Pokemon

Czy Pokemony się kiedyś przejedzą? Nie wydaje mi się, to uniwersalna formuła

Kajetan Węsierski | 21.11.2022, 21:30

Ah te Pokemony… Ile to już lat funkcjonują w przestrzeni popkulturowej? Wszystko zaczęło się w 1996 roku, mamy 2022 (właściwie jego końcówkę), a więc za nami już ponad 26 lat! Prawdziwy szmat czasu, jakby na tę sytuację nie spojrzeć. Dla mnie wydaje się to wręcz absurdalnie długim okresem, albowiem… Sama marka powstała jeszcze przed moimi narodzinami. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie z nią dorastam. 

Choć z drugiej strony… Patrząc na Asha, który jest głównym bohaterem anime na bazie gier wideo, ja może dorastam, ale on - niczym Piotruś Pan - niespecjalnie wychodzi z nastoletniego wieku. Może więc rozwijam się przynajmniej wraz ze wspomnianymi grami? Cóż, pod pewnymi względami na pewno, ale patrząc z szerszej perspektywy… Tu również pewne założenia zdają się niezmienne od samego początku. 

Dalsza część tekstu pod wideo

A jednak Pokemony wciąż zdaje się na szczycie. I nawet mimo faktu, że co jakiś czas pojawiają się intrygujące spin-offy i próby zrobienia „czegoś nowego” z uniwersum kieszonkowych stworków, to zawsze główna seria będzie tą znajdującą się na świeczniku. To o niej będzie najgłośniej i to kolejne generacje, które co kilka lat podbijają serca i umysły fanów, są zdecydowanie najszerszej dyskutowanymi. 

Nowa generacja 

Niedawno, a wręcz kilka dni temu, doczekaliśmy się nowych gier z serii - Pokemon Scarlet/Violet. Game Freak nie postawiło tu na odświeżenie czy wspominany spin-off, ale właśnie na zupełnie nową generację stworków. Na kolejną produkcję, która spróbuje nie tyle wynaleźć koło na nowo, ile zaoferować nam lekko zmodyfikowaną wersję tego, co doskonale znamy, ale z odpowiednimi rozwinięcia i poprawkami. 

Bo w gruncie rzeczy… Po co zmieniać coś, co działa? A skoro fundamentalny założenia serii o Pokemonach są dobre, to nie ma sensu przesadnie w nie ingerować, prawda? Tak, prawda. Niemniej! Wszystko w pewnym momencie zaczyna się przejadać albo po prostu powszechnieć. I przy najnowszych grach o Pokemonach twórcy chcieli tego uniknąć, więc zmienili więcej, niż mieli w zwyczaju. 

To jednak wciąż ta sama gra. I ponownie zbiera naprawdę fajne oceny. Miliony graczy raz jeszcze wkraczają do zupełnie nowego świata, chwytając zupełnie nowe potworki i poznając zupełnie nowych bohaterów. Teraz w nieco zmienionej formule, ale dalej wiedząc doskonale, na co się porywają. Dostaliśmy kolejną grę o Pokemonach, które nie zaskoczy nas w żadnym stopniu mechanikami rozgrywki. Ale - umówmy się - nie ma tego robić.

Jak wspomniałem, od pierwszej odsłony minęło już właściwie 26 lat, a zasady dalej są te same. Nawet teraz, gdy czytam recenzje, nie widzę narzekania na zbliżony gameplay. Jasne - niektóre mniejsze nowości potrafią to przyćmić, ale umówmy się… Gdy sięgamy po główne gry z serii o Pokemonach, to z góry wiemy, czego od nich chcemy. To sprawia, że największym i powtarzającym się minusem od kilku części są coraz gorsze pomysły na potworki.

Czy dojdzie do przesytu? 

I tu pojawia się ważne pytanie, które pewnie zadaje sobie wiele osób (nie inaczej jest w moim przypadku) - czy w przypadku tej serii dojdzie do przesytu? Czy dotrzemy do momentu, w którym przy generacji X gracze powiedzą po prostu STOP i przeprowadzą tłumny bunt, który okaże się finansową wtopą i wizerunkową katastrofą. Cóż, prawdą jest, że jest Game Freak sam tego nie zatrzyma, to pytanie nie powinno brzmieć „czy”, a „kiedy”. 

Nawet jeśli problemem nie będzie mechanika, to problemem staną się wspomniane stworki. W końcu gdzieś jest koniec sensownej wyobraźni, a już przy okazji poprzednich generacji pojawiały się problemy ze względu na modele inspirowane śrubkami, automatami czy pojazdami. Nie tędy droga, a wymyślać w nieskończoność nie można. Cóż, to właśnie tu upatrywałbym najszybszej opcji doprowadzenia do przesytu. 

Jeśli bowiem chodzi o sam gameplay, jest on na tyle charakterystyczny i samoświadomy, że działa trochę na zasadach podobnych do prostych gier w stylu Tetrisa czy Mahjonga, a przy tym bazuje na oferowaniu możliwości rodem z gier sportowych jak FIFA czy UFC od EA. Każdy wie, co dostanie, mechaniki są najwyżej minimalnie modyfikowane, a koniec końców dobrze wiemy, za jaką ofertę płacimy. I od lat sprzedaż nie spada. 

Podsumowując… 

W tym wszystkim jest jednak światełko w tunelu - deweloperzy doskonale zdają sobie sprawę ze wszystkich niebezpieczeństw, które czyhają w takim prowadzeniu marki. Choćby z tego względu dostajemy coraz więcej spin-offów, o których wspomniałem we wstępie. Jest to w dużej mierze próba znalezienia kolejnej „złotej ścieżki”, którą będzie można podążać w związku z licencją na kieszonkowe stworki. 

A takie „Let’s Go” czy „Arceus” spotkały się z naprawdę ciepłym odbiorem. I nie będę ani trochę zaskoczony, jeśli prędzej czy później dostaniemy kolejne odsłony. Na ten moment jednak to dalej ta główna zostaje główną (jakkolwiek absurdalnie to brzmi, uznajmy, że nie jest to pleonazm). Dopóki narzekanie kończy się na jednym czy dwóch minusach, a oceny są wysokie, nie ma powodu, aby podejmować drastyczne kroki. 

Być może teraz gry z podstawowej serii będą pojawiały się rzadziej? Może nie będziemy już dostawać tak dużej liczby nowych stworków co generację? A może kompletnie nic się nie zmieni i dalej będziemy funkcjonować w myśl zasady „wycisnąć do cna, a potem odłożyć”? Nie wiem - na ten moment nie zamierzam się tym jednak zadręczać. Faktem jest bowiem, że jak kiedyś, tak i teraz, Pokemony dają mi ogromną frajdę. A o to w tym wszystkim chodzi. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper