Anihilacja #1 - recenzja komiksu. Tak rozpoczyna się wielka przygoda

Anihilacja #1 - recenzja komiksu. Tak rozpoczyna się wielka przygoda

Wojciech Gruszczyk | 04.11.2017, 12:14

Na rodzimym rynku wydawniczym nie brakuje w ostatnich miesiącach dobrych komiksów ze stajni Marvela, ale w głównej mierze czytelnicy zapoznają się z kolejnymi przygodami najbardziej znanych postaci. Dom Pomysłów ma jednak do zaoferowania wielu wyjątkowych bohaterów, którzy nie odgrywają głównych skrzypiec na Ziemi, a właśnie Anihilacja jest tego najlepszym przykładem.

Zapomnijmy na chwilę o X-Menach, czy też innych Avengersach. Marvel przyzwyczaił czytelników do „walk facetów w rajtuzach”, które odbywają się na naszej planecie, ale od czasu do czasu kolejni twórcy zapraszają czytelników na małe podróże w rejony zdecydowanie oddalone od Ziemi. Właśnie do takich eskapad należy seria Anihilacja, która jest sporym powiewem świeżości dla całego uniwersum, bo skala konfliktu tym razem prezentuje oczekiwany od dawna poziom.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na dobry początek w miniserii zatytułowanej „Drax the Destroyer” nie zostajemy wrzuceni w samą centrum wojny, statków kosmicznych i nie poznajemy wszystkich badassów. Na ironię ten epicki konflikt rozpoczyna się na Ziemi, a dokładnie w małej mieścinie położonej na Alasce, bo właśnie w tym miejscu rozbił się transportowiec z więźniami, którzy mieli trafić do Kyln – najpilniej strzeżonego więzienia dla najgorszych przestępców z całej galaktyki. Na tym statku znajdował się Drax Niszczyciel, który w tym czterozeszytowym wstępie przeżywa prawdziwą przemianę z średnio rozgarniętego kryminalisty w przebiegłego mistrza w swoim zabójczym fachu. Bez niepotrzebnych słów i zdradzania najmocniejszych smaczków, ale właśnie ten wstęp w świetny sposób prezentuje jednego ze Strażników Galaktyki i pozwala lepiej docenić postać „nożownika”. Istotną rolę odgrywa tutaj Cammi – młoda dziewczyna z Alaski – która ubarwia historię i w sumie można nawet stwierdzić, że w pewnym momencie to właśnie ona przejmuje główne stery. Niektórym może tutaj odrobinę brakować oczekiwanej rozwałki i wielkich pojedynków, jednak trzeba mieć świadomość, że jest to tylko i wyłącznie wstęp. Na większą akcję przyjdzie jeszcze czas.

Anihilacja #1 - recenzja komiksu

I na szczęście na takie przyjemności nie musimy długo czekać. Prolog Anihilacji to druga seria w całym zbiorze, który pozwala czytelnikowi zrozumieć skalę problemu i zapowiada tak naprawdę wydarzenia całej Anihilacji. Marvel ponownie sięga po „niszczycielską moc, która miażdży kolejne planety i zmierza w stronę Ziemi”, ale Annihilus, władca Strefy Negatywnej, demolujący kolejne światy wraz ze swoją świtą, jest sporą niespodzianką. To ciekawie zarysowany „badboy”, którego potęga zostaje odpowiednio pokazana. Na kartach poznajemy również Richarda Ridera, przedstawiciela Korpusu Nova. Ta organizacja jest czymś na wzór „kosmicznej policji”, która początkowo zajmowała się małymi zadaniami, ale w późniejszym czasie ma ochraniać między innymi Ziemię. Tutaj w porządny sposób zostaje zarysowany cały konflikt i bez wątpienia może podobać się przejście z „ziemskich rozterek” na zdecydowanie większą skalę problemu. Nie jest pewnie wielkim spoilerem, że Annihilus dość łatwo radzi sobie ze wspomnianym Kyln oraz Xandar – ta druga planeta to dom wspomnianych gliniarzy – i zamierza nadal brnąć, a to wszystko doprowadza czytelnika do wielkiego zakończenia. Sporym minusem dla tej przygody są rysunki, które odstają od pozostałych – trzy historie są malowane przez trzech różnych artystów. W zasadzie wspominając o oprawie to trudno w Anihilacji mówić o jakimkolwiek rozpieszczeniu, bo artyści prezentują trzy różne koncepcje, które gryzą się ze sobą i w każdej czegoś brakuje.

Annihilation: Nova – ostatnia seria – deklasuje wcześniejsze przygody. Grupka niemal przypadkowych bohaterów musi zmierzyć się z niepohamowaną siłą i to wyczekiwane przez czytelnika starcie naprawdę nie zawodzi. Efektowność scen i dramatyczne momenty nie pozwalają odejść od komiksu, a nie jest raczej sekretem, że to dopiero początek. Świetnie została zaprezentowana postać Richarda Ridera, który przeżywa spory problem i początkowo nie potrafi sobie z nim poradzić. Mimo wszystko właśnie w tym miejscu pojawia się najmocniejsza strona całej Anihilacji, dzięki której z wypiekami na ustach wyczekuję kolejnych tomów. Dostajemy tutaj space operę najwyższych lotów, bo fabuła nie zawodzi, akcji nie brakuje, bohaterowie pokazują drugie oblicze, tempo jest odpowiedni zbalansowane, a w dodatku nie zapomniano w tym wszystkim o humorze.

Niektórzy mogą w tym wszystkim żałować, że tak długo trzeba czekać na tak konkretne mięsko, ale akurat w wypadku tego tomu odniosłem wrażenie pewnej spójności. Na wstępie łapiemy podstawy, później zostaje zarysowany konflikt, by w ostateczności poznać całą moc tomu. Bez wątpienia końcówka rozbudza oczekiwania… Choć trzeba mieć świadomość, że trójka scenarzystów nie boi się korzystać z utartych schematów, które jednak w tym wydaniu nie męczą.

Na pewno muszę jeszcze dodać, że wydawnictwo Egmont ponownie zadbało o wyśmienity „deser”. W formie danych otrzymujemy konkrety pozwalające lepiej zrozumieć dodatkowe wątki, czy też zostały zaprezentowane informacje dotyczące postaci. Czytelnik otrzymuje sporo potrzebnych (a może nawet niezbędnych?) szczegółów dotyczących głównego przeciwnika, czy też wspomnianego Korpusu Nova. To kawał dobrej roboty i bez wątpienia takie smaczki sprawiają, że po tom mogą sięgnąć również osoby, które nie mają większej znajomości z „kosmicznym Marvelem”.

Anihilacja #1 - recenzja komiksu

Anihilacja została zapowiedziana bardzo ciekawym tomem, który może i rozkręca się długo, to na koniec sprawia, że czytelnik chce z miejsca sięgnąć po kolejne zeszyty. Jest to bez wątpienia jest to naprawdę dobre wprowadzenie do wielkiej kosmicznej opery. Po zbiór powinni na pewno sięgnąć czytelnicy, którzy nie mają już ochoty na kolejne przygody najbardziej znanych protagonistów lub/i są miłośnikami Strażników Galaktyki.

  • Tytuł oryginalny: Annihilation
  • Wydawca oryginalny: Marvel Comics
  • Rok wydania oryginału: 2007
  • Liczba stron: 256
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN-13: 9788328118539
  • Wydanie: I
  • Cena z okładki: 79,99 zł
Źródło: własne

Atuty

  • Świetne wprowadzenie do wielkiej wojny
  • Dobrze przedstawione postacie
  • Końcówka zrywa kapelusze
  • Mocne i potrzebne dodatki

Wady

  • Bardzo nierówne rysunku
  • Długo się rozkręca

Przyzwoity początek czegoś wielkiego. Jeszcze bez rewelacji, ale z bardzo przyjemnym odświeżeniem. Warto!

8,0
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper