Battlefield 1 - pierwsze chwile na wielkiej pustyni robią wrażenie

Battlefield 1 - pierwsze chwile na wielkiej pustyni robią wrażenie

Wojciech Gruszczyk | 18.08.2016, 00:36

Od maja czekałem na pierwsze spotkanie z nową produkcją DICE. Znana ekipa postanowiła powrócić do czasów I wojny światowej, a pierwsze chwile z Battlefield 1 nie pozostawiają złudzeń… Warto czekać do października. 

Przez ostatnie lata stale wyruszaliśmy w coraz to dalszą przyszłość. Twórcy prześcigali się w oferowaniu przerażających wizji świata i w konsekwencji wielu deweloperów zapomniało o okrutnej przeszłości. Lekcję z historii odrobiło DICE, które rozpoczęło nowy początek serii Battlefield.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na targach wyruszyliśmy na Sinai Desert. Jest to lokacja osadzona na wielkiej, przepełnionej zniszczonymi budynkami pustyni. To miejsce zachwyca. Dawno nie widziałem tak pomysłowo przygotowanej miejscówki, która zaskakuje nie tylko pod względem umiejscowienia, wykonania, ale również może zaoferować kilka smaczków. Jednym z nich jest bez wątpienia burza piaskowa, która ogranicza widoczność i wyrzuca snajperów na bezrobocie. W trybie Conquest standardowo musimy przejmować flagi, ale autorzy rozmieścili punkty w bardzo szczególnych miejscach – architektura pozwala ukrywać się w ulokowanych obok zniszczonych budynkach, jednak taka przyjemność trwa tylko chwilkę… Później do akcji wkraczają czołgi, które dosłownie miażdżą ruiny.

Sporym zaskoczeniem na mapie jest pociąg. Na środku miejscówki znajdują się tory, po których gracze mogą prowadzić mocarną maszynę. Przy dobrej taktyce działa umiejscowione na pojeździe robią różnice i pozwalają drużynie osiągnąć niezbędną przewagę. Kilkukrotnie wskoczyłem również w odrobinę wolniejsze czołgi, czy też dynamiczniejsze czterokołowce i tutaj nie zmieniło się wiele. Ponownie wykorzystujemy mocne strony pojazdów, szybciej się przemieszczamy, a samo prowadzenie jest bardzo przyjemne. Na pustyni znalazły się również konie, które może i nie posiadają mocarnych pancerzy, to jednak potrafią w mgnieniu oka przemknąć przez wrogie oddziały. Płotka szybko umiera, więc nikt nie powinien się do niej mocno przywiązywać, ale jest to na pewno miła odmiana od typowych dla serii środków transportu. Mobilność rumaka przydaje się głównie podczas przejmowania punktów na mapach, bo wskakując na zwierzę zyskujemy przewagę. Oczywiście podczas starć nie walczymy tylko na ziemi, a na Sinai Desert wciąż słyszymy nadlatujące samoloty. Na tej mapie zabrakło wielkiego sterowca (jest wspomniany pociąg), ale i tak samoloty potrafią zamieszać.

W trakcie testów nie było czasu na wielogodzinne personalizowanie żołnierza. Do rywalizacji wyruszyły wojska Wielkiej Brytanii z Imperium Osmańskim i muszę przyznać, że deweloperzy trochę poskąpili ekwipunkiem – zdecydowana większość zabawek zostanie udostępniona dopiero w dniu premiery. Do naszej dyspozycji oddano klasę szturmowca, medyka, wsparcia, snajpera oraz bohatera odpowiedzialnego za pojazdy. Najprzyjemniej strzelało mi się wojakiem, który dysponuje staro-szkolnym karabinem – taka zabawa nigdy się nie nudzi – ale muszę jednocześnie przyznać, że duże wrażenie zrobiła na mnie rozgrywka snajperem. Na mapie trudno znaleźć miejsca do wkurzającego leżenia w piasku, więc zamiast obstawiania miejscówek zająłem się eliminowaniem celów w biegu. Szybki strzał w klatę, zmiana gnata, kolejne strzały i można śmigać dalej. Przeszkadzać może oczywiście jednostrzałowy oręż, ale celując w głowę nie trzeba przejmować się takimi drobnostkami… No dobra, ale strzel w tę małą łepetynę, gdy obok przelatują samoloty, na głowę prawie wpada koń, a jeszcze z boku sunie czołg… Battlefield ponownie oferuje wojnę totalną. Tutaj nie ma miejsca na nudę.

DICE odrobiło zadanie domowe i bronie brzmią, a zarazem wyglądają wzorowo. Trudno tutaj mówić o idealnym odwzorowaniu możliwości gnatów z czasów I wojny światowej, ponieważ autorzy musieli podkręcić rozgrywkę. To nie wygląda źle, strzela się bardzo przyjemnie i odnoszę wrażenie, że zachowano bezpieczny balans pomiędzy realizmem a grą. Nie musicie się obawiać o leżenie godzinami w okopach i anemiczną wymianę ognia. Mimo wszystko rywalizacja nabrała potrzebnej świeżości, która była niezbędna, by odwzorować klimat odległych czasów. Gracze nie muszą również obawiać się o odcinanie kuponów – nawet na targach, obok kilkudziesięciu napalonych dziennikarzy dało się poczuć świetną, charakterystyczną atmosferę.

Prezentacja odbyła się na PC-tach, ale gracze mogli grać na zestawie klawiatura + myszka lub kontroler do Xboksa One. Ja odruchowo sięgnąłem po pada i akurat tutaj za wiele się nie zmieniło – jedyną odczuwalną nowością jest możliwość „szarży”, dzięki której można nabić rywala na bagnet. Nie miałem okazji wbić metal w głowę przeciwnikom, ale często wykorzystywałem ten bajer do szybszego pokonywania lokacji. Heros wpada w furię wyłącznie na chwilkę, ale jak zapewne wiecie na polu walki liczą się nawet mikrosekundy.

Battlefield 1 robi dobre pierwsze wrażenie i jeśli kolejne lokacje utrzymają poziom Sinai Desert, a dodatkowo otrzymamy większy arsenał, to fani gatunku będą wniebowzięci. DICE wraca z bardzo dalekiej podróży.

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper