Patrick Melrose – recenzja miniserialu. Z życia wyższych sfer

Patrick Melrose – recenzja miniserialu. Z życia wyższych sfer

Jędrzej Dudkiewicz | 13.06.2018, 18:05

Bardzo lubię miniseriale. Z jednej strony nie zajmują tyle czasu, co wielosezonowe produkcje, z drugiej pozwalają twórcom nieco bardziej rozwinąć skrzydła i dają więcej przestrzeni na opowiedzenie ciekawej historii. 

Przykładem bardzo udanego dzieła tego typu jest wspólne amerykańsko-brytyjskie dzieło Showtime i Sky Atlantic, czyli Patrick Melrose. Składające się na nie pięć odcinków można obejrzeć w HBO GO. Tytułowy bohater to bogaty człowiek, zmagający się z traumą z dzieciństwa, która bardzo mocno wpłynęła na jego życie. W efekcie jest uzależniony od narkotyków i alkoholu, często bardziej wegetuje niż naprawdę żyje. Pewnego dnia dowiaduje się, że nie żyje jego ojciec, którego nienawidzi z całego serca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Trudno mu się zresztą dziwić, bowiem to właśnie ojciec, który gdy Patrick miał osiem lat, wykorzystywał go seksualnie. Śmierć oprawcy jest zatem jednym z najszczęśliwszych momentów w życiu głównego bohatera i daje mu okazję do zmierzenia się z własną przeszłością i ewentualnego rozwiązania problemów. Pytanie tylko, czy w ogóle to możliwe? Przez wszystkie pięć odcinków serial próbuje znaleźć odpowiedź, pokazując najróżniejsze momenty w życiu głównego bohatera. To głęboka i przede wszystkim rzeczywiście poruszająca opowieść o człowieku co chwila staczającym się na dno i często walczącym ostatkiem sił o jako taką normalność. To także świetny portret elity, do której należą najbogatsze osoby w społeczeństwie. I to mimo, że niekiedy niczym specjalnym się nie wyróżniają. Twórcy pokazują ich próżność, obrzydliwą hipokryzję, arogancję, egocentryzm, a także przywileje. Po prochy ojca Patrick musi polecieć do Nowego Jorku. Jako że jest Brytyjczykiem, jest to więc okazja do klasycznego motywu obcy w obcym kraju, co niekiedy jest bardzo zabawne, jak chociażby wtedy, gdy musi on tłumaczyć dilerom, od których kupuje narkotyki, że nie jest tajniakiem, tylko Brytyjczykiem. Doskonale też widać, że jeśli tylko ma się odpowiedni status majątkowy, to raz, że ma się bardzo łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju używek, a dwa, nikt nie zwróci uwagi, nawet gdy demoluje się pokój hotelowy i niemalże chodzi po ścianach w ekstazie. Serial jest zatem dość smutnym przypomnieniem, że pieniądze rządzą światem i jeśli tylko ma się ich odpowiednio dużo, można robić wszystko i nie ponosić za to w zasadzie żadnych konsekwencji.

Ogromną, w sumie chyba największą zaletą produkcji są fantastycznie napisani bohaterowie. Patrick jest wbrew pozorom bardzo skomplikowaną osobą, pełną gniewu, żalu, nienawiści, pogardy. Jednym z powodów, dla których tak bardzo nienawidzi ojca jest też to, że panicznie boi się, iż pod różnymi względami jest do niego podobny. Wszystko wskazuje na to, że wcielający się w niego Benedict Cumberbatch spokojnie może już szykować strój na ceremonię Złotych Globów i Emmy. To po prostu rewelacyjna rola, w której Cumberbatch pokazuje pełnię swoich możliwości, niekiedy zaledwie drobnymi grymasami, spojrzeniami czy gestami przekazuje całą gamę emocji. Świetna jest też Jennifer Jason Leigh jako matka Patricka, osoba głęboko nieszczęśliwa, słaba, ale też obrzydliwa, bo – chociaż sama siebie przekonuje, że było inaczej – nie zapewniła ochrony swojemu synowi. Pozwoliła na to, co zrobił mu ojciec, jest więc bez wątpienia współwinna tej zbrodni. 

Jest w końcu Hugo Weaving jako właśnie ojciec Patricka. W związku z nim mam jeden zarzut do serialu, a mianowicie chodzi mi o drugi odcinek, który prezentuje bliżej tę postać. Wydaje mi się to jednak niepotrzebne i dość nudne, bo z epizodu tego tak naprawdę widz dowiaduje się niewiele nowego. Krótkie retrospekcje w pozostałych odcinkach mówią o nim wszystko. Od razu widać, że to człowiek okrutny, apodyktyczny, czerpiący przyjemność z poniżania innych i głęboko przeświadczony o tym, że wszystko mu wolno. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ma rację i nawet po latach jest wychwalany przez swoich dawnych przyjaciół. Weaving jest stworzony do grania potworów, już samym sposobem mówienia jest w stanie wywołać ciarki na plecach. W tym przypadku też nie zdziwię się, jeśli dostanie kilka nominacji za swoją rolę.

Patrick Melrose jest do tego perfekcyjnie wyreżyserowany przez Edwarda Bergera, który pracuje ze scenariuszem w taki sposób, że przykuwa odbiorcę do ekranu i pozwala mu poczuć wszystko to, czym żyje główny bohater. Najkrócej rzecz ujmując, jest to miniserial, z którym koniecznie trzeba się zapoznać.

Atuty

  • Poruszająca, głęboka, wielowymiarowa opowieść
  • Benedict Cumberbatch; Hugo Weaving; świetnie napisane postacie; Bardzo dobra reżyseria

Wady

  • Niezbyt potrzebny odcinek drugi

Patrick Melrose to przykład, że czasem da się opowiedzieć wielowymiarową historię w zaledwie pięciu odcinkach.

8,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper