Blast from the past

BLOG
1100V
Blast from the past
bigbird | 10.10.2014, 14:29
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Wiele już było takich historii, wielu z Was dzieliło się swoim growym życiorysem.
Teraz i ja chciałbym podzielić się z Wami moją…zapraszam do lektury i z góry przepraszam moich fanów, ale tutaj cycków, wyjątkowo, nie będzie :-) 


Na początku było 8 bitów...

Konsole i gry były w moim życiu odkąd pamiętam, ale pierwsze kroki w "marnowaniu czasu" stawiałem na komputerze osobistym marki Atari, model 65XE. A było to dokładnie w roku 1986 kiedy to wujek, który dzięki otrzymanemu stypendium na Politechnice Łódzkiej sprawił sobie ową maszynkę i postanowił się nią pochwalić moim rodzicom. Ten niepozorny kawałek szarego plastiku z podłączonym magnetofonem firmy California Access wyświetlający na kineskopowym telewizorze obraz w 256 kolorach (w sumie to w 16, ale każdy w 16 odcieniach) okazał się drogowskazem i z miejsca wyrył mi w głowie zamiłowanie do takiej formy spędzania wolnego czasu. 

Pierwsza gra jaką widziałem na oczy to były Gremlins'y - śmieszna gra na podstawie filmu. Potem był Silent Service, Spy vs. Spy na dwa dżoje, Pit Stop II gdzie osiągnąłem mistrzostwo w obsłudze pitstopu smiley

Oprócz gier były także lekcje programowania w języku Logo (słynne żółwie) oraz Basic'u. Pisanie prostych gier tekstowych dawało masę frajdy. Później po raz pierwszy w życiu samodzielnie drukowałem obrazek na drukarce igłowej oraz bawiłem się, zrobionym przez mojego wujka na zajęciach, piórem świetlnym - normalnie magia.

Już wtedy jako dziecko moi rodzice wiedzieli, że nie będą ze mną mieli łatwo - jednego wieczoru siłą, we dwie osoby, próbowano mnie oderwać od dżojstika. Był płacz, krzyki i histeria. Rano pojawiła się gorączka i pierwsza w życiu wizyta w szpitalu - zakończona diagnozą - zapalenie opon mózgowych. Pewnie z graniem do późnej nocy nie miało to nic wspólnego, ale ukochanego komputera nie widziałem potem przez kilka miesięcy.

W roku 1990 stał się cud - moja siostra dostała na komunię nowiutkiego Commodore 64 z magnetofonem oraz kartridżem turbo Black Box v.3 oraz pięknym dźojem marki Quickjoy (Quickshoot SV-122 z funkcją autofire). Siostra średnio zainteresowana komputerem, wolała jeździć na różowym rowerze Wigry 3, więc komodziak trafił pod moją opiekę. Co się wtedy działo w domu przez kolejne lata możecie się domyśleć - granie, granie i jeszcze raz granie. Comiesięczne wycieczki do "sklepu" z grami w celu zakupu nowej składanki gier na kasecie, na której okładce widniały tylko tytuły z lakonicznym opisem typu "strzelanie samolotem" czy "program do rysowania obrazków". 

W międzyczasie u kolegów ze szkolnej ławki zaczęły pojawiać się Pegasus'y, a u tych z zamożniejszych domów oryginalne NES'y i "komputery osobiste klasy PC". Moi rodzice niechętnie słuchali moich próśb dot. zakupu "polskiego nes'a" więc sam musiałem uzbierać odpowiednią ilość gotówki Każdy otrzymany grosz odkładałem na upragnioną konsolę, rezygnując z każdej dziecięcej przyjemności typu guma do żucia, oranżada itp. W końcu się udało i zdobyłem swoją pierwszą w życiu konsole w zestawie z nieśmiertelnym 168 in 1. Contra, Battle City, Super Mario Bros, Goal 3 (Kunio coś tam coś tam) i reszta klasycznych tytułów zapewniały mi masę rozrywki.

Któregoś dnia w moje łapki trafił klasyczny GameBoy. Granie na małym ekranie było zajebiste, Pokemony, Mario, Duck Tales – większość z Was kuma jak to frajda. Normalna była taka sytuacja, że na biurku rozłożoną miałem pracę domową ze szkoły a pod biurkiem miętosiłem tego małego chłopczyka z grami smiley

I stało się bitów 16

Niedługo potem przy telewizorze pojawiła się pierwsza konsola Segi w moim zyciu – Master System II z wgraną grą Sonic The Hedgehog 2. To był obłęd, szybka akcja, świetna muza i wspaniały gameplay. Master System nie zagrzał długo miejsca i na jego miejsce wskoczyła Sega Mega Drive II. Tutaj to już było szaleństwo na całego, ta grafika, te gry. Trylogia Sonica, Nba Jam, X-Meny, Comix Zone, Golden Axe, Story of Thor. Byłem w siódmym niebie. Przy Sonicu 2 razem z młodszą siostrą spędziliśmy setki godzin grając „fabułę” w co-opie i ścigając się w „rynnie” po „złote obrączki”.

Któregoś dnia w jednym z komisów w którym zazwyczaj szukałem gier na Mega Drive’a ujrzałem przystawkę CD do tej konsoli. Od razu wiedziałem, że muszę ją mieć. Zaklepałem u sprzedawcy, wycyganiłem kasiorę od rodziców i parę dni później ciorałem już w gry z płyt CD. Jak zobaczyłem intro do Batman & Robin to zrobiłem pod siebie – przecież to była jakość animowanego filmu z telewizji (teraz nie robi to już takiego wrażenia).

Czas mijał, na rynku pojawiła się kolejna generacja sprzętów – Sega Saturn i Sony Playstation. Serce rwało się do nowej maszynki Segi, ale cena odstraszała. Zostało mi granie w „salonie gier” gdzie za drobną opłatą można było pocisnąć na konsolach. Po sesji z Resident Evil dostałem dziwnego tiku i odruchowo co chwila odwracałem się za siebie szukając czających się zombiaków.

Do not underestimate the power of Playstation

Pod koniec 1995 roku stał się cud. Znalazłem kumpla, który złożył mi ofertę wymiany. Za mój zestaw Mega Drive’a zaoferował mi nowiuteńkie Playstation. Oczywiście bez gry, ale za to z płytką Demo 1. Samo intro wyrwało mnie z kapcioszków i uświadomiło, że raz – Playstation to dobry wybór i za Saturnem nie ma płakać, dwa – że nadeszła nowa, złota era grania. Tech demo z T-Rexem także nie pozostawiało wątpliwości, że Playstation to strzał w dziesiątkę.

 

Nie będę ukrywał, że w erze „szaraka” grałem głównie na pirackich kopiach gier. Nie mam na to wytłumaczenia, wstyd mi za to, ale tak po prostu wtedy było, nie znałem też nikogo, kto by przerobionego PSX’a nie posiadał. Teraz z perspektwy czasu dziwnie to wygląda, bo przecież na takiego Mega Drive’a miałem same oryginały (tak mi się wydaje J)

Tak czy owak, pierwsze Playstation wyrywało kolejne tygodnie z mojego życia. Tekkeny, Fajnale, Vigilante 8, Wipeouty, Syphon Filter, Metal Gear Solid, Gran Turismo, Medievil, Chrono Cross, Crash Bandicoot, Spyro, Gex, Croc – wszyscy to znamy i kochamy do dzisiaj. I duża część z nas tęskni za tamtymi czasami, a przynajmniej za czasami kiedy prawie każda gra była warta ogrania.

Skończyłem liceum i przd pierwszym semestrem na studiach musiałem kupić sobie w końcu peceta. To były mroczne czasy. Czasy sterowników, Direct iXów, błędów krytycznych i blue screenów. Były też to czasy mojej fascynacji multiplayerową rzeźnią w Counter-Strike’a. Setki godzin na serwerach grając w domu, na uczelni, na wagarach w kafejkach internetowych (pamięta ktoś jeszcze te przybytki?). Zaproszony zostałem do klanu, graliśmy klanówki, treningi, jeździliśmy z ekipą na turnieje. I wszystko by było cudownie gdybym nie poznał mojej obecnej małżonki smiley Facet dla mokrej cipki i bimbałków zrobi wiele, ale ja chyba przesadziłem. Więcej czasu spędzałem z kobitką w kinach, teatrach, na spacerach, kolacjach i na ruchaniu. Granie zeszło na drugi plan. Z aktywnego zawodnika stałem się oglądaczem, w Counter-Strike’u zająłem się sędziowaniem na imprezach/turniejach, ale czułem, że to nie to samo co aktywne uczestniczenie w rozgrywce.

Emigracja part I

Tak czy owak, na trzy lata konsole poszły w odstawkę. Zmieniło się to po trzecim roku studiów kiedy postanowiłem wyjechać do Wielkiej Brytanii celem zarobienia kasy na nowego kompa (chyba musiałem być nieźle pojeb*any wtedy). Wyjazd się udał, robota w MCDonaldzie z ekipą ciapatych z Pakistanu była całkiem fajna J
Każdego zarobionego funta odkładałem na wymarzony sprzęt. Mieszkając u wujka, który na Wyspach przebywał od kilkunastu lat „zaopiekowałem” się konsolami jego synów – GameCubem i Xboxem. I znowu wróciła mi radość życia, Zelda WindWaker, Resident Evil REmake, NFS Underground, HALO 2, Kill Switch i inne otworzyły mi na nowo oczy. Po kolejnej wypłacie poleciałem i wydałem całą kasę na zestaw: Srebrne PS2 fat + 2 pady, memorka i komplet gier, m.in.: Burnout 3, Final Fantasy X i X-2, Def Jam FFNY, Midnight Club 2, Gran Turismo 3. W wolne dni na 14 calowym telewizorze tłukliśmy z kumplem w Burnout’a na split screenie od rana do nocy. Znowu czułem, że granie to jest to co kocham.

Po powrocie do Polski za uzbierana kasę złożyłem wymarzonego blaszaka. Konfiguracji nie pamiętam dokładniej, ale do dzisiaj pamiętam jaka grafa w nim siedziała – Radeon X800XT Platinum Edition, kosztowała mnie ponad 2500zł. Jak dzisiaj o tym pomyślę to aż ciarki mam na plecach. Fajna rzecz była taka, że jak ją sprzedawałem parę lat później to dostałem za nią coś koło 700zł smiley Taki to był potwór.

Enyłej. Po powrocie do Polski trochę otrzeźwiałem i już w „normalnym” stopniu dzieliłem czas między kobitkę, a moje hobby. Jednocześnie młóciłem na pececie jak i na przywiezionej z UK peesdwójce.

Emigracja part II

Minęły dwa lata, studia skończone, roboty nie było więc znowu, tym razem z kobitą, postanowiłem wyemigrować do Londynu. Aby zdobyć kasę na wyjazd sprzedałem PS2 (komputer został do użytku dla domowników) z grami, ale obiecałem sobie, że odkuje sobie to jak tylko będzie okazja. Jak zaplanowałem, tak zrobiłem. W mieszkaniu na Balham Street pojawił się nowy telewizor HD Ready (32 cale Samsung, cena 1100 funtów, w Polsce wtedy ten model kosztował prawie 9 tyś. zł) oraz PS2 slim z kompletem gier. Wypas!

Będąc w UK przeżyłem dwie premiery nowych konsol – PSP oraz Xboxa 360. Jako, że przenośnie granie mnie jarało bardzo to PSP miałem już w łapach dzień po premierze cheeky Do tego Everybody's Golf (miazga) oraz Wipeout Pure (miazga miazgi).

Powrót na stare śmieci i nowa jakość grania

Tak minął rok. Sprawa na emigracji trochę się rypła bo kobita dostała propozycję dobrej pracy w Polsce. Udało się jej i w Londynie zostałem sam. Tęsknota za zapachem znajomej cipki zwyciężyła i po kolejnym pół roku wróciłem do kraju. Szczęśliwie się złożyło bo akurat moja ciocia wyciągnęła kopyta i dostałem po niej mieszkanko (kawalerka, ale na dwie osoby było miejsca wystarczająco). Na szybko znalazłem robotę w nowo otwieranym Empiku w Łodzi w Manufakturze gdzie oprócz juchowej pensji musiałem zmagać się z przygłupim dyrektorem i kierownikiem-konfidentem. To były minusy, plusem był dostęp do zniżek na gry, nowości na rynku, pierwsze kontakty z przedstawicielami takich firm jak Electronic Arts, Cenega, CDP, Microsoft czy Sony.

Kiedy Microsoft wprowadzał do Polski Xboxa 360 zorganizował szkolenie-libację-swingers party dla kierowników działów, z którego niektórzy wrócili z nowymi konsolami pod pachą. Jednego z nich namówiłem, żeby mi go opylił, on się zgodził i tak stałem się posiadaczem białej podpaski w wersji premium. Z tym wiąże się ciekawa sytuacja, bo jak wróciłem do domu z konsolą pod pachą, kobita zatrzasnęła mi drzwi przed nosem i całą noc spędziłem przytulony do kaloryfera na klatce schodowej smiley

Od tamtej chwili pecet poszedł w odstawkę a ja skupiłem się na najlepszej konsoli siódmej generacji. Po jakimś czasie z Empiku uciekłem do Media Marktu, gdzie zarabiałem na życie trollując klientów (to materiał na kolejny długi wpis). Po X360 pod moją strzechę trafiło Ps3, Nintendo Wii i srebrne DS Lite. Już nie było mowy o piraceniu, od momentu zakupu PS2 nie miałem w ręku pirackiej kopii oprogramowania. To chyba przychodzi z wiekiem.

Chwilę potem wróciły wspomnienia o dawnych latach i miałem ciśnienie na odbudowanie mojej kolekcji z dzieciństwa. Allegro, Ebay, Amazon – zostawiłem tam setki złotówek , dolarów i euro, ale obok nowych konsol  stanęła Sega Mega Drive (+CD +32x), Master System, NES, SNES, N64, Dreamcast (którego wcześniej znałem tylko z gazet), Neo Geo Pocket Color, Sega GameGear, Gameboy Pocket oraz Wonderswan. Każda z pokaźną biblioteką gier i akcesoriów (do N64 dorwałem nowiutką kierownicę InterActa za 30zł).

Moja pierwsza, prawdziwa miłośc

Tak to się kręciło, życie stawiało przede mną i moją (już) żoną kolejne wyzwania, specjalnie nas nie oszczędzając, ale w końcu wszystko wyszło na prostą. Doczekaliśmy się syna, zmieniłem pracę na „normalną” nie zmianową, przeprowadziliśmy się do większego mieszkania, w którym o dziwo, miejsca na moje graty było jakby dużo mniej smiley Retro śmieci poszły do kartonów, z konsol zostało mi PSP i X360.

Nadszedł rok 2014, na rynku zadebiutowały nowe konsole. Widząc jak marnują się konsolowe dziadki podjąłem decyzję o ich sprzedaży. Serce mi krwawiło, ale wiem, że najwcześniej wyjął bym je z pudełka za jakieś 18 lat jak syn, może, się wyprowadzi z domu. Niech służą komuś innemu.

Ten sam los spotkał niedawno wysłużoną trzystasześćdziesiątkę, a poświęcony został na rzecz następcy czyli Xboxa One.

To by było na tyle, trochę długie, gratuluję tym, którzy przeczytali całość.

Mamy październik 2014, czekam z wywalonym jęzorem na nowe Gears Of War i zapowiedzi nowych tytułów na obecną generację sprzętu, w internetach trwa wojna na rodzielczości, fps’y, Microsoft co rusz coś kradnie, Sony zawsze #takiedobre, wirtualny trup ściele się gęsto. Co przyniesie przyszłość? Nie wiadomo. Ja oczekuję dobrych gier, które będą w stanie podtrzymać ten ogień pasji jaką darzę moje/nasze hobby. I Wam życzę tego samego…

 

 

Oceń bloga:
33

Komentarze (18)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper