Yakuza 0 - recenzja. Karaoke w Kamurocho

BLOG RECENZJA GRY
560V
Yakuza 0 - recenzja. Karaoke w Kamurocho
May__Day | 20.04.2022, 14:05
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Karaoke (jap. カラオケ) - w wolnym tłumaczeniu: "pusta orkiestra". Nazwa powstała w wyniku połączenia dwóch słów japońskich: karappo (pusty) i ōkesutora (orkiestra).

(źródło: Wikipedia)

Kiedy ostatnio pisałem o Yakuzie 0, byłem oczarowany i rozczarowany zarazem. Główny wątek historii zdeklasował całą resztę gry do tego stopnia, że przestała mnie ona interesować. Potraktowałem Yakuzę 0 jak dobry gangsterski serial i zastanawiałem się, czy warto przejść grę w całości, czy tylko poznać jej historię. Teraz już nie mam wątpliwości.

Czas czytania: 8 min

 

Money makes money

Akcja Yakuzy 0 obraca się wokół pieniędzy. W czasach panującej wtedy bańki na rynku nieruchomości każdy chce zarobić, a wiele osób nosi przy sobie niemałe pokłady gotówki. Z bitych przez nas przeciwników dosłownie sypią się monety i banknoty, a sami możemy uniknąć walki, po prostu... wyrzucając pieniądze przed siebie. Wtedy najbliżsi przeciwnicy schylą się po nie, a po zdobyciu przez nas konkretnego ulepszenia może im wypaść apteczka.

Zdrowie naszych postaci możemy podreperować na kilka sposobów. Ciepły posiłek w restauracji zawsze załatwi sprawę, ale w ogniu walki dobrze jest czasem sięgnąć po napój regeneracyjny marki Staminan.

Bić się w Yakuzie będziemy często, mimo iż nie jest to "rasowy" beat'em up. Na co drugiej ulicy znajdziemy grupki kiboli, których jedynym celem w życiu jest otrzymanie od nas kopa. Czasami będziemy świadkami wymuszeń lub innych nieprzyjemnych sytuacji, do których możemy wtrącić się z własnej woli, choć nie musimy. Ale i tak ciężko jest odmówić damom w opresji, gdyż walka jest absurdalnie satysfakcjonująca i nie nudzi nawet po niemal osiemdziesięciu godzinach spędzonych z grą. Sprawdziłem.

A ulepszając postacie, odblokowujemy nowe combosy oraz finishery, których samo oglądanie może zaboleć. Da się rozbić rower na łbie leżącego przeciwnika? Da się. Wrazić kij bejsbolowy w zęby i popchnąć? A jak. Wsadzić komuś głowę do samochodu i trzasnąć drzwiami? Owszem!

Większość wrogów na ulicy to leszcze, ale jeśli ma się wyjątkowego pecha, można wpaść na Mr. Shakedowna. Pod tą idiotyczną ksywką kryje się dwumetrowy wybryk natury, który z łatwością zamiecie nami asfalt, a jeśli nas pokona, zabierze nam wszystkie nasze oszczędności. A to boli, bo kasę można tu zgromadzić niemałą (choć istnieje sposób na zmniejszenie utraty jenów). Za to jeśli my pokonamy jego, zysk jest również niezły, proporcjonalnie do trudności wyzwania. A zastrzyk gotówki przyda się nam zwłaszcza, gdy sami wejdziemy na rynek nieruchomości.

 

 

Grając Kiryu, możemy uzyskać dochód pasywny, inwestując w nieruchomości i jednocześnie powiększając swoje wpływy w Kamurocho, gdzie rozgrywa się większość wydarzeń. Z kolei Majima posiada klub nocny, którym możemy (i powinniśmy) zarządzać, a przyniesie nam on konkretny dochód i nie tylko.

Niby nic nowego - już w Assassin's Creedzie II mogliśmy zarządzać willą, która potem przynosiła nam pieniądze w długim terminie. Teraz wyobraźcie sobie, że robicie zadanie poboczne w Wenecji, a po jego ukończeniu nasz chlebodawca postanawia pracować w Villa Auditore, zwiększając przypływ florenów do skarbca. Miło by było, nie? W Yakuzie 0 jest tak cały czas.

O ile w większości gier motywowani jesteśmy kijem i marchewką, tak tutaj twórcy wykorzystują - trzymając się ogrodniczej metafory - kij i marchewki wszystkich smaków. Nawet jeśli nie chce się czasem zrobić jakiegoś bzdurnego questa, to i tak warto się przemóc, gdyż jest to szansa na nowego pracownika. A jeśli misja jest ciekawa, to mamy podwójną nagrodę.

Nie będę ściemniał - z tego też powodu chodziłem na dyskoteki, do klubów i innych centrów rozgrywki. Szansa na dodatkowego questa = szansa na dodatkowego doradcę lub ochroniarza. A że te aktywności były przy okazji fajne...? Nic tylko się cieszyć!

Inna sprawa, że minigierki z nieruchomościami i klubem nocnym nie są wcale takie mini. To osobne, rozbudowane wątki pełne niespotykanych nigdzie indziej postaci, zadań i specjalnych wyzwań. Przez to generowany dochód nie jest wcale taki pasywny i dostarcza trochę emocji. Nagrodą za doprowadzenie tych opowieści do końca jest nowy (choć być może znajomy weteranom serii) styl walki dla obu postaci. Słowem - warto!

 

 

♪ Breaking the law, breaking the world ♪

Yakuza 0 jest wypełniona po brzegi zawartością poboczną, co działa zarówno na jej korzyść, jak i niekorzyść. Możemy iść na karaoke, na dyskotekę, na kręgle, a nawet rozmawiać przez telefon z dziewczynami (ze skutkiem bardzo różnym) lub obejrzeć film, ekhm, okołoprzyrodniczy. To tylko kilka przykładów.

Osobiście najbardziej lubiłem sobie pośpiewać i potańczyć, gdyż były to rytmiczne minigierki z muzyką, której chętnie posłuchałbym w radiu. Serio - soundtrack Yakuzy 0 może nie jest przegenialny z góry do dołu, ale niemal zawsze wpada w ucho i podkreśla wydarzenia na ekranie. Jak chcecie się trochę pogibać w fotelu, to polecam na początek " target="_blank" rel="noopener">to i " target="_blank" rel="noopener">to.

Swoją drogą w karaoke włożono niesamowicie dużo pracy jak na tak małą aktywność poboczną. Nagranie muzyki, dorobienie do nich animacji, stworzenie specjalnych modeli postaci oraz sekwencji przycisków... Mają rozmach, skośnesyny!

Nie wszystkie minigierki zostały potraktowane równie pieczołowicie. Nie wiem, co by się musiało stać (to znaczy wiem, ale nadal), żebym musiał uczyć się gry w mahjonga. Nuda to jedno, ale samouczki też nie pomagają. Zamiast pozwolić mi rozegrać "kontrolowaną" partię (czy nawet kilka) w ramach tutoriala, gra serwuje nam kilkunastostronicową instrukcję obsługi, po której zaprasza nas do gry.

A szkoda, bo grając w mahjonga oraz inne minigierki oparte na losowości da się zdobyć sporo punktów rozwoju, bez których nie mam szans ulepszyć moich postaci w pełni. Dziękuję, wolę kręgle i lotki.

Do wymiany kwalifikuje się też połowa interfejsu użytkownika. Fakt, jest on stylowy - często po samym menu można się domyślić, w jakiej minigierce jesteśmy - ale bywa też nieprzejrzysty. Przyjrzyjcie się chociażby ekranowi rozwoju postaci:

 

 

Wygląda niebrzydko, prawda? Tylko czemu te kuleczki są różnokolorowe? Czemu połowa koła jest zamknięta? I czemu umiejki z "M" są zablokowane?

UI podczas walki też dało się zrobić lepiej. Dlaczego pasek zdrowia przeciwnika wyświetla mi się w prawym dolnym rogu, zamiast nad ich głowami? A ikonka informująca o ataku specjalnym też jest w rogu ekranu specjalnie po to, żebym musiał oderwać wzrok od zadymy.

Podczas pojedynku z shakedownem jedną czwartą ekranu zasłania mi licznik pieniędzy pokazujący mi, ile jenów już zdobyłem w trakcie mordobicia. Fajny detal, ale jeszcze fajniej byłoby w międzyczasie głupio nie zginąć!

Ekrany interfejsu i ekwipunku są rozdzielone nie wiadomo po co. Heat Gauge mógłby być jednym paskiem podzielonym na trzy segmenty, zamiast trzema całymi paskami - byłoby widać więcej ekranu. Interfejs w Yakuzie 0 jest ładny, ale nieprzemyślany i brakuje mu spójności.

 

 

I choć wkurzał mnie on od czasu do czasu, raczej nie przeszkadza w smakowaniu całej gry. W tej mieszance znajduje się jeszcze fabuła. Jakiś czas temu jeden z komentarzy na YouTube opisywał Yakuzę 0 jako...

 

"Ojciec chrzestny przeplatany Simpsonami"

Yakuza 0 jest poważną grą o polityce japońskiej mafii oraz jej bezwzględności. Młody Kazuma Kiryu zostaje wrobiony przez swoich przełożonych w morderstwo. Z kolei Goro Majima otrzymuje zlecenie zabójstwa, po wykonaniu którego otrzyma szansę powrotu do przestępczego półświatka. A wszystko to dla marnych trzech metrów kwadratowych ziemi w sercu Kamurocho - największej dzielnicy rozrywkowej w Tokio.

Historia pełna jest momentów wywołujących opad szczeny. Nawet jeśli momentami intryga jest grubymi nićmi szyta, a kilka zwrotów akcji jest wybitnie naciąganych. Cały klimat tej gry jest tak wyjątkowy, że nawet ja jestem w stanie zawiesić niewiarę. A walki z bossami stoją na poziomie po prostu niespotykanym wśród innych sandboksów. Nigdzie indziej nie da się wyczuć takiego napięcia pomiędzy postaciami... którzy nie są zwykłymi chłopcami do bicia.

Kiryu i Majima mają najwięcej czasu antenowego i najwięcej okazji, żeby okazać charakter. Szczególnie ten drugi - w trakcie gry można z zapartym tchem obserwować jego powolną, lecz postępującą przemianę we Wściekłego Psa Shimano. Yakuza 0 pełna jest gangsterów o szpetnych mordach, płucach wypełnionych dymem z papierosów i głosach tak chrapliwych, jakby mieli w gardle kilo żwiru. A jednak kiedy pojawiają się na ekranie, wzbudzają autentyczny respekt (Shibusawa! Kuze!).

Jedyny minus jest taki, że opowieść rozkręca się bardzo powoli. Szczęśliwie potem można z czystym sumieniem zapomnieć o początkach, ale przez pierwszych kilka godzin wynudziłem się setnie.

 

 

To jest ta część gry podobna do Ojca chrzestnego. A co z Simpsonami?

Zadania poboczne nijak nie wiążą się z wątkiem głównym. Są od niego biegunowo odległe. Jednocześnie dostarczyły mi najwięcej screenów i to dzięki nim jest ich wyjątkowo dużo w tym tekście (a to nie jest nawet połowa zrzutów, które zrobiłem). No bo jak tu nie trzaskać zdjęć, kiedy poważny gangster ściga się zdalnie sterowanymi samochodzikami?

Wyobraźcie sobie Geralta pomagającego chłopczykowi kupić "świerszczyka". Albo Aloy dostarczającą pizzę. Albo Kratosa umawiającego się na randki. Albo pojedynek taneczny Sheparda i Michaela Jacksona. O takiej skali absurdu rozmawiamy. I to też jest super!

 

No dobra, TO akurat jestem w stanie sobie wyobrazić... (źródło)

 

Yakuza 0 nie jest mesjaszem rynku gier, ale z kilku pozornie niepasujących do siebie klocków buduje dzieło, obok którego ciężko przejść obojętnie. To ten tytuł, który jeszcze na długo pozostaje pod powiekami, a w przerwach od niego nie możesz się powstrzymać od planowania następnych poczynań. I nawet kiedy wydaje ci się, że masz dość... masz rację, wydaje ci się.

 

Nagroda dla wytrwałych.

 

A Wy? Graliście w Yakuzę? Jak wrażenia? Dajcie znać poniżej i do następnego!

Oceń bloga:
13

Ocena - recenzja gry Yakuza 0

Atuty

  • Klimat Japonii lat 80.
  • Fabuła godna filmów Scorcese...
  • ...podzielona pomiędzy dwóch charyzmatycznych bohaterów
  • Uzależniający system walki
  • Zaskakujące misje poboczne
  • Obłędna choreografia walk z bossami
  • Wciągające zarządzanie klubem i nieruchomościami
  • Rockowy soundtrack
  • Wychodzi około złotówki za godzinę grania

Wady

  • Połowa interfejsu do wymiany
  • Jakość niektórych minigierek
  • Modele niektórych NPC-ów jak z PS2
  • Wątek główny długo się rozpędza
Avatar May__Day

Przemysław Milowski

Yakuza 0 to poezja, choć raczej przyjaźń niż kochanie. Niemniej polecam - w dobie dzisiejszych sandboksów jest to tytuł jednocześnie znajomy, lecz bardzo odmienny. Nie jest rewolucyjny, ale za to świeży. I to wystarczy.
Grałem na: PC

Komentarze (26)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper