Koło rozerwane - subiektywnie o Bioshock Infinite

BLOG
433V
Koło rozerwane - subiektywnie o Bioshock Infinite
Eyo | 19.07.2015, 15:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
"Bioshock Infinite to faktycznie jedno z największych dokonań fabularnych w historii gier wideo – gdyby jednak porównać go szklanej bańki, byłby ogromną stertą przeźroczystego miału. "

Ostatnia recenzja autorstwa Pitera* to wymowny dowód na jego bezgraniczny zachwyt domniemanym magnum

opus Kena Levine'a. Lawina superlatyw, które zalały oczy czytelników, zamierza nam dobitnie udowodnić, że

mamy do czynienia z dziełem wybitnym, którego skazy są ledwie zauważalnymi pęknięciami na niemalże

nieskazitelnym odbiciu czegoś wielkiego. Po małej dyskusji z kolegą redaktorem zdecydowałem się na napisanie

tekstu, który położy moje poglądy na szali przeciwnej do pochwał. Bioshock Infinite to faktycznie jedno z

największych dokonań fabularnych w historii gier wideo – gdyby jednak porównać go szklanej bańki, byłby

ogromną stertą przeźroczystego miału. 

Trzecia część serii od Irrational Games przeniosła nas z podwodnych otchłani utopijnego Rapture do pełnego

światła, słonecznego miasta, Columbii. To tutaj, przez ok.98 procent gry, przyjdzie nam spędzić czas, a także,

co boli okrutnie, zapoznać się z pierwszym mankamentem przygotowanej dla nas rozrywki: brakiem wolności i

negacją eksploracji na szeroką skalę. Cieszymy oczy cudownie wyglądającym level designem, przechadzamy się

po wyznaczonych przez twórców ścieżkach, ale swoim własnym podnieceniem na widok tych wszystkich

wspaniałości sami gotujemy sobie więzienne wręcz męki. Problemem jest, że gra w kwestii stopniowego

poznawania swojego uniwersum oferuje jedynie zamknięte przestrzenie, hamując przez to w pełni zrozumiałe

prześwity myślowe o swobodnym przemieszczaniu się po ślicznym mieście. Do puli dorzućmy jeszcze

napędzający wszystko niesamowity soundtrack, utrzymaną w duchu art deco i steampunka estetykę budowli, a

także świetnie wypadający, odpowiednio zmodyfikowany silnik graficzny Unreal Engine 3, aby zrozumieć, jak

mocno zmarnowano potencjał Columbii. 

Jest jeden zabieg, który uratowałby sytuację – nie robić FPSa, a solidnie skonstruowane RPG. Wzorować się na

falloutowej wolności podróżniczej, a nie zamykać bohatera w klaustrofobicznych, zakodowanych korytarzach,

które służą tylko jako bezczelna iluzja otwartego świata. Po wyeliminowaniu bolączek shooterowej formy,

Bioshock Infinite stałby się pełnią tego, czym jest między wersami: absolutnym arcydziełem, doskonałym

obrazem znaczenia teorii fizycznych w funkcjonowaniu wszechświata, opowieścią o poznawaniu sensu istnienia

sacrum, w końcu: przejmującą historią gwałtownych przemian w relacjach międzyludzkich. Tymczasem sprawia

on wrażenie wypranego z emocji, dopieszczonego, lecz lekkostrawnego FPSa na kilkadziesiąt godzin

niezobowiązującej rozrywki.

„Will the Circle be Unbroken?” [„Czy koło pozostanie nierozerwalne?”]- zdanie to pojawia się w tekście i tytule

jednego z utworów użytych na potrzeby gry. To, niestety, także pytanie retoryczne – koło bowiem zostało

rozerwane. Perfekcjonizm pocięty nożycami nieprzemyślanej produkcji wciąż przebłyskuje w smutnych oczach

okładkowego Bookera DeWitta.

 

* - W oparciu o recenzję opublikowaną na fanpage'u https://www.facebook.com/recenzjena7dni.

________

Oceń bloga:
-4

Komentarze (18)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper