Terra Memoria recenzja

Terra Memoria - recenzja gry. Miniaturowy jRPG

Paweł Musiolik | 08.04, 22:00

Roger, próbując mnie przekonać do zrecenzowania Terra Memoria, skorzystał z argumentu, że „redaktorzy Extrima zabijali się o ten tytuł”. Nie uwierzyłem, choć jak widzicie, grę ostatecznie przytuliłem. Co mnie skusiło? Obietnica skondensowanej produkcji, która w dobie rozwleczonych do maksimum gier spadła mi z nieba. 

Wyboru nie żałuję, choć przyznaję, że odczucia po Terra Memoria są najwyżej mieszane. Gdyby nie to, że tytuł da się ukończyć w około 10 godzin, co jak na dzisiejsze standardy jRPG-owe jest czymś niespotykanym, oceniłbym grę znacznie surowiej. A tak, zanim zacząłem się poważnie nudzić, oglądałem napisy końcowe. Chciałbym, by inni twórcy poszli w tym kierunku, niezależnie od gatunków.

Dalsza część tekstu pod wideo

Największym problemem Terra Memoria jest chyba fakt, że to produkcja nadzwyczajnie poprawna. Niczym się nie wyróżniająca, nieposiadająca żadnej cechy, która by mnie zachwyciła. Jednocześnie wszystko jest na swoim miejscu, nic nie jest popsute i żadna z mechanik nie sprawia, że nie mamy ochoty w to grać. A jednak, gdyby mnie ktoś za tydzień zapytał, o czym była ta produkcja, nie byłbym w stanie mu za bardzo nic powiedzieć. A jestem za młody, by cierpieć na zaniki pamięci.

Małe, niezależne i… nijakie

Terra Memoria #1

Fabuła kręci się wokół kryształów, z których obecne w świecie gry nacje czerpią magię napędzającą wszystko, co ich otacza. Z jakiegoś powodu dostępność tychże kryształów znacząco się pogarsza, więc… no nic się nie dzieje. Gdzieś po godzinie gry jedna z postaci uznaje, że w sumie warto byłoby to zbadać i wysyła nas na niesamowitą przygodę pełną zwrotów akcji. No... z tym że nie. Historia jest przewidywalna do cna, choć uczciwie zaznaczę, że scenarzyści nie silili się na górnolotną historię i czasami miałem nawet wrażenie, że w niektórych momentach śmiali się z siebie samych.

Nieco lepsze wrażenie robi świat gry. Kolorowy, różnorodny i dosyć kompaktowy, dzięki czemu nawet nadmiarowy backtracking przy zaliczaniu zadań pobocznych (a wierzcie, jest ich na potęgę) nie jest męczący. Szkoda tylko, że bohaterowie (jest ich szóstka) są kompletnie bez charakteru.

Mechanikom towarzyszy maksyma — po co kombinować

Terra Memoria #2

Twórcy niezależni uwielbiają eksperymentować w swoich grach, co czasami ma skutki odwrotne do oczekiwanych. Deweloperzy Terra Memoria postanowili jednak nie kombinować i dostarczyć nam jedną bardziej bezpiecznych mechanicznie gier, z jakimi miałem ostatnio do czynienia. Wspomniałem już, że w tej produkcji mamy masę zadań pobocznych, większość z nich opiera się na dwóch zasadach. Albo musimy z kimś pogadać, albo coś komuś przynieść. Bez dodatków. Tak po prostu.

Poza tym w świecie gry nie bardzo jest co robić. Fakt, zbieramy składniki do dań, które sobie gotujemy, by zwiększać maksymalny poziom życia. Albo przeróżne śmieci, służące do wykuwania przypinek dających dodatkowe bonusy do siły wybranego elementu u postaci. No, jest jeszcze segment im. Boba Budowniczego. Gdzieś w połowie gry trafiamy do miejsca, które służy za plac budowy i jeśli chcemy poświęcić kilka godzin bez jakiejkolwiek gratyfikacji, możemy sobie budować wioskę. Dzięki, postoję.

Jak możecie się domyślać, walka do skomplikowanych nie należy. Bohaterowie dysponują wyłącznie atakami magicznymi. Starcia toczą się w turach. Przewagę możemy zdobyć, gdy „przełamiemy” przeciwnika wykorzystując element, na który jest podatny. Co ciekawe, mimo że w zespole mamy sześć postaci, tylko trójka z nich walczy, pozostali pełnią funkcję wsparcia, pozwalając na zmienianie właściwości rzucanego ataku. Nie mamy wielkiego wpływu na to, w jakiej formacji rozpoczniemy dane starcie, jednak twórcy pozwalają nieco ograniczyć pulę, z jakiej są one losowane. Dla kogoś może to zabrzmi interesująco, jednak przestaje takie być po godzinie i kolejne starcia, nawet z bossami odbębniamy z automatu.

Piksel piksela pikselem pogania

Terra Memoria #3

Oprawa wizualna jest, jaka jest. Pixelart i twórcy niezależni w przypadku tego gatunku to niemalże norma. Nie inaczej jest tutaj. Bohaterowie są nieźle animowani, choć osobiście nie uważam, by ich sprite’y trzymały wysoki poziom. Nieco lepiej wypadają efekty specjalne w trakcie walk, choć i tutaj jest bez szału. Chciałbym też napisać coś o ścieżce dźwiękowej, jednak nie bardzo wiem co. Że jest? Choć raz zdarzyło mi się grać z wyciszonym TV i nawet tego nie zauważyłem przez dłuższą chwilę. Może to będzie idealnym określeniem tego, czy utwory z gry wpadają w ucho.

Z recenzji Terra Memoria wyłania się gra, jakich na rynku mamy dziesiątki, jeśli nie setki. Ot, kolejny niezależny jRPG, który chciałby nawiązać do 16-bitowej ery, jednak wychodzi mu to jako-tako, by nie powiedzieć, że w ogóle. Plusem na pewno jest krótki czas potrzebny do ukończenia gry (a i wymaksowanie nie zajmie Wam zbyt dużo czasu). No i cena, bo 89 złotych to nie jest majątek. Choć patrząc na konkurencję, poczekałbym do promocji. Głębszej.

Ocena - recenzja gry Terra Memoria

Atuty

  • Grę można ukończyć w około 10 godzin, przez co nie zacznie Wam się nudzić
  • Prosty system walki

Wady

  • Produkt totalnie nijaki ani przesadnie zły, ani nadzwyczajnie dobry
  • Gotowanie w formie minigry. Po co?
  • Fabuła do zapomnienia
  • Nijaka ścieżka dźwiękowa

Cóż mogę powiedzieć. Na rynku znajdziecie wiele lepszych gier. Terra Memoria polecę tym, którzy w gatunku jRPG zaliczyli wszystko i desperacko szukają czegoś nowego. Czegokolwiek.
Graliśmy na: PS5

Paweł Musiolik Strona autora
cropper