Piątkowa GROmada #394 - Hank walczy z Szaleństwem, czyli recenzja MADNESS: Project Nexus

BLOG RECENZJA
476V
user-62289 main blog image
BZImienny | 19.04, 09:16
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dzisiejszy odcinek będzie z kategorii osobliwych. Trafimy bowiem do uniwersum, gdzie jedna ważna postać ma aureolę na głowie i wskrzesza zmarłych, a inne to zielony klaun w masce czy postać na tyle groźna, że została powołana instytucja celem jego eliminacji. Zajmijmy się więc dzisiaj tym tytułem, a dokładnie wyrosłym z flashowego uniwersum dziwactwem pod nazwą Madness: Project Nexus.

Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię swoje wrażenia z ogrywania Madness: Project Nexus w wersji na Windowsa (jest to jedyne wydanie, tak więc exclusive pełną gęba). Jest to przedstawiciel gatunku run-n-gun w rzucie izometrycznym albo w 2D „z głębią” osadzony w stworzonym przez Amerykanów uniwersum Madness Combat – gdzie nie ma spokoju, a jest jedyne szaleństwo i ciągła walka zapomnianych kuzynów Raymana. Z marką miałem okazję zapoznać się dawno temu we flaszówkach, niemniej wraz z upadkiem tego formatu zainteresowanie spadło do zera. Aż do momentu przypadkowego odkopania Madness: Project Nexus na Windowsa z zaskakująco wysokim rankingiem (przytłaczająco pozytywny). Trochę mnie to zdziwiło w kontekście wyglądu/rodowodu marki., zdecydowałęm się więc na sprawdzenie czy ludzie słusznie chwalą tą produkcję czy oszaleli tak jak mieszkańcy Nevady.

Nota: Opinia dotyczy trybu dla pojedynczego gracza w wersji kampanijnej (Project Nexus). Tytuł ma jeszcze coś na modłę areny, ale nie ograłem go na tyle by bardziej opisać. Niemniej pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne.

Hank walczy z Szaleństwem

Dawno dawno temu w Nevadzie funkcjonował zaawansowany Projekt Nexus, narzędzie do tworzenia armii masowej anihilacji na drodze walki. Niestety coś bardzo poszło nie tak, wskutek czego najpierw miejsce funkcjonowania projektu oszalało, a potem zaistniało realne ryzyko rozrostu jego wpływu poza tą cząstkę USA. Grupa wariatów, wśród nich będący w czerwonych okularkach Hank J. Wimbleton, wyrusza celem zniszczenia projektu. Po drodze stykając się z tworami tego programu, jego celem nadrzędnym czy nieinwazyjnymi wspomnieniami z przeszłości jednego naukowca. Historia ta przedstawiona jest głównie za pomocą scen przerywnikowych, czasem z możliwością luźniejszej eksploracji (ale tą można pominąć za sprawą map służących za wybór misji). Same misje to natomiast flashowe Madness w wersji z okolic 2021 roku, czyli eksterminacja na masową skalę z prostymi zagadkami środowiskowymi. I tak przez około 10-12 godzin potrzebnych na ukończenie opowieści na średnim/wysokim poziomie trudności. Dobre jest to, że mogłem bez problemu zmienić poziom trudności między misjami. Dodatkowo jeden z nich jest domyślnie zablokowany, co traktuję jako sposób na podbicie „replayability value”, jeśli jest się fanatykiem tego uniwersum. Jeśli nie, to szczerze średnio widzę sens na powtórną rozgrywkę. 

Siła Madness Combat są postacie z kategorii osobliwych, w końcu sam pamiętam końcówkę flashowej przygody o pogoni za zielonym klaunem, gdzie gość z aureolą na głowie stał na dachu budynku. Nie inaczej jest tutaj, bo zamiast tworzyć nowe i komplikować ponad potrzebę, twórcy sięgnęli po starych i sprawdzonych, osobliwych wariatów w dobrym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo samo uniwersum ma w sobie pewien upiorny element z jakim zdecydowanie warto się zapoznać, także samym zwiedzaniem czy lekturą porozrzucanych gdzieniegdzie materiałów. I już to podróżowanie jest czymś, co samo w sobie mnie zainteresowało do dalszego zapoznawania się z tym tytułem. Tak samo jak jeden „bossowy motyw przewodni” (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi) czy widowiskowa finałowa konfrontacja.

Na koniec drobny dodatek dotyczący udźwiękowienia scen dialogów. I choć tutaj jest to poziom tolerowalny, tak nigdy nikt nie przekona mnie do tego, że chrząkanie istot gadających zamiast normalnej rozmowy to coś akceptowalnego. Autentycznie bardziej wolałbym nieme postacie niż to coś.

Madness: Project Nexus to przedstawiciel gatunku run’n’gun z rzutem izometrycznym, czasem z perspektywą 2D w kilku ciasnych korytarzach. W ramach dostępnego arsenalu dostępny jest dość rozbudowany arsenał, zarówno wręcz – wliczając w to stare dobre pięści – jak i broń palną. W każdym z tych przypadków dostęp zarówno do mniejszego jak i większego kalibru, bo obok drobnego pistoletu czy nożyka funkcjonuje wielki karabin oraz wyrwany element konstrukcji budowlanej. Doprawiając czasem mniej czy bardziej zwyczajnymi granatami.

Jeśli coś mi pasuje w kwestii rozgrywki, to:

  • Widowiskowa brutalność z jakiej Madness Combat jest znany także z okresu gdy gra wydana była jako flashówka na Newgrounds.com. Fani rozczłonkowywania niczym w nowszych odsłonach DOOM będą czuli się jak u siebie w domu. Zwłaszcza, że więksi przeciwnicy mogą być „rozebrani żywcem”, jakkolwiek upiornie to nie brzmi.
  • Irytacja przeciwnika gdy okłada się go pięściami, co odblokowuje możliwość wykonania finishera z gwałtownym obracaniem głowy o 180 stopni jako motywem przewodnim. Dzięki temu teoretycznie słaba broń ma zastosowanie i to takie o dziwo przydatne, choć pytaniem pozostaje jak można coś takiego przetrwać.
  • Różnorodność broni – Jak na niewielką produkcję, mogłem przebierać w różnego rodzaju wyposażeniu na każdą okazję. Dodatkowo tej broni walało się więcej niż ustawa przewiduje, dzięki czemu mogłem walić we wszystko naokoło bez obaw o to, że braknie amunicji. A niestety ilość amunicji była bardziej potrzebna niż jej jakość.
  • System niszczenia broni – czyli jedna z tych rzeczy, która w Soulsach wyszłą śednio. Otóż bronie wręcz mają dwa stadia użycia, regularny oraz uszkodzony. W ramach regularnego mamy to co zwykle co trwa do momentu jej pęknięcia, co wpływa na jej „wtórną wytrzymałość” oraz obrażenia. Kikut pozostaje dalej bronią, ale można go wykorzystać także jako „natychmiastowy finisher”. Czyli nie dość, że są stadia zużycia broni, to dodatkowo jej wytrzymałość nie jest za niska by być bronią z papieru i na tyle nie za duża, by przelecieć cały poziom z kluczem francuskim czy kijem basebolowym.
  • Wsparcie SI. O dziwo nawet jest skuteczne, choć to bardziej udana próba rozwiązania tej tematyki niż bardzo dobre SI, bo to głupiało w okolicach wind i "windopodobnych" tworów. 

Jeśli coś nie do końca pasuje w kwestii rozgrywki, to:

  • Ogromne bronie do walki wręcz. Kto ogrywał soulsy ten wie, że taka broń to źródło wielkich obrażeń za cenę pewnych ograniczeń. Tutaj ograniczenia są, a benefitów ze względu na szybkość/liczbę przeciwników oraz zasięg nie widzę. Podnoszenie ich to bardziej kwestia desperacji niż doboru dobrego wyposażenia, bo trafienie z tego mogę podsumować frazą „Powodzenia”. Bo nawet bazowy pistolet z siedmioma pociskami wypada lepiej niż kawałek materiału budowlanego.
  • Ładowane mocne ciosy, gdy korzysta się z walki wręcz. Samo rozwiązanie nie jest złe, ale brak odporności na wytrącenie z równowagi sprawia, że użyteczność tej mechaniki jest bardzo ograniczona.
  • Precyzja – Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo trafienie w głowie ciężko wykonać nawet w pojedynczej walce a co dopiero w sytuacji walki 2v10. Niby przydatne, ale ciężko wyciągnąć przydatność tego narzędzia.

Od samego początku serię Madness wyróżnia osobliwa warstwa wizualna – silnie skąpana w szarości i czerwieni z domieszką zieleniny i postaciami niczym z Raymana. Nie inaczej widać w przypadku Projektu Nexus, gdzie na początku gry mamy także trochę piasku. Efektem czego czułem się trochę jakbym słuchał/ogrywał stare flashówki z newgrounds.com, zamiast w coś opracowanego na jego podstawie. I w sumie to samo mógłbym powiedzieć o warstwie audio, zarówno w kwestii głosu wyposażenia jak i warstwy muzycznej. Czyli dopełnia całości obrazu, jakim jest przedstawione w ramach Madness wariactwo.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o MADNESS: Project Nexus. Tytuł z flashowym rodowodem który nie dość, że działa to jest do tego dobry? Projekt wariatów z firmy o antyekologicznej nazwie to coś z czym warto się zapoznać ze względu na masę dobrej zawartości przykrytej tylko kilkoma pomniejszymi problemami. Tak więc jeśli możecie, to zdecydowanie warto zapoznać się z tą pozytywnie specyficzną amerykańską produkcją.

Ankieta

Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, a dotyczy kolejnego recenzenckiego odcinka - kto ma sugestię na tytuł, niech daje znać. Wyniki ankiety z poprzedniego tygodnia:

  • Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher

Czyli opowieść o o pełnokrwistej pixelowej przygodzie na jeden wieczór

  • Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie

WRGOoG (W Ramach GROmady Opowiadamy o Grach), ale tym razem na 10%, bo miałem koszulkę z logiem PlayStation Move przez którą pomylono mnie kiedyś z Czechem. Dobrze, że nie z przedstawicielem innego kraju ze względu na opaleniznę. :)

  • PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow

Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)

  • W nierealnym oczekiwaniu na Dark Souls 4, czyli demko Dark Souls Archthrones

Dawno nie było modyfikacji, to może pora się takową zająć. A jeszcze lepiej połączyć to z Soulsami. No i mamy takie połączenie, czyli modyfikację do Dark Souls 3.

  • Wyścigi mydelniczek na 5 minut (Horizon Chase Turbo)

Czyli kilka słów o tytule z kategorii „można ograć u kumpla na imprezie, ale poza nią to średnio ma to sens”.

Oceń bloga:
23

Atuty

  • Wiarygodny klimat szaleństwa
  • Rozgrywka, czyli run-n-gun z własnym
  • Mechanika zużycia wytrzymałości, inne podejście i przede wszystkim dobre
  • Historia, ze względu na postacie oraz niespodziewane zakończenie
  • Warstwa audiowizualna, wywołująca nostalgię u starszych i zainteresowanie marką u młodszych
  • SI, czyli pomoc sterowana przez komputer o dziwo jest dobra

Wady

  • Udźwiękowienie dialogów, czyli pomruki zamiast dialogów
  • Czasem ciężko o celność, co powoduje pewne problemy
  • Duży bonk jest zaskakująco mało użyteczny
BZImienny

BZImienny

Tytuł z flashowym rodowodem który nie dość, że działa to jest do tego dobry? Projekt wariatów z firmy o antyekologicznej nazwie to coś z czym warto się zapoznać ze względu na masę dobrej zawartości przykrytej tylko kilkoma pomniejszymi problemami. Tak więc jeśli możecie, to zdecydowanie warto zapoznać się z tą pozytywnie specyficzną amerykańską produkcją.

8,5

O której grze chciałbyś poczytać w następnej recenzenckiej części Piątkowej GROmady?

Pełnokrwista przygoda, czyli kilka słów o The Butcher
100%
Wyprawa do Giptu, czyli recenzja urlopu w Egipcie
100%
PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
100%
W nierealnym oczekiwaniu na Dark Souls 4, czyli demko Dark Souls Archthrones
100%
Wyścigi mydelniczek na 5 minut (Horizon Chase Turbo)
100%
Pokaż wyniki Głosów: 100

Komentarze (53)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper