Tomassowe Bajania #4 - Każdy ma swoje cztery przyłożenia

BLOG
430V
Tomassowe Bajania #4 - Każdy ma swoje cztery przyłożenia
Tomasso_34 | 19.11.2015, 20:27
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Pamiętacie kultowy serial emitowany na antenie telewizji Polsat pt. „Świat według Bundych” ? Pewnie tak. Serial był tak popularny, że nie dało się o nim nie słyszeć. Można go kochać lub nienawidzić, ale nie wchodzi w rachubę, żeby o nim nie słyszeć.
 

Długo szukałem tematu na kolejne Tomassowe Bajania. Aż tu nagle ujrzałem przed oczyma postać Ala Bundynego mówiącego z dumą, że w szkole zaliczył pewnego razu cztery przyłożenia w jednym meczu.

Dla tych którzy nie kojarzą zasad futbolu amerykańskiego wyjaśnię, że przyłożenie to sposób zdobywania punktów polegający na umieszczeniu piłki za linią punktową (musimy wbiec razem z piłką, nie wystarczy ją wrzucić za wyznaczoną linię) na połowie naszego rywala. Nie jest to taka łatwa sprawa, gdyż drużyna przeciwna za wszelką cenę broni swojej linii punktowej. Zawodnik otrzymujący podanie od rozgrywającego stara się unikać obrońców drużyny przeciwnej. Jego celem jest linia punktowa. Jeśli przekroczy ją wraz z piłką, zdobywa dla swojej drużyny 6 pkt. Rozgrywający może tez podać do zawodnika, który znajduje się w przestrzeni pomiędzy linią punktową, a linią końcową. Jeśli złapie piłkę – drużyna zdobywa punkty. Za linią punktową znajduje się charakterystyczna bramka. Za celne kopnięcia na bramkę, także zdobywa się punkty. To tak w wielkim skrócie. Lubię od czasu do czasu obejrzeć meczyk Futbolu wprost z Ameryki, ale ostatnio robię to bardzo rzadko. Z reguły kończy się na obejrzeniu Super Bowl. W europejskich realiach to i tak dużo. Nie jestem specem od tej dyscypliny, nie wszystkie zasady znam i rozumiem, ale lubię oglądać ten sport. Na PS2 zagrywałem się zaciekle w Madden NFL 2009. Nie miałem jednak z kim grać, bo żaden z kumpli nie podzielał mojego entuzjazmu dla tego sportu.

Po tym lekko przydługawym wstępie widzimy, że wyczyn Ala nie należał do najłatwiejszych, dlatego miał prawo być dumy ze swojego dokonania. Ale czemu o tym piszę ? Uświadomiłem sobie nie tak dawno, że każdy z nas ma w swoim życiu takie osiągnięcie, które napawa go dumą. Osiągnięcie, które wspomina ciągle w kółko przy najróżniejszych okazjach. Każdy z grona naszych najbliższych zna je dobrze, ale my im je przypominamy i mówimy o nim jakby miało miejsce wczoraj. Z reguły jest to odległe wydarzenie z naszego życia, które stanowi taki swoisty „wehikuł czasu” do lat minionych. Dzięki niemu przypominany sobie stare czasy. Czasami żałujemy, że już nie wrócą, a innym razem dzięki takim wspomnieniom mamy siłę do walki z dniem codziennym. W końcu kiedyś zdobyliśmy cztery przyłożenia w jednym meczu, to teraz nie damy sobie rady ?  Każdy z nas ma swoje cztery przyłożenia. Ja też.

Pamiętam jak w liceum z kumplami graliśmy w amatorskiej lidze koszykówki, która była w naszym mieście bardzo popularna. Co niedzielę rozgrywane były trzy mecze, które gromadziły pełną publikę. Byliśmy najmłodszą drużyną złożoną z przeciętnych graczy. Mieliśmy po 17 lat, a w większości drużyn grali zawodnicy po trzydziestce. Załatwiliśmy sobie sponsora, który ufundował nam stroje i opłacał hale na treningi. Wiedzieliśmy, że nie mamy szansy na wygrywanie meczy, radość z gry była dla nas najważniejsza. W naszym zasięgu były tylko dwie drużyny, ale jak się okazało później grubo się myliliśmy. W pierwszym sezonie przegraliśmy wszystkie meczy. Przegraliśmy to chyba za słabe określenie – zostaliśmy zmiażdżeni. Udało nam się ustanowić kilka niechlubnych rekordów, a kilka innych wyrównać. Byliśmy pierwszą drużyną, która straciła 150 pkt w meczu. Dobrze, że odparliśmy ataki rywali i straciliśmy zaledwie te 150 pkt, bo protokół zawodów nie przewidywał większego wyniku i mógł się pojawić problem. Wyrównaliśmy niechlubny rekord punktów zdobytych w jednej kwarcie. A raczej nie niezdobytych, gdyż w naszym pierwszym meczu, w pierwszej kwarcie nie zdobyliśmy żadnego punktu. Rekord zerowego wyniku w kwarcie ustanowił pewien zespół bezpośrednio przed naszym meczem.

Pierwszy sezon był dla miażdżący. Aż dziw, ze udało mi się zebrać ekipę do drugiego sezonu. Był on w naszym wykonaniu na stabilnym i słabym poziomie. Nie było gorzej niż w pierwszym sezonie i to uważam za sukces. Musielibyśmy się bardzo mocno postarać, żeby wypaść gorzej. W każdym razie widać było progres. Niewielki, ale zawsze postęp.

Zarówno  podczas pierwszego, jak i drugiego sezonu moje wyniki strzeleckie nie były imponujące. Nasza drużyna zdobywała ok 20 pkt na mecz, a ja przeciętnie co drugi mecz rzucałem 2 pkt. Nigdy nie zdobyłem więcej oczek. Aż nadszedł ostatni mecz sezonu….

W szatni przed meczem zawsze zajmowałem to samo miejsce. Tak też było przed ostatnim meczem sezonu. Jednak niepodziewanie kumpel chciał się zmienić na miejsca. Twierdził, że zawsze przebiera się w na tej samej ławce i przed ostatnim meczem sezonu trzeba to zmienić. Ja chciał tak zrobiliśmy.

Powoli i nieubłaganie nadchodzi ten czas. Przyznam się wam do swoim czterech przyłożeń.

Moim osiągnięciem, którym często się chwalę, jest zdobycie 16 pkt w jednym meczu. Może nie jest to wynik imponujący, ale dla gracza który zdobywał 2 pkt co drugi mecz, 16 pkt to ogromna zdobycz. Dodam jeszcze, że cała drużyna zdobyła 31 pkt. Więc sam zdobyłem więcej punktów niż cała reszta drużyny ! Udało mi się w tym meczu rzucić dwie trójki, cztery punkty zdobyłem z pod kosza, a 6 z mojego ukochanego półdystansu. Cudowne było uczucie, gdy zbierałem gratulacje po meczu od zawodników przeciwnej drużyny. Jak zwykle przegraliśmy, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Przez ten jeden moment byłem gwiazdą drużyny. Cała uwaga skupiona była na mnie przez tą jedną chwilę. W całym meczu chybiłem tylko dwa rzuty, wiec procent celnych rzutów miałem też niezły. Pamiętam opis meczu w lokalnej gazecie, gdzie redaktor napisał że na tle reszty drużyny wypadłem rewelacyjne. Nigdy więcej nie było mi dane zagrać w tej lidze. Odszedłem w blasku osobistej glorii. Miałem swoje 16 punktów. Tylko to się liczyło. Do dzisiaj na wspomnienie tego wydarzenia przechodzą mnie dreszcze. Al. Budny miał swoje 4 przyłożenia , a Tomasso 16 punktów w jednym meczu.

W świecie wirtualnym nie mam takiego osiągnięcia, które w kółko do znudzenia bym przypominał. Może jedynie doprowadzenie kierowcy B-Spec na szczyt kariery w GT5 uważam za sukces, gdyż wymagało to poświecenia dużo czasu, systematyki i wytrwałości, ale w porównaniu do zdobyczy 16 pkt w jednym meczu to mała błahostka (trofeum The Air of Experience / Aura doświadczenia).

A wy drodzy Bracia i Siostry z PS SSITE, macie swoje cztery przyłożenia ?

Oceń bloga:
0

Komentarze (16)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper