Wiedźmin 3: Dziki Gon -  dlaczego tak często wracam do gry?

Wiedźmin 3: Dziki Gon - dlaczego tak często wracam do gry?

Krzysztof Grabarczyk | 14.08.2021, 11:00

Zaletą otwartego świata jest często mimowolna chęć powrotu do przedstawionej wizji. Szkopuł tkwi jednak w chwili, kiedy zdarzy mi się ukończyć tytuł zajmujący mniej więcej sto godzin rozgrywki. Pomimo zachęty twórców pod banderą "Nowej Gry Plus", rzadko z niej korzystam. Nie mam już weny na brnięcie w identyczne otwarcie, chłonięcie setek tysięcy linijek dialogowych, powtarzania questów - pachnie to zwyczajnym grindem, upchniętym pomiędzy zadaniami i eksploracją. 

W zasadzie to wypadkowa koncepcji niemal większości gier zbudowanych pod kątem otwartej mapy. Mam jeden wyjątek od tej reguły - finał trylogii o Białym Wilku. Nie jestem w tej kwestii zupełnie odizolowanym, oderwanym od rzeczywistości przypadkiem. Dziki Gon zachęcał mnie w sumie trzykrotnie do stałego powrotu. Regularnie w niego grywam, czasem nawet zaczynam od początku. Dialogi bohaterów znam na pamięć, lecz nadal ich nie pomijam. Czy to uzależnienie, a może po prostu jedna z tzw. gier życia? Inaczej nie spędziłbym pierwszego roku od premiery na bagnistej ziemi niczyjej, Velen. Wybitne gry nigdy nie są idealne - takie oprogramowanie, interaktywne bądź nie, zwyczajnie nie istnieje.

Dalsza część tekstu pod wideo

Za Białym Sadem

Wiedźmin 3: Dziki Gon -  dlaczego tak często wracam do gry?

Kilka lat wstecz, trafiłem na interesujące statystyki. Według platformy Steam, jedynie niecałe 30 procent grających w Dziki Gon - kiedykolwiek opuściło Biały Sad, pierwszą mapę w grze. Z czego może to wynikać? Czy to jednak produkt mocno nobilitowany ponad swoją miarę? Część graczy zgodnie wskazuje, że fabularnie lepszym okazał się drugi rozdział trylogii CDPu. Jest w tym nieco racji, lecz pamiętajmy, że "Zabójcy Królów" jest mimo wszystko, tytułem o korytarzowej strukturze świata przedstawionego. Scenariusz nie jest rozwleczony na trzy wątki główne, jak w Dzikim Gonie. To również projekt dostosowany o wiele bardziej pod zachodniego odbiorcę oraz konsole. Świadczy o tym nasilenie kolorytu w świecie gry, oraz interfejs o wiele bardziej przystępny, nie klejony dla swobodnego poruszania się myszką komputera. Zaletą trzeciej, finałowej części jest powrót do rdzennych, słowiańskich klimatów z mocnym rozszerzeniem perspektywy działania. Siłą rzeczy, przy takim rozmachu, musiały się wkraść pewne niedociągnięcia/udziwnienia na drodze rozwoju umiejętności bohatera. 

Poruszałem już wątek w niejednym, wiedźmińskim wpisie. Dziesiątki podporządkowanych umiejętności, z których większości do dzisiaj nie użyłem. Podobnie mógłbym rzecz o pozostałych tuzach gatunku. To chyba ich wspólne przekleństwo, ciężko maksymalnie wykorzystać oferowany przez system gry potencjał. Najczęściej skuteczność krzyżuje się z doborem odpowiedniego wachlarzu talentów. Biały Sad utkwił mi w pamięci jako prawdziwie swojska lokacja. Bez większego rozmachu, ze zbiorem prowizorycznych, często podniszczonych czasem lub wojnami chatek. Świetna rozgrzewka i szybkie zaklimatyzowanie przed faktycznym daniem głównym - Velen. Dlaczego ten fragment historii całego Wiedźmina 3 jest dla mnie tak istotny? Biały Sad często przedstawia sylwetki kompletnie podrzędnych postaci, zwykłych elementów powojennego krajobrazu, z małym wyjątkiem obecnym później w dodatku. 

Począwszy od karczmy, na prostych zleceniach kończąc. To jednak kilka niedopowiedzianych historyjek, jak ta o Południcy czy ratującym swojego pana, psie wabiącym się Huzar. Jednym z ciekawszych zadań okazało się poszukiwanie zaginionego żołnierza, brata wspomnianego właściciela Huzara. Po widoku martwego pola bitwy, finał zadania pobocznego spuentowano możliwością prostego, jednak relatywnie moralnego wyboru. Wtajemniczeni zapewne kojarzą motyw. Tym najbardziej zasłynął w moich oczach Dziki Gon - złożonością nie tyle rozgrywki, co dodatkowych historii. Gra stoi ogromem świetnych, pobocznych scenariuszy. Nawet jeśli mechanika dla wielu niedomaga, Geralt szybko zaczyna wariować, otoczony przez gromadę przeciwników, ludzkich bądź upiornych, tak warstwa narracyjna służy jako drogowskaz dla innych wydawców. Pierwszym, tak bardzo kompetentnie inspirowanym projektem stało się wydane w 2017 roku, Assassin's Creed: Origins. Sami twórcy ochoczo twierdzili, że wiedźmińska szkoła projektowania świata oraz aktywności z nim związanych dotarła aż pod Montreal (deweloper: Ubisoft Montreal). 

Pozycja (nie)obowiązkowa? 

Wiedźmin 3: Dziki Gon -  dlaczego tak często wracam do gry?

Dane z grudnia 2018 roku mówiły o 25 milionach graczy mających styczność z wielkim tytułem warszawiaków. Nie podpinajmy tego pod ogólną sprzedaż gry. Często obserwuję komentarze dotyczące każdego doniesienia bądź publikacji na temat Dzikiego Gonu. Wielu komentujących sprawia wrażenie, jakby nie do końca zapoznali się całością historii. Odniosę się zatem jeszcze wcześniej, do roku premiery - teoretycznie, najgorętszego dla produkcji szturmem zdobywającej popularność. W trzy miesiące po majowym debiucie w 2015 roku (dokładnie 19 maja) statystyki Steam oraz PSN jednoznacznie wskazywały, że co piąty gracz ukończył tytuł w całości. Wszystko bazuje tutaj rzecz jasna na systemie osiągnięć. Swojego czasu edycja przeznaczona na komputery osobiste borykała się problemami nie odblokowujących się osiągnięć na Steam. 

Jak przez lata zmienił się ten stan rzeczy? Ciężko powiedzieć. Odkąd pojawiły się Instagramy wraz ze swoimi gwiazdkami, codziennie wyświetlają mi się dziesiątki graczy lubujących się w wiedźmińskich gadżetach. Wtedy nachodzi mnie pewna refleksja - ilu z nich tak naprawdę postanowiło zgłębić cały, piękny i jednocześnie ogromny świat Wiedźmina 3? Nic nie buduje lepszej opiniotwórczości niż własna, kilkuletnia praktyka. Z mojej perspektywy poprzedzonej trzykrotnym ukończeniem historii, zwyczajnie wiem z jak wielkim tytułem mieliśmy do czynienia. To nadal polska siła eksportowa. Ma już na liczniku ponad sześć lat, lecz prawdopodobnie zdoła jeszcze dźwignąć popremierowy bałagan Cyberpunka. Nie chciałem, abyś przeczytał kolejny wpis kreowany na laurkę w stronę gry i jej twórców. Skoro doszedłeś tutaj, gdzie diabeł mówi "dobranoc", masz Dziki Gon już dawno za sobą. Czas spojrzeć na zjawisko jakim stał się Wiedźmin 3 choćby w polskim gamedevie. Polska gra roku 2015, dzięki której o naszej scenie deweloperskiej zrobiło się naprawdę głośno. Wcześniej jeszcze Techland uraczył świat wspieranym do dzisiaj Dying Light. I wiemy, że gra REDów wciąż cierpi na dawne schorzenia, choćby pod kątem balansu rozgrywki. Deweloping okupioną krwią, potem i stresem. Dla nas, graczy - liczy się efekt końcowy. 

Dla ludzi poświęcających każdą dodatkową minutę pracy tuż poza domem, to ich własny pomnik wyrzeczeń. Nawet wydmuchane milionem banerowych widokówek Night City tego nie zmieni. Dziki Gon zdaje się jeszcze pędzić w kierunku następnej zimy. Gdy już ukaże się drugi sezon netfliksowej, poprawnej politycznie adaptacji sagi. Plus kolejna, definitywna aktualizacja. Pytanie na koniec dzisiejszej, wiedźmińskiej rozkminy brzmi, czy ci wszyscy żerujący na popularności gry "fani" wreszcie ukończą tytuł?

Pozowanie do zdjęć w akompaniamencie znanych produkcji to w zasadzie nowa moda, znak naszych czasów, lecz na pewno nie moich. Ja wracam tutaj, do Velen - regularnie, bez zbędnego rozgłosu. Ale napisać zawsze o tym warto. To jednak coś więcej niż pstryczek ładnej fotki, która i tak za moment zniknie w ferworze miliona kolejnych postów na tablicy. Czy Wy wciąż grywacie w trzeciego Wiedźmina? Jak personalnie wpłynęła na Was? I czy w ogóle? 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper