Tomassowa Kronika Biegowa #33_2019/1

BLOG
321V
Tomassowa Kronika Biegowa #33_2019/1
Tomasso_34 | 26.02.2019, 07:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Witam w nowym roku. Nadal biegam i ciągle piszę. Jedynie co ulega zmianie to sposób numeracji mojej kroniki. Postanowiłem, że będzie ona ciągła. Aby jednak nie pogubić się, od tego wpisu będę dodawał także rok, którego dotyczy tekst na blogu, a po nim numer wydania w danym roku. 

Jaśniej będzie, jak omówię to na przykładzie:

#33_2019/1, gdzie

#33 oznacza kolejny numer kroniki, licząc od początku, bez uwzględniania roku, w którym ukazał się tekst, 

2019 - rok publikacji tekstu,

/1 - numer tekstu opublikowanego w danym roku.

Pora w końcu na lekturę tekstu właściwego. Przyjemności.

Tomaszowi od samego rana w jego głowie towarzyszyły słowa utworu Sylwii Grzeszczak "Nowe szanse". Nawet w chwili ogromnego skupienia, podczas porannej toalety, ciągle słyszał tekst: "Kolejny dzień przynosi nam nowe szanse". Rozmyślał nad sensem tych mądrych słów, ale za nic nie mógł odkryć ich znaczenia. Nie wynikało to z niskiego poziomu jego inteligencji, a jedynie z braku czasu do pomyślunku. Tomasz śpieszył się na bieg, gdyż jego przypadku każdy kolejny dzień przynosi szanse ... na nowy medal, takich szans nie wolno zaprzepaścić. 

Spakowany w pośpiechu plecak Tomasz założył na ramię i wybiegł szybko z domu, jakby go goniły jakieś dzikie bestie w niecnych celach. A wszystko to, bo był już spóźniony, a Sylwester, Aneta i Filip oczekiwali na niego w aucie niecierpliwie. Nie miał on w zwyczaju spóźniać się, aczkolwiek od święta zdarzało mu się czasem wystawić cierpliwość swoich przyjaciół na próbę. Nie robił tego umyślnie. To było nie w jego stylu. Po prostu samo mu tak wychodziło. A miało to miejsce zazwyczaj wtedy, gdy za bardzo pochłonął go jakiś serial. Można zaryzykować stwierdzenie, że seriale miały na niego zły wpływ. Tomasz zdawał sobie z tego sprawę, ale nie zamierzał zmieniać nic w tej kwestii, zwłaszcza teraz po opłaceniu subskrypcji Netflixa.

Droga do Łękna, gdzie wraz z grupką przyjaciół wystartować miał w III Zimowym Półmaratonie przebiegła bardzo szybko. Jakże mogło być inaczej skoro Środę Wielkopolską od miejsca zawodów dzieliło zaledwie 14 km. W biurze zawodów odbiór numerów startowych przebiegł bardzo sprawnie. Tomaszowi zostało zatem sporo czasu na rozgrzewkę. Zamiast rozgrzać porządnie swoje mięśnie przed ciężkim zimowym biegiem, wolał on jednak oddać się luźnej rozmowie z kolegą klubowym Marcinem. Pobieżna rozgrzewka trwająca zaledwie 3 minuty musiała wystarczyć na całe dwie pętle, które łącznie miały dać dystans 21,1 km.

Na starcie nie było jakoś specjalnie tłoczno, ale to nie powinno dziwić. Kto normalny pragnie biec 21 km po lesie w zimie i to w dodatku na lodzie i śniegu? Nikt normalny. Sami popierdoleni biegli! Ale tacy są najlepsi! Normalność była dla Tomasza przereklamowana. Widać to było po jego twarzy na starcie, bo szeroki uśmiech nie schodził z jego twarzy na samą myśl o trudnym biegu. Czuł się w towarzystwie reszty popierdolonych biegaczy tak komfortowo, jak gruby złoty łańcuch na szyi czarnego rapera. Wiedział, że na trasie nie będzie łatwo, ale na pewno nie będzie też nudno. Ta myśl nakręcała go do startu, który miał mieć miejsce punktualnie o godzinie 11.00.      

Jeszcze nigdy nie startował na takim dystansie w zimie. Nie była to jednak jedyna nowość dla Tomasza. Już przed biegiem postanowił sobie, że ów bieg będzie dobrą okazją do przetestowania nowych akcesoriów do biegania. Zimowy półmaraton w Łęknie miał być zatem dla niego takim biegiem próby. Zwykłym testem. Czas miał mieć znaczenie drugorzędne. Najważniejsze było sprawdzenie w boju takich akcesoriów jak: zegarek, koszulka termiczna, bokserki i sztyft na odparzenia i otarcia.

Niecały tydzień przed biegiem kupił sobie nowy zegarek do biegania. Stary działał i miał się dobrze, ale czuł, że potrzebuje nowego już sprzętu, bo jego stary Tom Tom Runner 2 był już dość archaiczny. Miał mały i niezbyt czytelny wyświetlacz. Pomiar GPS nie był zbyt dokładny, a samo znalezienie swojej pozycji przed biegiem, bez uprzedniego podłączenia go do kompa, aby pobrać pliki quick gps, trwało momentami wieki. Nie miał też pomiaru pulsu z nadgarstka, a kupowanie do niego pasa na klatkę piersiową  za ponad 200 zł, aby mierzyć sobie tętno, nie miało najmniejszego sensu, gdyż sam zegarek wart był nie wiele więcej. Tomasz długo szukał nowego sprzętu pomiarowego. Stwierdził, że zakup najtańszego zegarka nie ma sensu, bo będzie on zbyt mało funkcjonalny dla niego. Z kolei zakup drogiego modelu będzie mijał się z celem, gdyż nigdy nie skorzysta z wielu opcji, które będzie oferował. Postanowił kupić coś  ze średniej półki. Od początku wiedział, że będzie jakiś model marki Garmin, gdyż to firma sprawdzona w boju przez wielu biegaczy. Cieszy się renomą, a design ich zegarków bardzo mu się podoba. Po obejrzeniu wielu testów zegarków na You Tube, jego wybór padł na model Forruner 735 XT. Ma on czytelną tarczę zegara, mało waży i cudnie wygląda na jego ręce. Podczas biegu sprawdzał się idealnie. W sposób bardzo czytelny pokazywał wszystkie potrzebne podczas biegu parametry tj. tętno, czas, dystans, tempo. Nie musiał już Tomasz w końcu mrużyć oczu, aby dostrzec na zegarku wszystkie potrzebne mu parametry. Mógł teraz śledzić na bieżąco swój puls, dlatego czuł się bezpieczniej. Mógł teraz biegać bez obawy, że serce zacznie mu za mocno bić. To było najlepiej wydane 1200 zł w życiu Tomasza od dawien dawna.

Dzień przed zawodami, korzystając z promocji w sklepie klubowym Polonii Środa, nabył nasz kochany bohater nową koszulkę termiczną z długim rękawem za 90,00 zł. Jego stara, którą używał od dwóch lat, już tak nie grzeje w zimne dni, jak powinna. Nadeszła pora na nową. Zdecydowanie nadeszła. Upatrzył sobie Tomasz taką ładną, błękitną, ale niestety nie było jego rozmiaru i musiał kupić białą. Wyglądał w niej jak mały cherubinek. Kolor był jednak sprawą drugorzędną. Najważniejsze było, że bardzo dobrze sprawdziła się podczas biegu. Zapewniła mu dużą dawkę ciepła, a odprowadzanie potu na zewnątrz działało w niej wręcz wzorcowo. Szczerze mógł polecić koszulki termiczne marki Joma. I robił to na każdym kroku. Owa koszulka sprawdzała się nie tylko podczas biegu. Można w niej było spokojnie oddać się innym aktywnościom na świeżym powietrzu w mroźne dni. 

Osoby, które mają masywniejsze uda, pewnie nie raz miały problem z otarciami i odparzeniami, tak jak zdarzało się to Tomaszowi. Gdy skóra na wewnętrznych częściach ud ociera się o siebie nawzajem, powstają bolesne otarcia. Ta przypadłość mu się to dość rzadko latem, gdyż bohater ma dobre spodenki, które chronią jego uda przed tego rodzaju przykrościami. Nie może tego jednak Tomasz powiedzieć o swoich spodniach do biegania w porze zimowej. Zaczęło go to dość mocno irytować, że po każdym treningu w długich leginsach ma odparzone uda. Nie jest to przyjemne i rozumiem dobrze irytację Tomasza. Przez kilka dni boli, piecze i doprowadza do szału. Postanowił w końcu coś na to zaradzić. Z pomocą przyszedł mu jego ulubiony sklep z odzieżą sportową - Decathlon, który oferuje darmową wysyłkę kurierską bez względu na kwotę zamówienia. Miał on w swojej ofercie mega wygodne bokserki do biegania, które zakrywały całe uda, aby skutecznie chronić je przed otarciami. Aby, na stałe zażegnać bolesny problem z udami kupił, także sztyft na otarcia na bazie wazeliny. Pięknie nawilża skórę. Pomyślał, że można by go użyć do innych celów. Problemowa mogłaby być jedynie jego aplikacja na inne części ciała, niż wskazuje producent. Dla chcącego jednak nic trudnego. Jeśli będziecie testować ten sztyft w sypialni, to koniecznie dajcie znać Tomaszowi, bo jest chłopak ciekaw, czy się da. Cholernie ciekaw.

Pora wrócić do meritum dzisiejszego tekstu i historii średzkiego biegacza. Od początku ruszył on spokojnym krokiem. Chciał biec wolniej, ale jak to zwykle bywa, tłum go poniósł i biegł trochę szybciej. Nie czuł tego tempa, gdyż w grupie zawsze biegnie się łatwiej. Po 2 km zwolnił trochę, bo wiedział, że takim tempem biegu to za daleko nie zajedzie. Parę osób wyprzedziło Tomasz, z którymi biegł od samego startu. Nie przejął się tym zbytnio. Ważne dla niego było, aby biec w swoim równym tempie. Trasa nie należała do najtrudniejszych, ale nie była też super łatwa. Miała kilka łagodnych podbiegów. Bieg utrudniał jedynie śnieg, lód i wąskie leśne ścieżki. Ścieżki były tak naprawdę szerokie, ale do biegu nadawały się jedyne wąskie fragmenty wybiegane przez zawodników. Na pozostałych fragmentach trasy zalegał śnieg i lód. Zaistniały stan rzeczy nie sprzyjał łatwemu wyprzedzaniu. Widoki za to były piękne. Obcowania z przyrodą nigdy z wiele. Zwłaszcza gdy na co dzień mieszka się w  PRL-owskim bloku. Tomasz nie zawracał sobie głowy wyprzedzaniem. Wiedział, że zbyt wiele osób nie wyprzedzi, bo konkurencja była mocna. Na tego typu biegi zapisują się jedynie osoby kochające mocno bieganie, a nie "niedzielni biegacze". Nie ma na takich biegach atrakcyjnych gadżetów w pakietach startowych ani nie można się pochwalić na fejsie, że biegło się w jakimś powszechnie znanym i akurat będącym na topie miejscu. Na takich zawodach jak w Łęknie konkurują ze sobą osoby, które naprawdę bardzo dobrze biegają, albo takie, które szukają nowych wrażeń i ciągle szukają nowych tras. Nie muszę chyba mówić, do jakiej grupy zalicza się nasz ulubiony bohater? Wiadomo, że Tomasz dobrze biega, ale bardziej niż wyniki kręcą go starty na nieznanych mu trasach. Taki biegowy odkrywca z niego. Prawie kuźwa jak Krzysztof Kolumb!

Pierwsza pętla minęła Tomaszowi  jak z bicza strzelił lub jak ktoś woli, jak do piczy strzelił. W sensie szybko. Na początku drugiej pętli nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy. Nasz uroczy bohater postanowił dodać sobie sił do dalszej walki małym żelem energetycznym. Wyciągnął go ze swojego pasa biegowego. Nie spostrzegł jednak, że gdy wyciągał żelik, to drugi energetyczny przysmak, przeznaczony na późniejszy czas, wyślizgnął mu się z kieszonki całkiem niezauważenie. Zupełnie nieświadom zaistniałego zdarzenia, skonsumował żel, popił go wodą i ruszył w dalszą trasę. Biegł sobie dalej, całkiem spokojnie, zupełnie nie wiedząc, że zapas energii na ostatni etap trasy spoczywa sobie gdzieś w śniegu daleko za nim. Biegł tak jakoś 10 minut całkiem sam w swoim równym tempie, gdy nagle poczuł, że ktoś puka go w lewe ramie. Na początku był delikatnie zdezorientowany. Nie wiedział, co się dzieje. Jego pierwszą myślą było, iż jakiś szybszy biegacz chce go wyprzedzić, a on blokuje mu drogę. Pewnym ruchem obrócił się i spojrzał za siebie przez lewe ramię. Jego oczom ukazała się niewiasta, którą wyprzedzał jakiś czas temu. W ręku trzymała jego zgubiony żel. Z uśmiechem na twarzy oddała go Tomaszowi, mówiąc, że chyba coś zgubił. "Nie chyba, a na pewno" - pomyślał Tomasz, z radością wyciągając rękę po swoją cenną zgubę. Podziękował ładnie za uratowanie mu życia i szybkim krokiem podążył dalej w kierunku mety. Dobrze, że są jeszcze na tym świecie dobrzy i uczciwi ludzie, bo inaczej Tomasz bez swojego żelu pewnie by padł gdzieś na trasie i zakończyłby swój żywot - żywot człowieka urodziwego.

Do mety było już bliżej niż dalej. Tomasz biegł sam, ale gdzieś w oddali daleko przed sobą dostrzegł biegacza w żółtej koszulce i wtedy w jego głowie pojawiła się myśl: "Dopadnę go!". Nasz bohater rozpoczął pogoń za swoją ofiarą. Przyśpieszył, aby ją dopaść jak najszybciej. Nie chciał jednak przeszarżować, dlatego zwiększał swoją prędkość w sposób stopniowy, cały czas kontrolując parametry biegu takie jak tempo i tętno, które pokazywał mu jego nowy zegarek. Z każdą kolejną upływającą minut, czuł, że dystans do biegacza w żółtej koszulce Lubońskiego Klubu Biegacza się zmniejsza. Po przebyciu dwóch kilometrów był już tuż za nim, mógł go wyprzedzić, ale się wstrzymał. Miał ochotę się z nim zabawić. Postanowił biec tuż, zanim tak długo, jak to będzie możliwe, aby Luboński biegacz poczuł się jak dzika zwierzyna, która ucieka w lesie przed łowcą. Chciał, aby czuł na plecach jego oddech. Było to zachowanie podobne do hieny, która podąża za swoją ofiarą w oczekiwaniu na jej śmierć. Tomasz zaczaił się na biegacza i czekała, aż tego opuszczą siły. Jak wiadomo, łatwiej się goni, niż ucieka. Ucieczka zabiera więcej sił i nerwów. Biegł tak Tomasz za swoją ofiarą dobry kilometr. Widział, że facet w żółtej koszulce traci siły w zastraszającym tempie, Wtedy postanowił go dopaść i zakończyć tę nierówną walkę. Wbiegł na pobocze. Szybko i sprawnie wyprzedził Lubońskiego zawodnika. Znacznie zwiększył tempo biegu, aby jego ofiara porzuciła wszelką nadzieję na podjęcie walki o utraconą pozycję. Tomasz w dość krótkim czasie znacznie oddalił się od swojej ofiary, aż w końcu zupełnie zniknął z jego pola widzenia.

Ostatnią część trasy pełen uroku i naturalnego wdzięku biegacz Polonii zmuszony był pokonać sam. Przed sobą nie widział innych biegaczy. Wiedział jedynie, że gdzieś daleko za nim podąża biegacz z Lubonia, którego kosztem już jakiś czas temu się zabawił. Gdy tak biegł sobie samotnie po leśnej ścieżce w otoczce zimowego klimatu, nagle odezwała się jego bujna wyobraźnia. Zaczął wyobrażać sobie, że jest jeńcem wojennym, który właśnie uciekł z niemieckiego obozu i myśli tylko o tym, aby uciec jak najdalej od swoich oprawców. Biegł tak szybko, jak tylko mógł. Myślał tylko o tym, aby pobiec tak daleko, jak go nogi poniosą. Do domu - do mety. Niestraszna mu była dzika zwierzyna. Przynajmniej do momentu jakby taką spotkał. Podążał śnieżnym szlakiem. Czuł, że zapewni mu on upragnioną wolność. W głowie siedziała mu jedynie jedna myśl. Nie potrafił się jej pozbyć. Towarzyszyła mu od momentu startu, a brzmiała ona:"Tylko się nie wyjeb." Była to roztropna myśl, gdyż wywrotka na śniegu mogłaby mu zrujnować plany na cały długi sezon.

Tomasz na mecie zameldował się ostatecznie z czasem 2:09:22. Jeszcze nigdy nie biegał tak szybko w styczniu. Nabiegał dobry wynik i to w dodatku na niezbyt łatwej trasie. To było oznaką, że treningi siłowe, którymi katuje swoje nogi od dwóch miesięcy, dają efekty. Strach pomyśleć jak szybko będzie biec na wiosnę. Tomasz nie wybiegał jeszcze jednak tak daleko myślami do przodu, gdyż wiedział, że nie można zbyt wcześnie witać się z gąską, a już tym bardziej z nowym rekordem życiowym w "połówce", zanim się go nie nabiega.

Oceń bloga:
13

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper