Dlaczego ja w to w ogóle gram?

BLOG
400V
Michał Hawełka | 23.10.2014, 10:50
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Na pewno wielu z was zadaje sobie to samo pytanie po którejśtam próbie ukończenia poziomu/sekwencji w jednej z gier, w których trup ściele się gęsto. Ja nie mam dla was odpowiedzi na to jakże trudne pytanie, ba, licze na to, że w komentarzach pomożecie mi rozwiklać tę tajemnicę.

Jak to jest, że męczymy się z daną grą niemiłosiernie, ale mimo wszystko dalej w nią gramy.

Ale zacznijmy od małego kawałka historii. Dawniej, kiedy gry nie były jeszcze w mainstreamie, kiedy gracze byli uważani za bandę dziwaków, którzy zamiast zająć się poważnymi, dorosłymi rzeczami bawią się na komputerze gry były trudne. Piekielnie trudne. Mówię tu o okresie, w którym gracze zagrywali się w takie tytuły jak np. Contra czy Super Mario Bros. Wiem, że nie jest to jakaś super mega historia, ale to są czasy, w których zaczynałem swoją przygodę z elektroniczną rozgrywką. Jak już wspomniałem – gry były cholernie trudne. Możliwość zapisu gry była rzadkim ficzerem, strata paru żyć powodowała, że musieliśmy zaczynać od początku. Mimo to jednak rzesze graczy grały, grały I grały. Niech za przykład posłuży wspomniana już przeze mnie Contra. O śmierć w tym tytule ocieraliśmy się niemal co chwilę, a jeśli powinęła się nam noga byliśmy karani karą najwyższą z możliwych – zacznij od początku. Pamiętam jednak jak dziś te godziny, które spędziłem, żeby w końcu ukończyć ostatni poziom. Pamiętam te cierpkie słowa, które cisnęły się na usta (mimo bardzo młodego wieku) po kolejnej głupiej śmierci. Nie przeszkodziło mi to jednak w dobrej zabawie, choć bolesnej psychicznie.

Z czasem jednak taka sytuacja w grach zaczęła zanikać. Gry stały się coraz bardziej komercyjne, coraz bardziej kalkulowana, jak powinien wyglądać gameplay, żeby zatrzymać gracza przy danym tytule. I tak doszło do spopularyzowania zapisów gry w każdym momencie – gdy gra miała system checkpointów pojawiało się bardzo dużo głosów sprzeciwu - “jak to nie można zapisać w dowolnym momencie?!”. Oprócz tego wprowadzano jakieś kosmiczne poziomy trudności. Poza standardowym łatwym, srednim I trudnym dodano poziomy takie jak “piekło”, “ekstremalny” itp. Poziomem trudności nie odbiegały one znacząco od starych gier, na niższych grało się po prostu bez żadnego stresu.

Ale odbiegłem nieco od tematu. W ostatnich latach pojawiło się jednak parę tytułów, przy których pytanie “Dlaczego ja w to w ogóle gram?” pojawiało się w mojej głowie dosyć często. Jednym z nich jest Spelunky. Gra indie, która wyszła na PC już jakiś czas temu nie wybaczała nam błędów. Po stracie wszystkich serduszek zaczynamy od początku. Co ciekawe w tej grze nie ma zbyt wielu rzeczy, które mogą nas zabić, częściej zabija nas nasza nieuwaga, pośpiech, brak skupienia. Mimo to zagrywałem się w ten tytuł bardzo długo, nie udało mi się go przejść w całości, ale I tak mocno się namęczyłem, żeby dojść do ostatniego świata. Kolejne porażki, choć frustrujące, motywowały mnie do kolejnych prób. Wiedziałem, że ukończenie danego poziomu będzie smakowało wspaniale. Morale +10. Teraz gra została odświeżona – wyszła na wszystkie konsole I PC. Ulepszono mechanikę, dodano tryby, ale to wciąż jest ta sama, tak samo frustrująca gra. I to mi się w niej cholernie podoba.

Kolejnym tytułem dość świeżym, ale również frustrująco-satysfakcjonującym jest Trials Fusion. Gra, która przypomina popularną niegdyś Elastomanię skupiona jest na przejejżdżaniu naszym motocyklem pokręconych często tras. O ile początkowe są bardzo proste, bądź wymagają od nas minimum skupienia, tak te późniejsze są już horrorem. Trasy oznaczone jako extreme lub hard potrafią porządnie wkurzyć, zwłaszcza jeśli próbujemy dojechac do kolejnego checkpointu, a jest to już nasza setna, jak nie lepiej próba. Jeszcze ciekawiej jest z trasami stworzonymi przez innych graczy. One z założenia mają być ciekawe, ale też mają być wyzwaniem. Niestety niektórzy twórcy map trochę mylą pojęcie wyzwania z wkur*ianiem graczy. Mimo to – próbujesz po raz setny, ale się nie poddajesz. Walczysz aż się uda – wtedy zwycięstwo smakuje najlepiej.

Czy wy też tak macie? Czy macie gry, które frustrują was niemiłosiernie a mimo to w nie gracie? Piszcie w komentarzach.

Pozdrawiam,

Hawek

Oceń bloga:
0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper