Hyde Park. Najbardziej znienawidzony przez Was gatunek gier?

Hyde Park. Najbardziej znienawidzony przez Was gatunek gier?

Rozbo | 20.10.2018, 09:00

Są w grach rzeczy, które uwielbiamy, są takie, które podchodzą nam nieco mniej, ale są i takie, których całkowicie nie trawimy. Gatunki gier, które nam zupełnie nie podchodzą, nawet pomimo tego, że pewne gry w ich obrębie mogą być wielkimi hitami. Ciekawi nas, czy Wy macie taki gatunek (bądź gatunki), których szczerze nienawidzicie. Dajcie znać w komentarzach, które i dlaczego, a my standardowo życzymy Wam udanego weekendu.

Rozbo: Szykują się w moim życiu spore zmiany. Raz na jakiś czas trzeba w pewnych kwestiach postawić grubą krechę i spojrzeć w innym kierunku. Ale o tym niebawem. Tymczasem zagrywam się w Starlink, Destiny 2 i zaliczyłem wielki powrót do Call of Duty: Infinite Warfare. Z perspektywy czasu muszę przyznać (i zgodzić się z niektórymi głosami), że to jedna z najbardziej niedocenionych części serii. Trafiła na rynek akurat w trudnym momencie, gdy w najlepsze trwała nagonka na future shootery. Ale to świetna (nie wybitna wprawdzie, jak Titanfall 2) gra, z prostą, ale dobrze opowiedzianą historią, fajnym klimatem, no i - co jeszcze bardziej zaskakujące - miodnym multiplayerem. Żeby było śmiesznie, to totalny bałagan z zerowym balansem, ale co z tego, skoro gra się świetnie :-)

Dalsza część tekstu pod wideo

Z kolei Starlink ledwie wylądował na mojej konsoli i dopiero zacząłem, ale już widzę, że to rozrywka dla takiego dużego chłopca jak ja. No i dzieciaki zachwycone świetnymi zabawkami do gry ;-) W ogóle to bardzo fajnie jest być tatą-geekiem. Można się popisać wiedzą przed dziećmi, a i jeszcze przyćmić ich kolegów słowami "ej tam synek, te twoje kolegi to gucio wiedzą. Choć, opowiem Ci, jak to było o powstaniu Avengersów". Teraz moi chłopcy mają fazę na Transformery, więc już zapowiedziałem im, że w ramach edukacji będą ze mną musieli obejrzeć kultowe animowane "The Movie" z 1986. Niech się uczą klasyki!

Na koniec - powitajcie w naszych skromnych hyde parkowych progach Musiola. Paweł to człowiek, który przez ostatnie kilka lat dawał nam PSSite /NEOSite. Teraz jest członkiem naszej rozrastającej się drużyny. To świetny i doświadczony redaktor. Bądźcie dla niego mili! Dla mnie zresztą też.... proszę :-P W ogóle bądźcie mili, bo fajnie jest być miłym :-)

Pytanie tygodnia: Jest jeden gatunek - sportowe, a szczególnie piłka nożna. Generalnie nie przepadam za grami, które dość dosłownie naśladują rzeczywistość. Skoro mogę wyjść na dwór i pokopać sobie futbolówkę, to po co mi jeszcze gra o tym samym? Dlatego, jeśli już, to najlepszą wirtualną piłką nożną był dla mnie Sensible Soccer, który po prostu był miodną grą z małymi ludzikami latającymi po zielonym polu, a najlepszą sportówką Brutal Football, w której umięśnieni wikingowie biegali po boisku footballu amerykańskiego i generalnie odcinali przeciwnikom głowy (w dużym skrócie).  No i jeszcze Tony Hawk Pro Skater 2 (bo to wcale nie sportówka). Całej reszty kijem nie tknę, choćby nie wiem, jak fantastyczne oceny miała np. taka FIFA. 


Musiol: Dzień dobry, nie regulujcie odbiorników. Od połączenia Sajta z PPE minął ponad miesiąc, ale to jeszcze nie czas na podsumowania. Zastanawiałem się, jak źle zostanie to odebrane przez społeczność tej strony. Na moje szczęście (?) zanim postawiono kosy na sztorc, temat rozbroił Roger wpisem o reklamach. Zaskoczył mnie ten tekst, zaskoczyła mnie odwaga pisania wprost o finansach, bo – nie ukrywajmy – ludzie w Internecie mają wyjątkowo dziwną alergię na myśl, że ktoś może (chce i śmie) zarabiać pieniądze na swojej pracy (tym bardziej jeśli praca łączy się z pasją). Poza standardową falą bezsensownych komentarzy, pojawiło się nawet sporo dających do myślenia opinii. I mówię tu akurat w swoim imieniu, nie całej redakcji. Choć zdradzę wam, że Roger głuchy na apele nie jest i coś tam za kulisami się gotuje. Przy okazji – cieszy mnie w miarę ciepłe przyjęcie czwórki redaktorów, którzy postanowili przejść na PPE. To dla mnie ważniejsze niż to, jak odbierana jest tutaj moja obecność (AŻ tak źle nie jest, na razie). 

Temat tygodnia: Jeśli chodzi o nienawidzenie, to tylko gatunek ludzki. Gry wideo? Łatwiej mi powiedzieć, czego wyjątkowo nie lubię i na 99,999% nie tknę. Są to mianowicie wszelakie gry visual novel, zdominowane przede wszystkim przez japońskich przedstawicieli, w których podrywa się albo małe dziewczynki, albo zniewieściałych facetów. Tak, wiem, generalizuję i mijam świetne tytuły pokroju Danganronpy. Ale po prostu nie. Nie tknę tego nawet kijem zawiniętym w szmatę do podłogi.


 

Rayos: Chyba lekko uzależniłem się od Forzy Horizon 4. Idąc ostatnio między jesiennymi drzewami, pomyślałem sobie, że kurcze - wygląda to prawie tak samo dobrze jak w czwartym Horizonie... Gra wyglądająca lepiej niż życie? Jeszcze jak! Ale już tak a propos tej naszej pięknej polskiej złotej jesieni - jak tu jej nie kochać? Temperatura jest idealna, nie za ciepło, nie za zimno, wszędzie leżą złote, czerwone, żółte liście, czuć taki specyficzny klimat nadchodzących świąt Wszystkich Świętych. Ludzie są trochę bardziej ospali, rano unosi się mgła (albo krakowski smog)... No lubię. Ale jeszcze bardziej lubię, jak za oknem pada deszcz. Dlaczego tak dawno nie padało? Dałbym wszystko, za jesienny deszcz.

Ostatnio właśnie z okazji ładnej pogody postanowiłem się wybrać na Babią Górę. Widoki przecudowne, serdecznie polecam. Piękny widok na tatry i na okolice. Tylko przy okazji tego wejścia dane mi było przeżyć największy w życiu wiatr. Autentycznie, nigdy wcześniej nie przyszło mi iść przy takim wietrze, nie dało rady iść prosto ani jakoś specjalnie stabilnie stać, tak bardzo wiało. Nie powiem, podnosiło lekko ciśnienie, jak schodziło się już z Babiej Góry po wielkich kamieniach i akurat Cię zawiewało na bok, ale w sumie całkiem fajne przeżycie. No i super było zobaczyć śnieg (a przynajmniej jego resztki, bo prawie wszystko się stopiło) w październiku :).

Pytanie tygodnia: Trudne pytanie, bo w zasadzie nie ma gatunku gier, którego NIENAWIDZĘ. Każdy lubię, tylko niektóre mniej, a niektóre bardziej. Jakbym miał wybrać najmniej przez siebie lubiany to sportówki wszelakie (FIFY, PESy, NBA itd. itp.) i menadżery (Football Manager). No nie kręci mnie latanie za piłką na ekranie, podobnie jak gapienie się w tabelki excelowskie i rozwijanie swojej drużyny. Nie moja bajka. 


drPain: Kawusia! Gdyby nie ten cudowny napój, pewnie nie dożyłbym do końca tygodnia [o tak, mam tak samo! - Rozbo]. Niby nie był on może specjalnie męczący, lecz nie mogąc zasnąć przez dłuższy czas po położeniu, muszę się nią ratować. Dwie do południa i jestem w stanie w miarę normalnie funkcjonować. A trzeźwość umysłu była mi potrzebna podczas troszkę przedłużającej się inwentaryzacji w pracy. Na szczęście idzie zadziwiająco sprawnie i w chwili, gdy to czytacie prawdopodobnie mam ją już za sobą. 

Gravel, Ghost Squad i Beast Quest - coś tam udało mi się w ciągu tygodnia zaliczyć. Ten pierwszy bardzo pozytywnie zaskoczył, drugi stał się jednym z moich ulubionych celowniczków, a trzeci... No cóż. Beast Quest z pewnością dobrą grą nie jest. Skłamałbym jednak pisząc, że nie bawiłem się z nim dobrze. Grając, przypominałem sobie czytane lata temu książki, na których gra bazuje. To był taki sympatyczny powrót do dzieciństwa. Poza tym przeżyłem dwa srogie rage quity. Sonic Mania oraz Sine Mora Ex. Produkcje cholernie dobre, również dość wymagające, lecz niestety dla mnie. Moja cierpliwość została poddana próbie, której nie przeszła. Giereczki wróciły na półkę, skąd pewnie już się nie ruszą. No trudno, przynajmniej spędziłem z tymi tytułami kilka przyjemnych chwil. 

Jak parę osób wie, zacząłem bawić się z YouTubem. Pierwsze produkcje wieją amatorką na kilometr, ale jestem dobrej myśli. Jest to projekt, w który wierzę i, który mam nadzieję - za jakiś czas się rozwinie. Nowy laptop pozwala mi na montaż w normalnych warunkach. Na dniach przyjdzie do mnie zamówiony mikrofon. W planach jest jeszcze zakup urządzenia pozwalającego na nagrywanie konsolowego gameplayu. Wydatki gonią wydatki. Zbliża się czas zamknięcia pewnego rozdziału w życiu, no ale o tym innym razem. 

W niedzielę wraca na chwilę mój braciszek aktualnie mieszkający w Islandii. Jesteśmy już umówieni na delikatną popijawę. Biorąc pod uwagę moją ostatnią formę (pozdro Mumin), czuję, iż będzie grubo. Braciak kupuje sobie Switcha razem z Dragon Ballem oraz jakimiś chińskimi sztosami. Mam nadzieję, że klepanie pysków ograniczy się tylko do gierki :P 

Pytanie tygodnia: Chyba nie mam żadnego gatunku, którego bym nienawidził. Strategie czasami odpalę, mimo iż w większość z nich nie umiem grać, wszelkie symulatory raczej omijam, lecz nic do nich nie mam. W j-erpegi również nie zdarza mi się grać, ale nimi nie gardzę. W każdym gatunku znajdzie się kilka pozycji, których nienawidzę. 


Daaku: Stare dzieje - nie dalej jak w lipcu b.r. wyskoczyłem sobie po raz pierwszy od ho, ho lat do Krakowa, aby przy okazji nieoficjalnego portalowego zlotu zobaczyć kilka starych twarzy oraz poznać parę nowych. Niestety natura tego typu spędów sprawia, że zacieśniając stosunki międzyludzkie, człowiek często nawet nie pomyśli o innej, bardziej krajoznawczej stronie wyjazdu. Ten przypadek nie był oczywiście wyjątkiem - nie licząc szybkiej wizyty pod "Jubilatem", na podbój miasta wyruszyliśmy już po ciemku, więc widok starówki nocą - choć ciekawy - światopoglądu specjalnie mi nie poszerzył. Na drugi dzień z kolei lało jak z cebra, a nadmiar wody skutecznie wybijał z głowy wszelkie myśli o zboczeniu ze szlaku w drodze na dworzec, gdzie i tak kląłem jak szewc na każdy podmokły artykuł bagażu. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze i w momencie, gdy czytacie te słowa, jestem już ponownie w drodze do dawnej stolicy Polski - tym razem w charakterze czysto turystycznym. Do poniedziałku włącznie mam zamiar pozwiedzać, co tylko się da, aby mój "ekspiriens" w Krakowie okazał się jak najpełniejszy. Wstępne prognozy pogody zapowiadają tylko wyraźne ochłodzenie, ale będzie to i tak aura o niebo lepsza od ciągłej, dojmującej ulewy. Jeżeli czyta to jakiś krakus i chciałby nakierować śmiesznego warsawioka na jakieś ciekawe eventy odbywające się w dniach 19-21.10, to niech wali do mnie na priva - może nawet uda nam się spotkać gdzieś na szybkie piwko?

Jak pewnie się domyślacie, nie przewiduję w trakcie wyjazdu wystarczająco wolnego czasu na granie, także z ciężkim sercem zostawiam jeszcze ciepłego Switcha w domu. Już poprzednie wyjazdy nauczyły mnie, że handheld - nieważne, w jak dobrej wierze spakowany do torby - na dłuższą metę okazuje się nadbagażem, bo na miejscu zawsze znajdzie się jakieś ciekawsze zajęcie. A kto wie, może po raz kolejny uda mi się natrafić przed samym odjazdem pociągu na jakąś ciekawą książkę w mijanym stoisku? "Inwazja porywaczy ciał" Jacka Finneya kupiona przed samym zlotem okazała się bardzo gładką lekturą... 

Pytanie tygodnia: Trochę dziwnie taki termin brzmi - "najbardziej znienawidzony gatunek"... Po co zniżać się do znienawidzenia jakiegoś typu gier, skoro można go po prostu olać? Przecież to nie tak, że w dobie premier tylu tytułów co miesiąc oraz stale rosnącej biblioteki gier na każdy sprzęt jesteśmy zmuszeni do wybierania "mniejszego zła"...

Ale okej, idąc tym tropem rozumowania "po prostu olewam" wszelkie sportówki ;) No, za wyjątkiem serii Inazuma Eleven.

Źródło: własne
cropper