Piątkowa GROmada #77

BLOG
1791V
Piątkowa GROmada #77
REALista | 16.03.2018, 00:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dojechaliśmy do połowy marca, zza rogu nieśmiało wygląda na nas weekend, a przerażenie ludzi sięga zenitu, bo oto przed nami druga z rzędu niedziela wolna od handlu. Zróbcie zapasy!

Opadał już kurz po ostatniej rewolucji i mimo, że wynik ostatniego starcia ewidentnie mi się nie podoba i na zamierzam go akceptować to jedziemy z następną GROmadą. Dzisiaj swoimi tekstami częstuje nas świeży użytkownik portalu Mauy_44 oraz stary portalowy wyjadacz Rankin, a ja wyjeżdżam z grą, który w świetle ostatnich wydarzeń wydaje się być cholernie na czasie. Zapinamy pasy i startujemy.


 

Mauy_44

Witam Szanowne ZGROmadzenie po raz pierwszy. Na początku chciałbym zaznaczyć, że jest to dla mnie wielki zaszczyt, iż mogę uczestniczyć w tym niewątpliwie epickim spotkaniu piątkowej gromady. To dla mnie wielkie emocje i póki cukier jeszcze nie spadł mi do granicy, którą potocznie nazywam odlotem-może uda mi się coś napisać.

Ostatni tydzień był dla mnie wyjątkowy z dwóch powodów - a raczej z powodu dwóch debiutów. Po pierwsze pojawił się mój pierwszy tekst na PPE, który w moim odczuciu został bardzo fajnie przyjęty (nie spodziewałem się i dziękuję). Po drugie napisał do mnie REALista, z propozycją czy nie chciał bym napisać czegoś na piątek. Z racji tego, iż staram się czytać każdy odcinek Tej serii i wiem jaki poziom publicystyki Ona prezentuje - poczułem się doceniony. Dziękuję za to i szybko lecę z tematem.

Chciałbym poruszyć dzisiaj kwestię pewnej growej przyjaźni, która narodziła się ponad 20 lat temu i trwa do dzisiaj.

Był rok 1997, Wówczas mały chłopiec z powodu dość smutnych okoliczności otrzymał od swoich rodziców szarą konsolę z dwoma grami - Tomb Raider oraz Crash Bandicoot. Z racji tego iż dziewczyna była starsza (czytaj trudniejsza) mały wybrał się w podróż po wyspach z liskiem o imieniu Crash. Przemierzanie trzeciego wymiaru sprawiało ogromne wrażenie oraz niemałe trudności - jednak z nimi dawał sobie rady. W eskapadzie towarzyszył mu także jego  realny, odwieczny oddany przyjaciel. Nie zmieniło to faktu, że zanim udało mu się skonfrontować z Dr. Neo-Cortex'em - największym rywalem Crasha, minęło sporo czasu.  Wspólne przemierzanie świata doprowadziło do tego, że chłopak zżył się z (jak się później okazało - Jamrajem Pasiastym) i zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że Grudniu tego samego roku, w czasie Bożego narodzenia zbierali kryształy przez całe święta. Później Crash zniknął na samotną, roczną absencje by w Październiku 1998 roku powrócić i zapytać się małego przyjaciela, czy wyruszy z nim w ostatnią wędrówkę. Mały nie zawahał się ani chwili. Ta podróż - jak się później okazało również była zaliczana do udanych, pełnych niezapomnianych wspomnień.

Minęło ponad 20 lat - W tym samym pokoju spotkało się trzech tych samych przyjaciół: Kubala, Mauy i Crash Bandicoot. Świat z biegiem czasu trochę się zmienił i odcisnął na nas wszystkich piętno - jednak My, pomimo wszystkiego - wewnętrznie pozostaliśmy niezmienni.

Nie bez powodu chciałem poruszyć tutaj temat moich ulubionych przygód pierwszej Plejstacji. W czerwcu ubiegłego roku gracze, korzystający z konsoli PlayStation 4 mogli zaliczać debiut lub po raz kolejny doświadczać doskonale odnowionej (a raczej stworzonej od podstaw przez Vicarious Visions) trylogii jaką bez wątpienia jest N'Sane Trylogy. W tym roku Crash zmierza na Xbox One, PC oraz Nintendo Switch i.... cieszę się, że będziecie Wszyscy mogli poznać mojego najlepszego przyjaciela/platformera 3D. Nigdy nie zapomnę gdzie oraz kiedy zaczęła się przygoda. Podróż życia i przygoda z pierwszym PlayStation. Z Crashem do dzisiaj spotykamy się na gokartach. Cała GROmada ma pozdrowienia zarówno od Niego jak i ode mnie. Udanego weekendu

//44

 

Rankin

Hej, dzisiaj opowiem o dwóch grach, jednej którą niedawno ukończyłem, drugą, którą... niezbyt. Zacznijmy może od ukończonej, a jest nią...

DARK SOULS III

Dlaczego w ogóle kupiłem sobie mroczne soulsy czy? TBH nie mam kompletnie pojęcia, to był chyba głupi impuls wydania kasy na cokolwiek zalegającego na wishliście, a że DS3 akurat było na wyprzedaży... W każdym razie po zakupie zabrałem się do gry, bezstresowo zatłukłem Gundyra oraz Verdta, po czym w Undead Settlement straciłem nieco zapał. Zapał utracony głównie przesytem (ledwo miesiąc wcześniej męczyłem Lost Izalith DS1, dosłownie męczyłem) odzyskałem jakiś czas później; zapomniawszy kompletnie co miałem robić i na co się budować, stworzyłem kompletnie nową postać, dolazłem do Gundyra, po czym zginąłem coś ze dwa tuziny razy na bossie którego wcześniej utłukłem za pierwszym podejściem.

Tak zresztą było w zasadzie przez całą grę, obszary których ludzie podobno nienawidzą, jak Faron Woods, szły mi łatwo i bezstresowo, po czym na podobno trywialnym bossie ginąłem raz za razem; niejeden raz wlazłem do lokacji którą powinienem później odwiedzić (hello Carthus), podobało mi się, po czym wracałem do niby wcześniejszej, ale znacznie bardziej dla mnie męczącej. Swoją postać budowałem na STR i tylko zastanawiałem się, jaką broń brać. Wiedziałem na pewno, że greatsword albo ultra greatsword, bo do tych klas broni mam sentyment, po części z wycieczki z Zweihanderem przez Lordran w jedynce, po części pewnie też przez Berserka i Dragons Dogmę, tylko co konkretnie? Pierwszy z brzegu Claymore mi nie podszedł; następny Zweihander już nudził i tak próbowałem i rezygnowałem z broni po broni, aż w końcu zostały dwie opcje - Exile Greatsword i Cathedral Knight Ultra Greatsword. Po długim namyśle i wielu godzinach testów koniec końców zdecydowałem sie na ten drugi, ponieważ lepszy zasięg, stab oferujący odmienny typ dmg, a także normalny atak będący przysłowiowym ŁUP z góry. Broń białą uzupełnił łuk, który w soulsach jest zawsze IMO nieodzownym narzędziem - tutaj też oddał mi niejedną przysługę, w szczególności zatłukłem nim ancient wiwernę którą teoretycznie powinienem zabić a la stray demon na początku jedynki, ale zaparłem się żeby zrobić to "na trudno".

Dark Souls 3 jest zdecydowanie najlepszą grą w serii. Lokacje klimatyczne i raczej nie ma odpowiedników Lost Izalith; zdarzały się upierdliwe momenty, ale nie wydawały mi się być przesadnie niesprawiedliwe. Zwykli przeciwnicy wszyscy potrafią sprawiać kłopoty i nie ma tak jak w np. jedynce gdzie bywały stwory które były niemal kompletnie nieszkodliwe (bazyliszki), a nawet trzeba wypracowywać indywidualne strategie. Lokacje nawet spore i nieliniowe, pełne niespodzianek, "niespodzianek", a także sekretów, sporo zwykłych NPC z którymi można wejść w różne interakcje, sporo NPC invaderów, mocno poukrywane questy (znalazłem jeden, od razu dał mi "secret" ending). Bossowie - bossowie to osobna para kaloszy. Z góry przyznaję się, że na wielu z nich przyzwałem pomoc, ale też kilku co trudniejszych zatłukłem solo. Tak np. własnoręcznie i samodzielnie ubiłem Sulyvahna, który IMO jest drugim najtrudniejszym bossem w grze, Oceirosa zaciukałem za drugim podejściem, trochę dłużej męczyłem Aldricha, ale w końcu też padł, natomiast na Champion Gundyra wezwałem od razu pomoc NPC (myślę że dałbym radę sam, ale wezwałem i od razu pokonałem to trudno, klamka zapadła), a przy Yhormie wpadł mi na pomoc wiadomy cebularz. Generalnie miałem poczucie, że gdybym się zaparł i sam robił, pokonałbym większość z nich - poza jednym. Jeden, opcjonalny boss, tak dokumentnie spuszczał mi manto, że się dosłownie poddałem - mowa oczywiście o Nameless Kingu, którego regularnie do drugiej fazy zbijałem bez kłopotu, a w owej drugiej fazie ginąłem zadając góra jeden cios. Zdesperowany wezwałem jakiegoś sunbro na pomoc aby zobaczyć jak się z tym bossem walczy i mieć go z głowy - a ten sunbro nawet nie bawił się w szermierkę, tylko po prostu zatłukł bossa piorunami za 1000-1200 dmg (ja zadawałem 200-300 wręcz, a to był endgame).

Cóż, tak też można.

Rozważałem dość długo zakup DLC do gry, ale ostatecznie stwierdziłem, że soulsy dobre są w ostrożnie dawkowanych porcjach; za rok, może dwa wrócę i wtedy już przejdę Wszystko, w miarę możliwości samodzielnie. Już i tak cud i potęga gry że miałem siłę ją przejść tak krótko po stękaniu nad DS1.

Disciples III: Reincarnation

Drugim bohaterem tego krótkiego tekstu jest potworek. Zombie wręcz. Żywy trup. Ale taki pocieszny, że już mam 111 godzin nabite i nadal pocinam. O co chodzi? Otóż tak. Było sobie wieki temu Disciples: Sacred Lands, francuski ultrabudżetowy tytuł, który powstał na fali malutkiego boomu na turówki fantasy, boomu, za który należy winić głównie trzeciego Heroes of Might and Magic, a po części też Age of Wonders. D:SL było niezbyt wymyślną grą o prymitywnej grafice, ale posiadało taki unikatowy, ultra gotycki klimat i prosty lecz ciekawy system walki z podziałem na dwa rzędy i ewoluującymi na kilka sposobów jednostkami (z alternatywnymi drzewkami rozwoju). Pewien sukces gra odniosła, więc otrzymała sequel, Disciples 2, który już był całkiem sporym hitem i otrzymał całe trzy dodatki (dwa zestawy kampanii oraz nową rasę z kampanią). Choć nie posiadała generatora losowych map, który jest po dziś dzień główną atrakcją HoMM3, dostępne kampanie były na tyle wielkie i po prostu wciągające, że grało się, oj grało.

Potem jednak stało się coś, czego nie rozumiem, a prawdopodobnie jest winą HoMM5 (kolejny powód do nielubienia tej gry): jak ogólnie wiadomo, piątego Herosa robiło wynajęte rosyjskie studio, Nival bodajże, i efektem było pewne wskrzeszenie marki na lepsze czy gorsze. Właściciel praw do Disciples widać pomyślał, że i on tak zarobi i dał prikaz rosyjskiemu studiu ".dat". Nie słyszeliście o nim? Ja też nie. Studio kropkadat coś tam zrobiło i efektem ich męki było Disciples III: Renaissance. Gra która miała przepotężny klimat i niezłą grafę, IMO spokojnie lepszą od HoMM5, ale niestety była mocno kulawą od strony projektu. Ogólnie projektu - rozwój jednostek był dość nonsensowny, pole walki rozległe jak cholera, każda jedna jednostka miała tony HP i niski dmg, przez co wszystko ciągnęło się wiekami, a o designie map i kampanii nawet nie wspomnę bo żal różne części ciała ściska. Do gry wyszło rozszerzenie dające jedną z brakujących fakcji, zwane yyy Rebirth (chyba; możliwe że Resurrection bo mi się te wszystkie D3R zaczynają mylić), ale ze względu na ciągnięcie dawnych wad aż tak wielkiego przyklasku nie zdobyło. Koniec końców studio się spięło i zaczęło pracować nad megarozszerzeniem, czy w zasadzie zaprojektowaniem gry od podstaw, zgodnie z marudzeniem życzeniami rozżalonych fanów. Żeby było wesoło, studio zdechło zanim zdołało sinfalizować prace; żeby było jeszcze weselej, przed zdechnięciem podpisało deal wydawniczy z paroma wydawcami, np. naszą cenegą, która po zgonie studia wydała co mogła, tj. "z grubsza" ukończoną wersję -  właśnie Disciples III: Reincarnation (od nich kupiłem ja). Po ładnych kilku latach zawieszenia w dosłownej pustce coś się zresztą ruszyło i Reincarnation trafiło już normalnie na steam i inne zachodnie strony.

Twórcy przebudowali w zasadzie wszystko poza grafiką i muzyką; wszystkie jednostki zostały zbudowane prawie od zera, otrzymały nowe statystyki, nowe umiejętności. Pole bitwy jest mniejsze i bardziej taktyczne. Zaklęcia zostały przeskalowane i podostawały dodatkowe efekty, tak by był sens ich rzucania. Mapy są wreszcie ogromne i otwarte, pełne rzeczy do odkrycia, a branie normalnych bohaterów w kampanii ma wreszcie sens bo są przenoszeni, tak jak w starych Disciples. Fabuły twórcy nie zmieniali, ale da radę ją ignorować... Przynajmniej zazwyczaj. Naprawdę ogromna praca została wykonana tak, aby Reincarnation wreszcie była godną kontynuacją Disciplesów. Nie oznacza to, że gra jest pozbawiona wad - o nie, tych niestety jest nadal sporo. SI jest szczątkowa, a komputerowi oponenci są ignorowani przez neutralnych (nie tak jak kiedyś); rozwój zamku trwa wieki, tak samo zakup nowych jednostek i bohaterów (nowy heros to 1500 złota przy początkowych zarobkach w okolicy 50-100 na turę), rozwijanie jednostek też wymaga aż trzech awansów o poziom, a nie jak w D1 i D2 - jednego. Na dodatek pozostałości bety nadal nie zostały pousuwane i np. od czasu do czasu postać znienacka odezwie się po rosyjsku, albo w ogóle głosem innej postaci. Mimo to, jak już wspomniałem, nabiłem ponad setkę godzin, aktualnie znowu robię kampanię Imperium i planuję może przejść jeszcze elfy.

 

REALista

Papers Please (PS Vita)

Kiedy dowiedziałem się, że na PS Vita wychodzi nowy indyk w dość niskiej cenie (38 zł) stwierdziłem, że zobaczę co to. Trafiłem na konto jakiegoś youtubera i dzięki opcji wyłączenia dźwięku nie musiałem słuchać jego gadania tylko mogłem spokojnie skupić się na gameplay'u i powiem szczerze, że poczułem się zaciekawiony tym co widzę i gdy wreszcie polowanie na potwory w Monster Hunterze mi się znudziło to stwierdziłem, że zainwestuje w tę produkcje mimo, że nie była na promocji :D.

O co biega w grze? Otóż jesteś obywatelem komunistycznego państwa Arstoczki, w którym własnie skończyła się wojna, dzięki czemu granice znów zostają otwarte, a ty zostałeś wylosowany do kontrolowania osób próbujących przedostać się do naszego pięknego kraju. Na początku jest dość prosto, bo sprawdzasz tylko czy osoby próbujące wejść są rzeczywiście jego obywatelami, ale po pewnym czasie granice zostają otwarte też dla cudzoziemców. Jako, że państwo skłócone jest z sąsiadującym krajem Kolechią, tak na granicy co jakiś czas przeprowadzane są ataki terrorystyczne, których jesteśmy świadkami przez co ilość papierów do sprawdzenia z każdym dniem się zwiększa, bo to pozwala nam stwierdzić czy nie wpuszczamy terrorysty i tutaj mamy pewien zgrzyt: papierów jest dużo, zajmują w cholerę miejsca na ekranie, danych do sprawdzenia jest masa i czasem zwyczajnie na nie za dużym ekranie Vity nie ma miejsca, aby wściubić palec i przesunąć go np. na sam dół gdzie znajduje się bardzo ważna opcja śledztwa, która pozwala przesłuchiwać nam interesantów w temacie niezgodności danych. Do tego ilość naszych kompetencji rośnie. Czasem musimy strzelać do osób, które przeskoczyły płot graniczny, jeden z interesantów wszedł do mojego biura powiedział "śmierć Arstoczce!" i zostawił na biurku bombę. Najlepszy był strażnik, który wszedł sprawdzić co się dzieję. Widząc bombę stwierdził "co za szmelc, jeszcze tak gównianej bomby nie widziałem, poj*b, a nie terrorysta" po czym kazał mi ją rozbroić, a następnie jej części zabrał, żeby je sprzedać i podzielić się ze mną zyskami. Bardzo często zdarzają się ludzie z podrobionym papierami, których musimy aresztować, osoby, które nie mają ważnych papierów odmawiamy wejścia do państwa, zdarza się, że ciężar danej osoby nie zgadza się z tym co ma napisane w papierach i co pokazuje waga wtedy niemal na pewno mamy do czynienia z przemytnikiem, który ma coś przyklejona do ciała, taką osobę też czeka więzienie, zdarzyło mi się, że w dokumentach typek miał napisane, że jest mężczyzną, ale ewidentnie wyglądał na kobietę. Na pytanie jaka jest jego płeć odpowiedział, że tak jak jest zapisane w dokumentach, odesłałem go na skaner i powiedziemy, że zdjęcie ze skanera ewidentnie wykazało, że to facet i dość zniesmaczony tym co zobaczyłem udzieliłem mu prawa do przekroczenia granicy. 

Skaner wykazał przemytnika

Oprócz sprawdzania czy wszystkie papiery się zgadzają w grze jest też okrojony elementy ekonomiczny. Otóż nasz pogranicznik ma rodzinę, a praca pozwala mu ją wyżywić. Na początku stan naszej rodziny to żona, syn, teściowa i wujek. Później dostałem informacje, że siostra została aresztowana i miałem możliwość adoptowania jej córki (adopcja też sporo kosztuje, ale miałem trochę oszczędności). Ogólnie to sprawa z rodziną jest tutaj dodana trochę na siłę, bo nie ma tutaj żadnej interakcji z jej członkami są tylko suche napisy kto jest kto i jak się czuje przez co nie ma możliwości wytworzenia z nimi więzi, a więc tak naprawdę kompletnie nie obchodziło mnie co się z nimi dzieję. 

Ekran podsumowujący dzień. Po prawej członkowie rodziny i ich stan

Każdy sprawdzony przez nas interesant to 5 kredytów zarobku, ale jeśli wpuścimy kogoś kogo nie powinniśmy, albo nie wpuścimy osoby, która miała prawo przekroczenia granicy to dostajemy ostrzeżenie. Dwa ostrzeżenie jednego dnia skutkują tym, że za tę osoby nam nie zapłacą, każde kolejne wiąże się z karą pieniężną, a jest drogo. Musimy płacić za ogrzewanie, za jedzenie, za czynsz, zdarza się, że ktoś z rodziny zachoruje wtedy trzeba płacić za leczenie, dlatego gdy ktoś z Zakonu EZIC przyniósł 1000 kredytów, abym łaskawiej patrzył na członków ich ugrupowania, gdy będą chcieli przekroczyć granice nie mając potrzebnych papierów to oczywiście przyjąłem ich wyraz wdzięczności i to był błąd. Ktoś doniósł, że mam za dużo hajsu i po kilku dniach od przyjęcia łapówki zostałem aresztowany i moja gra się skończyła. Zostałem też aresztowany, gdy nie miałem możliwości zapłacenia na za czynsz. Gra na szczęście zapisuje codziennie stan gry i można wrócić do wybranego dnia, a więc po załadowaniu sejvu nie przyjąłem łapówki. Tyle, że wiedziałem, że bez dostania w łapę raczej się nie wyrobie z czynszem, ale gra znalazła na to sposób: przyszedł do mnie strażnik i powiedział, że za każde dwie aresztowany osoby będzie się ze mną dzielił dodatkiem, który on dostaje za zatrzymania i poprosił o skrupulatniejsze sprawdzanie ludzi i wtedy też liczba aresztowanych przez mnie rzeczywiście wzrosła.

Z innym żołnierzem możemy się zaprzyjaźnić i będzie nas co jakiś czas odwiedzał przed pracą i prowadził z nami rozmowy. W pewnym momencie poprosi nas o wpuszczenie na teren Arstoczki dziewczyny poznanej na wojnie. Jego partnerka oczywiście przyjedzie bez wymaganych dokumentów, ale warto udzielić jej pozwolenia na przekroczenie granicy, gdyż da nam sporo pieniędzy w nagrodę, ale tylko jeśli ochronimy Sergiu (tak nazywa się ten żołnierz), ponieważ tego dnia nastąpi atak terrorystyczny i trzeba naprawdę szybko i celnie strzelać, aby nie zginął. Jeśli uda nam się uchronić go przed śmiercią przyjdzie do nas następnego dnia i powie, że go przenoszą, ale jego dziewczyna odwiedzi dziś mój dom z wyrazem wdzięczności za pomoc. Warto stracić pięć kredytów, żeby zarobić sto, bo właśnie tyle nam przyniesie.

Po wpuszczeniu Elisy będziemy świadkami takiej sceny

Trzeba wspomnieć też coś o Zakonie Ezic. Jest to grupa, która próbuje obalić rząd w Arstoczce. Są oni bezwzględni w swoich działaniach, maja bardzo dobre finansowanie i gdy wpuszczamy ich agentów na teren naszego kraju za każdym razem usuwają jakiegoś członka rządu, a gdy pewnego dnia dostałem informacje od nich, że na teren Arstoczki ma przedostać się zabójca, który ma za zadanie wyśledzić i zabić członków Zakonu zostawili mi proszek, którym miałem obsypać jego paszport, gdy to zrobiłem koleś przeszedł kilka kroków, rzygnął krwią i umarł, a żołnierz, który go oglądał po przejściu kilku kroków też zmarł w równie makabryczny sposób czyli widać, że dla nich nie liczą się ofiary, bo są święcie przekonani, że działają dla wyższego dobra, a zmiany na lepsze wymagają ofiar. Tak zwane "mniejsze zło".

  

Tak wyglądają wysłannicy Zakonu, którzy mają nam przekazać jakąś informacje (np. o planowanym przerzucie agenta)

Zdarzają się śmieszne rzeczy np. codziennie przychodził dziadek, który witał się ze mną słowami "chwała wielkiej Arstoczce" za każdy razem jego dokumenty były nieważne co on kwitował słowami "i tak tu jutro wrócę", w końcu, gdy dostał pozwolenie na wkroczenie do kraju powiedział, że tyle zapłacił za ta papiery, że muszą być ważne, kilka razy próbował przemytu za co trafiał do więzienia, był za nim wystawiany list gończy i ogólnie widać było, że to prawdziwy człowiek interesu, jest też on bardzo ważną postacią, bo jego wskazówki pozwolą nam dowiedzieć się jak uciec z kraju (jedno z zakończeń). Za to kobiety, które planowały rozpocząć w Arstoczce karierę prostytutki zawsze miały zaskakujące czyste papiery, gdy na stole wraz z papierami lądowała ulotka reklamująca klub nocny zazwyczaj rezygnowałem ze sprawdzania papierów tylko od razu przepuszczałem daną kobietę co ona kwitowała stwierdzeniem "jak skończysz prace to wpadnij do nas, dam ci zniżkę" i nigdy nie dostałem ostrzeżenia za przepuszczenie ich.

Ogólnie jest to bardzo fajna produkcja. Gdy pierwszy raz w to zagrałem to ucieszyłem się, że Vita mi się rozładowała, bo chyba grałbym w to do rana. Niesamowicie wciągająca tak mogę ją podsumować. Naprawdę polecam ją wszystkim. Bardzo niska cena sprawia, że warto sprawdzić tą grę, jeśli nie na PS Vita to chociaż na komputerze. Posiada ona aż 20 różnych zakończeń. Gra na kompach i na Vicie jest w polskiej wersji językowej, a poniżej wklejam filmik, który stworzył jakiś fan gry (istnieje możliwość włączenia polskich napisów oraz ustawienia rozdzielczości 4K).

Oceń bloga:
41

Komentarze (246)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper