O tym, jak stałem się złodziejem..

BLOG
359V
O tym, jak stałem się złodziejem..
Moonloop | 06.04.2018, 14:11
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dlaczego złoczynienie w grach jest takie fajne? Większość z nas prowadzi normalne, wolne od występków życie, a potem okazuje się, że kiedy siadamy do konsoli/komputera, coś innego zaczyna z nas wyłazić. Ze mnie wyszedł kleptoman.

Mimo naszej pozornej nieskazitelności na realu, w grach lubimy być tymi złymi, lubimy robić okrutne rzeczy, lubimy siać zniszczenie i czerpać korzyści kosztem naszych cyfrowych ofiar. Więcej radochy sprawia nam bycie po ‘ciemnej stronie mocy’, zwłaszcza dosłownie, w grach „Star Wars”, bo kto by chciał stać po stronie Rebelii jeśli może być z Imperium?
Potem oczywiście stanowi to główną linię obrony w sądach kiedy pewne indywidua przeniosą się z tym wszystkim do rzeczywistości. Bo gry są złe, bo gry nakłaniają, bo gry podjudzają. Sraty taty.
Moim zdaniem, rozrabianie w grach, to całkiem niezły wentyl bezpieczeństwa. Co sobie porozwalamy w grze to nasze, ale żeby od razu po partii w GTA wychodzić na ulicę i mordować ludzi? W praktyce, to się nie zdarza. Wszystko zostaje w grze i jesteśmy świadomi różnicy, jaka stoi między cyfrową rozrywką, a tym co robimy w rzeczywistości.

Tym samym , muszę Wam się do czegoś przyznać. W świecie gier jestem totalnym złodziejem.
Ten dreszcz emocji kiedy ładujemy się komuś do chaty i ją plądrujemy? Zwłaszcza kiedy chata jest duża, łupu są całe kilogramy, a w dodatku osoba, którą okradamy jest w domu i trzeba się nieźle naskradać żeby niczego nie zauważyła? Niewiele rzeczy w grach mnie tak kręci, jak to.

Zaczęło się dosyć wcześnie. Pamiętacie, jak w „Link’s Awakening” na Game Boy’a może było zwinąć łuk ze sklepu? Kradłem z dziką radością, a fakt, że miało to w grze swoje konsekwencje, dodawał tylko smaku. Zresztą nie oszukujmy się, developerzy wiedzieli co robią doklejając niektórym przedmiotom śmiesznie wysokie kwoty w rupees. Takich drobnych momentów było w grach więcej i z każdym kolejnym, coraz bardziej wyłaził ze mnie złodziejaszek. Do tego stopnia, że nawet w produkcjach, które kradzieży zasadniczo nie umożliwiały, ja probówałem coś zwinąć.

                                

W tamtym czasie, królestwem dla cyfrowych kleptomanów (jakkolwiek kretyńsko to nie brzmi) nie były jednak konsole, ale PC-ty. Pamiętam radochę jaką dawało mi podkradanie drobnych rzeczy w serii „Baldur’s Gate”. Pamiętam planowanie skoków w stylu Gangu Olsena, w grze „The Sting!”. Planowanie każdego kroku dodawało temu, z pozoru prostackiemu czynowi, wyrafinowania. Kradłem, ale robiłem to z klasą. Im większe wyzwanie, tym lepiej. Łatwy łup nie dawał tej satysfakcji. Rabowanie świątyń i grobowców w seriach typu „Tomb Raider”, czy „Indiana Jones” miało coś z tego klimatu, ale to oczywiście nie było to.
W końcu trafiłem na tę ostateczną, najlepszą grę dla mnie. Jako, że komputer pojawił się u nas w domu późno (pod koniec 1999 r.), to serię "Thief" odkryłem dopiero przy okazji wydania części drugiej „The Metal Age”, ale to nawet lepiej, bo ta odsłona Thiefa kładzie zdecydowanie większy nacisk na elementy złodziejskie niż „The Dark Project”.

                                    

Zaczęło się od dema ze słynnym poziomem „Life Of The Party” (wtedy jeszcze „The Unwelcome Guest”), w którym zaczynaliśmy w nocy na dachu. Nie można było zejść na ulicę, ale to nie miało znaczenia, bo ulica nas nie interesowała. Z dachów zdecydowanie łatwiej było dostać do okna, a tym samym, do pomieszczeń z potencjalnym łupem. Trzeba było uważać na strażników oraz na mieszkańców domów, którzy albo kręcili się między pokojami, albo spali i trzeba było bardzo uważać, aby ich nie zbudzić. Najwięcej satysfakcji dawało oczywiście zrabowanie wszystkich dóbr, bez zwrócenia uwagi na swoją obecność, a cały sprzęt pomocniczy (jak ‘mchowe’, wodniste i innego rodzaju strzały), to był raj!
Wtedy, w 2000 r., "Thief II" wydawał się niemal open world’em. Zapamiętałem tę grę jako tę, w której można sobie wejść do każdego domu i kraść do woli. W rzeczywistości nie było tak kolorowo, opcji nie było tak wiele, ale to nie zmienia faktu, że Thief był w tamtych czasach absolutnie bezkonkurencyjny (nawet po wydania "Morrowinda"). Jestem fanatykiem serii do dziś i bardzo cenię sobie nawet znienawidzoną przez graczy część z 2014 r., przy której spędziłem dziesiątki godzin kradnąc na różnych poziomach trudności. Dodatek ze skokiem na bank, to absolutny geniusz. „Dishonored” (tworzony przez część oryginalnej ekipy Looking Glass Studios) też pociągnął te motywy chociaż, to nie było już to samo.

                                  

Pamiętam ten moment kiedy zacząłem grać w „Skyrima” (z początku bez przekonania) i ożywiłem się dopiero kiedy znajomy opowiedział mi Gildii Złodziei. Robiłem wszystko aby jak najszybciej dotrzeć do Riften, znaleźć tę gildię i stać się członkiem. Sam proces zdobywania zaufania tego stowarzyszenia był dla mnie ekscytujący, a kiedy już oficjalnie stałem się jego częścią, czułem się jakbym wygrał życie! Wykonywanie zadań z ramienia gildii, to była dobra zabawa, ale najlepsze było to, że Skyrim stał się dla mnie wielkim polem do kradzieży. Godzinami zwiedzałem całą mapę i starałem się wynieść z danych obszarów ile się da. Godziłem się na wszelkie konsekwencje jeśli zdarzyło mi się niechlujnie wykonać swoje „zadanie”. Nieraz musiałem ratować się ucieczką, o ile nie ginąłem. Pod tym względem, „Skyrim” bywa bezlitosny. Dziś , to już norma, że tego typu RPG (a zwłaszcza jRPG) dają olbrzymie możliwości do takiej „zabawy”. „Wiedźmin 3” też nie jest tu wyjątkiem, ale nie poświęciłem mu póki co wystarczającej ilości czasu.

Zastanawiacie się pewnie czemu nie wspominam o takich seriach jak „GTA”, „Assassin’s Creed”, „Fallout”, itd. O ile cenię sobie złodziejskie elementy w tych grach, to cały proceder odbywa się trochę zbyt jawnie („GTA”), lub nie daje tyle satysfakcji, co powinien („Assassin’s Creed”). Tak przynajmniej ja to odbieram.
Przez lata grania w tego typu produkcje, jeszcze jedna wbiła mi się w pamięć i piszę o niej na końcu, bo różni się nieco od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Chodzi o „Speed Thief”, który ukazał się jakieś 15 lat temu na PC. Nie jest to zbyt popularna gra.

                                   

Wcielamy się w niej w złodzieja samochodów. Gameplay zaczyna się kiedy jesteśmy już w aucie i uciekamy. Goni nas policja, my pędzimy autostradą i musimy dojechać do wyznaczonego punktu, a w praktyce – przejechać odpowiedni dystans na „prostej” drodze. „Prostej” ponieważ w rzeczywistości bardzo krętej i naszpikowanej innymi samochodami, które musimy wyminąć, aby nie złapał nas wymiar sprawiedliwości na kółkach. To, co mnie w tej niepozornej produkcji urzekło, to realizm. To jest wspólny mianownik między „Speed Thiefem”, a „Thiefem”. W tym drugim, realizm dodawał smaczku kiedy chowaliśmy się w cieniach, unikaliśmy hałasu, zamykaliśmy za sobą drzwi i szafki, aby nikt się nie zorientował. W „Speed Thief”, samochód nie ma wytrzymałości rodem z „GTA”. Pozorne muśnięcie przy maksymalnej prędkości może się skończyć wielkim wgnieceniem na masce, albo kasacją auta, a suma pieniędzy którą otrzymamy za skradziony wóz będzie znacznie mniejsza jeśli dostarczymy go poobijanego. Gra nie jest produkcją wybitną, ale jak na swoje czasy oryginalną.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wymieniłem wielu gier, które powinny się tutaj znaleźć, ale to nie lista TOP, tylko moje wspomnienia. Nie wszystkie produkcje z elementami złodziejskimi wbiły mi się w pamięć, a też w wiele nie grałem w ogóle. Jeżeli macie jakieś propozycje, to śmiało piszczcie w komentarzach. Na scenie indykowej jest bardzo dużo produkcji, które dają ciekawe możliwości w tym kontekście, tylko czasu brakuje żeby to wszystko ogarnąć.

Na zakończenie, należy zdać jedno pytanie. Czy kiedykolwiek ukradłem coś na realu? Tak, około ćwierć wieku temu, w szkole podstawowej, zwinąłem koledze naklejki z Królem Lwem. Wpadłem i narobiłem sobie wstydu. Niestety świat realny nie jest taki emocjonujący, jak magiczny świat Thiefa i lepiej trzymać się tego drugiego i nie przekraczać wirtualnej granicy. Parę lat temu, dwóch graczy zostało postawionych przed sądem, za ‘wyhackowanie’ komuś jego przedmiotów w „Diablo 3” w celu późniejszej ich sprzedaży za prawdziwe pieniądze. A można było sobie po prostu grać.

 

Oceń bloga:
6

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper