Elden Ring

Nie tylko Elden Ring. Te gry nadszarpnęły moje nerwy

Mateusz Kucharski | 27.04, 09:00

Po co gramy w gry? Odpowiedzi na to pytanie jest wiele, choć myślę, że większość osób powiedziałaby po prostu: "dla przyjemności". Niektóre produkcje oferują jednak wyzwania, które w pewnym momencie mogą przestać być przyjemne i stać się frustrujące. Na poniższej liście chciałbym uwzględnić gry, które nie raz wywołały u mnie dużo złości.

Podobnie jak większość osób, gram dla przyjemności, jednak czasami jest ona pewnego rodzaju ukoronowaniem dość wymagającej podróży. Może zabrzmi to dziwnie, ale lubię się od czasu do czasu pomęczyć w grach. Przejście trudnego segmentu sprawia mi olbrzymią satysfakcję. Uważam, że czasami warto urozmaicić sobie grę poprzez podkręcenie poziomu trudności. Choć na poniższej liście przeważać będą gry, które uznawane są za bardziej wymagające od innych, to znajdzie się tu także tytuł, w którym owa frustracja spowodowana była innymi czynnikami niż właśnie poziom trudności.

Dalsza część tekstu pod wideo

Eldest Souls

Eldest Souls z datą premiery. Walki z potężnymi bossami w pixel-artowej estetyce

Większość z was pewnie nawet nie kojarzy tej produkcji. I wcale się nie dziwię. Gra wpadła mi w oko podczas przeglądania katalogu PlayStation Plus Extra. Gdy tylko zobaczyłem w tytule wyraz „Souls” to od razu postanowiłem wypróbować tę produkcję, gdyż lubię gry z wysokim poziomem trudności, które polegają na klepaniu bossów. Eldest Souls to ciekawe dzieło, ponieważ nie znajdziemy tam normalnych oponentów. Jedynymi przeciwnikami są właśnie bossy. Pierwsze dwie walki były wyjątkowo łatwe, lecz później zaczęły się schody. Część mechanik nie była w mojej ocenie zbyt sprawiedliwa. Rozłożenie niektórych ataków bossów było całkowicie losowe, co powodowało, że równie losowa była moja szansa na wykonanie udanego uniku. Walka z Eosem na długo zostanie w mojej pamięci. W pierwszej kolejności jesteśmy zmuszeni zbić tarczę wroga. Gdy to zrobimy, jesteśmy wtedy w stanie zadać mu bezpośrednie obrażenia. Problem w tym, że w momencie zbicia tarczy, Eos dzieli się na dwie części, a każda z nich posiada niezależne od siebie ataki, które mogą być wyprowadzane w różnych momentach, co sprawia, że ciężko znaleźć „okno” do zadania obrażeń. Po pewnym czasie Eos znów łączy się w całość, a my musimy powtarzać ten schemat do skutku. 

Dark Souls 3

Dark Souls z wyjątkowymi wynikami. Dark Souls 3 ogromnym sukcesem

Oczywiście seria Dark Souls musiała się tu pojawić. Czy trójka jest najcięższą z trylogii? Moim zdaniem nie, lecz jeden boss sprawił, że w pewnym momencie musiałem zacząć robić lekkie przerwy na ochłonięcie. Choć napisałem o jednym bossie, to tak naprawdę było ich dwóch. Chodzi mi o Loriana i Lothrica. Do dziś nie mam za bardzo pojęcia dlaczego ta walka sprawiła mi taką trudność. Być może wynikała ona z mojego podejścia do gier typu Souls. Otóż nawet w przypadku bardziej wymagającego momentu, nie chcę decydować się na grinding dusz, gdyż gra stałaby się wtedy zbyt prosta. Silniejsze ataki Loriana sprawiały, że musiałem zużyć kilka estustów już w pierwszej fazie, a gdy do gry wchodził Lothric, to nie miałem już wystarczająco zasobów aby przetrwać całą walkę. Była to tak naprawdę jedyna potyczka z podstawki, która okazała się dla mnie bardzo wymagająca. DLC to już inna para kaloszy. Siostra Friede i Midir bardzo szybko mnie zweryfikowali. Soulsy mają jednak to do siebie, że pokonanie bossa to tylko kwestia czasu. Nie inaczej było w tym przypadku.

Cyberpunk 2077

Cyberpunk 2077_key art

Tak jak pisałem, nie każda gra denerwowała mnie z powodu poziomu trudności. W przypadku Cyberpunka były to błędy, które regularnie uniemożliwiały mi grę. I to dosłownie. Bugi w Cyberpunku to sprawa dość losowa. Niektórzy twierdzą, że przeszli grę bez większych problemów, inni natomiast regularnie natrafiali na różnego rodzaju przeciwności. Ja niestety zaliczam się do tej drugiej grupy. Lubię Cybera i bardzo podoba mi się świat stworzony przez Redów, lecz kwestie techniczne pozostawiały sporo do życzenia. Nie mam na myśli błędów z dziwnymi animacjami czy głupawą kolizją obiektów. Te rzeczy akurat w pewnym sensie mnie rozśmieszały. Tragedia zaczynała się, gdy błędy nie pozwalały mi na kontynuację zadań. Niejednokrotnie zdarzyła mi się sytuacja, w której nie mogłem zacząć questa. Rozwiązaniem okazywało się zazwyczaj resetowanie gry. Było to jednak trochę męczące i wyprowadzało z rytmu. Nie zapomnę zadania, w którym musiałem czekać na telefon od Takemury. Miało się to stać w ciągu 24h (oczywiście w grze), lecz sam proces można było przyspieszyć poprzez odpoczynek. Nieważne, ile razy nie wczytałbym gry, nieważne, ile zadań pobocznych nie wykonałbym w międzyczasie, Takemura po prostu nie dzwonił, a ja nie mogłem kontynuować historii. W końcu odnalazłem na Reddicie temat z tylko  jedną odpowiedzią. Rada przypadkowego użytkownika okazała się skuteczna. Dodam tylko, że kilkanaście poprzednich wątków w żaden sposób mi nie pomogło. Grałem już po patchu PS5/XSX|S.

Nioh 1

Shima Sakon

Seria Nioh była dla mnie znacznie trudniejsza niż jakiekolwiek Soulsy od FromSoftware (patrząc na całokształt gry). Wyżej wspomniałem o tym, że nie grinduje w tego typu grach. To jest pierwsza zasada. Druga jest taka, że zazwyczaj wybieram największy miecz, bądź największą maczugę (Smoczy Ząb pozdrawia), jaka tylko jest dostępna w grze. Żadnych zaklęć, żadnych magów. Walka wręcz i rollowanie to dla mnie kwintesencja gatunku Soulslike. Podobnie sytuacja wyglądała w Nioh. Moją główną bronią było gigantyczne ostrze – Odachi. W pierwszej części Nioh pojawiły się dwie ściany, które wymagały ode mnie tytanicznego wręcz wysiłku i sporych pokładów cierpliwości. Niestety, tego drugiego wielokrotnie mi zabrakło. Shima Sakon i Ishida Mitsunari to przeciwnicy, których nigdy nie zapomnę. Jeden niewielki błąd, jeden niepotrzebny atak, a moja porażka była nieunikniona. Choć starałem się to robić tak ostrożnie, jak tylko mogłem, to w końcu zdarzał się moment nieuwagi, który kończył się tragicznie. Z racji, że po pewnym czasie zacząłem grać bardzo wolno, aby uniknąć chaosu, porażka była jeszcze bardziej bolesna. Wszystko przez dłuższy czas walki. Jakaż była moja radość, kiedy wyszedłem zwycięsko z obu pojedynków. W Niohu było oczywiście więcej trudnych walk, lecz te dwie przebiły wszystko.

Gran Turismo 7

Gran Turismo 7

Od razu powiem, że nie jestem fanem motoryzacji. Samochody nigdy mnie nie interesowały, podobnie jak gry wyścigowe. Choć grałem w kilka poprzednich odsłon GT oraz w niektóre części NFS, to było to bardzo sporadyczne. Premiera Gran Turismo 7 sprawiła jednak, że postanowiłem dać grze szansę i bawiłem się naprawdę dobrze. Na tyle, że zdecydowałem się nawet wykonać wszystkie licencje na złoto. Warto zaznaczyć, że robiłem to od razu po premierze gry. Licencje były wtedy dość trudne, w późniejszych aktualizacjach zostały ułatwione. Początkowo byłem z siebie zadowolony, że jako totalny laik takich gier pokonuje kolejne wyzwania bez większych problemów. Te pojawiły się wraz z rozpoczęciem licencji międzynarodowych, a później było jeszcze gorzej. GT 7 wymaga naprawdę dużej dokładności i wyczucia, którego mi brakowało. Nie zliczę ile razy do zdobycia złota brakowało mi ułamków sekundy, albo kiedy wpadłem w poślizg na ostatnim zakręcie, gdy już z bananem na twarzy myślałem, że ukończę wyzwanie. Poddawałem się kilka razy, lecz następnego dnia wracałem. Nie mogłem pogodzić się z myślą o porażce. Tak już po prostu mam. Po wielu próbach, przekleństwach i pasmach niepowodzeń, w końcu zdołałem zdobyć złoto w każdym zadaniu. W pewnych momentach byłem przekonany, że jest to ponad moje umiejętności, lecz upór i determinacja pozwoliły mi osiągnąć sukces. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że straciłem dwie godziny w jednym wyzwaniu tylko z powodu błędu Gran Turismo. Zamiast opon szutrowych, gra przydzielała zupełnie inny typ, który nie nadawał się do jazdy w tych warunkach (była to licencja A-8). Niestety zorientowałem się dopiero po dość długim czasie i musiałem czekać na update.

Podsumowanie

Niektórzy z was mogą powiedzieć, że powinienem odpuścić dany tytuł lub aktywność, zamiast się z nią męczyć. Może powinienem. Ja jednak od czasu do czasu lubię poświęcić więcej czasu na przejście czegoś trudniejszego. Nie rajcuje mnie, gdy gry przechodzą się same (chyba, że tak zostały stworzone). Po to właśnie mamy poziomy trudności, aby wybrać sobie takie doświadczenie, jakie będzie nas satysfakcjonować. Dobrze, że są też gry, w których takiej opcji nie ma. W gruncie rzeczy Soulsy nie są wybitnie trudne (poza pojedynczymi walkami). Wymagają one czasu i przede wszystkim pokory. Przy odpowiednim skupieniu i nastawieniu można osiągnąć wszystko. Nie zmienia to jednak faktu, że cierpliwość ma swoje granice. Tak jak w moim przypadku.

Mateusz Kucharski Strona autora
cropper