recenzja gry Indika

Indika – recenzja i opinia o grze [PS5, XSX, PC]. Rosyjscy twórcy musieli uciekać z kraju

Michał Porębski | 01.05, 16:00

Rosyjska mentalność – temat tyleż fascynujący co osobliwy. Społeczeństwo, które z wielkim pietyzmem wynosi na sztandary wartości konserwatywne i swą bogobojność, ale jednocześnie mizoprostol potrafi pochłaniać z równym przejęciem co draże korsarze. Mimo wszystko, gdyby ktoś zechciał pośmieszkować publicznie z patriarchy moskiewskiego, to przypadkowy upadek z okna można w ciemno przyjąć jako przyczynę jego przedwczesnego zgonu. Ot, folklor. Tym ciekawsza wydaje się jednak Indika, którą miałem okazję zrecenzować. 

Przygotowana przez właśnie rosyjskie studio Odd Meter, które to profilaktycznie, jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie, postanowiło przemeldować się do Kazachstanu. Bo tak, mowa tu o produkcji bardzo dosłownie podejmującej wątek społeczno-religijny, konkretnie perypetie młodej zakonnicy o tytułowym imieniu, i jednocześnie nie stroniącej od uderzania zarówno w dogmaty chrześcijaństwa, jak i sam sposób funkcjonowania Kościoła Prawosławnego jako społeczności. Na marginesie: momentami jest to wręcz przejazd prętem po kratach, więc taktyczny odwrót nie powinien dziwić.

Dalsza część tekstu pod wideo

Umieszczona w fikcyjnej, XIX-wiecznej Rosji przygodówka Indika usiłuje w literackim stylu, wyraźnie inspirowanym modernistami takimi jak Dostojewski czy Bułhakow, zasiać w odbiorcy wątpliwość. Zaciera w tym celu klasyczny podział na dobro i zło, operując zarazem licznymi alegoriami i stylem, który typowo dla legendarnych rosyjskich prozaików przeplata przyziemną problematykę z mistycznymi doświadczeniami bohaterów. Wszystko to podlane pewną dawką humoru, ale raczej nie w sitcomowym stylu pijanego Wani wpadającego do rynsztoka.

Stojąc między dobrem a złem

Indika - recenzja gry. Zakonnica, główna bohaterka

Tytułową Indikę poznajemy, gdy tkwi za murami monastyru, pogrążając się w coraz bardziej doskwierającej jej monotonii i poczuciu bezsensowności pełnionej posługi. Młoda dziewczyna raz po raz, w przenośni i niemal dosłownie, obrywa mokrą szmatą w twarz. Szczególnie znamienne jest noszenie wody ze studni, zakończone bezceremonialnym wylaniem zawartości beczki przez siostrę przełożoną. Mini-gierka na tym etapie trwa parę ładnych minut, co pod kątem rozgrywki jest zabiegiem zgrabnym niczym nieociosana decha, ale pozwalającym stanąć w butach bohaterki. Zatem, kiedy przy pierwszej nadarzającej się okazji daje ona drapaka, nietrudno o empatię.

Szybko okaże się, że Indika nie podróżuje sama, ale ma metafizycznego kompana – Diabła. Ten nie ma jednak postaci namacalnej. Jest narratorem i swoistą alegorią zachowań sprzecznych ze społeczną nauką Kościoła. Wbrew pozorom wcale nie jednoznacznie szkodliwych dla protagonistki. Całkiem realny jest za to Ilia; zbiegły skazaniec, dla kontrastu uważający się za bożego pomazańca. Przestępca w gorliwym manifeście swej wiary upatruje szansy na ocalenie obumierającej ręki. Tak zarysowuje się jedna z najbardziej zagmatwanych i jednocześnie nieszablonowych historii ostatnich lat w świecie gier.

Powierzchownie oceniona, historia Indiki mogłaby zostać sklasyfikowana jako powieść drogi, ale trudno nie ulec wrażeniu, że sam fakt tułaczki bohaterów to jedynie tło dla głębszej dysputy. Ba, ich poszczególne przygody i wzajemne relacje też zdają się schodzić na drugi plan, bo podobnie jak w Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa ważniejsze od konkretnych wydarzeń jest przesłanie z nich płynące. Autorzy próbują demaskować obłudę, rozprawiają nad moralnością i zadają zasadne pytania o ludzką wolność wyboru.

Czego oczy nie widzą

Indika - recenzja gry. Katedra, eksploracja

Dążąc do wyciągnięcia emocji z odbiorcy, produkcja Odd Meter bardzo odważnie wsadza kij w szprychy. Zniekształcone ikony Chrystusa Pantokratora, pozbawionego oczu, z pewnością zniesmaczą osoby o ortodoksyjnym podejściu do wiary. Z drugiej strony, patrząc na to jak wszyscy chrześcijanie kreatywnie pojmują dekalog w kontekście obrazowania Boga, nie prowadziłbym twórców na szafot za obrazoburstwo, a raczej przyklasnął im za obrazową metaforykę. Pozbawiony oczu Syn Boży nie widzi, prawda? W takim wypadku trudno, aby miał cokolwiek i kogokolwiek oceniać.

Ocenić każdy musi na własną rękę, stawiając czoła lawinie dylematów moralnych, którym nierzadko akompaniują w dodatku fałsz, absurd i regularne jak cykl dnia i nocy niedopowiedzenia. Wyobraźcie sobie teraz, że napotykacie kobietę dostająca spazmów nad grobem męża, która to jednak stwierdzenie, że musiała go mocno kochać pojedynczym słowem neguje. Ale czy w takim razie łzy żałobniczki związane są z jej doczesną sytuacją, bo zmarły utrzymywał rodzinę, czy to jedynie teatralna gestykulacja, już się nie dowiecie. Albo spróbujcie się podjąć moralnego osądu sytuacji, w której filigranowa dziewczyna zostaje świadkiem brutalnej napaści. Wykarmiona idealistycznymi frazesami o konieczności niesienia bezinteresownej pomocy, wie doskonale, że interweniując, prawdopodobnie podzieli los ofiary.

To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej, bo też nie chciałbym tu zbytnio spoilerować, ale ogólnie rzecz biorąc takich skłaniających do refleksji momentów jest w całej Indyce na pęczki. Zdefiniowany zostaje tym samym wspomniany już przeze mnie, literacki charakter, zostawiając sporo przestrzeni na własne interpretacje i domysły. W branży gier, która za wzór przyjęła sobie jednowymiarowe kreacje rodem z sensacyjnych filmów Hollywood, Indika jawi się jako kino offowe. Czy komuś to odpowiada, jest rzeczą otwartą, ale zdziwię się, jeśli przejdzie bez echa.

Kiedy treść przerasta formę

Indika - recenzja gry. Mini-gierki

No dobra, ale jak się w to w ogóle gra? – zapytacie. Cóż, tu niestety musimy zejść na ziemię. Przede wszystkim gra jest boleśnie krótka, bo mimo kilku wycieczek krajoznawczych i związanego z tym obwąchiwania ścian, napisy końcowe udało mi się zobaczyć w ciągu niespełna 5 godzin. Wprawdzie jak na produkcję niskobudżetową wynik ten nie jest tragiczny, ale pozwala oczekiwać dużej intensywności zabawy. W praktyce przez większą część czasu będziecie jedynie popychać lewą gałkę analogową, idąc do kolejnego punktu, by popchnąć też akcję.

Obiecywane w zapowiedziach komponenty zręcznościowe policzyć można na palcach jednej ręki. Weterana tartaku. Raz musimy pogibać się trochę na smukłej żerdzi, ale to załatwia oklepana mini-gierka z balansowaniem analogiem. Innym razem bohaterka ucieka przed wściekłym psem. Wystarczy zapamiętać zaprogramowaną trasę i gotowe. Rachityczna rozgrywka i duży nacisk na emocjonalną stronę narracji budzą uzasadnione skojarzenia z Hellblade’em, ale historia Senui sporo nadrabia zagadkami i starciami z bossami. Elementy logiczne dostaje także Indika i są one nawet całkiem nowatorskie, jednak poziom trudności, eufemistycznie rzecz ujmując, szarych komórek nie nadwyręża.

Pomysł na przyporządkowanie niektórych wyzwań biblijnym wersetom doskonale współgra z sakralnym klimatem produkcji, tylko z kretesem wykłada się na etapie wykonania, czyniąc rozwiązania oczywistymi. Oprócz tego warta uwagi jest mechanika alternatywnego świata równoległego, przedstawiona jako wewnętrzna walka protagonistki z demonami. Naprzemiennie modląc się, lub nie, Indika może omijać napotkane przeszkody i dostawać się w nominalnie nieosiągalne miejsca. Tylko, działa to wyłącznie w z góry narzuconych lokacjach i zbyt epizodycznie, by w wymiernym stopniu rzutować na całokształt doświadczenia.

Chodź, poszukamy dewocjonaliów

Indika - recenzja gry. Dwuwymiarowe fragmenty

Lekkie urozmaicenie, co nie powinno dziwić w kontekście przygodówki TPP, stanowią znajdźki. Rzecz jasna, królują wśród nich dewocjonalia. Co ciekawe, za każde odkrycie nagradzani jesteśmy punktami, które później można przekuć w kolejne poziomy doświadczenia Indiki. Niemniej ani poziom, ani liczba zgromadzonych punktów nie pełnią żadnej konstruktywnej roli, o czym zresztą narrator jednoznacznie informuje. Gromadzone przedmioty zdają się być figurą retoryczną, mającą na celu wzmocnienie poczucia bezcelowości. Pewnym smaczkiem mogą być jedynie opisy, bo te bywają całkiem zabawne.

Natomiast zupełnie osobną kwestię, o której w recenzji trzeba wspomnieć, stanowią wątki retrospekcyjne z życia bohaterki, zrealizowane w formie 8-bitowej platformówki. Trochę paradoksalnie, pod względem zręcznościowym to chyba największe wyzwanie w całej grze, ale też element, sądząc po przedpremierowych wypowiedziach w sieci, budzący najwięcej kontrowersji wśród graczy. Jako oderwany od reszty. Zaryzykuję stwierdzenie, że metaforę rozumiem, gdyż barwny pikselowy anturaż niejako koresponduje z młodzieńczym i miejscami bardzo naiwnym temperamentem bohaterki. Idąc typ tropem, można doszukiwać się tu hołdu dla Białych nocy Dostojewskiego, choć sam mam duże wątpliwości, czy pomysłodawcy tym razem nie odjechali zbyt daleko.

Wizualnie kompetentna, ale szału nie ma

Indika - recenzja gry. Mroczny wymiar

Na osobny akapit zasługuje oprawa techniczna, która na zwiastunach robiła przeogromne wrażenie. Zwłaszcza, jak na produkcję o umiarkowanym budżecie. Rzeczywiście, Indika za sprawą bardzo ładnego teksturowania i szczegółowych modeli potrafi prezentować się zjawiskowo. Z tym że najlepiej wygląda dopóki nie dotkniecie pada ani myszki. Dlaczego? Bo jest niemalże pozbawiona symulacji fizycznych. Szusując w wysokim śniegu, nie zostawicie choćby minimalnych śladów, a tkaniny na sznurku będą jak odrętwiałe mimo szalejącej w słuchawkach wichury. Będąc przyzwyczajanym do tego rodzaju efektów już od czasów PlayStation 3, w początkowych momentach gry trochę trudno przełamać czwartą ścianę.

Na temat optymalizacji ciężko mi się wypowiedzieć. Przy konfiguracji z Core i7 14700 oraz RTX 4070 w rozdzielczości 1440p, pomijając doczytywanie nowych lokacji, trzyma betonowe 120 fps – ale dziwne byłoby, gdyby było inaczej. W międzyczasie przytrafił mi się dosłownie jeden błąd. Coś złego zadziało się z detekcją kolizji i Indika wniknęła w drewnianą skrzynkę, by już później z niej nie chcieć wyjść i wymusić restart do punktu kontrolnego. Wersji na PS5 ani XSX nie widziałem.

Czy warto w to ustrojstwo zagrać?

Indika - recenzja gry. Dialogi

Soundtrack, będący połączeniem muzyki liturgicznej i rytmów 8-bitowych, jest tak samo osobliwy jak większość tej produkcji. Chyba nie ma się tu co nazbyt rozwodzić i akurat ścieżkę audio można po prostu przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Jedna uwaga: grajcie z rosyjskimi dialogami. Nawet nie znając języka, macie do dyspozycji bardzo kompetentne polskojęzyczne napisy, a angielski wypada tu jeszcze dziwniej niż spetryfikowane drzewa.

Odpowiem tak: moim zdaniem warto, ale czy zagrać, to kwestia sporna. Jak wielokrotnie zaznaczałem, grania jest tu tyle, co kot napłakał. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że podczas gdy tytułów do bezmyślnego nawalania w pada są setki, tylko nieliczne produkcje potrafią skłonić człowieka do głębszych przemyśleń. Recenzowanej Indice się ta sztuka udaje, nawet jeśli nie zawsze jest ona najzgrabniejsza pod względem realizacji technicznej. Poza tym, z perspektywy kulturowej, większa jest szansa, że dzisiejsza młodzież w coś zagra, zamiast czytać wymienionych Bułhakowa i Dostojewskiego, czy też Gogola. Na refleksyjny wieczór czemu nie.

Ocena - recenzja gry INDIKA

Atuty

  • Jedna z najlepszych gier religijnych
  • Literacka historia z nieoczywistymi przesłaniami
  • Każdy zrozumie ją tak, jak chce
  • Technicznie poprawna z ciekawymi pomysłami...

Wady

  • ...szkoda, że wszystkiego jest tu tak mało
  • Zdecydowanie nie dla wrażliwych
  • Do ukończenia przy jednym posiedzeniu
  • Jako gra skrajnie liniowa

Czy warto zagrać? Warto, ale czy zagrać, to rzecz względna, bo grania tu niewiele
Graliśmy na: PC

Michał Porębski Strona autora
Pasjonat technologii, telekomunikacji, smartfonów i filmów science-fiction. Odbył staż w domach mediowych i portalach informacyjnych, a hobbystycznie zajmuje się zgłębianiem wiedzy o grach planszowych. 
cropper