Pamiętnik Początkującego Łowcy #8

BLOG O GRZE
778V
Pamiętnik Początkującego Łowcy #8
DawidThePlayer18 | 29.09.2018, 19:28
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Poznawszy prawdę o poszukiwanym przez całą Asterę Starszym Smoku, młody łowca z Piątej Floty stanął przed najniebezpieczniejszym oraz najważniejszym zadaniem w całej swojej karierze. Próba wyprowadzenia Zoraha Magdarosa na otwarte morze, w celu uniknięcia potężnej katastrofy to z pewnością historia warta opowiedzenia, więc rozsiądźcie się wygodnie i poznajcie przebieg najbardziej spektakularnego polowania w dziejach Nowego Świata.

Część VIII: Wszystko, albo nic

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Nie było mowy o spaniu w sytuacji takiej wagi. Za kilka godzin cała Astera miała przeprowadzić operację, od której powodzenia zależało nasze życie oraz przyszłość Nowego Świata. Pełen niepokoju, ale też dziwnej ekscytacji udałem się do kowala, aby po raz ostatni przed wyruszeniem w teren dokonać wszelkich możliwych ulepszeń zarówno broni, jak i całej reszty wyposażenia. Półśrodki nie wchodziły w grę. Na starcie z Magdarosą wszyscy musieliśmy być przygotowani najlepiej, jak tylko się da. Po przeprowadzeniu niezbędnych modyfikacji zacząłem więc zapełniać sakwę wszystkimi najrzadszymi i najpotężniejszymi przedmiotami, przechowywanymi dotychczas na czarną godzinę. Ta bowiem zbliżała się nieubłaganie.

Na twarzy każdego łowcy w Asterze dało się zauważyć ten sam, zdeterminowany wyraz twarzy. Wszyscy kroczyli dumnie i pewnie, starannie dobierając oręż oraz wspomagacze. Nie było chyba osoby, która nie traktowała nadchodzącej misji poważnie. To dobry znak. Liczne polowania uświadomiły mi, że skupiony łowca to skuteczny łowca, a takich właśnie teraz potrzebowaliśmy. Mieliśmy w końcu zmusić bestię wielkości góry do wyzionięcia ducha w innym niż wybranym przez nią miejscu, co z pewnością nie będzie łatwym zadaniem. Podczas poprzedzającej polowanie wizyty w Kantynie sporo rozmyślałem nad wszelkimi możliwymi scenariuszami. Czy się uda? Może ktoś się poświęci? Czym jest tajemniczy "wielki plan" Dowódcy? Jak cała operacja wpłynie na ekosystem? Tak naprawdę nikt z nas nie wiedział, czego się spodziewać.

W końcu przyszła pora na opuszczenie bazy. Odnalazłem swoją Przewodniczkę i po krótkiej wymianie zdań dołączyliśmy do reszty. Zorah Magdaros miał wkrótce zawitać do oplatającego całą krainę Wiecznego Strumienia, a my musieliśmy przygotować dla niego odpowiednią niespodziankę. Tym razem jednak nie wysłano nas po prostu w teren. Dowódca zadbał o odpowiedni transport, więc na spotkanie z niebezpiecznym potworem udaliśmy się kilkoma statkami. Widok takiej małej armii łowców zmierzającej do celu z pewnością dodawał rozmachu całej operacji.

Gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce (na szczęście przed Starszym Smokiem) Dowódca wygłosił niezwykle podniosłą przemowę, mającą raz jeszcze uświadomić wszystkich o znaczeniu misji. Mieliśmy tylko jedną szansę na zatrzymanie bestii przed uwolnieniem bioenergii. Jeśli się nie uda, stracimy wszystko. Jeśli się uda, uratujemy cały Nowy Świat. Dowódca wyjawił też, co miał na myśli zapewniając wcześniej, że opracował "wielki plan". Planem tym okazała się być niezwykle potężna broń ukryta w jednym ze statków - smokonator. Przyznaję, iż prezentacja sprzętu nieco uspokoiła moje obawy. W końcu z czymś takim do dyspozycji nie mogliśmy zawieść.

Zmotywowani zaczęliśmy więc przygotowywać wszystkie niezbędne narzędzia. Jedni rozstawiali działa i balisty, drudzy natomiast zbierali w jednym miejscu amunicję. Dowódca wysłał łowcę z Pierwszej Floty na zwiad, a ja próbowałem zorientować się na jakiej pozycji najlepiej stanąć, aby skutecznie atakować bestię. Wtem, na statku wylądował Dowódca Zespołu Polowego i poinformował nas o nadchodzącym Zorahu Magdarosie. Zaczęło się.

Wiwerny ponownie posłużyły nam za transport. Sam początek misji (tak jak w przypadku dawnej próby schwytania) polegał na osłabieniu potwora, a żeby to uczynić musieliśmy zniszczyć magmowe rdzenie znajdujące się na jego olbrzymim cielsku lub zrzucić na niego stalaktyty, do których przytwierdzono ładunki wybuchowe. Jako, iż wcześniej udało mi się już stąpać po grzbiecie Starszego Smoka postanowiłem obrać za cel podatne na atak rdzenie. Szybko odnalazłem jeden z nich i zacząłem "osłabianie". Wszystko szło jak z płatka, gdy nagle pojawił się on - tajemniczy potwór, który już raz przeszkodził nam w walce z Magdarosą. Nergigant był oczywiście na tyle problematyczny, że od razu otrzymaliśmy polecenie, aby się nim zająć. Razem z resztą łowców ruszyliśmy zatem na dodatkowe polowanie, które... ostatecznie się nie odbyło. Chwila poszukiwań i wspinaczki po ruchomej górze, jaką niewątpliwie był Zorah spełzła na niczym, gdyż Nergigant najzwyczajniej w świecie po chwili odleciał, zostawiając zarówno nas, jak i Magdarosę w spokoju. Na oczywiste pytanie "dlaczego?" odpowiem zwykłym "nie mam zielonego pojęcia".

Nie było zresztą czasu na analizowanie zaistniałej właśnie sytuacji, bowiem w tym samym momencie Starszy Smok został spętany. Szybko wróciliśmy więc do niszczenia rdzeni. Udało mi się nawet celnym strzałem zrzucić na atakowaną bestię kilka wspomnianych wcześniej stalaktytów. Problemy powróciły, gdy potwór zaczął wyzwalać się z więzów i podnosić, co naturalnie powodowało ruch na grzbiecie. Utrzymanie równowagi i uważanie na przemieszczające się "ściany" stanowiło niemałe wyzwanie. Na szczęście nikt nie spadł z Zoraha, więc szybko kontynuowaliśmy niszczenie rdzeni. Po chwili otrzymaliśmy wiadomość, że Magdaros zbliża się do barykady, a to oznaczało przejście do kolejnego etapu misji. Wezwaliśmy skrzydłosmoki i opuściliśmy cielsko potwora. Przyszła pora wytoczyć cięższe działa.

Zaraz po wylądowaniu na barykadzie podbiegłem do jednej z wolnych balist i zacząłem ostrzeliwać potwora, który z tej, bardziej przyziemnej perspektywy budził ogromne wrażenie. Podziwiając monstrualność zbliżającej się bestii zauważyłem jednak, że stosowana przez mnie amunicja nie robi na nim większego wrażenia. W tym samym momencie Karen zaczęła wymachiwać łapką w stronę nieużywanego działa, do którego zdążyła już załadować kilka pocisków. Szybko więc zmieniłem stanowisko, wycelowałem w Zoraha i wypuściłem salwę kul, która nieco spowolniła jego pewny marsz. Pozostali łowcy równie skutecznie atakowali Starszego Smoka. Sytuacja wydawała się być pod kontrolą.

Nagle otrzymałem wiadomość, że smokonator jest gotowy do użycia. Magdaros natomiast był już na tyle blisko, że broń mogła bez problemu spenetrować jego ciało. Zeskoczyłem zatem na rufę znajdującego się niżej statku, pociągnąłem za wajchę i wystrzeliłem, zadając tym samym spore obrażenia niespodziewającej się niczego bestii. W drodze powrotnej na barykadę zauważyłem, że potwór nie był zadowolony z nagłej oraz zdecydowanie bolesnej penetracji nogi i ostatkiem sił ruszył w stronę naszej konstrukcji. Wspominałem coś o kontrolowaniu sytuacji?

Rozwścieczony Zorah zaczął niszczyć barykadę, lecz łowcy nie uciekali, a dalej atakowali oponenta wszelkimi możliwymi narzędziami. To się nazywa determinacja oraz hart ducha! Mimo wszystko, zarówno my, jak i on byliśmy już wyczerpani trwającym wciąż spotkaniem. Nadeszła pora, by to wreszcie zakończyć. Gdy tylko więc bestia ponownie osłabła i tymczasowo zaprzestała sianie zniszczenia, Dowódca wkroczył do akcji i raz jeszcze rozkazał użyć smokonatora. Na jego sygnał, w stronę umierającego Starszego Smoka poleciał ostateczny cios. Z ogromnego pyska Zoraha wydobył się ogłuszający ryk, po którym zapadła głucha cisza. Wszyscy staliśmy jak wryci czekając na dalszy przebieg wydarzeń. Po dłuższej chwili zwierzę zachwiało się na poranionych nogach i runęło, znikając z naszego pola widzenia oraz przewracając co niektórych falą uderzeniową. Wstrzymałem oddech i pełen niepokoju spoglądałem na taflę wody. Podczas gdy inni wstawali na nogi, ja próbowałem zrozumieć, jaki cudem każda kolejna sekunda trwała dłużej od poprzedniej.

Wtem, naszym oczom ukazał się grzbiet powalonej bestii, który zaczął zmierzać w kierunku... otwartego morza! Przez chwilę nie mogło to do mnie dotrzeć, choć towarzysze szybko zaczęli wiwatować. Udało się! Uratowaliśmy Nowy Świat przed ogromną katastrofą, a ponadto nikt przy tym nie ucierpiał. Wszyscy łowcy zgromadzeni w Wiecznym Strumieniu dosłownie oszaleli ze szczęścia. Ja natomiast próbowałem nie zemdleć z nadmiaru emocji. Dopiero kiedy sytuacja się trochę uspokoiła podszedłem do Przewodniczki obserwującej znikającego w oddali Zoraha. Przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie z tym ogromnym Starszym Smokiem, które miało miejsce jeszcze zanim zdążyliśmy dotrzeć do nowego lądu. Od tamtego wydarzenia minęło sporo czasu, ale wreszcie wytropiliśmy i pomogliśmy Magdarosie umrzeć w taki sposób, aby nikt inny przez to nie ucierpiał. Zdecydowanie jest to sukces, który trzeba uczcić.

Dowódca wkrótce ogłosił powrót do bazy, więc zebraliśmy wszystkie nasz rzeczy i odpłynęliśmy. W Asterze czekała na nas chyba tylko świnka. Szybko znalazła mnie w tłumie ludzi i przywitała się, co natychmiast wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Przewodniczkę w lepszy nastrój wprawiła natomiast wizyta w Kantynie. Reszta łowców cieszyła się spokojem i wróciła do swoich, mniej ważnych od ratowania świata spraw. Sam chciałem wykonać kilka pobocznych zleceń, ale szybko dotarło do mnie, że starcie z Magdarosą skutecznie wymęczyło mój organizm, więc udałem się na spoczynek. W drodze do pokoju zauważyłem, że Dowódca kompletuje ostateczny raport na temat Migracji Starszych, a to oznaczało, że przyszłość Komisji jest niepewna. Wykonaliśmy już swoje zadanie i dowiedzieliśmy się, że Starsze Smoki przybywają do Nowego Świata by umrzeć. Czy to oznaczało, że wkrótce czeka nas powrót do domu? Próbowałem zbytnio się tym nie przejmować i w spokoju odespać poprzednią noc.

Minęło kilka, wyjątkowo spokojnych dni. Bardzo łatwo dało się odczuć, że pokonanie Zoraha Magdarosa uszczupliło grafik wszystkich łowców o te najważniejsze, wymagające natychmiastowego wykonania zlecenia. Każdy mógł zajmować się teraz swoimi sprawami i w pełni cieszyć życiem. Ja sam, z braku lepszego zajęcia pomagałem innym w upolowaniu jakiejś bestii lub dostarczając odpowiednie surowce potrzebne do skonstruowania nowych narzędzi lub przyrządzenia kolejnych dań. Pewnego razu, Przewodniczka wezwała mnie do Kantyny, twierdząc, że odkryła coś tak interesującego, iż musi się tym ze mną podzielić. Ponoć członek Czwartej Floty został ranny podczas badania podejrzanych śladów, a na Pustkowiu Dzikowieży widziano Pukei-Pukei. Co takiego ów potwór robił poza swoim naturalnym siedliskiem? Sprawa ta z pewnością wymagała dokładnego zbadania oraz stanowiła idealny pretekst, aby po dłuższej przerwie wrócić do ciekawszych, bo okraszonych nutką tajemnicy zadań. Wystarczyło się tylko odpowiednio przygotować i wyruszyć na kolejną ekspedycję. Być może przerodzi się ona w następną, ekscytującą sprawę do rozwiązania? Kto wie, jakie niespodzianki skrywa jeszcze przed nami Nowy Świat...

I tak oto dotarliśmy do końca przygód początkującego łowcy z Piątej Floty. Przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że składający się z ośmiu części pamiętnik, przedstawiający moje wrażenia z perspektywy postaci w grze zachęcił Was do sięgnięcia po Monster Hunter: World. Kto nie chciałby zagrać w grę, w której walczy się z ogromnymi bestiami, twoim towarzyszem jest uroczy kotek, a między walkami można głaskać ubraną w piżamkę świnkę? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Wam. Ja tymczasem dziękuję za uwagę wszystkim, którzy śledzili moje przygody w Nowym Świecie i biegnę pomęczyć się z Kirinem. Życzcie mi szczęścia. ;)

Oceń bloga:
10

Chciałbyś poznać dalsze przygody łowcy z Piątej Floty?

Tak, czekam na kontynuację serii
43%
Nie, pora na coś nowego
43%
Pokaż wyniki Głosów: 43

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper