Tomassowa Kronika Biegowa #16

BLOG
266V
Tomassowa Kronika Biegowa #16
Tomasso_34 | 25.07.2018, 00:02
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Każdy sportowiec, czy to zawodowiec, czy amator, ma w sezonie imprezę docelową, najważniejszy start, do którego cały rok lub nawet lata przelewa poty na treningach, aby wypaść na niej jak najlepiej. Lekkoatleci szlifują swoją formę na igrzyska olimpijskie, piłkarze na mundial, a Tomasz cały rok trenował, aby dobrze zaprezentować się na III Poznańskiej Piwnej Mili.

Jeśli by tak sięgnąć pamięcią daleko wstecz, to da się zauważyć, że tak naprawdę Tomasz przygotowywał się do startu w piwnej mili będąc jeszcze w gimnazjum. W roku szkolnym regularnie biegiem pokonywał trasę od osiedlowej ławki do najbliższego sklepu z alkoholem i z powrotem. Treningi te cechowała większa intensywność, gdyż podczas biegu cały zakupiony asortyment Tomasz musiał dźwigać sam. Miało to jednak pozytywny wpływ na jego tężyznę fizyczną. Nabrał więcej masy mięśniowej, a mięśnie nóg były w stanie znosić większe obciążenia treningowe. W okresie wakacyjnym treningi, rzecz jasna, nabierały większej intensywności. Nie raz zdarzało mu się tak zatracić w treningach, że zapomniał do domu na obiad wrócić. Taki był z niego sumienny i ciężko pracujący sportowiec. Po wielu latach treningów w końcu było mu dane stanąć w szranki z innymi zawodnikami. Wielki dzień próby nastąpił w sobotnie popołudnie.

Tomasz wraz z kolegą Sylwestrem wyruszyli pociągiem w kierunku Poznania tuż po godzinie jedenastej. Podróż przebiegała im w miłej atmosferze, ale czuć było w powietrzu nerwową aurę. Zarówno jeden, jak i drugi nie chcieli wypaść poniżej oczekiwań. Wiedzieli,  że na ich dobry występ liczą ich rodziny, znajomi i przyjaciele z klubu Polonia Środa. Wiedzieli, że nie mogą zawieść mieszkańców swojego miasta, którzy już tak długo czekają na triumf ich rodaka w piwnej mili. Miejska legenda głosi, że w mieście we wszystkich fontannach woda zamieni się w browar wtedy, gdy średzianin zwycięży w zawodach piwnej mili. Nie mogli zawieść spragnionych darmowego piwa mieszkańców Środy. Na pewno nie mogli rozczarować miejscowych meneli, którzy niecierpliwie, lecz z pokorą, wyczekują dnia, w którym miasto zaleje darmowe piwo, podobnie jak Izraelici wyczekiwali zakończenia niewoli egipskiej.

Po podróży trwającej nieco ponad 30 minut dwaj urodziwi biegacze ze Środy skierowali swoje kroki na pobliski przystanek, aby autobusem linii 68 udać się na miejsce zawodów, czyli do Fortu VI. Jest to jeden z 18 fortów artyleryjskich wchodzących w skład Twierdzy Poznań. Został on zbudowany pod koniec XIX wieku zaledwie w cztery lata, a obecnie jest w rękach prywatnego inwestora, który organizuje w nim różne eventy. Całość fortu otoczona jest suchą fosą. W czasach świetności fortu jego prochownia mogła pomieścić nawet 70 ton czarnego prochu, który składowany był w beczkach.  

Tomasz z Sylwestrem poczuli magię tego obiektu zaraz po przekroczeniu głównej bramy. Bez zbędnej zwłoki udało im się odebrać pakiety startowe, które, jak zawsze w przypadku imprez organizowanych przez biegi.wlkp.pl, są ubogie. Składały się jedynie z numeru startowego, ulotki i długopisu reklamowego. Jednak niewątpliwym plusem jest ich cena, która nigdy nie przekracza 50 zł. Jak się potem okazało w ramach pakietu każdy biegacz miał zagwarantowany po biegu dowolnie wybrany przysmak od firmy Masz Babo Placek. Tomasz i jego kolega po fachu Sylwester byli tak głodni, że postanowili odebrać swój przysmak już przed biegiem, Jednogłośnie zdecydowali, że posilą się ciastkiem z boczkiem, gdyż nigdy jeszcze nie jedli takiego frykasa. Ciastko miało słony smak oraz było bardzo ostre. Zarówno boczek, jak i samo ciasto były kruche i pyszne. W połączeniu ze sobą stanowiły cudowny rarytas idealny do schrupania razem z chmielnym napojem.

Zawody zorganizowane były w ciekawy sposób. Biegi odbywały się w poszczególnych falach liczących sobie po 50 osób, które startowały co 20 minut. Każda fala oznaczona była innym kolorem, co bardzo ułatwiało znalezienie swojej grupy wśród sporej liczby biegaczy. Pierwsza fala była bezalkoholowa. Sylwester z Tomaszem nie dowierzali, że organizator znalazł chętnych do tego typu startu, gdyż to jest Polska i tu się pije. Jednak skład fali bezalkoholowej był pełen. Po dziś dzień nasi śliczni i utalentowani biegacze nie mogą wyjść z podziwu, jak ta sztuka udała się organizatorowi. Zarówno Tomaszowi, jak i Sylwestrowi honor i dusza prawdziwego Polaka nie pozwoliłyby wziąć udziału w takiej profanacji jaką było podawanie podczas zawodów piwnej mili bezalkoholowych trunków.

Do startu w najważniejszej imprezie sezonu naszym chłopakom została tylko godzina. Postanowili ją wykorzystać w aktywny sposób i wziąć udział w bezpłatnym zwiedzaniu fortu wraz z przewodnikiem. Młody facet w wojskowych butach i poczochranych włosach sprawiających wrażenie jakby nie były myte od dłuższego czasu, oprowadził Tomasza i Sylwka wraz z grupą innych biegaczy po forcie racząc wszystkich ciekawymi anegdotami. Przewodnik miał sporą wiedzę i talent do dzielenia się nią, tylko te włosy... Tomaszowi najbardziej spodobały się zdjęcia umieszczone na ścianach fortu, które przedstawiały życie ówczesnego portu. Przewodnik przykuł uwagę Tomasza w sposób szczególny, gdy zaczął opowiadać, w jaki sposób dbano o zieleń na terenie ogromnego portu. Tomasza ogrodnictwo nigdy nie pasjonowało, ale kozy już jak najbardziej. Pokochał te urocze stworzenia boże od momentu wyjazdu do Wysokiej Wsi i Olsztynka, gdzie mógł bliżej je poznać oraz zapoznać się ze smakiem produktów ich wymion. Od tej pory dla Tomasza nie było większego przysmaku niż ser kozi z konfiturą. Przewodnik opowiadał, że na terenie fortu nie koszono trawy, a wypuszczano stado kóz, aby ją skubały. Tomasza zastanawiała jedna rzecz. Czy kozy, których żołnierze w forcie używali do "koszenia" trawy, traktowały to zajęcie nadal jako przyjemność, czy już jako pracę i obowiązek? Chodziło mu o to, czy jedna koza z drugą z radością szły skubać trawę w forcie, czy narzekały nawzajem, że wkurza ich ta robota? Tomasz wyobraził sobie jak mogła brzmieć przykładowa rozmowa kóz niezadowolonych ze swojej pracy:

- Ale bym sobie skubnęła jakiś rododendron - z żalem głośno wzdychnęła czarna koza.

- Rozumiem twój żal. Ciągle tylko ta pieprzona trawa! - ze złością odpowiedziała biała koza - Ta niewolnicza praca musi się kiedyś skończyć. Od tej pieprzonej trawy mam nadkwasotę żołądka i gazy.

- Zasługujemy na więcej! Nie będzie człowiek naszym kosztem się dorabiał. Robimy strajk!

Po zwiedzaniu Tomasz i Sylwester mieli 10 minut na rozgrzewkę przed zawodami. Dokładnie się rozciągnęli, aby przypadkiem nie nabawić się kontuzji. Dystans do pokonania nie był jakiś straszny, gdyż należało przebiec zaledwie jedną milę, a więc 1609 m. Trasa liczyła sobie dwie pętle wokół fortu. Przebiegała suchą fosą po trawiastej nawierzchni, a otaczały ją wysokie mury, które dawały cień i chłód. Regulamin zawodów przewidywał, że każdy uczestnik biegu musi wypić 4 piwa o pojemności 0,3 l. Każde piwo było z innego gatunku i zostało wyprodukowane przez inny browar rzemieślniczy. Pierwsze piwo należało wypić zaraz na starcie, a kolejne co 400 metrów pokonanej trasy.

Punktualnie o 14.00 wystartowała grupa biegaczy z zawodnikami Polonii Środa. Utalentowani średzcy biegacze rzucili się po darmowe piwo tak, jak rzucają się kobiety na torebki Wittchena podczas promocji w Lidlu. Dopadli swoje trunki, które nalane były do plastikowych kufli i kilkoma haustami wlali ich zawartość poprzez przełyk do własnych żołądków. Pierwsze metry po spożyciu nie były łatwe, ale ich organizmy przyzwyczajone do sporych dawek alkoholu szybko skorygowały trajektorię biegu. Chłopaki nawet się nie obejrzeli jak minęło im 400 m trasy. Po pierwszym piwie z dużą goryczką, ciemne i delikatnie słodkawe piwo było dla Tomasza wybawieniem. Po spożyciu kolejnych 300 ml piwa Tomasz, pomimo odczuwanego uczucia pełności, był w stanie przyśpieszyć i biec w towarzystwie znacznie szybszego Sylwestra. Grupka biegaczy zaczęła się śmiać, że piwo dodało Tomaszowi i Sylwkowi dodatkowej energii. Skwitowali ich szybki bieg żartobliwym tekstem: "Patrz jak poszli po tym piwie! Ciekawe, co by było, gdyby połówkę obalili?". Tomasz nie byłby sobą, gdyby nie zareagował na tę zaczepkę słowną. Gdy śmiech biegaczy ucichł wykrzyknął w ich kierunku: "Po flaszce to my latamy." I pomknął z Sylwestrem do kolejnego punktu nawodnienia piwnego, który znajdował się na końcu pierwszej pętli.

Piwo, choć dobre w smaku i w dobrej temperaturze sprzyjającej piciu, po przebiegnięciu 800 metrów i skonsumowaniu już dwóch małych trunków, nie wchodziło łatwo w organizmy. Delikatna zadyszka nie ułatwiała szybkiego picia. Sylwester po raz kolejny pierwszy skończył swoje piwo. Poczekał parę sekund za Tomaszem i ruszyli w dalszą drogę. Obaj dobrze zdawali sobie sprawę, że nie mają już najmniejszych szans na odniesienie zwycięstwa w zawodach, ale jakoś zbytnio się w tej chwili tą kwestią nie przejmowali. Mieli darmowe piwo. A, czy potrzeba czegoś więcej do szczęścia?

Tomasz drugą pętlę rozpoczął niemrawo. Żołądek pełen piwa nadął się niczym balon. Porządne beknięcie na szczęście pomogło. Tomasz był w stanie przyśpieszyć. Myśl, że za niecałe 400 metrów będzie czekało na niego piwo, nie napawała go optymizmem. Beknął sobie jednak jeszcze raz i od razu nabrał ochoty na chmielny trunek. O dziwo wypił go prędziutko z wielką przyjemnością. Nie było potrzeby bekania. I bez niego pomknął szybko do mety. Galopował jak gepard na sawannie, będąc cały czas za swoim przystojnym kolegą klubowym, choć nie tak przystojnym, jak on sam. Bycie równie przystojnym, pięknym i skromnym facetem jak Tomasz nie wchodziło w rachubę. Matka Natura i ojciec Natur by na to nie pozwolili. Wielu próbowało, ale wszyscy w ostatecznym rozrachunku ponosili sromotną porażkę.

Poloniści zameldowali się na mecie z czasem 10 min. 42 s. Wynik ich nie radował, ale spożyte na trasie biegu piwa już tak. W ramach świętowania ukończenia trudnych zawodów wypili po piwie. Tylko tym razem postanowili się nim delektować, a nie pić na szybko.

Bieg ukończyło 449 biegaczy. Sylwester zajął 193 miejsce, a Tomasz był 194 w klasyfikacji OPEN. W swojej kategorii wiekowej zajęli odpowiednio 77 i 78 miejsce. Osiągnięty przez nich rezultat nie sprawił, że wypełniła się pradawna legenda. Wody fontann miejskich nie przemieniły się cudownie w piwo, ku wielkiej rozpaczy miejscowych żuli. Oboje jednak wierzyli dogłębnie, wiarą szczerą, mocną i prawdziwą, że kiedyś uda im się wygrać zawody piwnej mili, a tym samym wypełnić znamiona legendy i obdarować mieszkańców Środy Wielkopolskiej darmowym chmielowym napojem.

Zawody III Poznańskiej Piwnej Mili zakończyły trwający nieprzerwanie od sześciu tygodni ciąg startów Tomasza w zawodach: Gdańsk, Środa Wielkopolska, Poznań, Nekla, Kołaczkowo i znów Poznań. Te starty to już historia. Tomasz nie żyje przeszłością. Z nadzieją spogląda w przyszłość wypatrując kolejnych startów, które niewątpliwie nastąpią, ale dopiero w sierpniu.

Oceń bloga:
12

Komentarze (21)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper