Killzone Revisited - czyli sprawdzamy, czy nas nie oszukali!

BLOG O GRZE
409V
Killzone Revisited - czyli sprawdzamy, czy nas nie oszukali!
Cyckiewicz | 14.03.2017, 21:20
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Horizon okazał się na tyle wciągający, że spędziłem przy nim praktycznie cały weekend, czego zresztą pokłosie możecie znaleźć już na moim kanale. Czas jednak odstawić grę na chwilę i powrócić do obiecanego tematu. Paczka porównań serii Killzone w jednym miejscu – no to jedziemy z koksem.

Zanim zaczniemy, krótkie wprowadzenie. Z uwagi na niską jakość dostępnych materiałów, dotyczących pierwszej odsłony KZ, postanowiłem nie męczyć Waszych oczu i zwyczajnie pominąłem tą grę w zestawieniu. Podobny los spotkał także KZ: Mercenary, jednak to z uwagi na fakt, że aktualnie nie posiadam gry, ani żadnej konsoli zdolnej odpalić ten tytuł (myślę jednak intensywnie o zakupie PlayStation TV).

Drobna prywata należy się także Damiaantt – nie odpowiedziałem na Twój komentarz, chcąc nawiązać do niego w niniejszym tekście, co zresztą właśnie czynię.

Chodziło mi konkretnie o porównanie tego niesławnego Target rendera z 2005 roku do finalnej wersji. W moim odczuciu, ostateczna gra okazała się lepiej wyglądającym produktem, gdzie przemodelowano barwy, oświetlenie, i kilka innych efektów. Zwróćcie uwagę chociażby na to, jak kiepsko prezentuje się ogień, albo jak wyglądają cienie rzucane przez postaci. W tej konfrontacji retail wygrywa starcie w cuglach.

Jakiś czas temu natrafiłem także na film, w którym sami twórcy odnoszą się do tej sprawy. Pozwolę sobie załączyć go poniżej. Niestety tylko w języku angielskim.

W skrócie, tłumaczenie Guerillasów przedstawia się następująco. W momencie kiedy przygotowywali ów film, mieli jedynie ogólny zarys tego, jak gra będzie wyglądać. Na nagraniu dostrzec możemy kilka rzeczy, które ostatecznie nie znalazły się w finalnej wersji, jak na przykład wyrzutnik granatów, czy też możliwość otrzymania broni od towarzyszy broni.

Zwróćcie także uwagę na to, jak ewoluowały modele postaci.

Tyle tytułem wstępu, czas na „mjensko”

 

A zaczynamy od Killzone 2 i już prawdziwej rozgrywki, którą szczycili się autorzy podczas E3 w 2007 roku. W tym przypadku cieszy fakt, że zaprezentowany fragment dotrwał do finalnej wersji w lekko ulepszonej formie. Zobaczcie sami. Animacje te same, a jednak jakoś lepiej się to prezentuje. Bardziej szczegółowe modele, dodatkowe efekty świetlne, dym, brud...no czuć tam swąd napalmu o poranku.

Podobają mi się także, zmienione modele postaci, które tutaj prezentują się znacznie lepiej iż w demie. No i Sev ma jakiś charakter wypisany na twarzy w wersji sklepowej, nie?

 

Killzone 3, to chyba moja ulubiona odsłona z serii. Tak, jak KZ2 był dla mnie zbyt toporny (pamiętacie to ociężałe sterowanie i powolny tryb multi?), tak „trójeczka” poszła bardziej w stronę Call of Duty, stając się dużo bardziej przystępnym i dynamicznym projektem.

Przy całym moim szacunku do świetnego poprzednika, to właśnie tutaj spędziłem najmilsze chwile, a to dzięki dość świeżemu podejściu do trybu multi (Warzone, gdzie na bieżąco mieszają się tryby gry – mogłem pomieszać nazwę, poprawcie mnie proszę jeśli tak zrobiłem), możliwość dosiadania mechów, czy bardzo wciągająca fabuła.

Cofnijmy się więc do roku 2010, kiedy to targi E3 ponownie przyniosły nam zapowiedź wspomnianego Killzone'a.

Tutaj po raz kolejny mamy do czynienia z usprawnienie finalnego produktu. Podobnie, jak w przypadku „dwójki” paleta barw została podrasowana, zmieniło się delikatnie pole widzenia, a także modele postaci, oświetlenie i gra cieni przeszły delikatny lifting. Czyżby zapowiadało to niekończące się pasmo upgrade'ów w wykonaniu Holendrów?

 

Ależ skądże znowu. Czas przyjrzeć się ostatniej póki co grze z serii, wydanej na konsole stacjonarne.

Pamiętacie, jak podczas pierwszej prezentacji konsoli PS4 zbieraliście szczęki z podłogi, ujrzawszy Killzone Shadow Fall w ruchu? Ja doskonale. To było coś niesamowitego, zobaczyć grę, która ówcześnie była w stanie wprawić niejednego pecetowca w zakłopotanie (nie to, ze mam coś do pecetowców, chciałem jedyni podkreślić mój zachwyt).

Szczegółowość obiektów, drzewa na ziemi, daleki horyzont, cudowne refleksy w szybach budynków, efektowne wybuchy. No cuda na kiju. Ciekawi Was, co przyniosła nam rzeczywistość?

Jasne, nie jest to drastyczne pogorszenie, a raczej skutek optymalizacji, nie mniej jednak różnice widać gołym okiem.

 

Osobiście uważam Shadow Fall, za jedną z mniej udanych gier w serii, która poza fajerwerkami graficznymi zapisała się w mojej pamięci dzięki szybko nudzącej się kampanii, którą udało mi się zaliczyć, z bólami dopiero po jakimś roku od premiery, bo akurat nie miałem w co grać.

Choć przyznam się szczerze, że chodzi mi taki szatański pomysł, aby powrócić do tej pozycji i zaliczyć ją jeszcze raz. Ponoć gdzieś ukryte są easter eggi nawiązujące do Horizon Zero Dawn.

 

I to by było tyle na dziś, do następnego.

Bajo!

 

Oceń bloga:
10

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper