Władca mroku (2023)

Władca mroku (2023) - recenzja, opinia o filmie [Galapagos]. Ciekawy pomysł, ale wykonanie...

Piotrek Kamiński | 19.04, 21:00

Nowy film reżysera "Sierota. Narodziny zła", na podstawie scenariusza faceta, którego największym do tej pory osiągnięciem jest napisanie jednego odcinka świetnego serialu "Hannibal", jest... Dokładnie taki, jak można się tego spodziewać po zerknięciu na dorobek jego twórców. Zawiedzie się ten, który liczy na pełen niespodzianek i krwi horror - ani nie ma się tu czego bać ani czym dziwić, jako że cała sytuacja od początku jest oczywista.

Hollandowie przeprowadzili się względnie niedawno do małej mieściny gdzieś w Anglii. Mama, Rebecca (Tuppence Middleton) zostaje nową pastorką tamtejszej parafii, tata Henry (Matt Stokoe) pracuje z domu, a ich córka, Grace (Evie Templeton) szybko zaczyna okazywać fascynację tutejszymi zwyczajami i tradycjami - do tego stopnia, że zostaje aż wybrana do roli aniołka w mającym odbyć się niedługo festynie. Rebecca nie przeczuwa nawet, jak zły jest to pomysł...

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie chcę rzucać zbyt oczywistymi sugestiami, aby nie wygadać pośrednio fabuły całego filmu, ale wypada zauważyć, że nie jest to przesadnie oryginalna opowieść. Był już kiedyś film opowiadający niemalże dosłownie tę samą intrygę - z innymi detalami, jasne, ale ogólny pomysł i związane z nim mechanizmy zostały przeniesione niemal jeden do jednego. Być może to ten fakt, a być może zwyczajnie kiepska reżyseria sprawiają, że sytuacja w wiosce jest boleśnie wręcz oczywista. Wynika z tego dalszy problem - główna bohaterka wywołuje frustrację zamiast współczucia, kiedy tak uparcie nie chce dostrzec prawdy, przez co ciężko jest wczuć się w jej działania, sympatyzować z nią. A to tylko czubek góry lodowej problemów tego filmu!

Władca mroku (2023) - recenzja, opinia o filmie [Galapagos]. Myślałem, że to miał być horror?

Msza za Grace

O tytuł największego problemu dzisiejszego filmu ścierają się dwa fakty. Trudno powiedzieć, który bardziej zawodzi, więc omówimy je w przypadkowej kolejności. Pierwsza sprawa, to horrorowy klimat czy też raczej jego brak. Lwia część filmu to po prostu szukanie Grace i rozmawianie z mieszkańcami wioski - niemal jak w jakimś filmie detektywistycznym, a nie grozy. Jasne, część lokalsów - zwłaszcza ci starsi - potrafią zachowywać się trochę dziwacznie, ale nigdy nic z tego nie wynika. Myślałem, że pęknę, kiedy Rebecca jest u dwóch starszych pań i powoli zabiera się za opuszczenie ich domu. Muzyka narasta, napięcie rośnie, już zaraz coś się wydarzy i... Nic. Poszła sobie.

Prócz tego najbardziej niepokojącymi cechami miejscowych są dziwne nawyki ubraniowe - na przykład taki pan Jocelyn (Ralph Ineson) wracając do domu lubi najpierw zdjąć z siebie wszystkie górne warstwy, a dopiero kiedy jest już do połowy goły, zabiera się za ściąganie butów. No nic nie wytrąciło mnie w tym filmie z równowagi tak, jak ten mało istotny detal. Prócz tego przemawia też regularnie do niewidzialnego (zazwyczaj) chłopca i ma cholernie upiorną maskę na festyn. Na sam koniec rzeczywiście coś tam nawet zaczyna się dziać, ale w dalszym ciągu jest to nakręcone w taki sposób, że po prostu ogląda się co dalej, bez emocji, bez lęku, bez zaciekawienia.

Władca mroku (2023) - recenzja, opinia o filmie [Galapagos]. Fabuła pisana na kolanie

Grace

I w tym właśnie tkwi drugi największy problem filmu: ta fabuła jest zwyczajnie nudna. Miło, że twórcy próbowali czegoś względnie swojego, opierając się na starych, pogańskich tradycjach, do których następnie dopisali sobie własną mitologię, ale same chęci to jeszcze za mało. Jak już wspominałem, intryga jest komicznie przewidywalna, mitologia stworzenia imieniem Gallowgog nierozwinięta i tak powierzchowna, jak to tylko możliwe - byle było "zagadkowo" - a samo zakończenie historii jest zwyczajnie złe, dziurawe, nielogiczne i irytujące (i niestraszne)!

Ralph Ineson, dzięki temu swojemu głębokiemu głosowi, mógłby pewnie paplać co mu ślina na język przyniesie, a i tak robiłby wrażenie. Nie inaczej jest tym razem - dobrze się go ogląda na ekranie, nawet jeśli jego postać nie powala złożonością ani czymkolwiek innym. Middleton potrafi nieźle oddać lęk i determinację szukającej swojego dziecka matki, ale gubi się w innych scenach, w prostych interakcjach z innymi mieszkańcami wioski. Stokoe natomiast... Trudno powiedzieć, bo przez większość filmu jest albo gdzieś w tle albo w ogóle znika. Pozostała część obsady gra trochę jakby byli w teatrze albo drugi raz w życiu stali przed kamerą - przesadzają z wyrazem, z akcentacją, gestykulacją. Bardziej pasowaliby do parodii horroru, niż do prawdziwego filmu grozy.

Bardzo szkoda mi jest "Władcy mroku", bo widać w nim zadatki na kawałek porządnego kina, lecz odtwórczy scenariusz i kiepska reżyseria sprawiają, że film bardziej męczy, niż bawi. Ani to straszne ani ciekawe ani satysfakcjonujące. Nie polecam.

Film wejdzie na ekrany kin już w przyszły piątek, 26. kwietnia.

Atuty

  • Okazjonalnie ładne, ciekawie skadrowane ujęcia;
  • Wygląd Gallowgoga;
  • Ralph Ineson i Tuppence Middleton naprawdę się starają.

Wady

  • Bardzo kiepsko ukrywa swoje zwroty akcji;
  • Za grosz napięcia;
  • Dziwny, chaotyczny montaż;
  • Słaby finał;
  • Sporo scen o niczym i po nic.

"Władca mroku" to horror pozbawiony suspensu, w którym chyba tylko główna bohaterka nie rozumie natychmiast sytuacji, a której się znalazła. Mógł być z tego porządny film grozy, ale trzeba by dać go dużo lepszemu reżyserowi.

3,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper