Guardians of the galaxy - Strażnicy przyjaźni

BLOG
426V
cosmos22 | 24.08.2014, 22:47
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Tak, ja również dałem się uwieść i zajrzeć do kina. "Idziemy na GoG?" "Widziałeś już strażników?". Widziałem, a tu moja Recensione. 

Pierwsze obawy, a propo filmu były takie, czy aby na pewno Marvel sprosta wyzwaniu jakie skromny ja mu rzuciłem. Bałem się o to, że Disney ukierunkuje swoje dzieła w stronę młodszych, a oni nie odróżniają syfu od dobrej produkcji. Stąd strach przed kiczem. Cóż, wyszło całkiem nieźle, choć można było z tego wycisnąć trochę więcej. 
Dziwną rzeczą jest to, iż przed samym filmem nie ma jakiegokolwiek przedstawienia studia zajmującego się ekranizacją. Komiks jak i postaci w nim zawarte są mało znane, więc przez kilka minut nie wiedziałem co oglądam. Dopiero później zauważyłem, że się ciągnie. Widzę głównego bohatera jeszcze jako małego chłopca porwanego przez statek kosmiczny. Od razu przechodzimy do przyszłości pomijając 26 zbędnych lat jego życia. Przez resztę filmu dalej nic nam nie wiadomo o jego historii po za tym, że wychował się na złodzieja. Początkowe sceny zostały stworzone dość porządnie, ale napisy o twórcach i aktorach trochę to napsuły. W większości główny bohater przeskakuje z jednego krańca kadra na drugi a za nim pojawia się tekst niczym w tanim "komedio-młodzieżowym szmatławcu". Później było już tylko lepiej. No, oprócz końcowej sceny, ale o tym później. 
Bohaterowie poznali się dość szybko. Jak to zwykle bywa w takich filmowych paczkach nie lubili się oni za bardzo. Wręcz chcieli się pozabijać, a każdy liczył na nagrodę. Byli wyjęci spod prawa. Wraz z rozwojem sytuacji, gdy byli sobie coraz bardziej potrzebni i zjednoczeni w swoim zachłannym celu, zaczęli się przyjaźnić. Każda z osób ma swój własny charakter, który nieźle kontrastuje z sprzymierzeńcami. Rzecz jasna wszyscy potrafią być żartobliwi, czy powodują sytuacje, z których my mamy banana na twarzy. Tego jest sporo, a powiedziałbym nawet jest to filar całego filmu. Niekiedy bohaterzy wiedzą, że robią coś idiotycznego nawet w wzruszających momentach, ale zdają sobie z tego sprawę. Uwierzcie mi, wychodzi wtedy na prawdę zabawnie.
Drugą stroną medalu jest jednak to, że nie ma głównego herosa. Ten, który według autorów został na niego nominowany ma prawie tyle samo czasu na ekranie co pozostali członkowie. Przez cały seans brakowało mi tego na kim mam się dokładnie skupić. Nie wiem, czy to moje osobiste odczucie, ale trochę mnie to przytłaczało. Niestety wszystko ma jakieś gorsze strony. Gdy się jednak rozkręcimy i całkowicie wtopimy (o co nietrudno) będzie dobrze i przymkniemy (przymkniecie) na to oko.
A co lepiej od muzyki pozwala się tak zagłębić? Dobra fabuła i humor, ale nie o tym teraz. Dzisiaj nie trudno o dobry soundtrack i taki się tu znajduje. Jednak zwykłą nutę towarzyszącą zwykłej akcji od razu po opuszczeniu sali kinowej zapomniałem. Twórcy przypomnieli sobie o tym, że kiedyś nie tworzono tak ścieżek muzycznych (?!) i wkleili w swój twór piosenki z dawnego okresu, podejrzewam, że disco, dodając  w ten sposób drugą głębie. Nasz protagonista opuścił ziemię chyba w roku 1988, a jedyne co ze sobą miał to kaseta z ulubionymi kawałkami jego matki i odtwarzacz wraz z słuchawkami. Można powiedzieć, iż budzi to wspomnienia i daje jakąś dziwną więź z bohaterem. Jednocześnie powstaje wspaniały klimat zderzających się dwóch światów - sci-fi i wdzięcznej przeszłość. Piosenki są często umieszczone w jakiś ciekawszych scenach gdzie idealnie się dopasowują. Najczęściej są to momenty, w których uśmiech nie znika z naszej twarzy.
Nic nie jest idealne, a oprócz wykreowania świata, ciekawych postaci itp. zostaje jeszcze dobra fabuła do napisania. Ta wydaje się trochę zrobiona na kolanie. Bohaterowie mają jeden wyznaczony cel, do którego pną się po prostej drodze, ale super złoczyńca chce tego co oni posiadają i muszą przystopować, by go pokonać, eh. Jak wspominałem wcześniej, końcówka mnie rozczarowała. Już nie chodzi o oczywistą wygraną bez prawie żadnych strat, ale o to, że wszystko opierało się na... przyjaźni i zaufaniu. W takich czasach żyjemy. Protagoniści pokonali wspólnie najpotężniejszą istotę we wszechświecie i zostali tytułowymi Strażnikami Przyjaźni, przynajmniej tak słyszałem.
Żeby nie było. Film jest godny polecenia, ale kapkę przesadzony. Duża dawka humoru na gorszy dzień dobrze zrobi, ale historii nie traktujcie na poważnie. To dość lekki film kierowany w stronę młodzieżyMERLE DIXON! W produkcji występował też Michael Rooker znany z serialu The Walking Dead jako brat Daryla. Szkoda, że jako postać poboczna, bo jak zwykle był świetny! Dość tego, lećcie szybko na salę kinową, bo seans się zacznie! 

Oceń bloga:
0

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper