Recenzja: Baseball Riot (PS4)

Recenzja: Baseball Riot (PS4)

Jaszczomb | 24.01.2016, 10:43

Od ściany, krawężnika i podłogi, a potem prosto w łeb – tak wrogich przechodniów masakruje piłką bohater . Ciekawa pozycja szczególnie dla fanów Angry Birdsów i im podobnych.

Historia jakich wiele – znany bejsbolista przestał grać, bo ktoś trafił go piłką w kolano, a jego zespół został wykupiony przez producenta napojów energetycznych Explodz. Kontuzjowany bohater łapie za kij i rusza zabić każdego, kto kiedykolwiek napił się tego energetyka. Fabuła równie porywająca, co historia tenisisty uzależnionego od Explodz z poprzedniej gry dewelopera - . I tak naprawdę tutaj mógłbym skończyć recenzję, bo wszystko w jest niemal identyczne w stosunku to tenisowego pierwowzoru.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli graliście w Angry Birds czy inne gry tego typu, oparte na puszczaniu pocisku pod wybranym kątem i obserwowania średnio kontrolowanego chaosu, poczujecie się jak w domu. Tutaj naszym zadaniem jest wybić piłkę w taki sposób, by trafiła każdą postać stojącą na zamkniętej, statycznej planszy. Korzystamy z rozłożenia platform oraz specjalnych przedmiotów (np. wybuchowe skrzynie) i uważamy na przeszkadzajki niszczące piłki – zasady pojąć łatwo, a wtedy pozostaje już tylko przesuwanie celownika o pół milimetra i próba zaliczenia poziomu z wykorzystaniem jak najmniejszej liczby piłek. Typowy zabijacz czasu, który tę rolę spełnia bardzo dobrze.

Największą (no… jedyną) zmianą od tenisowej wersji jest implementacja trzech gwiazdek na każdej planszy. Zbieranie ich jest opcjonalne, ale odblokowują kolejne segmenty mapy z nowymi poziomami. Tych jest około 130 i starczają na 3-4 godziny zabawy. Nowe elementy są przy tym wprowadzanie na tyle często, by nie odczuć monotonii. Inna sprawa, że przeciwnicy są zerżnięci z Tennis to the Face. Ale ciężko mówić o nudzie, gdy tytuł nie był tworzony z myślą o dłuższych sesjach.

Jako nieduża gierka z telefonu, niekoniecznie pasuje do PlayStation 4. Nie pokuszono się o żadne specjalne dodatki, a trzeba pamiętać, że na smartfonach tytuł ten jest dostępny znacznie taniej. Sytuacji nie ratuje więc wersją na Vitę, za którą nie dość, że wołają sobie 21 zł, to jeszcze zapomniano o funkcji Cross-Buy. Cóż, przynajmniej mamy opcję celowania analogami lub palcem na ekranie dodatkowym, jeśli ktoś ceni sobie wybór.

Dość wciągająca rozgrywka, kolorowa oprawa i funkowa melodia w tle - robi wszystko, co smartfonowy zabijacz czasu robić powinien, szkoda tylko, że nic poza tym. Grywalna z niego popierdółka, tyle że można wygodniej i taniej na urządzeniach mobilnych. Niewiele też różni się od swojej poprzedniczki, także mając wybór – bierzcie to, co będzie tańsze. Tamto miało przynajmniej chwytliwy tytuł.

Źródło: własne

Atuty

  • Wciąga jak każdy porządny zabijacz czasu
  • Zabawny ragdoll trafionych przeciwników

Wady

  • Nie różni się niczym od wersji na smartfony
  • Niemal żadnych zmian w stosunku do Tennis to the Face
  • Brak funkcji Cross-Buy

Zabijanie czasu na konsoli stacjonarnej? Sensu w tym nie widzę żadnego. W swoim gatunku jedna z ciekawszych produkcji, tyle że nie jest to gatunek , który mógłby się odnaleźć na PlayStation 4. Jak musicie, to grajcie na Vicie.

5,5
Jaszczomb Strona autora
cropper