Kto najbardziej leci w kulki z remasterami?

BLOG
435V
Kto najbardziej leci w kulki z remasterami?
CharyChelak | 30.03.2018, 14:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Remastery to temat rzeka, swego czasu tak eksploatowany, że niektórym zwyczajnie się przejadł, w związku z czym obecnie wielu z nas odpuszcza mu negatywnych uwag, tym bardziej, jeśli gry są godne uwagi. Teraz to lootboxy noszą brzemię "raka branży", aczkolwiek za recykling odświeżonych tytułów wciąż zabierają się firmy, które wydają się być albo nieuczciwe, albo po prostu leniwe. 

Nie oszukujmy się - chyba każdy lubi raz na jakiś czas wrócić do starszych pozycji, czy to nadrobić coś z kupki wstydu, bądź spróbować nowej, kultowej serii, co to jest obecnie pogrzebana przez wydawcę i nie prędko wróci do czasów świetności. Problem z remasterami zaczął się już na poprzedniej generacji konsol, kiedy to giganci branży ograniczyli dostęp do starszych gier, zamykając się na nową bazę użytkowników, nabywających next-geny. Dyskomfort z braku możliwości odpalenia klasyków z PS2, czy Xboxa na nowszych sprzętach, znalazł ujście w poprawionych wersjach produkcji, które masowo zaczęły zalewać rynek i to kosztem wstecznej kompatybilności. Dzisiaj cała ta sytuacja jest na porządku dziennym, choć jeżeli dostajemy ostro przebudowaną grę, dostosowaną do nowych standardów, to cały deal wydaje się być w porządku, więc niechaj eskalacja remasterów trwa w najlepsze. Ale czy aby na pewno?

Wszystko to jest wypadkową modelu sprzedaży i generalnie naprawdę nie mam nic przeciwko, zważywszy na fakt, iż nie jest to jeszcze tak porażająca skala problemu, jak w przypadku mianowania pełnych produktów na usługi i sprzedawanie w częściach, czego również jesteśmy świadkami od dłuższego czasu. Ogólnie wydawcy lubią jednak żerować, jedni mniej, drudzy bardziej i warto na to zwrócić uwagę. Gdy więc biorę pierwsze z brzegu, odświeżone gry, na myśl automatycznie przychodzi mi Capcom - japoński moloch nie tylko jako jeden z pierwszych zaczął "bawić się" w remastery, lecz bezkompromisowo wypuszcza kolejne, co daje nam "nową" wersję tej samej pozycji, co każdą generację - cóż za recykling. Daleko sięgać przykładem nie trzeba, bo w tym miesiącu przecież wydano Devil May Cry  HD Collection. Nie chcę już nawet wnikać, jakie elementy poprawiono względem konwersji na PS3/X360, pewnie za dużo tego. Z Resident Evil bywa podobnie - czwarta odsłona cyklu gościła w poprawionych szatach na siódmej, jak i obecnej generacji. Nie samym Capcomem człowiek żyje - podobne ruchy wykonują włodarze Ubisoftu, czy EA, co przekłada nam się na kolejne  remastery w postaci Burnouta: Paradise, lub nadchodzącego Assassin's Creed: Rouge. Niektóre leciwe, inne niekoniecznie, a zawsze kończy się na dosadnie kosmetycznych zmianach, co pozsotawia spory niedosyt.

Wydawać by się mogło więc, że szlachetne podejście do tej kwestii prezentuje Sony - gigant z Kioto na bieżąco wspiera nowe-stare produkcje i efekty tej pieczołowitej pracy widać od razu - remake'i takie, jak Crash Bandicoot N. Sane Trilogy, Ratchet&Clank czy Shadow of the Colossus to gry nie w kij dmuchał, a na horyzoncie majaczy kompilacja Spyro. Kompletnie przebudowane od podstaw tytuły, z poprawioną mechaniką oraz dostosowane do obecnych standardów audio-wizualnych czynią te pozycje kompletnymi i dodatkowo oferowane są w nieco niższych cenach. Gdy przyjrzymy się natomiast takiemu The Last of US, sprawa nie wygląda tak jednoznacznie - tytuł, który już na PS3 wyglądał świetnie, otrzymuje wsparcie wyższych rozdzielczości, cieniowe oraz zyskuje na płynności. Wszystko się zgadza, ale raczej nie wymagało to fundamentalnych zmian w kwestii oprawy i działania, a remaster ukazał się w 2014 roku, kiedy to nie było jeszcze PS4 Pro, co oznacza, że tylko jedna wersja konsoli narzucała konfigurację techniczną do wykorzystania. Zdecydowanie gorzej jest z klasykami z PS2, dostępnymi na PS Store - z doświadczenia wiem, że pobrane pozycje oferuję jedynie lekko podbitą rozdziałkę i nie postarano się o żadne zmiany, nawet w kwestii archaicznego poniekąd sterowania. Kupcie, jak ja, Farhenheita chociażby, a przekonacie się o czym mówię - powita Was chociaż przyjazne logo czarnuli.

Obronną ręka wychodzi moim zdaniem Microsoft. Dlaczego? Firma również wypuszcza solidnie przekonstruowane tytuły, takie jak Fable: Anniversary, bądź Halo: Master Chief Collection - w tym drugim mamy zarówno przemodelowane od fundamentów pierwsze odsłony, jak i usprawnione kosmetycznie te nowsze (via Halo 4). Jeśli natomiast zajrzymy do wirtualnego sklepu giganta z Redmond, napotkamy tam nieustannie poszerzającą się bibliotekę gier z X360/XboxClassic, z delikatnymi zmianami i podbitą rozdzielczością, co nie wydaje się czymś ambitniejszym ponad konkurencję, lecz gry figurują jako "Backward Compatibility". Oznacza to, iż Microsoft nie tylko otwiera się na graczy poprzedniej generacji, lecz po części nadaje nieco utylitarności grom z past-genów - posiadając bowiem kopię fizyczną ulubionego klasyka z listy wstecznej kompatybilności, jest on dodatkowo objęty wszelakimi aktualizacjami oraz wprowadzanymi poprawkami, które wydawcy potrafią wpakować do swojej gry i sprzedawać ponownie jako pełnoprawny remaster na nową konsolę. Szkoda, że Sony nie prowadzi podobnej polityki, traktując PS4 jako hermetyczny system, traktując gry ze wstecznej, trochę po macoszemu.

Konsekwencją próby odejścia od możliwości grania w gry z poprzednich konsol na tych nowych są właśnie wszystkie te przetasowania i miszmasze, które dzisiaj obserwujemy. Z jednej strony nie wyszło wcale tak źle, ponieważ całkiem sporo pozycji czekało wręcz na nowe życie i taki recykling wychodzi im na dobre. Cały czas jest jednak za dużo nieuczciwych firm, próbujących wciskać nam po raz enty to samo z poprawkami, które śmiało mogłaby objąć zwykła aktualizacja. Obecnie to standard, ale nie zapominajmy, że to wciąż istotny problem.

Oceń bloga:
5

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper