Nie taka była umowa. Krzyczę:

- „Nieee!” - ale w myślach, bo głupio tak.

Biorę szybko te dwa 7Upy i podbiegam do lady.

W międzyczasie Pan się upewnia czy na pewno ta butelka Cin Cina Bianco czy jakaś czerwona. Tato odpowiada, że ta. Pan już mu podaje, nabija na kasę. Jestem przy kasie. Mówię, żeby nie nabijał. Za późno, już nabił. Musiałby cofnąć. Mówię, żeby tak zrobił. Tato się sprzeciwia. Jest dwóch przeciwko jednemu. I tak stoimy w impasie.

 

Lecz ten nie trwa długo, bo uznaję, że w święta wszyscy mamy lepsze rzeczy do roboty, niż kłótnia. Czuję się zdradzony i oszukany. Plan był prosty: Lidka bierze Martini, a my kupujemy tylko dodatek. Minimalizujemy grzech jak to tylko możliwe. Bierzemy co konieczne. Nie zrobiliśmy tego. Teraz mamy więcej niż trzeba. Więc odchodzę od kasy rozczarowany mówiąc:

- To ja nie biorę tego. - uznałem, że tak należy postąpić.

Odkładam 7Upy na półkę i wracam do samochodu.

 

 

***

Tymczasem, w domu brat pomagając babci w rozkładaniu zastawy mówi do mamy:

- Coś długo ich nie ma.

- No właśnie, może bankomat się zepsuł.

- Może pojechali do innej gminy.

Pamiętajcie, że gdy nie ma Was dłużej, niż być powinno to ktoś może na Was czekać z utęsknieniem.

***

 

 

Czekam na tatę i mam nadzieję, że jednak nie kupił tych napoi.

Ale pewnie kupił.

Ale może jednak nie kupił.

Wyczekuję go i widzę jak wychodzi ze stacji. Zmierza w kierunku auta. Widzę jak chowa za kurtkę… Cin Cina. Nie widzę napoi. Uff. Wsiada i nie kryje rozczarowania moją osobą, ale ja nie daję po sobie poznać mojego, próbując się uśmiechać i zło dobrem zwyciężać. Bo co mi zostało? Awantura? Po co?

- Pojedźmy okrężną drogą. Coś Ci pokaże. - zasugerował tato. Zaciekawiony robię co każe. Dojeżdżamy do jednej przydrożnej kapliczki. - Zatrzymaj się tu. Zwróć uwagę na tą figurkę Matki Boskiej.

- Bardzo ładnie zrobiona.

- Piękna, prawda? Kosztowała kupę kasy.

Jedziemy dalej i sytuacja się powtarza. Druga przydrożna kapliczka jest jeszcze piękniejsza, niż poprzednia.

Tutaj mi tłumaczy, że w miejscowości z której pochodzi jego ojciec biskup nakazał nie poświęcać takiej właśnie.

- Jak to? - zapytałem.

- No, normalnie. Ksiądz potrzebuje zgody na poświęcenie kapliczki od biskupa, a ten mu odpowiedział, że nie poświęci. Że to szatańska kapliczka. - odrzuciło moją głowę do tyłu, ale zacząłem kojarzyć fakty...Zaraz. Już kiedyś mi opowiadał o tej kapliczce.

- A to nie było tak, że ta kapliczka została wybudowana w pobliżu miejsca, gdzie ksiądz urządzał polowania na zwierzynę? Chodzi o tego księdza, który był z innej parafii i on zrobił to nie do końca zgodnie z zasadami. To ten ksiądz, którego hobby było polowanie i kłusownictwo, prawda?

Nie doczekałem się odpowiedzi.

- Zawiodłem się na Tobie. - nie krył rozgoryczenia. - Czasem można przedobrzyć kierując się tylko tym czego uczy Cię kościół.

- Wiesz co, kiedy mama powiedziała dziś o tym przykazaniu pomyślałem „co za głupota?”. Logicznym było zrobienie tego, czego Ty proponowałeś. Jednak jest takie przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Nie chciałem łamać tego przykazania. - lekko go to uspokoiło.

Dojeżdżamy do tego skrzyżowania z bankomatem, ale z drugiej strony. Po kilkunastu minutach oszronionej drogi jesteśmy z powrotem.

- Gdzie byliście? - pyta mama.

- Wszystko opowiem jak przyjedzie ciocia Lidka i siądziemy do stołu. - odpowiedziałem, nie lubiąc się powtarzać.

Potem jeszcze kilka razy dopytywała czy byliśmy gdzieś zupełnie indziej niż w ogóle zakładaliśmy, ale z tatą solidarnie nabraliśmy wody w usta i nie poruszaliśmy tego tematu.

Myślałem o całej tej sytuacji, o planie taty, o konspirze, o tym jak to wszystko mogło potoczyć się inaczej.

Myślę, że gdyby mama nam nie powiedziała, że to grzech to my byśmy pojechali i normalnie kupili te rzeczy, a potem mielibyśmy wyrzuty sumienia i musieli się z tego wyspowiadać.

Ale można było jeszcze inaczej: mogłem po prostu nie wspominać o tym drinku i nie byłoby wcale tego problemu.

Reasumując, ta cała walka Boga z Szatanem tego dnia to moja wina.

Mija kilka godzin i przyjeżdża ciotka. Ostatnie szlify, przygotowanie stołu, potraw, sztućców, obrus, siadamy za stołem i opowiadam całej rodzinie historię do tego momentu. Podczas obiadu miała miejsce ciekawa rzecz. Tak naprawdę okazało się, że mamy pod dostatkiem alkoholu. Żona prowadzi, więc mogę pić, ale naprawdę nie odczuwaliśmy braku tego Cin Cina. Tak naprawdę, każdy się skupił na tym co najważniejsze. Na tym, że spędziliśmy te Święta rodzinnie razem, a nie na tym, że nie było 7Up’a do drinka. Nie padły nawet słowa o wypitych 2/3 butelki. Nikt nie odczuwał potrzeby wypicia tego drinka. Dobro zwycięża. Wspominam o tym.

- Ale jeszcze dziś wypijemy. - zapowiada ciocia. - Pojedziemy potem po tego 7Upa. - przyznam, że trochę mnie zamurowało. Myślałem, że Bóg dopiero co wygrał tą batalię, a tu wyjeżdża z takim tekstem. Wąż wraca do gry. Niepewność powraca.

- Nie trzeba, naprawdę. - staram się walczyć.

- Spokojnie, pojedziemy. Będzie dobrze. - zasiała ziarno niepewności.

- Wiecie co, przypomniał mi się sen. - wtrąciła mama. Z początku temat nie wzbudził zainteresowania, bo Trends #1 był jeszcze temat alkoholu, ale zainteresował mnie fakt, że akurat w tym momencie jej się o tym przypomniało. Zachęciłem ją do podzielenia się tym snem. Jego treścią, właściwie.

- Śniło mi się, że w pokoju obok siedziało małe, kilkuletnie dziecko, które normalnie się bawiło. Do domu wtargnął jakiś starszy typ. Krzyczę do niego co on tu robi, obraca się i twierdzi, że zabiera go. Patrzę na to dziecko. Krzyczę, żeby go zostawił. Starszy pan obraca się. To co zobaczyłam przeraziło mnie.

Zamarłam.

Patrzę na niego i widzę, że ma takie straszne, ogromne, czerwone oczy.

Krzyczę do niego „Odejdź przecz, Szatanie”.

No i oddalił się.

Popatrzyłam na to dziecko.

Okazało się, że to mój syn – patrzy wymownie na mnie.

Siedzimy kilka sekund w ciszy.

- Piękny sen. - przerwałem rozważania w ciszy.

Zobaczyłem, że zamiast 7Upa są na stole inne napoje jak np. Fanta. Uznałem, że można spróbować zrobić drinka z czymś innym. Tato przynosi zaległego Cin Cina. Wszyscy (poza mną) są w szoku. Nie wiedzieli, że byliśmy na CPN-ie. Jednak tato potrafi dochować dyskrecji. Nabrałem pewności, że jego podstępny pewnie plan by się powiódł.

 

Wieczorem, udajemy się do ciotki. Widzę w przedpokoju u niej butelkę po Martini. Okazało się, że ciotka przywiozła to Martini do dziadków, nikt go nawet nie ruszył i ta butelka, cała, nienaruszona wróciła tutaj (fotka jest w miniaturze wpisu).

- „To oznacza” – myślę – „że ta butelka nie stoi w pokoju gościnnym. Zatem nikt nie udał się po 7Upa. Zatem nikt nie złamał przykazania”. Uśmiecham się. Jednak widzę tylko jednego kuzyna. Pytam go:

- Byliście na Orlenie?

- Ja nie, ale Tomek chyba pojechał. - znów zamarłem.

- OK, i zaraz wróci?

- Nie, pojechał odwiedzić kumpla.

- I kiedy wróci?

- Pewnie późno. - odetchnąłem.

Reszta wieczoru minęła przyjemnie. Graliśmy (wiedzieliście, że Among Us to praktycznie kopia gry Mafia?), jedliśmy, piliśmy, nie poruszaliśmy drażliwych tematów jak wiara, polityka, szczepionki, ideologie etc. Dobrze się bawiliśmy, w spokoju i harmonii. Piękny czas.

Jako, że trochę popiliśmy to przenocowaliśmy u ciotki z bratem. Nie wypiliśmy drinka. Jestem praktycznie pewny zwycięstwa dobra nad złem. Nad ranem ciotka jednak mówi:

- Kuuurcze, i nie spróbowaliśmy tego drinka Twojego. - Ja:

- Czekaj, chcesz powiedzieć, że kuzyn kupił tego 7Upa?

- Powiedziałam mu, żeby kupił.

- No nie... - posmutniałem w duchu.

- Ale zapomniał.


 

 

Wygląd, osoby, miejsca i imiona postaci zostały zmienione.

Oceń bloga:
1

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper