2018 FPS Re-challenge #7: Clive Barker's Undying

BLOG
456V
2018 FPS Re-challenge #7: Clive Barker's Undying
Rankin | 29.10.2018, 12:33
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dum spiro spero, dum spiro scio

Są lata dwudzieste dwudziestego wieku. Pahtrick Gehlowei, ajrlandzki weegnaniec i badacz (pogłosek o) rzeczy nadprzyrodzonych dostaje list od starego przyjaciela, Jeremiasza Covenant, w którym ten prosi o pilne przybycie i pomoc w nieznanej sprawie. Pahtrick, któremu Jeremiasz niegdyś uratował życie, bezzwłocznie wybiera się w podróż. Na miejscu sprawy się... trochę... komplikują.


DODGE

Tak zaczyna się Undying, wydany w 2001 roku FPS jadący na Unreal Engine. Gra stara się być horrorem FPS, ale, zresztą tak jak FEAR, horrorowatość tak średnio grze wychodzi - raczej jest to po prostu strzelanka z dosadną (ale też nie aż tak dużą) ilością gore i elementami fantastycznymi. Zdaje się czerpać całkiem sporo z Heretic i Hexen - pomijając elementy fantasy i obecność broni melee i zaklęć, bardzo dużo jest backtrackingu i wracania do starych lokacji z nowymi kluczami/celami.


words.jpg

Niestety wykonanie gry jest trochę tak średnio doszlifowane. Przede wszystkim strzelanie nie dostarczało absolutnie żadnej przyjemności, z kilku powodów. Większość wrogów jest bardzo szybkich albo latających (albo szybko latających), a znakomita większość ekwipunku działa tylko na dość bliski zasięg lub jest ślamazarna - próby zabijania brykających wilkołaków z sześciostrzałowca bardzo szybko robią się niesamowicie uciążliwe, szczególnie jak "wyjce" zaczną nadbiegać całymi stadami. Zaklęcia nic nie są lepsze, przez bardzo długi czas jedynym ofensywnym zaklęciem jest kijowy ectoplasm, który ma problemy z trafieniem celu na odległość 5 metrów. Ogólny feel broni też nie powalał prawdę mówiąc, a wiele wrogów miało lekko dziwaczne hitboxy, utrudniające trafienie czegokolwiek. Bossowie wreszcie wymagali znalezienia konkretnego gimmicku, który pozwoli ich zmęczyć i wystawi na działanie kosy, którą każdego trzeba dobić.


to była miłość od pierwszego ">wejrzenia

W ekwipunku poza pistoletem jest kijowy mołotow, działo lodowe które trzeba ładować przed strzałem i o bardzo mocnym łuku pocisku, strzelba która jest jedyną sensowną opcją na 99% sytuacji (ale ma ograniczony zapas ammo), kosa nadająca się tylko do wykańczania bossów, speargun pojawiający się na samym końcu i phoenix który też pojawia się na samym końcu ale jest bezużyteczny. Wśród zaklęć jest scrye ("jasnowidztwo"), które służy tylko do obserwowania różnej przydatności scenek w ściśle określonych miejscach, wspomniane ectoplasm, dispel, które przyda się w dosłownie dwóch miejscach w całej grze, invoke, którego głównym zastosowaniem nie jest przyzywanie pomocy (bo pomoc ta jest wybitnie niepomocna), a instakill szkieletów, haste służące głównie do skakania bardzo daleko w dwóch czy trzech miejscach, lightning, które jest do bani, oraz wreszcie dwa przydatne zaklęcia - shield, które dosłownie trywializuje walkę, oraz skull storm, które jest undyingowym wariantem rakietnicy, i to niezwykle skutecznej rakietnicy. Po zdobyciu obu nie ma praktycznie sensu używać czegokolwiek innego, bo skull storm jest mocny na prawie wszystko, a shield pozwoli uniknąć 90% obrażeń, w tym wytankuje skull storm przyjęty na klatę; od tego miejsca jedynym problemem jest żonglowanie między oboma zaklęciami i sporadyczne korzystanie z tradycyjnej broni gdy akurat mana się wyczerpuje. Dość rozbudowany jest inwentarz, ale generalnie 90% czasu będzie wybrany tylko przedmiot leczący, z rzadka amplifier dający +1 poziom zaklęcia lub alternatywne ammo do pistoletu i strzelby, które jednak jest zawsze w wybitnie ograniczonej ilości i nie jest jasne na którego wroga które ammo jest lepsze (np. zapalające łuski do strzelby są dobre wyłącznie na rośliny).

Strzelanie to jednak mniejsze zło przy ogólnie odpychającej części "przygodowej", tj. wędrowaniu między lokacjami w poszukiwaniu następnego plot triggera. Przede wszystkim z jakiegoś powodu twórcy podzielili obszary gry na pierdyliard podmap, mimo że unreal engine spokojnie podoła znacznie większym obszarom niż to, co widać w grze. Początek gry to np. intro (jedna mapa), przejście od bramy do drzwi wejściowych (druga mapa), przejście od drzwi wejściowych do pokoju Jeremiasza (trzecia mapa), pokój Jeremiasza (czwarta mapa) i dopiero zaczyna się faktyczny gameplay (z powrotem trzecia mapa ale inne drzwi są otwarte). Sam dwór Covenantów to chyba pięć czy sześć podmap, po których będzie się łaziło w kółko całą grę i do których będzie się wracało z dziesięć razy, głównie po to żeby przejść przez te same korytarze nieco inną trasą do nowo otwartych drzwi - pod koniec miałem już szczerze dość tej lokacji. Poza dworem też za wesoło nie było - małe mapki z platformowymi gimmickami i czasem dość podłe szukanie następnego kluczowego punktu dawało się we znaki. W jednym szczególnie złośliwym momencie po podniesieniu dynamitu trzeba było kompletnie wyjść z aktualnej lokacji do poprzedniej i jeszcze tak ze 3/4 mapki się cofnąć aby otrzymać fabularne powiadomienie, że coś tu trzeba zrobić. Największym hitem była chyba wizyta na centralnej dla fabuły wyspie, gdzie trzeba było podnieść zaklęcie (które nie miało żadnego fabularnego uzasadnienia dla bycia w tym miejscu), zabić pojawiającego się znikąd jedynego wroga i wrócić na ląd. To się nazywa marnowanie czasu!


let's try my nightmare vision - nope, everything looks the same

Może zresztą brałbym grę na poważniej gdyby nie absolutnie dziwaczny voice acting. Głosy są czasem za cicho, czasem za głośno, Patrick jako jedyny sili się na (komiczny) irlandzki akcent, ale znowu ma problem z przekazaniem właściwej emocji, zresztą ten problem mają w zasadzie wszyscy obecni w grze, który czytają z kartki swoje kwestie nadając im jeden ton od początku do końca zdania.

Jedynym niezaprzeczalnym plusem gry jest grafika - jednak co Unreal engine to Unreal engine i wszystko wygląda znacznie lepiej niż taki współczesny grze Soldier of Fortune 2.

Jak łatwo można zauważyć po odstępie między wpisami, Undying męczyłem - długo. Grę tę kupiłem dawno temu, ale za każdym razem dość szybko się odbijałem, tylko tym razem się absolutnie zaparłem by temat wreszcie skończyć - a parę razy byłem naprawdę blisko rzucenia gry. Trochę szkoda, ale cóż robić - mimo niezaprzeczalnie oryginalnego pomysłu, gra jest zwyczajnie i po prostu słaba, mało tego - niedopracowana.

Ranking:
1. Blood
2. SiN
3. Alien versus Predator 1 oraz 2 ex aequo
4/DNQ. Madspace
5/DNQ. Shogo
6. Clive Barker's Undying
7. Prey 2k6

kaszanka zone:
Soldier of Fortune 2

Następny w kolejce: Redline


a to finałowy boss, czymkolwiek miały nie być

Oceń bloga:
12

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper