Sugar (2024)

Sugar (2024) - recenzja, opinia o 2 odcinkach serialu [Apple]. Colin Farrell w stylu noir

Piotrek Kamiński | 05.04, 21:09

Prywatny detektyw John Sugar zostaje wynajęty przez znanego producenta filmowego, aby odnaleźć jego wnuczkę. Prosta z pozoru sprawa bardzo szybko zaczyna się komplikować, a jej prowadzenie już wkrótce może zrobić się niebezpieczne.

Nie ukrywam, że mam słabość do opowieści detektywistycznych. Śledzenie detektywa w pracy, obserwowanie kolejnych podejrzanych, przypatrywanie się potencjalnie nieistotnym detalom i kombinowanie, czy będą one ostatecznie istotnymi poszlakami czy jedynie fałszywymi tropami - lubię siedzieć i rozwiązywać zagadkę razem głównymi bohaterami. Jedyny warunek: musi mieć ona sens i być uczciwa względem widza/czytelnika. Bo jeśli rozwiązanie główny bohater wyciąga na koniec z metaforycznego tyłka, jak często robił to taki choćby Sherlock Holmes. Dlatego też pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem na podstawie czyjej prozy powstał scenariusz, czy warto robić sobie nadzieję. A tak niespodzianka!

Dalsza część tekstu pod wideo

Serial jest oryginalnym tworem umysłu Marka Protosevicha, scenarzysty aktywnego w Hollywood już od blisko ćwierć wieku, ale patrząc na listę jego dokonań, można mieć pewne obawy, co do jakości ostatecznego produktu. Spod jego ręki wyszły dwa gorsze od oryginałów rimejki uznanych filmów - "Posejdon" i "Oldboy" - niezły "Jestem Legendą", raczej mało wybitny, pierwszy "Thor" (choć patrząc przez pryzmat tego, co dzieje się obecnie, można wręcz mówić, że była to oscarowa produkcja) i... Kontrowersyjna "Cela" z Jennifer Lopez, którą jedni uznają za niezrozumiane dzieło sztuki i film, który wyprzedzał swoje czasy, podczas gdy dla innych jest to jedynie pretensjonalny przerost formy nad treścią. No dobrze, ale jak wyszła panu scenarzyście ta najnowsza produkcja? 

Sugar (2024) - recenzja, opinia o 2 odcinkach serialu [Apple]. Klasyka gatunku

Będzie romans

Serial zaczyna się raczej standardowo. Główny bohater, John Sugar (Farrell) puka do drzwi jakiegoś Azjaty. Facet właśnie przygotowywał sobie sushi, bo, rozumiesz, jest z Azji. Sugar pyta go, czy widział może jednego chłopca. Pokazuje mu jego zdjęcie. Tamten szybko odpiera, że nigdy dzieciaka nie widział, ale nie jest to poprawna odpowiedź, więc już za chwilę przekona się, że Sugar nie lubi, kiedy się go okłamuje...

Widzowi powoli zaczyna jawić się sylwetka pana detektywa. Mamy do czynienia z postacią bardzo chłodno myślącą, skrytą, ale również bardzo ludzką - lubiącą kino. Bardzo pilnuje aby informacje na temat jego osoby, jego przeszłości nie docierały do osób, którym osobiście ich nie przekazał. Pewnikiem skrywa jakiś niewygodny sekret, który ukształtował go jako człowieka, a o którym my dowiemy się później. Klasyczny, lubiący monologować we własnej głowie, niedoskonały śledczy, jakich pełno w tego typu produkcjach.

Reszta głównej obsady równie, zdaje się być bita od sprawdzonych szablonów. Kumata przyjaciółka, Ruby (Kirby) zajmuje się załatwianiem zleceń, sprawdzaniem różnych rzeczy i generalnie jest kimś na wzór asystentki. Obowiązkowo już w pierwszym odcinku poznajemy potencjalną, przyszłą kochankę głównego bohatera, niejaką Melanie (Amy Ryan) - obowiązkowo z wyraźnie widoczną skazą i równie trudną przeszłością. Prócz nich mamy rodzinę zaginionej dziewczyny - wszyscy po kolei siedzą w branży filmowej, ale zarówno brat (Nate Cordry), jak i ojciec (Dennis Boutsikaris) w ogóle nie przejmują się jej zniknięciem i tylko dziadek (James Cromwell) pragnie ją odnaleźć. Po dwóch odcinkach jeszcze zupełnie tego nie widać, ale widziałem opinie ludzi, którzy mieli już okazję obejrzeć cały sezon, że podobno nic nie jest tak takie, jak mogłoby się wydawać. Cóż, mam szczerą nadzieję, bo jak na razie, to początek jest tak sztampowy, jak to tylko możliwe.

Sugar (2024) - recenzja, opinia o 2 odcinkach serialu [Apple]. Oniryczny klimat i hipnotyzujący główny bohater

Producent

Największym atutem serialu jest bez dwóch zdań Colin Farrell w tytułowej roli. To jeden z tych aktorów, którym z równą łatwością przychodzi granie amantów, czarnych charakterów, wiejskich głupków i kogo tam jeszcze sobie wymyślisz. A ponieważ serialowy Sugar jest człowiekiem z trudną przeszłością, być może nawet nie aż tak krystalicznie czystym, jak z początku mogłoby się wydawać, a przy tym bezgranicznie oddanym swojej pracy, potrzebny był aktor z odpowiednią mieszanką lodu i ognia w oczach. Pozostałych bohaterów tego dramatu ciężko na ten moment wyczuć. Ryan jest skuteczna, jasne, ale ponieważ oglądamy właśnie z żoną po raz setny "The Office", to natychmiast gdy ją widzę, mimowolnie zaczynam porównywać ją z Holly, co trochę wyrywa mnie z klimatu serialu. A ten jest całkiem unikalny!

Ponieważ Sugar jest fanatykiem klasycznego kina, jego monologi, czy miejscami nawet dialogi, często przecinane są ujęciami ze starych filmów, w których dzieją się rzeczy podobne do tych, które właśnie oglądamy. Nigdy natomiast nie przestajemy słyszeć głównego bohatera. Efekt jest taki, że miejscami zastanawiałem się, czy nie rozjechały mi się obraz i dźwięk - zwłaszcza, że część dialogów bez dwóch zdań dogrywana była w postprodukcji, bo słyszymy je akurat, kiedy nie widać niczyjej twarzy i tak dalej - "the Madame Webb Effect". Ten fakt, w połączeniu ze specyficznym, mocno stylizowanym sposobem świecenia, sprawiają, że cały serial nabiera sennego, oderwanego od rzeczywistości charakteru - jak gdyby to, co oglądamy na ekranie tak naprawdę wcale nie działo się naprawdę, a było tylko majakami, przywidzeniami głównego bohatera. Może to ten zwrot akcji? Może nic z tego nie dzieje się naprawdę? Z jednej strony byłoby to nawet ciekawe, z drugiej potrzeba nie lada talentu, aby zastosować taki twist nie wkurzając przy tym połowy widowni, która czuje, że zmarnowała właśnie ileś godzin życia.

Po tych pierwszych dwóch odcinkach, "Sugar" jest dla mnie raczej problematycznym serialem, trudnym do polecenia. Z jednej strony mocna główna rola, ciekawe zdjęcia i wykorzystanie klipów ze starych filmów sprawiają, że można się uśmiechnąć i z minuty na minutę serial ogląda się bardzo dobrze. Z drugiej natomiast, opowieść snuta w tych pierwszych dwóch godzinach jest tak do bólu sztampowa, oklepana i zgrana, jak... Cóż, jak cały gatunek noir. Więc może jest w tym jednak jakiś geniusz? Przyznam, że gdyby nie ta obietnica niespodziewanej wolty w dalszej części, nie jestem pewien, czy chciałoby mi się oglądać serial do końca. Teraz jednak czuję się już na tyle zaintrygowany, że zostanę z panem Sugarem choćby tylko po to, aby przekonać się, czy da rade mi zaimponować. Jeśli masz odrobinę wolnego czasu raz w tygodniu i lubisz produkcje detektywistyczne, to proponuję dotrzymać mi towarzystwa. Kto wie, może wyjdzie jeszcze z tego czarny koń tego sezonu? Choć warto mieć na uwadze, że może wyjść z tego jeszcze srogi niewypał lub ewentualnie solidna produkcja, ale dla osób, które w życiu widziały może ze dwa kryminały. Przekonajmy się!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper