Dlaczego wolę konsolę?

BLOG
877V
Dlaczego wolę konsolę?
arti77 | 08.01.2016, 18:48
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Każdy świadomy gracz wcześniej czy później staje przed dylematem: PC czy konsola? Tak było, jest i – zapewne jeszcze przez jakiś czas – będzie. Niewielu z nas ma to szczęście, że może sobie pozwolić i na zdolnego uciągnąć najnowsze produkcje peceta, i na konsole najnowszej generacji.

Swoje stanowisko w kwestii rzeczonej alternatywy określiłem już w tytule. Zanim przejdę do argumentów, przedstawię ważne zastrzeżenie. Otóż komputer jest dla mnie narzędziem niezbędnym. Wprawdzie przeglądanie internetu mogę z powodzeniem realizować na tablecie, ale już chociażby tworzenie bądź edycja dłuższych tekstów czy wykonywanie obliczeń w arkuszu kalkulacyjnym na czymś bez wygodnej fizycznej klawiatury mija się dla mnie z celem. A zatem komputer w domu posiadam i codziennie z niego korzystam. Ale nie do grania.

Tak było kiedyś
Nie zawsze byłem zwolennikiem konsol. Nieco ponad 25 lat temu zdecydowanie opowiadałem się za komputerem. Komputerem tym był C64, a konsolą popularny w naszym kraju Pegasus (podróbka NES). Ceny urządzeń były dość podobne (komputer był nieznacznie droższy), lecz wachlarz ich zastosowań nieporównywalny. Starsi zapewne pamiętają, jakie boje należało stoczyć z rodzicami, aby wybłagać zakup upragnionego urządzenia. W dyskusjach z nimi należało mieć mocne argumenty: komputer jest potrzebny do nauki, do programowania, do obliczeń inżynierskich dla taty… Do gier? Nie, co wy?! No, może od czasu do czasu… A że później proporcje były odwrotne, to już inna sprawa. Niewielu ludzi było wówczas stać na to, żeby kupić dziecku maszynkę, która ma służyć wyłącznie do grania. Kolejna rzecz to cena oprogramowania. Dla komputerów było ono… prawie darmowe. Bo przecież wystarczyło zainwestować w kilka kaset czy (w moim przypadku nieco później) dyskietek, a potem już tylko wymiana z kolegami i kopiowanie na masową skalę. Pamiętajmy, że mowa o czasach, gdy prawa autorskie nie były zbytnio respektowane. Piractwo kwitło oczywiście także na konsolach, ale tu kopiowanie w warunkach domowych dla większości z nas nie było możliwe.
Jakiś czas później, w szkole średniej, w czasie studiów i po nich, jako posiadacz peceta grałem głównie na nim (głównie, bo pogrywałem też na Game Boy Color, na Amidze i wspomnianym C64 – mam te sprzęty do dziś i nie planuję się ich pozbywać). O konsolach stacjonarnych nawet nie myślałem, a jeśli już, to – patrząc na stosunek ich ceny do możliwości – z politowaniem.
Jak widać, ówczesne argumenty – zwłaszcza mnogość zastosowań komputera – mogą z powodzeniem służyć zwolennikom pecetowego grania do dziś. Ba, dziś tych argumentów jest więcej, z dużo lepszą grafiką na czele. A mimo to…


Tak jest dziś
Swoją przygodę z konsolami zacząłem dość późno – w drugiej połowie poprzedniej generacji. Miałem wcześniej (od 2005 roku) przywiezionego z USA pierwszego Xboksa, ale jakoś między nami nie zaiskrzyło. Dopiero po jakimś czasie (widząc gdzieś grafikę z jakiejś gry – był to zupełnie inny poziom niż wspomniany pierwszy Xbox), nabrałem ochoty na konsolowe granie. Sprawdziłem ceny i nie było źle. Po namyśle, dość asekuracyjnie, postawiłem na PS3 – uznałem, że jeżeli znowu nie zaiskrzy, zawsze to będę miał odtwarzacz Blu-ray. Zaiskrzyło – dość powiedzieć, że do dziś nie mam ani jednego filmu na niebieskiej płytce. Ani się obejrzałem, a miałem też Xboksa 360 (pierwszy był z USA – póki nie padł, nieszczęsna blokada regionalna dała mi się we znaki). Zaprzyjaźniłem się także z klasycznym Xboksem, kupując od czasu do czasu gry na rodzimym portalu aukcyjnym lub sprowadzając je z USA. Conker: Live & Reloaded, Mafia, Indiana Jones and the Emperor’s Tomb – nie poznałbym tych produkcji, gdyby nie czarno-zielone pudełko. Zainwestowałem też w PS Vita (mimo wszystko uważam, że było warto) i w 3DS od Nintendo. Obecnie pod TV stoją także PS4 i Xbox One. Wii U? Być może po obniżce ceny (która zapewne nastąpi po pełnej zapowiedzi NX).
No dobra, przyjrzyjmy się teraz bliżej kilku aspektom wyboru: PC – konsole.
Cena urządzeń
Ceny PS4 czy Xboksa One są sukcesywnie obniżane i obecnie kształtują się na całkiem przyzwoitym poziomie. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kupić peceta z Windowsem za takie same lub mniejsze pieniądze. Ale czy na takim sprzęcie pogramy na przykład w Wiedźmina 3? W nowego Tomb Raidera? Wątpię. Taki pecet jest oczywiście wart zakupu i doskonale nadaje się do korzystania z internetu i do prac biurowych (jak już pisałem, uważam, że komputer jest urządzeniem absolutnie niezbędnym).
Ile razy aktualizowali swój sprzęt pecetowi gracze w czasie trwania ostatniej generacji konsol? Na pewno więcej niż raz, jeżeli chcieli być na bieżąco z nowościami. Obecna generacja zapewne trwać będzie krócej, ale i tak najnowsze produkcje wymagać będą porządnych podzespołów. Mój komputer stacjonarny to sprzęt z roku 2008. Laptop z 2012 roku ma nieco lepsze parametry, ale i tak na nim za bardzo nie pogram (choć uczciwie przyznaję, że w starsze produkcje dałoby się bez problemu – wolę jednak ogrywać je na konsolach).
Ten medal ma oczywiście także drugą stronę – jakość gier. Na pecetach jest ona znacznie lepsza, niż na najnowszych konsolach Sony i Microsoftu. Jeżeli dla kogoś grafika ma priorytetowe znaczenie, a koszty nie grają aż tak wielkiej roli, wybierze PC (i słusznie).
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież moje wszystkie konsole razem wzięte wcale nie były tańsze od wypasionego peceta. I pewnie miałby rację. Tylko że – po pierwsze – zakup tychże konsol rozwleczony był w czasie dość znacznie (podobnie jak upgrade peceta, to też trzeba przyznać). A po drugie – aby się świetnie bawić, wystarczy jedna konsola, nie trzeba mieć prawie wszystkich. Ja jestem tu takim samym wyjątkiem, jak gracz pecetowy, który inwestuje na przykład w sprzęt Alienware bądź – w prostszej analogii – w wypasionego PC i jeszcze w równie wypasionego Maca (choć w kontekście gier ma to sens co najwyżej średni).
Reasumując – konsole są mimo wszystko tańsze i to do nich wędruje pierwszy punkt.
Cena gier
W zasadzie ten wątek można opisać bardzo krótko: ceny gier na peceta są znacząco niższe, niż ceny tych samych gier na konsole. I to pomimo – co napisałem już wcześniej – wyższej jakości (graficznej) tych pierwszych. Dlaczego tak się dzieje, to niby wszyscy wiedzą, ale warto powtórzyć: konsole są tańsze jako sprzęt, ale ich producenci odbijają to sobie, pobierając opłatę od każdej sprzedanej na ich urządzenie gry.
No właśnie – czy od każdej? Nie. Bo przecież od używanych gier opłatę pobierają tylko ich wcześniejsi użytkownicy (ewentualnie jeszcze pośrednik). Używane gry to kwestia bardzo drażliwa, zarówno dla producentów gier, jak i konsol. Microsoft próbował coś w tej sprawie zrobić przy okazji premiery nowego Xboksa, co zręcznie wykorzystało Sony, pokazując, że tak naprawdę oni są #4ThePlayers. To naturalnie bzdura – ludzie z Sony równie chętnie jak gigant z Redmond ukróciliby sprzedaż używanych gier, jednak widząc falę (słusznego) hejtu, płynącą w stronę Microsoftu, stwierdzili, że grzechem byłoby nie skorzystać z faktu, że główny konkurent tak pięknie się podłożył. Zresztą, co tu dużo mówić – Microsoft płaci za te błędy do dziś, sprzedając znacznie mniej konsol niż Sony, a niektórzy konsumenci nadal są przekonani, że używanych gier na amerykańskiej konsoli nie da się uruchomić…
To oczywiste, że wszyscy używanych gier kupować nie mogą. Przecież jeśli nie sprzeda się odpowiednia liczba pudełek ze sklepów, nikt gier na konsole nie będzie robił. I choć w skali świata, przy tak ostrożnej jak obecnie polityce wydawców, gry AAA się zazwyczaj wcześniej czy później sprzedadzą, dbać o to trzeba także w Polsce (przynajmniej jeśli zależy nam na lokalizacjach). Mimo to uważam, że cena na poziomie 60$ czy też 60€ jest dla polskiego odbiorcy trudna do przełknięcia. Ja sam dałbym tyle za jakieś pojedyncze tytuły, np. za czwartą część Uncharted albo Gears of War, które będę chciał mieć już w dniu premiery. Zazwyczaj czekam, aż interesujący mnie tytuł stanieje i dopiero wtedy go kupuję. Czasem upoluję coś na cyfrowych wyprzedażach, a czasem decyduję się na gry używane.
Bywa, że w tym ostatnim przypadku należy dopłacić z tryb wieloosobowy. Ja sam tego problemu nie odczuwam, gdyż – jeśli chodzi o gry – jestem typowym singlem i tryb multiplayer mnie nie interesuje (z tego też powodu dałbym znacznie niższą notę grze Halo 5 – pękła w 8 godzin tylko dlatego, że zaglądałem niemal w każdą dziurę). Jest to dla gracza konsolowego tym bardziej bolesne, że za samą możliwość gry w sieci musi opłacać on abonament, czy to PS+, czy Xbox Live Gold. Z liczących się w Polsce konsol nie dotyczy to tylko PS3 i PS Vita, z liczących się na świecie również Wii U i 3DS (tak, wiem, że można dyskutować o tym, czy PS Vita liczy się w Polsce i czy Wii U liczy się na świecie, ale nie o tym tu teraz piszę). Abonament za możliwość gry w sieci jest czymś nie do przyjęcia dla gracza pecetowego i producenci konsol chyba zdają sobie z tego sprawę. Aby tę kwestię nieco użytkownikom swoich maszynek osłodzić, wprowadzone zostały „darmowe” gry do obu wspomnianych wcześniej programów. I tu wspomnieć należy, że są to gry „na zawsze” tylko w przypadku Xboksa 360, bo na pozostałych konsolach można w nie grać tylko przy aktywnym abonamencie (dodam jeszcze, że od niedawna w gry na Xbox 360 z programu Games with Gold można grać też na Xboksie One w ramach kompatybilności wstecznej).
Biorąc pod uwagę wszystko powyższe, w szczególności znacznie tańsze gry i brak opłat za tryb wieloosobowy, punkt wpada pecetom.
Komfort grania
To jest zapewne kwestia, której nie da się obiektywnie zmierzyć. Kiedy zdarzało mi się grać jeszcze na pecetach, zestaw mysz + klawiatura wydawał mi się nie do pobicia. Ale odkąd zaczęła się moja przygoda z konsolami, to pad (zwłaszcza pad od dowolnego Xboksa) jest tym urządzeniem, którego zastąpić nie sposób. Doszło nawet do tego, że ogrywając jedną z części starszego Tomb Raidera na pececie (zdecydowała cena – jeśli dobrze pamiętam było to 14,99 zł za wersję na PC kontra 199,99 zł za tę na konsole – nawet ja nie mogłem znieść tak jawnej niesprawiedliwości w sklepie, a używanej kopii tej akurat części nie mogłem nigdzie znaleźć), musiałem dokupić pada. Cóż, z graniem na klawiaturze i myszce zdecydowanie nie jest jak z jazdą na rowerze – zapomina się, nie trenując. I chociaż – zwłaszcza w strzelaninach FPS – precyzja sterowania jest po stronie zestawu „klawisze i gryzoń”, to dla mnie właśnie pad jest szczytem komfortu i wybiorę go nawet kosztem wspomnianej precyzji. I chociaż sam przed momentem pisałem, że pada można podłączyć do peceta, to jednak nie każda gra go natywnie obsłuży.
Druga sprawa związana z komfortem to wielkość ekranu. Nad 23 cale, które mam podpięte do peceta, zdecydowanie preferuję stojące w sypialni 40 cali (na 47 calach w salonie nie gram, tam bowiem telewizor często okupują inni domownicy). Tak, wiem, że peceta bez najmniejszych problemów także można podpiąć do telewizora, niemniej jednak konia z rzędem temu, kto tak właśnie robi za każdym razem, gdy najdzie go ochota na granie. No, chyba że ma wydajny komputer na stałe podpięty pod TV, w jakiejś ładnej i stylowej obudowie, a do pracy używa innego sprzętu. Taka sytuacja, zwłaszcza w naszym kraju, ma jednak miejsce rzadko.
Argument często pojawiający się w podobnych dyskusjach, czyli to, na czym siedzimy grając, pomijam – obecnie fotele do pracy przy pececie są tak samo wygodne, jak kanapa, na której zazwyczaj gramy na konsoli. Podobnie pominąć można kwestię instalacji gier – na konsolach jest ona całkowicie „bezdotykowa”, za to na pecetach na ogół szybsza (choć za to głowy nie dam sobie uciąć).
Podsumowując ten wątek, jeszcze raz podkreślam jego subiektywność i przyznaję punkt konsolom.
Gry na wyłączność
Większość gier to produkcje multiplatformowe – dostępne są na pecety oraz na wszystkie wiodące konsole. Jednak to tytuły ekskluzywne stanowią powód, dla którego mam wszystkie (poza Wii U) liczące się konsole. Sprzęt Sony jest dla mnie ważny chociażby z uwagi na produkcje od Naughty Dog czy Quantic Dream, konsole Microsoftu lubię m.in. za serię Gears of War, Halo i za Forzę. Gry na wyłączność każdej konsoli można wymieniać długo i niemal każdą z nich chwilę się pozachwycać.
Ekskluzywne pozycje mają również pecety. I to całe ich multum w każdym gatunku, a nie tylko strategie, jak błędnie sądzą niektórzy miłośnicy konsol. Nie jestem ekspertem od pecetowego grania, jednak nie jestem też w temacie zupełnie zielony. Kupuję wszystkie trzy (w prawie 40-milionowym kraju!) magazyny papierowe o grach, które wychodzą w Polsce i siłą rzeczy wiem, w co grają wyłącznie pecetowcy. I rzeczywiście – zazdroszczę im niektórych tytułów (pierwszego Wiedźmina chociażby), jednak nie na tyle często, aby to pecetom przyznać palmę pierwszeństwa w temacie gier na wyłączność. Próżno szukać u nich przygód na miarę tych, które przeżywa Nathan Drake (zmieniło się to nieco wraz z nowymi Tomb Raiderami, ale te są przecież także na konsolach), uniwersum Halo na blaszakach skończyło się bodajże na drugiej części, oficjalnym Mario też nie poskaczemy. W mojej ocenie punkt leci w stronę konsol.


Podsumowanie
Punktowo wyszło 3:1 dla konsol i całym sercem się z tym zgadzam. Zanim wyleje się na mnie fala hejtu za nierzetelność, wynikającą z braku obiektywizmu – potwierdzam: tekst nie jest obiektywny, to wyłącznie moje subiektywne odczucia. Opisuję w nim, dlaczego JA wolę granie na konsolach i doskonale rozumiem, że TY możesz mieć inne ku temu powody, a nawet to, że wolisz pecetowe granie. Wiem również, że nie o wszystkim tu wspomniałem. Pominąłem chociażby kwestie gier freeware, które na konsolach nie występują. Bolesne dla konsolowców może być też to, że nie mają oni szans na żadną pełną wersję gry, dołączoną gratis do ulubionego czasopisma. Nie napisałem również nic o zastosowaniu konsol i pecetów jako centrów domowej rozrywki (tu pewnie byłby remis, choć w zasadzie mało kto ma obecnie w pececie napęd Blu-ray, który siedzi w każdej nowej konsoli).
Spór i tak niebawem może okazać się nieaktualny, bowiem konsole ewoluują w stronę pecetów. Czy z korzyścią dla siebie? Z jednej strony, jak najbardziej tak. Pierwszy z brzegu argument: programowanie obecnych konsol jest ponoć łatwiejsze, niż tych opartych na PowerPC, a zatem więcej deweloperów zdecyduje się wydać gry konsolowe (tańsze są koszty ich wyprodukowania). Z drugiej strony – nie bardzo. I znów argument, który wpadł mi do głowy na pierwszym miejscu: konieczność instalowania gier to proces przykry dla mnie głównie z uwagi na czasochłonność (na pierwszym Xboksie wkładam grę do napędu i zaraz mogę grać, aczkolwiek trzeba przyznać, że ekrany ładowania przy doczytywaniu danych z płyty bywają frustrujące).
Nie wiem, czy kogoś przekonałem do konsol, czy utwierdziłem w przekonaniu o wyższości pecetów. Nic z tego nie było moim celem. A jakie jest Wasze zdanie? Zapraszam do podzielenia się nim w komentarzach.

Oceń bloga:
13

Komentarze (38)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper