Krótka historia o tym, jak spotkałem Jarosława Boberka

BLOG
1160V
Krótka historia o tym, jak spotkałem Jarosława Boberka
Tomasso_34 | 17.01.2017, 22:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

To był zwykły grudniowy dzień. Czwartek 7.00 rano. Pracę w urzędzie tradycyjnie rozpocząłem od "pożywnego śniadania", na które składały się trzy rogaliki maślane i kubek kawy rozpuszczalnej z egzotycznej Jawy. Gdy już się dobrze posiliłem i byłem gotowy do pracy jakiś jegomość zapukał do drzwi mojego biura... 

Grzecznie powiedziałem "proszę wejść", a następnie wskazałem miejsce, gdzie może usiąść. Obsłużyłem go najlepiej jak umiałem oraz na odchodne obdarowałem uśmiechem. Warto się uśmiechać do ludzi. Ułatwia to wspólną egzystencję. Reszta dnia była spokojna i przebiegała rutynowo. Drugie śniadanie, kolejna kawa i coś słodkiego. Od południa zajmowałem się wyjaśnianiem problemowych faktur oczekując godziny 15.00 kiedy to będę mógł spokojnie zakończyć dzień pracy i udać się do domu, aby wziąć w ręce pada i rozkoszować się elektroniczną rozrywką. 

Gdy grałem w najlepsze w "Yakuza 5" o mało nie dostałem zawału, gdy na ekranie mojego telefonu pojawił się komunikat o następującej treści: „Jarosław Boberek. Biblioteka. Spotkanie. 17.30.” Patrzę na zegarek – godzina 16.30. Odetchnąłem z ulgą. Zdążę na spotkanie z królem polskiego dubbingu. W myślach dziękowałem Bogu i Przenajświętszej Maryi zawsze dziewicy, że ustawiłem to przypomnienie. Byłbym strasznie wkurzony, gdybym zaprzepaścił okazję uściśnięcia dłoni Jarosława Boberka vel Nathana Drake'a.

Pośpiesznym krokiem ruszyłem w kierunku Biblioteki Miejskiej im. Ryszarda Berwińskiego w Środzie Wielkopolskiej, która swoją siedzibę ma w miejscu dawnej synagogi żydowskiej. Zabrałem ze sobą teczkę, w której miałem okładki czterech części "Uncharted". Na owych okładkach w moim zamierzeniu mistrz Boberek miał złożyć autografy wraz z dedykacją. Nie wszystkie okładki były moje. Nie jestem aż tak zachłanny. Moje były tylko dwie, a więc połowa. Cholera! Chyba jednak jestem zachłanny. Na okładce zremasterowanej na PS4 trylogii "Uncharted" miałem wziąć autograf mojemu serdecznemu przyjacielowi Robertowi. Misją specjalną było zdobycie autografu na egzemplarzu "Uncharted 3" dla młodej Aleksandry - córki mojej szefowej. Jedno było pewne. Misja musiała zakończyć się powodzeniem. Innej opcji nie brałem pod uwagę. Okładki "Uncharted 2" i "Ucharted 3" w wersji GOTY miały zostać ozdobione autografami dla mojej skromnej, choć niemałej osoby.

 

 

Na spotkanie przybyłem jako drugi. Pośpiesznie zająłem miejsce w pierwszym rzędzie, aby mieć dobry widok i móc swobodnie zadać jakieś pytanie. Mistrz przybył punktualnie pomimo trudnych warunków panujących na drodze oraz bólu pleców, który doskwierał mu od kilku dni. Sala nie była pełna, ale jak na realia małej gminy miejsko – wiejskiej frekwencja i tak była spora. Pan Boberek przybył w towarzystwie swojego kolegi, który na co dzień pisze i reżyseruje przedstawienia teatralne. Miał się pojawić w towarzystwie swojej pani menedżer, jednak stało się inaczej, gdyż nieobecna pani zaniemogła z powodu przykrych dolegliwości towarzyszących kobiecie w stanie błogosławionym.

