W co graliśmy w weekendy i nie tylko 2014 [XeRo]

BLOG
554V
XeRo | 02.01.2015, 08:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Czytając podsumowujące rok teksty Daria i Daaku ucieszyłem się, że nie trzymają się oni kurczowo żadnego szablonu, schematu tekstów i piszą po prostu tak, jak im to odpowiada. Jednocześnie teksty te są na tyle dobrze skomponowane, treściwe i okraszone obrazkami, że ta wolność nie wychodzi im na złe. Ponieważ obiecałem sobie, że w tym roku jednak jakiś podsumowujący tekst popełnię, przedstawię Wam, w co grałem w weekendy roku 2014.

Zrobię to jednak po swojemu - nie jako wykaz ogranych gier dzień po dniu, tylko jako kilka luźnych spostrzeżeń, które zakwitły mi w głowie w trakcie obcowania z konkretnymi tytułami. Kolejność w miarę możliwości chronologiczna;), a ogrywane tytułu pogrubiłem zamiast przechylić, żeby było klarowniej.
 
 
 
Piraci oraz "bijatyki tłumne"
 
Rok rozpocząłem od bardzo udanej drugiej części One Piece: Pirate Warriors. Ogrom postaci (nawet drugo- i trzecioplanowych), bardzo sympatyczny system rozwoju, całkiem udane multi - nie miałem do czego się przyczepić, tym bardziej, że domyślnie słyszymy postacie w oryginale, po japońsku (zamiast w większości wkurzającego angielskiego). W trakcie roku w ręce wpadła mi jeszcze część pierwsza i zaliczyłem zonka - pełna przypadkowość wpadania monet potrzebnych do aktywacji umiejętności, zdecydowanie bardziej ubogi system rozwoju, mało postaci, niepotrzebne elementy platformowe... Mając na widoku obie części jeszcze bardziej doceniłem sequel - widać, że twórcy wsłuchali się w krytyczne głosy fanów i zrezygnowali z niektórych rzeczy albo zupełnie je przebudowali.
Zdecydowanie dobra forma kapitana Luffy'ego i załogi
 
 
 
Odświeżenia w HD - jak można schrzanić...
 
Początek roku umiliłem sobie (lub upodliłem, zależy który kwadrans z rzędu próbowałem pokonać ostatniego bossa) składanką Capcomu - Marvel vs Capcom: Origins. Kompilacja zawiera pierwszą część Marvel vs Capcom i starszy od niej o rok Marvel Super Heroes. Obie bijatyki są do siebie podobne pod względem postaci, wykonania, systemu (z tą różnicą, że MvC pozwala na zmianę zawodnika w trakcie walki), ale tak naprawdę jakość portu pokazuje, że Capcom idzie na skróty wrzucając swoje stare gry kolejny raz do sprzedaży. Raz po raz rzucały mi się w oczy rozwiązania identyczne jak te, które widziałem ogranym jeszcze dwa lata wcześniej Street Fighter III Third Strike Online - dodanie Wyzwań, za zaliczenie których otrzymuje się punkty, za które w Krypcie można kupić artworki, do tego online, kilka filtrów zmieniających wyświetlany obraz, kilka widoków (m.in. z perspektywy widza przy automacie) i już, rimejk HD gotowy, można wydawać za 15 dolców. Do zestawu dodajcie jeszcze odświeżonego JoJo's Bizarre Adventure, Darkstalkersów, Chronicles of Mystara... Zobaczycie wtedy, że C(R)apcom naprawdę świetnie odnalazł się w czasach cyfrowej dystrybucji, DLC i masy sequeli.
Capcom zbyt pewnie czuje się w czasach wycinania zawartości gier na DLC i portów starszych gier
 
 
 
...jak się przyłożyć...
 
Team, który dał Graczom kompilację Metal Gear Solid HD Collection, w odróżnieniu od Capcomu nie pozwolił Graczom oglądać artworków, ale przynajmniej zagwarantował, żeby obcowanie z przygodami Raidena, Snake'a i Big Bossa było jak najbardziej kompletne. Ponieważ materiałem do portów były wersje rozszerzone (Substance dla MGS2 i Subsistence dla MGS3), Gracze otrzymują dostęp do dziesiątek misji VR, dodatkowych epizodów pokazujących fabułę z innej perspektywy (Snake Tales w MGS2) a nawet dodatkowych kostiumów, które dostępne były tylko dla wybranych rejonów świata (kamuflaże mumii, walentynkowe, Św. Mikołaja itp. w MGS3). Brakuje właściwie tylko uganiania się za małpami w MGS3 (tryb Catch the Monkey). Warto wspomnieć, że zestaw ukazał się na PS3, X360 i Vicie - teraz jeszcze więcej osób może zanurzyć się w jednej z najbardziej wyrazistych serii jakie powstała. Ponieważ odłożyłem trochę kasy, zaopatrzyłem się w Legacy Collection - wszystkie kanoniczne Metal Geary jakie wyszły w jednym zestawie (brakuje właściwie tylko znanych z PSP Portable Ops, dyptyku Ac!d oraz Ghost Babel z Gameboya Color;). To tak w razie, gdyby ktoś pytał, jaką serię planuję katować w 2015 r.
 
MGS HD Collection to składanka, którą moim zdaniem każdy powinien chociaż wypróbować
 
 
 
...a jak zrobić całkiem OK.
 
Ograłem w tym roku jeszcze kilka reedycji HD, które mogę spokojnie zaliczyć do udanych, ale nie wychodzących ponad przeciętność (nie ujmując nic samym odświeżonym tytułom). W ten sposób pierwszy raz w życiu przeszedłem Beyond Good & Evil HD (sympatyczne), Soul Calibur II HD Online (pograłem właściwie tylko Heihachim, ale gra zostawiła na mnie dobrze wrażenie) oraz Another World (totalne zaskoczenie, bo część rozwiązań z pierwszej połowy gry kojarzyłem jeszcze z czasów przedszkola, bardzo udana gra). Jestem pewien, że w tym roku skończę jeszcze jakieś wersje HD, Definitive lub Director's Cut.
Another World to gra starsza od niejednego użytkownika PPE
 
 
 
Gry narzeczonej
 
W tym roku również pomagałem mojej narzeczonej w przechodzeniu kilku gier, a że dziewczę ma dobry gust growy, to i sam się ubawiłem. Na pierwszy ogień poszło Ni no Kuni, w którym głównie pomagałem trenować stworki, choć również trochę pobiegałem za przedmiotami do alchemii i trzymałem pieczę nad ekwipunkiem. Do gry chętnie wrócę, by samemu poznać fabułę i wykorzystać wiedzę, którą nabyłem w tym przejściu. Kolejną pozycją było niedoceniane Remember Me, w którym pomagałem wyszukać wszystkie znajdźki (i przejść grę na Hardzie, ponieważ gra jest wybitnie nastawiona na zręcznościową walkę, za którą Marta nie przepada). Ostatnią męczoną wspólnie pozycją było Final Fantasy XIII-2 - tu również, jak w NnK, Martę przyciągnął motyw łapania i trenowania stworków. Do tej gry z kolei raczej nie powrócę, bo sam naprawdę fajny system walki nie wystarczy, bym znowu musiał oglądać tę fabularną mieliznę. W obecnej chwili namawiam Martę do zajęcia się kompilacją Kingdom Hearts, więc może niedługo na świecie przybędzie kolejny fan Sory i ferajny z Disney'a.
Nieco infantylne, ale Ni no Kuni to nadal kawał świetnego jRPGa z dobrymi tradycjami
 
 
 
Kończymy napoczęte gry
 
Postanowiłem ścisnąć pośladki i dociągnąć ostatnie trofea do gier, w których platyna była tuż, tuż. Na pierwszy ogień poszedł Counter Strike: Global Offensive - trochę farta wspartego małą pomocą kolegi z Azji oraz zwykłym, perfidnym glitchem pomogło utrzymać się bez zgonu w trybie Arms Race (dzierżysz w łapach jedną, konkretną broń, która zmienia się dopiero po udanym utłuczeniu przeciwnika) i zaliczyć chociażby takie akrobacje jak zabicie wroga, gdy ten jest w powietrzu. Kolejnym dokańczanym tytułem był Tony Hawk's Pro Skater HD - ponieważ online leży, o pomoc w zrobieniu jednego trofika musiałem poprosić Daaku. Kolejne złote trofea były wypadkową dobrego poznania leveli i posiadania wystarczająco giętkich palców, ale okazało się, że wystarczy kilkanaście prób i trofea wpadały jak najęte. Został mi najgorszy tytuł - Asura's Wrath napsuł mi krwi nie przez długość przygody (zamykającą się w kilku godzinach), ale raczej tym, w jaki sposób developer wydłużył żądnym platyny Graczom kontakt z grą. Otóż łasy na platynę osobnik musi przejść grę na każdym poziomie trudności, kończąc każdy z epizodów na najwyższą rangę S. O tym, że sprowadziło się to do ogrywania do znudzenia kolejnych (na szczęście dość krótkich, nie licząc końcówki gry) leveli i walk z bossami nie muszę nawet mówić. A że przy okazji gra jest chwilami przegadana jak niektóre MGSy, to przerywający scenki przycisk Select miał ciężki żywot. Napoczętych gier mam sporo więcej (chociażby ostatnie dwa trofea w multi Battlefield: Bad Company 2, dla których chyba od pół roku zbieram ekipę), ale te udało mi się w 2014 r. doprowadzić do szczęśliwego końca.
Platynując Asura's Wrath będziecie się czuli jak pan na obrazku
 
 
 
Popierdółka ze smartfona
 
Chcecie wiedzieć, jaka gra wyrwała mi w tym roku z życiorysu więcej godzin niż większość ukończonych przeze mnie części Final Fantasy? Wyguglujcie sobie Jetpack Joyride... (albo nie, macie screenshota) i zaliczcie facepalm, bo sam nie wierzę, że miziana popierdóła towarzyszyła mi w tym roku najpierw na komórce, potem na PS3, by w końcu wylądować na Vicie, za każdym razem zmuszając mnie do zbierania wszystkich trofeów, nawet pomimo cholernie nużącego grindu. Narzekałem tylko na stojącą w miejscu zawartość sklepu, która w wersjach na konsole Sony nie była nigdy aktualizowana. Do czasu - w listopadzie wyszła nowa wersja, z dopiskiem Deluxe... Zgadnijcie, w co codziennie gram na Vicie...
Zakładam, że mało który Gracz odwiedzający tego bloga grał w tę pozycję
 
 
 
Macham pudełkom białą chusteczką
 
Trochę melodramatyczny śródtytuł, ale uderzyła mnie w tym roku łatwość, z jaką pozbywam się z półki pudełkowych wersji gier, np. ze względu na dodanie tych samych tytułów do oferty darmowych gier Plusa. Dziwne, biorąc pod uwagę to, że jeszcze jakieś 2 lata temu nazwanie gry "półkownikiem" było nobilitujące - był to tytuł, który nawet po ograniu zostawał w kolekcji, na widoku, by przywoływał dobre wspomnienia i zachęcał do powrotu po skończeniu kolejnej gry. Inna sprawa, że posiadam w kolekcji tytuły, które po przejściu na 99% wylądują na aukcji albo zostaną zamienione na inne (tak jak np. The Darkness, MGR Revengeance czy Medal of Honor). Summa summarum, moja półka jest mocno przetrzebiona i będzie już tylko gorzej...
 
 
 
"Niespodziewane psuje"
 
Skąd takie określenie na grę? Nazwałem tak pozycje, które swoim pojawieniem się (np. wskutek Plusowych wyprzedaży) pojawiały się dysku, zostały odpalone "na chwilę", po czym rozkładały mi cały misterny plan ogrywania nowych pozycji. Wspomniany Soul Calibur "rozwalił" mi przejście fajnego Enslaved: Odyssey to the West, tyleż przyjemny, co krótki Wanted: Weapons of Fate zakłócił przejście Splatterhouse, a Sniper Elite V2 rozpędzoną kulą z karabinu odgonił mnie od Tekken Tag Tournament 2. Nie lubię, gdy szlag trafia ustalony z góry grafik, ale z drugiej strony lubię pozycje, w których odnajduję czysty fun w takich ilościach, że są w stanie oderwać mnie od innego tytułu. Więcej takich gier (i więcej wolnego czasu, goddamnit!).
Wanted to jedno z miłych, osobistych zaskoczeń tego roku
 
 
 
Latka już nie te...
 
Nie, nie stałem się za stary na gry, wbrew temu co jeszcze niedawno mogłem słyszeć od swojej rodziny. I nie chodzi nawet o to, że z moim iście żółwim czasem reakcji 90% nowych bijatyk jest dla mnie za szybkich. Rzecz rozbija się raczej o niemożność poświęcenia mojemu niegdyś ulubionemu gatunkowi, bijatykom, należytej ilości wolnego czasu. Przez "należytą" rozumiem taką, która pozwoli mi poznać od podszewki każdą postać, grać dobrze swoimi ulubionymi, wyrobić sobie pewne nawyki (np. używanie ciosów boundujących czy low parry w Tekken Tag Tounament 2). Uświadomiłem sobie to najpierw platynując wspomniany wyżej produkt Namco-Bandai, a później także sparując nieco z portalową bracią na PGA w Poznaniu. Czasy kanapowych posiadówek również minęły bezpowrotnie, bo najczęstszy sparring partner, Daaku, po odpaleniu dowolnej bitki burzy się zaraz, że "nie dajesz mi wstać" albo "wypracowałeś sobie gotowe komplety grając z CPU i teraz nie mnie też działają". To nie na tym polega czasem wygrywanie w bijatykach? Nic to, pozostaje mi granie samemu i warczenie na wszystkich mówiących, że najlepszym mordobiciem jest wszystko, tylko nie ukochany Tekken: Dark Resurrection...
TTT2 uświadomił mi, że zestarzałem się jako Gracz
 
 
 
Other, czyli pozostałe
 
Gry opisane poniżej to oczywiście nie wszystko, co męczyłem w 2014 r. Nie wspomniałem jeszcze o Batmanie: Arkham City (mnóstwo grania, mnóstwo radości, bezapelacyjnie jedna z najlepszych gier generacji), którego splatynienie było przyjemnością. Nie wspomniałem również o zdobywaniu trofeów w Playstation Home, bo to zwyczajnie wstyd, siara i wiocha. Nie wspomniałem również o strzelankowym Resident Evil: Umbrella Chronicles oraz Metal Gear Solid V: Ground Zeroes - głównie dlatego, że jeszcze ich nie ukończyłem, więc nie zabieram głosu w ich sprawie. Wspomniałem za to w tekście Chronicles of Mystara – o ile sama kompilacja daje dużo zabawy, to już samego faktu seryjnego wypluwania przez Capcom starych gier w nowej oprawie jak najmniejszych kosztem nie pochwalam.
Rocksteady było najlepszym, co przytrafiło się Batmanowi od czasów filmów Nolana
 
 
 
Co dalej?
 
W Nowym Roku zamierzam bardziej szanować swój czas - ograniczam liczbę gier przechodzonych tylko po to, by zwolnić miejsce na dysku lub półce. O nie, w tym roku nadrabiam część ogromnych zaległości segmentu AAA - The Last of Us, Uncharted 3, Gran Turismo 5, Tomb Raider, Devil may Cry, Final Fantasy XIII będą umilały mi przerwy między kończeniem napoczętych wcześniej FarCry Classic, Crysis, Medal of Honor Frontline, Alice: Madness Returns i zapewne wielu, wielu innych.
W 2015 zdecydowanie bede grau w gre
 
 
 
Konkluzja
 
W tym miejscu dziękuję wszystkim, którzy poświęcili chwilę na przeczytanie mojego blogowego debiutu, w szczególności Daaku, który sprawił, że tekst wygląda tak, jak wyglądają teksty portalowych wyjadaczy. Życzę Wam wszystkim, żeby 2015 był dla Was rokiem poszerzającym Wasze growe portfolio o pozycje sprawiające Wam dużo radości i satysfakcji.
Oceń bloga:
25

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper