Retrobeściaki: Amiga Top 30 by Ściera

Gry
11408V
Retrobeściaki: Amiga Top 30 by Ściera
redakcja | 23.10.2010, 16:06

Pomysł był prosty - przynajmniej w założeniach. Każdy ze zgRedów PSX Extreme z mniejszym lub większym rozrzewnieniem wspomina dzisiaj oldschool i kultowe pozycje, w które zagrywał się w przeszłości. Schody pojawiły się, gdy próbowaliśmy określić ich ilość, wtłaczając je przy okazji w ramy określonych generacji czy konkretnych platform. Ustaliliśmy więc prostą regułę, że... nie ma reguł. Od dzisiaj rozpoczynamy więc prezentację ukochanych Retrobeściaków redaktorów PE, wedle ich własnych kategorii - jako pierwszy postanowił wywnętrznić się sam Ściera, który wciąż ociera łzy na myśl o Amidze...

Pomysł był prosty - przynajmniej w założeniach. Każdy ze zgRedów PSX Extreme z mniejszym lub większym rozrzewnieniem wspomina dzisiaj oldschool i kultowe pozycje, w które zagrywał się w przeszłości. Schody pojawiły się, gdy próbowaliśmy określić ich ilość, wtłaczając je przy okazji w ramy określonych generacji czy konkretnych platform. Ustaliliśmy więc prostą regułę, że... nie ma reguł. Od dzisiaj rozpoczynamy więc prezentację ukochanych Retrobeściaków redaktorów PE, wedle ich własnych kategorii - jako pierwszy postanowił wywnętrznić się sam Ściera, który wciąż ociera łzy na myśl o Amidze...xxxxx

Dalsza część tekstu pod wideo

 

"Amiga była moją drugą generacją, po Atari 65XE, na którym zagrywałem się w latach 1988-1990. Gdy w '89 roku na katowickiej giełdzie zobaczyłem Duck Tales i Hostages na 16-bitowym komputerze, moim życiowym celem stało się uzbieranie 550 złotych. Miałem dwie Amigi. Model A500 wymieniłem po 3 latach na A1200, która nacieszyłem się kolejne 2 lata. Moja przygoda z "Przyjaciółkami" trwała zaledwie 5 lat. Nie wiem czemu, ale dziś wydaje mi się, że ten okres trwał znacznie dłużej. Wtenczas chyba czas wolniej płynął. To był jeszcze okres developerów-pasjonatów, okres kiedy wydawcy nie mieli parcia na wyplucie określonej ilości tytułów w roku i przesadnego troszczenia się o wartość giełdowych akcji. To były czasy gdy gry powstawały na zasadzie "mam pomysł, zróbmy to", a firmy nie zatrudniały takich dużych zespołów jak dziś, więc też nie było problemów z ich utrzymaniem i ciągłością produkcji.

 


Dla graczy to też były piękne czasy. Tajemnicze.

 

Źródłem informacji o nowościach były pisma branżowe. Ja w tamtych czasach czytałem Amiga Action (nawet moje 2 teksty się pojawiły, ale nie ma się czym chwalić - biedne). Drugim źródłem była giełda - wielkie kartki wywieszone na ścianach, a na nich spisy nowości z danego tygodnia (oczywiście soft w wersji "mało oryginalnej") przyprawiały o dreszczyk emocji. Tę chwilę, w której po kupieniu biletu biegłem na salę gmachu Związków Zawodowych w Katowicach, by przekonać się co w tym tygodniu się pojawiło, pamiętam do dziś. A czasami pojawiały się niezłe perełki, np. taki Gobliins giełdziarze mieli na 10 miesięcy przed recenzją w Amiga Action. Biegłem z dyskietkami do domu i ze Starem i Bodkiem (nasz kumpel z liceum - jeśli to czytasz to się odezwij!) rozpracowywaliśmy nowe szpile. Ale do rzeczy.

 

 

Amigowe multi
Na Amidze zasmakowałem multiplayera i największą zajawę sprawiały mi właśnie gry na wielu graczy (Bufi może potwierdzić, bo był potem w naszej ekipie multi :). Rafał U. (hejoo, man) mieszkający w naszym bloku na Słonecznej zlutował "kabelek" zwany Four Players Adaptor (Rafał, skąd wziąłeś ten schemat?) który wpinało się w port Parallel i dzięki czemu były dodatkowe 2 gniazda na joysticki. W sumie 4 joye można było wpiąć. Nie wiem czemu tak mało Amigowców o tym wiedziało. Bo gry na 4 lub 5 graczy (5-ty na klawierce) były zajo. W tamtych czasach to była zabawa na najwyższym poziomie jaki można oczekiwać od gier wideo.


5 gości w pokoju napieprzających po kilka godzin dziennie - tak było w naszym przypadku. Codziennie u kogoś innego, żeby starzy się nie pienili. I tak przez prawie 3 lata. Byliśmy mega hardkorowcami. Nie pytajcie o moje oceny w szkole. Strategia "byle trója" nie podobała się moim rodzicom, ale moim celem życiowym było rozegranie codziennie 3-4 godzinnej partyjki w multi. Nałóg. Dlatego nie dziwcie się, że moje TOP30 wygląda tak a nie inaczej. Na szczycie tabeli są gry multi.

 

 

Było, minęło...
W 1995 roku sprzedałem Amigę. Nie mogłem patrzeć na próby stworzenia czegoś co choć trochę mogło konkurować z Doomem. Gloom i inne tego typu pasztety mnie odpychały (nienawidzę kiepskiego framerate'u w FPS-ach i architektury opartej na kącie prostym). Ściągnałem zatem z Japonii PlayStation, ale to już temat na inny tekst. Nie mając już Amigi przeszły mi obok nosa głośne tytuły z tamtych lat, takie jak: Slam Tilt, Alien Breed 3D 2, Kajko i Kokosz czy... a nawet nie pamiętam co jeszcze. Może ktoś podpowie, co fajnego powstało po '95 roku (słyszałem o pewnej wyrąbistej platformówce, ale nie kojarze tytułu). Ostatnio dowiedziałem się że na Amidze był Warcraft II, Quake, WipeOut 2097 czy Myst. Szok. A przeglądając wczoraj jakieś notowanie amigowego TOP, w pierwszej dziesiątce zobaczyłem nieznany mi ZUPEŁNIE tytuły: Breathless. Oczywiście zaciekawiony sprawdzam co to jest i...  . A idź pan w... do wuja z tym. Znowu jakiś mierny naśladowca Dooma. (...) Przyznam się przy okazji, że nigdy nie zrozumiałem fenomenu Moonstone, Flasback, Chaos Legion Engine [co za fatalny błąd], Dune II i Franko (o rany, jakie to było biedne w porównaniu z łażankami-nawalankami na MegaDrive). Nie żeby gry mi się nie podobały, ale czemu okupują szczyty wszystkich rankingów, tego nie kapuję. I jak widać z poniższego notowania, nie byłem fanatykiem Sensibla. Oto moje TOP 30, trochę subiektywne, ale może dlatego coś Was zainteresuje. Lekturę polecam głównie byłym (i obecnym?) posiadaczom platform z rodziny Commodore Amiga. Platformy, która obiektywnie patrząc była lepsza niż SNES i Mega Drive.


PS. Czemu TOP 30 a nie TOP 10? Bo nie przeżyłbym odrzucenia aż tylu supergierek. Na początlu miało to być TOP20, potem TOP25 a gdy zauważyłem, że nie mieści się mi Silly Putty to zrobiłem TOP30.





#1 Hired Guns (1993, DMA Design)

 


Kocham tę grę do dziś. Kocham. Choć oczywiście nie odpalam jej od lat, bo wolę zapamiętać ją tak, jak przystało na... grę mojego życia. Tysiące godzin (bez przesady) przed telewizorem. Plansze znałem na pamięć, w zasadzie mogłem grać "w głowie", bez włączania kompa. Oczywiście mowa o multi, bo multi w Hired Guns był przekozacki. To było to, co ludzie odkryli dopiero po kilku latach na PC (Counter Strike i inne). A ta muza... dawała taki klimat, że słów mi brakuje, żeby go opisać. Polecał posłuchać to i to.
Efekty dźwiękowe na A1200 (więcej pamięci RAM) były też konkretne (przeładowanie giwery - miodzio). DMA Design, czyli dzisiejszy Rockstar - dziękuję Wam za Hired Guns.
*Co, nie wiedzieliście, że DMA to Rockstar North? To już wiecie. Chłopaki przed GTA zrobili takie kultowe amigowe gry jak Shadow of the Beast, Walker i Lemmings (również w TOP30). Pierwszą ich grą w którą się trochę zagrywałem (trochę, bo była za trudna) to Blood Money również na Amidze. Strzelanka scrollowana w lewo w stylu R-Type, ale naprawdę hardkorowa (polecam posłuchać muzy z intra - puszczałem ją wtenczas każdemu kto do mnie przychodził, a to była produkcja z '89 roku, czyli okresu gdy sporo luda grało jeszcze na Pegasach i C64). 


#2 Kick Off 2  (1990,  Anco Software)

 


Dino Dini. Kiedyś był sławny. Kto to? Koleś który zrobił Kick Offa. Nie wiem co dziś porabia (Anco software ostatni raz wydało knota Sven-Göran Eriksson's w 2002 roku), ale pamiętam, że masterowałem Kick Offa przez całe 5 lat, bo był tak wymagający. No i działał w multi - na 4 graczy (każdy sterował jednym zawodnikiem i można było grać bramkarzem!). Sensible w porównaniu z Kick Offem był grą casualową. Nie zapomnę tych bramek - strzelić taką to było coś, np. z przewrotki zza pola karnego, po dośrodkowaniu z narożnika boiska. Poeeeezjaaaa.
 

 

 

 


#3 Dyna Blaster   (1992, Hudson Soft)

 


...na 5 graczy była boska, choć trzeba przyznać że taki Bomberman 2 ze SNES-a bił ją na głowę ilością ustawień i różnorodnością (plansz, power-upów). Kiedyś codziennie się grało w "Dynkę". A nie chwaląc się, dobry w to byłem. Pamiętam, że po roku szarpania pierwszy ograł mnie Bufi, zdobywając pięć pucharów przede mną. Ach, ta melodyjka, do dziś ją słyszę.

 

 

 



#4 The Settlers  (1993, Blue Byte)

 


Najlepszy był na 2ch graczy. Choć muszę przyznać, że dalsze etapy w kampanii z komputerem dawały w kość. Taka pocieszna gra. Każdy ją zna, więc przechodzę dalej.
 

 

 

 

 

 

 

 

 


#5 Cannon Fodder 1 i 2  (1993, Sensible Software)

 


Szybkość + dobra taktyka + odrobina szczęścia dawały receptę na sukces. A ile razy powtarzałem niektóre plansze... o jaaa. Przypomnijcie, bo nie pamiętam dokładnie, ale była chyba opcja restartu planszy, bo kojarzę, że gdy zginął mi dobry wojak, to od razu przechodziłem level od nowa. Tym sposobem całą grę zaliczałem max 10 żołnierzami. Dzięki temu zawsze miałem mocną ekipę o wysokich rangach (dobra celność, daleko rzucali granatami itd.).  Skończyłem obie części i do dziś czekam na 3-jkę.

 

 

 


#6 Syndicate  (1993, Bullfrog)

 

Może gdyby nie Syndicate, to by mnie tu nie było? Kto wie. Pierwsza napisana przeze mnie recenzja dotyczyła Syndicate, którym byłem zauroczony. Tekst pojawił się w zerowym numerze Gamblera a ja byłem posikany ze szczęścia (dzięki Mirek i Szymon!). Łyknąłem bakcyla i... zostało mi do dziś. A zatem można powiedzieć, że dzięki Syndicate jestem redaktorem naczelnym :) (Silly Putty miał w tym też swój udział, bo dzięki tej grze poznałem Szymona Grabowskiego, który zaciągnął mnie do ŚGK, do którego przez jakiś czas pisałem pod dziwnymi pseudonimami). Ale wróćmy do Syndicate. Pamiętam, że ze Starem i Bodkiem wyjechaliśmy w góry (niby na narty - taka ściema dla rodziców), biorą ze sobą trzy Amigi i nowo zakupionego Syndicate. Nie jestem z tego dumny, ale używając XCopy mogliśmy zagrać w grę na 3ch Amigach. I tym sposobem zaczęliśmy się ścigać - kto pierwszy przejdzie całość. Maraton skończył się chyba po 3-4 dniach, w których spaliśmy po 5-6h na materacach i jedliśmy sam makarom (najłatwiej i najszybciej przyrządzić). Nie pamiętam kto wygrał, ale pamiętam, że byliśmy na maxa podjarani dziełem Bullfroga. Nawet sesji multi w Dynkę nie było - liczył się tylko Syndicate. Dla mnie Molyneux nie ma racji twierdząc, że "Nigdy nie stworzyłem wspaniałej gry".

 





#7 Secret of Monkey Island 2 Lechuck's Revenge

(1991, LucasArts)

 


Przyznam się, że czasami zaglądałem do opisu, które to opisy notabene sprzedawał na giełdzie tato Aja. Ale starałem się grać bez podpowiedzi, bo w końcu na tym polega zabawa w point'n'nclick. Zabawne dialogi, super klimat (dzięki udźwiękowieniu), piękna grafa, a 2 stacje dysków dawały jakiś komfort, żeby nie wachlować za dużo dyskietkami. Szkoda, że padł mi save pod koniec przygody. Od nowa już nigdy nie chciało mi się zaczynać a któregoś dnia na pewno wezmę się za to na poważnie na Xboksie.
 

 



#8 PowerMonger (1991, Bullfrog)

 


To taki protoplasta Warcrafta, od Piotrusia Molyneuxa. Długa gra. Nie pamiętam nawet czy ją w końcu zaliczyłem na 100%. Zobaczcie jak to wyglądało. I pomyśleć, że te odgłosy kiedyś nawet mi się podobały :).
 

 

 

 

 

 

 


#9 Pinball Dreams / Pinball Fantasies (1992/95, Digital Illusions - dzisiejsze DICE)

 


Głupie odbijanie kulki, ale... co Wam będę tłumaczyć. Każdy wie, że to wciągało. Dziś już omijam flipery, bo ileż można. Ale Pinball Dreams to było coś, tym bardziej, że w szkole można było zakozaczyć i  rzucić tekstem o nowym rekordzie. Po szkole każdy biegł do domu, żeby następnego dnia stwierdzić "Eee, ten twój rekord to ja pobiłem na luzaku" (a że siedziałem nad tym po kilka godzin, to się nie przyznawałem). Czemu nie ma tu Slam Tilta i Pinball Illusions? Bo nie grałem już w te pozycje.
 

 



#10 Lemmings (1991, DMA Design)

 


Lemmingi były zajo na 2 graczy. Po prostu extra. Pewnie o tym nie wiecie, bo mało kto grał na 2 graczy. Robienie syfu na terytorium przeciwnika za pomocą "jednego agenta" dawało mega frajdę. Jeden mały ludek potrafił ukatrupić dziesiątki, jeśli tylko w odpowiednim miejscu i czasie (i najlepiej niepozornie) wykopał dziurę, zbudował schodki (do przepaści) lub postawił stopera. Wyczyszczona myszka bardzo pomagała, bo tu trzeba było szybko, precyzyjnie klikać i scrollować ekran celem panowania nad sytuacją. No i te molodyjki - rozwalają mnie po dziś dzień. Dopiero LocoRoco je przebiło, ale posłuhajcie 3ch najlepszych: pierwsza, druga i trzecia.

 

 


#11 Another World (1991, Delphine Software)

 


Niezapomniana, nietuzinkowa, magiczna, różnorodna... wiele epitetów można napisać pod adresem AW. Połączenie platformówki i strzelaniny w oprawie fabularnej. Szkoda, że nigdy nie miałem okazji zagrać w drugą część na Mega CD pt. Heart of the Alien. Może w końcu ktoś się zlituje i to wykupi, wrzucając na platformy cyfrowe? Nosz kur... czy ja muszę podpowiadać, jak zarobić trochę grosza? Kto w ogółe dziś ma do tego prawa? To jest dobre pytanie.

 

 


#12 ATR: All Terrain Racing  (1995, Team 17)

 


Uwielbiam do dziś wyścigi od góry a na Amidze było ich sporo, że wspomnę tu o: Nitro, Super Cars 1 i 2, Overdrive, Roadkill, Grand Prix, Super Off Road, Warm Up, Carnage, Indy Heat, Micro Machines... ups, sora, poniosło mnie. Ale nie kłamałem że uwielbiam takie gry :). A ATR był w tej klasie najlepszy, nawet Skidmarks nie podskoczyło. Fajna grafa, wysoki stopień trudności, dobre sterowanie i multiplayer. Konkret. Czemu dziś Team 17 nie robi tak zajebongowych gier :(.
 

 

 

 


#13 Sensible Soccer (seria)  (1992- , Sensible Software)

 


Komentarz będzie o dziwo krótki - wkurzały mnie tylko akcje-schematy. Nie lubię schematów w piłce nożnej. Ale respekto za całe licencjonowane zaplecze. Grałem sporo, ale nie powiem, żebym był fanatykiem Sensibla.

 

 

 

 

 

 

 



 

#14  Speedball 2: Brutal Deluxe  (1990, Renegade)

 

"Ice cream! Ice cream!" To mi w uszach dźwięczy na hasło Speedball 2. Wspaniałe zasady gry i taka samo wspaniała kontrola nad zawodnikami. Szkoda, że liga nie była dłuższa i bardziej wyżyłowana, bo skończyłem ją i nie stanowiła już dla mnie wyzwania. Pozostało ciorać na 2 graczy. Ale grafika była piękna, jak na 1990 rok to w ogóle mistrz. Wiadomo - to Renegade. Oni zawsze robili takie fajne bitmapy w stylu prerenderowanych obiektów i umieli dobrze dobrać kolorystykę.

 

 

 



#15 Test Drive 2: The Duel (1989, Accolade)

 


Wspaniałe odgłosy silnika, "prawdziwy" kokpit samochodu i niezły realizm. Ta gra wyszła w 1989 roku a grałem w nią do 1995, bo w zasadzie nie było nic lepszego w tym temacie. Wiem, Lotus był fajny (ach, to intro z dwójki! Ta muzyka do dziś mnie okrutnie jara), ale to nie to. W Test Drive 2 mogłem się wczuć, że prowadzę tę furencję. Najfajniejszy moment - jechać kilka kilometrów powoli, zgodnie z przepisami a potem... depa! Ach, jak to szło. Oczywiście na manualu, bo wtedy była największa frajda (to chyba jedyna gra w która grałem z manualną skrzynią!). Oczywiście do TDII miałem wszystkie data dyski (a było ich chyba 4). Accolade zaszalało z tą pozycją. Pamiętacie intro z Ferrarką, ten odgłos przy jej zapalaniu .
 

 

 


#16 Gobliiins  (1992, Coktel Vision)

 


Logiczne przygody trzech półmózgów, to gra która w szkole rodziła ciągle to samo pytanie "W której już jesteś planszy?". Star był w to najlepszy. Wyprzedził mnie skubany i skończył pierwszy. Ale frajdy było co nie miara. Nie zapomnę tego matoła z uśmiechem z wystającymi w dół zębami. Rozbrajał mnie.
 

 

 

 


#17 Ruff' n'Tumble  (1994, Renegade)

 


Jest z ostatnich wielkich gier Renegade. Platformówka + strzelanina, coś ala Turrican, ale ze znacznie lepszą grywalnością. Muza też dawała radę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


#18 Alien Breed II i Alien Breed: Tower Assalut  (1991- , Team 17)

 


Cała seria byłą świetna. Jestem fanem obcego więc siłą rzeczy ta gra mi przypadła do gustu (klimat był całkiem niezły), szczególnie na 2 graczy w coopie. Osłanianie się nawzajem dawało niezłą wczówkę.
 

 

 

 

 

 

 

 


 

#19 Mercenary II i III (1990-91, Novagen)

 

Bardzo mało znana seria przygodówek 3D (nieoteksturowane polygony) w ujęciu FPP, które to przygodówki oferowały freeroaming. Wyobraźcie sobie Elite, tyle że nie nastawione na handel, ale na przygodę. Do zwiedzenia było 9 planet i kilkanaście księżyców w ramach jednego układu słonecznego, w którym trzeba było rozwiązać pewien problem (inny - w zależności od gry). Na powierzchni przemieszczaliśmy się taksówkami bądź, jesli udało nam się zdobyć - własnymi środkami transportu, zaś między ciałami niebieskimi kursowały kosmiczne statki-czartery (super efekt podczas lotu, bo dało się rozglądać po kabinie i obserwować jak przelatujemy z jednej planety na drugą). Gra urzekła mnie wtedy dwoma elementami - freeroamingiem (i to takim, że dziś żadna gra by sie takiego nie powstydziła) oraz tajemnicą, jaka kryje w sobie dana przygoda. Graliśmy w to ze Starem kilka miesiący próbując wyczaić o co właściwie w tej grze chodzi, bo informacje były bardzo zdawkowe, a w ogóle żeby jakaś zdobyć, trzeba się było sporo najeździć. Chodzenie piechotą było strasznie czasochłonne (kilka razy próbowałem i po kilku godzinach drałowania wymiękłem i poszedłem złapać taxi). Szkoda, że dziś nie powstaje więcej takich właśnie gier. Możliwości sprzętowe temu sprzyjają. Poproszę fajną kosmiczną, freeroamingową przygodówkę. Rockstar... ej, Wy tam.

 

 

 

#20 The Shepherd (1993?)

 


Strategiczna gra shereware, przypominająca zasadami Sim City, z tą różnicą, że w Shepherd należało zbudować harmonijny ekosystem. Grałem w to bardzo długo (bo w ogóle ciężko było rozkminić zasady) przechodząc kolejne światy i gapiąc się czy moje barany przeżyją suszę, czy lwy będą mogły sobie zjeść jakiegoś barana, czy strusie nie wyżerają innym zwierzakom zieleniny itd. Bardzo fajna i pouczająca gra, i w zasadzie nieznana. Rzucam linka.
 

 

 

 


#21 Ishar, Ishar II  (1992/93, Silmarils)

 


Jedyny RPG w moim zestawieniu. Urzekły mnie scenerie (Dungeon Master, Black Crypt wkurzały mnie z tymi podziemiami), prosty interfejs, fajny klimat. Ale cieńki w to byłem, do dziś zresztą nie czuję się mocny w RPG. Star skończył wszystkie części (nie wiem czy trójkę też), co dało mi do zrozumienia, że nie może się marnować, więc wkręciłem go do ŚGK. Trzeba przyznać, że wszystkie gry których filozofię dało się przełożyć na liczby, Star rozkminiał w oka mgnieniu, przynosząc zawsze kartki w kratkę zapisane tabelkami, w których roiło się od cyferek. O ile pamiętam, to chyba nawet opis Ishara II do ŚGK robiliśmy ze Starem. To znaczy Star robil a ja to pociskałem naczelnemu :)

 

 


#22 Mortal Kombat II  (1993, Midway)

 


Ponieważ nie było Internetu rozkminiałem sam wszystkie zakończenia (Fatality, Babality i Frendshipy), bo w Gamblerze miał się pojawić mój opis. Czujecie? Siedziałem całymi dniami i próbowałem wszystkich możliwych kombinacji na zakończeniu walki. I to do wszystkich postaci. Nawet nie chce dziś zaglądać do tego opisu, bo pewnie nie był w 100% wyczerpujący. Zrzucam na karb realiów panujących w latach 90tych :).
 

 

 

 


#23 The Adventures of Robin Hood  (1991, Millenium )

 


Grając w tę bardzo prosta i krótką grę przygodową, za każdym razem działo się coś innego. To pierwsza pozycja jaka dała mi do myślenia nad skryptem SI - w ogóle pierwszy raz zwróciłem uwagę, że coś takiego jest w grach :). Oczywiście po jakimś czasie, jak to ja, zacząłem olewać główną linię fabularną stając się największym złoczyńcą w okolicy (kłusownictwo, kradzieże, zabójstwa). Dochodziło do różnych zabawnych sytuacji, ale zawsze największe ciary miałem przechodząc na ciemną stronę i unikając zastawionych na mnie obław. Gra z cyklu - pocieszno-zbójecko-napadalska.
 

 

 

 


#24 Magic Pockets (1991, Renegade)

 


Kolejna platformówka w moim zestawieniu. A ja kiedyś bardzo je lubiłem. Magic Pocket od magików z Bitmap Brothers nigdy nie skończyłem (max do 5 świata dotarłem) choć próbowałem wiele razy. Piękna grafa, nieźle ustawiony poziom trudności (dla ambitnych) powodowały, że Super Frog i Gods nie startowały do tej pozycji. Co prawda w MP niewiele było platform, nie była to też na pewno szybka gra, ale o ile wiem, nie tylko ja się w niej zakochałem.

 

 

 



#25 Brutal Sports Football (1993, Teque)

 


Mało znany tytuł, ale polecam obczaić choćby na YT.  Futbol Amerykański w krzywym zwierciadle, czyli sportowa gra drużynowa + total mayhem. Latające głowy, walka na miecze, wybuchy na boisku... czasami nawet nie miał kto podbiec do piłki, bo dookoła "everybodys zgon". Ta gra przyprawiała mi banana na twarzy. Czemu dziś nikt nie wpadnie na tak rajcowny pomysł?
 

 

 

 


#26  Curse of Enchantia  (1992, Core Design)

 


Ładna i zabawna przygodówka point'n'click, mocno uproszczona, ale za to bardzo grywalna. Jedna z końcowych scen, na cmentarzu daje radę.

 

 

 

 

 

 



 

#27 Roketz  (1995?)

 


Gra Public Domain, znaczy się że darmowa. Nie pamiętam skąd ją miałem, ale chyba Amiga Power dodała ją do dyskietki coverowej. Pomysł zaczerpnięto z Asteroids, tyle że kamera ukazywała świat z boku a nie od góry (czyli PixelJunk Shooter się kłania). Trzeba było zatem uważać, żeby nie spaść na dół latając zakręconymi korytarzami, czasami bardzo wąskimi. A ponieważ stateczki miały bardzo mocne dopalacze i latało się naprawdę szybko, toteż łatwo było gdzieś przydzwonić. Oczywiście najlepsze było multi - gonitwa po korytarzach i ostrzeliwanie się z dystansu zza węgła. Gra była tylko na A1200 i trzeba przyznać, że grafa robiła wrażenie (prerenderowana sceneria i stateczki).
 

 



#28 Silly Putty (aka Putty)  (1992/93, System 3)

 


Piękna grafa (animacją rządziła). Zabawny główny bohater i w ogóle niezły humor. Dużo możliwości i bardzo dobre sterowanie. Nie wiem czemu ta gra była tak mało znana. Szkoda. Ci goście potem zrobili Ruff 'n'Tumble i Putty Squad, który o ile mi wiadomo, wyszedł tylko na SNES-a Amigowcom zrobili smaka samym demo dyskiem, w którego się zagrywałem jak dziki a pełnej gry już nie ujrzałem.
 

 

 

 


#29 Vroom  (1991, Lankhor)

 


Zaskoczyło mnie, że można zrobić tak szybkie wyścigi. Chyba po dziś dzień nie powstały żadne inne wyścigi w których ułamek sekundy decydujący o reakcji może spowodować wypadek. Uwierzcie że nawet WipeOut nie może się równać z Vroomem. Ale dało się to panować! A jaką radochę sprawiało bezkolizyjne ukończenie wyścigu. Zazwyczaj po 3ch trasach wyłączałem tę grę, bo zaczynała działać mi na nerwy, ale ciągle do niej wracałem. Po roku pojawił się  uderzająco podobny Nigel Mansell's World Championship, ale ja wolałem Vrooma.
 

 

 



#30 Formula One Grand Prix  (1991, Microprose)

 


Framerate był słaby, ale... fajnie grało się w multi,po kolei -  na zasadzie przekazywania pada kolejnemu graczowi. Każdy z graczy miał 2 bolidy w teamie (jak to w F1) a zatem jeśli graliśmy na 3 graczy, komputer musiał 6 razy (bo każdy ma 2 bolidy) zmieniać prowadzącego podczas jednej „tury”. W praktyce, podczas kierowania bolidem pojawiał się komunikat, że za 5 sekund kontrolę przejmie komputer i w tym czasie pada należało przekazać kolejnemu graczowi, który za moment dostawał komunikat, że za następne 5 sekund zacznie prowadzić bolid ze swojego teamu (w tym czasie już komputer już wskakiwał do odpowiedniego kokpitu, żeby przez te kilka sekund można było ogarnąć jaka jest sytuacja tego pojazdu na torze).  Dzięki temu 3 graczy mogło grać w pełnoekranowy wyścig. Bardzo fajny patent.
 

 



# 31 - Wszystkie inne fajne gry na Amigę
Wiele gier nie zmieściło się do tego notowania: znakomity Rampart (w multi roxx), klimatyczny Perihelion: The Prophecy, fajne strategie budowlane Utopia i K-240, Historyline, Indiana Jones and the Last Crusade oraz Fate of Atlantis,  Elfmania, Lotus 2, Elite 2, North & South, Railroad Tycoon, Pang, Worms, Rick Dangerous, Lure of the Temptress, SWIV, Walker, Desert Strike. I Superfrog też. Ponieważ nie ma już dla nich miejsca, niech będą ex equo na 31 pozycji. Aż boję się, że o czymś zapomniałem.
 




Najlepsi developerzy tamtych czasów: DMA Design, Renegade, Team 17, Sensible Software, Bullfrog. Dziękuję Wam za te wszystkie gry!




Kończąc pisać to zestawienie naszła mnie pewna refleksja. Mamy tu 30 wspaniałych gier, które kiedyś sprawiały tyle radości. Czy te pozycje dziś również bawiłyby graczy? Prześledziłem szybko pod tym kątem całą listę i z przykrością muszę stwierdzić, że dosłownie kilka z nich mogłoby w pierwotnej oprawie dziś zaistniećna rynku. Kolejnych kilka trzebaby lekko odświeżyć (np. Another World, które włączyłem przed kilkoma laty i... przestraszyłem się). I tym samym mam poniekąd odpowiedź na pytanie: czemu dziś nikt nie kwapi się, żeby wrzucić te gry do dystrybucji cyfrowej pod jakimś chwytliwym sloganem typu "Amiga Collection". Choć z drugiej strony, na Virtual Console są czasami gorsze rzeczy i ktoś to chyba ściąga.

Źródło: własne

Komentarze (163)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper