Małysz - gra, którą pokochali Polacy

Małysz - gra, którą pokochali Polacy

3man | 25.12.2017, 21:00

Małyszomania… któż z nas jej w pewnym momencie nie uległ? Zawdzięczamy jej także w pewnym sensie wzrost popularności gamingu w naszym kraju, albowiem w pewnym momencie chyba każdy „grał w Małysza”, czyli wydawałoby się prostą gierkę stworzoną przez jednego człowieka. Przed Wami Deluxe Ski Jump.

Oto początek roku 2001, a dokładnie 4 stycznia, sam środek 49. Turnieju Czterech Skoczni, który trwa już od kilku dni. Dwa pierwsze konkursy wygrali najpierw Martin Schmitt i zaraz po nim Noriaki Kasai, skoczkowie o naówczas nic niemówiących nam nazwiskach. Jednak tego dnia, podczas trzeciego konkursu, miała się odmienić historia skoków narciarskich i w sumie nie tylko, bo to co się stało zahaczyło o branżę gier czy nawet poczucie patriotyzmu w Polsce. Dwa ostatnie konkursy nieoczekiwanie wygrał wcześniej praktycznie nieznany Adam Małysz, co dało mu tryumf w klasyfikacji łącznej. Poza tym Małysz od razu ustanowił rekord – jako pierwszy skoczek w historii zdobył ponad 1000 punktów w klasyfikacji łącznej oraz również po raz pierwszy uzyskał przewagę ponad 100 punktów nad drugim zawodnikem. Nic tedy dziwnego, że w epoce braku sukcesów w piłce nożnej, w naszym kraju rozpoczęła się Małyszomania, a jednym z jej owoców było masowe zagrywanie się w pewną niepozorną na pierwszy rzut oka gierkę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jako że szpilanie w Deluxe Ski Jump określano „graniem w Małysza”, mało kto kojarzył prawdziwą nazwę tej gry, a co za tym idzie wiedział, z którą odsłoną tak naprawdę mieliśmy do czynienia. Otóż w rzeczywistości była to część druga, co może zaskakiwać, zważywszy na jej, delikatnie mówiąc, bardzo oszczędną grafikę. O jej poprzedniku bardzo mało wiadomo, po sieci krążą wręcz legendy, ale generalnie protoplasta „Małysza”, w jakiego się zagrywaliśmy, nie jest już dostępny w oficjalnej dystrybucji, nawet na stronie producenta. W każdym razie „dwójeczka” w naszym kraju zrobiła prawdziwą furorę. Grali wszyscy i wszędzie. W szkołach na lekcjach informatyki  urządzano turnieje, to samo działo się w biurach. Nawet jeśli nie organizowano jakichś większych zawodów, to kiedy tylko można robiono przerwy, aby chociaż na chwilkę pograć „w Małysza”, by wykonać choć kilka skoków. Popularności grze przysporzyły też oczywiście niesamowicie niskie wymagania sprzętowe (dało się ją uruchomić praktycznie na jakimkolwiek pececie) oraz jej małe rozmiary, przez co można ją było mieć zawsze przy sobie na zwykłej dyskietce.

Oczywiście sama Małyszomania nie skłoniłaby ludzi do grania w jakiegoś crapa. Uczciwie trzeba przyznać, że Deluxe Ski Jump samo w sobie miało jakość na tyle wysoką, że moda na skoki była tu tak naprawdę „tylko” katalizatorem, bez którego co prawda ta gra nie zaistniałaby w Polsce, ale też nie można jej sukcesu składać na karb tylko i wyłącznie chwilowej zajawki. Pomimo odpychającej przy pierwszym kontakcie grafiki, która nawet wtedy była gdzieś o dekadę przestarzała, tytuł zachwycał świetną fizyką wiernie oddającą lot skoczka narciarskiego. Wpływ na udany skok miały, tak jak w rzeczywistości, start, wybicie się z progu, sam lot i oczywiście lądowanie ( były nawet wyższe noty za lądowanie telemarkiem). Dodajmy do tego fakt, że siła i kierunek wiatru mogły całkowicie zmienić trajektorię lotu skoczka i zepsuć nasze idealne ułożenie ciała, i w rezultacie otrzymujemy całkiem realistyczną symulację tej najpopularniejszej naówczas dyscypliny sportowej w Polsce. W dodatku symulację, która oferowała niesamowicie proste sterowanie. Wszystko obsługiwało się myszką, która idealnie nadawała się do ułożenia ciała i korygowania postawy skoczka w locie. Gra oferowała przy tym wiele skoczni o różnych rozmiarach, które co prawda nawet nie nawiązywały do tych prawdziwych (a o licencjonowaniu można było tylko pomarzyć), ale różniły się znacząco od siebie rozmiarami, a co więcej, tak jak w rzeczywistości znacznie łatwiej było osiągnąć dobry wynik na małych skoczniach 50-100 metrowych niż na gigantach ponad dwustumetrowych. Najważniejszym jednak wydaje się fakt, że była to gra z gatunku easy to learn, hard to master - grać mógł zacząć każdy w ciągu kilku sekund niezależnie od płci czy wieku, jednak na osiągnięcie dobrych rezultatów trzeba było zapracować.

Twórcą popularnego „Małysza” jest Jussi Koskela, fiński (a jakże!) programista, który pierwszą część gry, tę już niedostępną, napisał jeszcze przed odbyciem zasadniczej służby wojskowej, w 1999 roku. Zrobił to w ciągu trzech miesięcy od zakończenia szkoły średniej, skończył na dzień przed pójściem do wspomnianego wojska. Po wyjściu z kamaszy rozwijał kolejne projekty już na studiach. Deluxe Ski Jump doczekało się kolejnych odsłon, czyli części trzeciej i czwartej, które dodały m. in. trójwymiar, tryb online czy prawdziwe skocznie, jednak nie dorównały kultowej wersji 2.1, czyli tej, w którą zagrywaliśmy się w okresie rozkwitu Małyszomanii. Jej kres w Polsce oraz zapaść fińskich skoków narciarskich sprawiły, że seria Deluxe Ski Jump znów jest niszą dla coraz mniejszej liczby fanatyków, zresztą Jussi Koskela ma stałą, dobrą pracę, więc sporadycznie już tylko dodaje łatki i nie planuje stworzenia części piątej. No cóż, wszystko przemija.

Źródło: własne
cropper