 

Spotkanie rozpoczęło się od przywitania mistrza gromkimi brawami na stojąco. Pan Boberek zaproponował formę spotkania. Nie chciał przemawiać. Poprosił o zadawanie pytań. Nieskromnie dodam, że mi jako pierwszemu udało się zadać pytanie z sali. Zapytałem, którą cześć "Uncharted" lubi najbardziej. Bez wahania odpowiedział, że drugą, gdyż była to pierwsza odsłona przygód Nathana Drake'a, w której mógł udzielić swojego głosu. Nie spodziewał się, że gry konsolowe to tak ogromne medium i że aż tyle osób w nie gra. Było to dla niego pozytywne zaskoczenie i zarazem duma, że stał się częścią czegoś wielkiego, co rozpala umysły graczy do czerwoności. Przy dubbingowaniu kolejnych części czuł wielką odpowiedzialność. Wiedział, że nie może zawieść tysięcy polskich graczy. 

 

 

Kolejne pytania, które padały z sali, nie dotyczyły gier, ale jego występów przed kamerami i użyczaniu głosu w filmach animowanych. Mistrz udzielał ciekawych i wyczerpujących odpowiedzi. Mówił, że postęp technologiczny bardzo ułatwia pracę w dziedzinie dubbingu. W erze analogowej w studiu nagrań musieli być obecni na raz wszyscy aktorzy podkładający głos w danej scenie. Było ciasno i niełatwo się pracowało. W erze cyfrowej wszystkie kwestie aktor nagrywa sam, a potem się to odpowiednio montuje, aby uzyskać zadowalający efekt.

Pan Boberek pochwalił się, że obecnie kreci w Bieszczadach dla HBO drugi sezon serialu „Wataha”. Ciekawostką jest to, że drugim reżyserem tegoż serialu jest jego syn, który swoją karierę zaczynał od podawania kawy na planach filmowych.

Nie mogło zabraknąć pytań o kultowy serial „Rodzina zastępcza”. Mistrz bardzo dobrze wspomina tę produkcję, choć na planie zdjęciowym nie pracowało mu się łatwo z powodu dziecięcej obsady, która pomiędzy ujęciami cały czas płatała mu figle.

Pod koniec spotkania padło z sali ciekawe pytanie: ”Czy odmówił Pan kiedyś jakiejś roli?” Aktor odpowiedział, że miał propozycję zagrania ojca – psychopaty, który maltretuje swojego syna. Mówił, że nie był w stanie zagrać tej roli jako ojciec bardzo kochający swoje własne dzieci.

Aby rozweselić publikę pochwalił się, że miał kiedyś propozycję zagrania w reklamie… podpasek. Odmówił, bo nie czuł się kompetentny do zagrania tej roli mimo, że wcielał się w różne postacie choćby kobiety w spektaklu teatralnym „Dwie połówki pomarańczy". Opowiedział także, że miał kiedyś okazję grać w serialu portugalskim, w którym mówił miejscowym językiem. Swoje kwestie dostał spisane fonetycznie, gdyż język portugalski jest mu całkiem obcy. Po zagraniu jednej sceny otrzymał wiele pochwał za piękne posługiwanie się portugalskim z lizbońskim akcentem. 

Na koniec spotkania publika zapytała się pana Boberka czego mu życzyć? Skromnie odpowiedział, że jego marzeniem jest zagrać główną rolę w jakimś mocnym filmie, który zostanie zapamiętany, aby w końcu ludzie nie kojarzyli go tylko i wyłącznie z posterunkowym z „Rodziny zastępczej” oraz Kaczorem Donaldem i Królem Julianem.   

 

 

 

Po zakończeniu spotkania pośpiesznie popędziłem w kierunku mistrza, aby zdobyć autografy. Podpisał wszystkie cztery okładki oraz na kopercie napisał dedykację dla mamy mojej przyjaciółki z Torunia. Zrobił to z wielką przyjemnością. Udało mi się jeszcze namówić pana Boberka na kilka wspólnych zdjęć. Dzięki temu będę miał piękną pamiątkę, z której będę dumny przez całe życie.

Mistrz Jarosław Boberek to bardzo sympatyczna i kontaktowa osoba. Jest mi niezmiernie miło, że miałem okazję uścisnąć dłoń tego wielkiego aktora.

 

 

Wpis powstał za sprawą użytkownika yavny, który chciał poznać historię mojego zdjęcia z Jarosławem Boberkiem zamieszczonego na gramotach.

Jeśli spodobał Ci się ten tekst i masz ochotę na więcej moich wypocin zapraszam na mój blog kresleslowa.blogspot.com. 

 

Oceń bloga:
20

Chcecie czytać moje kolejne teksty, czy mam dać odpocząć przyciskom klawiatury?

TAK
39%
NIE
39%
Pokaż wyniki Głosów: 39

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper