Alone in the Dark

Alone in the Dark - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX, PC]. Zew Ciemności

Krzysztof Grabarczyk | 19.03, 15:00

Recenzja, której się nie spodziewaliśmy. Oryginalne Alone in the Dark przyszło na świat w 1992 roku dzięki francuskiemu Infogrames. Jej autorzy wynaleźli pojęcie survival-horroru. Po latach przybyło naśladowców (serie Resident Evil/Silent Hill), aby z biegiem lat przewyższyć osiągnięcia ojców gatunku. Markę uśpiono na kilkanaście lat, po niesławnej odsłonie o podtytule "Inferno". Studio Pieces Interactive ułożyło nową opowieść we współczesnej oprawie. Detektyw, Edward Carnby ponownie mierzy się z siłami mroku, a towarzyszy mu Emily Hartwood, druga bohaterka historii. Zapraszam do recenzji.

Recenzowane Alone in the Dark pojawiło się w najlepszym dla siebie momencie. Zeszły rok mocno dołożył fanom horrorów. Od renowacji Dead Space i Resident Evil 4 po narracyjne arcydzieło, Alan Wake 2. Horror w świecie gier na chwilę ustał, więc to świetna okazja, aby dawny król powrócił. Uprzedzam jednak, że nie ma mowy o powrocie na tron. Nie ma również mowy o porażce. Autorzy wypośrodkowali powrót inicjatora gatunku. Udało się to osiągnąć trzymając się kategorii AA. Pytanie brzmi: czy dobry horror zawsze wymaga wielemilionowych operacji? Niespecjalnie. Dzisiejsze produkcje z gatunku o wiele częścięj tworzy się przy użyciu skromniejszych budżetów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Alone in the Dark jest w dużym skrócie grą przygodową z elementami grozy i prozy. Seria od pierwszych chwil inspiruje się dumą Providence, czyli twórczocią H.P. Lovecrafta. Tę zależność dostrzeżemy również we współczesnej iteracji kultowego cyklu. Deweloper wraca w rodzinne rejony. Twórcy hołdują koncepcyjne założenia oryginalnej gry sprzed 32 lat. Przygotujcie się na detektywistyczną historię po brzegi wypełnioną nadprzyrodzonymi zjawiskami, niewyjaśnionymi zaginięciami i tajemniczymi bohaterami drugiego planu. W posiadłość Derceto każdy skrywa mroczną tajemnicę.

Alone in the Dark - witamy w Derceto

undefined

Recenzowana produkcja zaczyna się w luizjańskiej posiadłości, która obecnie stanowi klinikę psychiatryczną. Jej mieszkańcy pochodzą z różnych światów. Znajdzie się sławna pisarka zmagająca się z wewnętrznym demonem, wiecznie podchmielony biznesmen, dziewczynka tworząca szkice przekraczające ludzkie pojmowanie, czy wreszcie sam główny psycholog sączący dobrą whiskey. W Alone in the Dark żadna postać nie została dopisana na siłę. Każdy mieszkaniec Derceto odgrywa swoją rolę. W tym miejscu muszę przyznać autorom, że umiejętnie tworzą suspens w niektórych scenach gry. Przed obliczem posiadłości stają detektyw Edward Carnby oraz jego klientka, Emily Hartwood. Alone in the Dark wreszcie oferuje możliwość rozgrywki jedną z dwojga postaci, czego brakowało mi od czasu Alone in the Dark: the New Nightmare.

Nad Derceto gromadzą się czarne chmury. Wybiła godzina zaginięcia wujka Emily, Jeremy'ego Hartwooda. Panna wynajmuje prywatnego detektywa (Carnby) aby ten zajął się rozwiązaniem tajemniczego zniknięcia wuja. Wkrótce okazuje się, że w Derceto zapanowały siły ciemności, a lokalna gawiedź drży na myśl o Mrocznym Mężczyźnie. Alone in the Dark błyskawicznie zyskało moją przychylność za sprawą zgrabnie złożonej dokumentacji. W treść pozostawionych notek dowiemy się wielu rzeczy o panujących w Derceto zasadach, poznamy historię pacjentów i okoliczności przekształcenia rezydencji w klinikę psychiatryczną. Dla bardzo uważnych twórcy napisali również laurkę w stronę fanów C'thulhu (pada nazwisko kpt. Legrasse'a, bohatera jednego z rozdziałów "Zew Chtulhu") - niezmiernie cenię takie fabularne smaczki.

Leżąca przy luizjańskich bagnach rezydencja jest punktem między wymiarami. Carnby wraz z Hartwood wkrótce odkryją, że domostwo zawiera przejścia do innych wymiarów - a konkretniej - wspomnień Jeremy'ego. Na ich drodze staną przeklęte istoty pochodzące z zaświatów. Alone in the Dark nie jest odkrywczym doświadczeniem dla osób znających naturę serii. Cieszy natomiast, że nowi autorzy cenią historyczny dorobek marki, ponieważ gra bardzo kojarzy się z oryginałem. Dla lepszej wczuwki można wybrać klasyczny zestaw skórek dla postaci (zwłaszcza dla Edwarda). Solidnie wypadła również gra aktorska. Postacie brzmią autentycznie i oddają ducha epoki (lata 30.). Sam detektyw skojarzył mi się z sylwetką bohaterów, jakie niegdyś podziwiano w pulpowych magazynach. Carnby pomimo dziejących się rzeczy zawsze doszukuje się rozwiązania. Ma to swój urok. Panna Hartwood z kolei preferuje solucje bez próby racjonalizowania rzeczy, jakie dzieją się w Derceto.

Alone in the Dark - śledztwo w toku

undefined

W niniejszej recenzji muszę się odnieść do pewnej kwestii. Alone in the Dark, choć nie jest grą trudną do pokonania w zakresie starć z wrogiem, potrafi nadwyrężyć nasz umysł. Sam utknąłem na dłuższą chwilę przy kilku zagadkach. Nie zdarzyło mi się to od czasu ukończenia Tormented Souls. Na szczęście, gra oferuje tzw. tryb współczesny. Dla śmiałków twórcy oferują tryb staroszkolny wyłączający jakiekolwiek podpowiedzi. Uruchamiając tryb współczesny gra podświetla kluczowe przedmioty oraz zaznacza ważne poszlaki w tekstach. To przydatne rozwiązanie, ponieważ nie mówi nam wszystkiego. Uwierzcie mi, że skorzystacie z niego nie raz, nie dwa. Niektóre łamigłówki poważnie testują szare komórki. Alone in the Dark każe bawić się w detektywa.

W Alone in the Dark poszukiwanie kluczowych przedmiotów jest w zasadzie najprostszą rzeczą do rozwikłania. To umiejętność czytania ze zrozumieniem oraz właściwa dedukcja czynią postępy w grze. W Derceto większość drzwi jest zamknięta. Uzyskiwanie dostępu do kolejnych pomieszczeń wiąże się z nowymi wspomnieniami Jeremy'ego. Są to bardzo odmienne scenerie. Nie zabrakło klasycznego cmentarzyska, trafią się bagna, nowoorleańskie wybrzeża czy nawet podziemne świątynie. Słowem, wszystko co znamy z klasycznej grozy. Same etapy bardzo często mają ścisłą, korytarzową strukturę i stanowią formę labiryntu, w których musimy coś zebrać, aby przejść dalej. Ten schemat powtarza się w toku całej rozgrywki. O wiele lepiej smakowała mi eksploracja Derceto, która przywołuje klasyczną grę.

W zgodzie z obecnymi standardami, tegoroczne Alone in the Dark zbudowano na systemowych fundamentach obecnej formy Resident Evil, czy The Evil Within. Kamera jest zawieszona nad prawy profil postaci, natomiast celowanie i strzał kojarzą się z przygodami Sebastiana Castellanosa. To całkiem słuszne podejście, gdyż Alone in the Dark nie jest skoncentrowane wyłącznie na intensywnej akcji. W grze bardzo rzadko powstrzymujemy całe grupy monstrów. Częściej są to pojedyncze okazy, a twórcy dołożyli naszej parze umiejętności skradania, oraz ciskania butelkami czy cegłami. Ma to szczególne znaczenie na wyższym poziomie trudności. Walka jest całkiem przyjemna, a siła ognia z danej broni jest odczuwalna. Nie mamy ich wprawdzie zbyt wiele, lecz eksploracja i akcja w grze są mocno wypośrodkowane.

Alone in the Dark - schludne, lecz niestraszne

undefined

Recenzowane Alone in the Dark jest grą rzetelną. Produkcję złożono z dbałością o ciekawą historyjkę, environmental storytelling, zagadki, model walki, oraz oprawę audiowizualną. Mając na uwadze, że gra reprezentuje segment AA - nie ma się do czego przyczepić w kwestii grafiki. Wnętrza są należycie udekorowane, jakość tekstur nie razi oczu, a oświetlenie naprawdę działa. Animacje postaci nie są drewniane. Różnica pomiędzy Edwardem a Emily w trakcie rozgrywki jest również odczuwalna. Nie tylko w kwestii odporności na ataki. W grze mamy pełno zestawów znajdziek i dopiero ukończenie gry obiema postaciami jest gwarantem ich kompletacji. Bardzo dużo tutaj oczywistych inspiracji. Kiedyś Alone in the Dark podyktowało innym twórcom jak konstruować horrory. Dzisiaj samo się od nich uczy. Niestety, gra kompletnie nie straszy. Czasem trafi się jakaś maszkara zza rogu, lecz ani razu nie podskoczyłem.

Alone in the Dark cierpi również na okazjonalne błędy. Dwukrotnie postać zawiesiła mi się na drabinie, a po uruchomieniu pewnego mechanizmu stanęła w miejscu. W chwili pisania tekstu autorzy wrzucili kolejną aktualizację, więc liczę, że problemy te zostaną ostatecznie usunięte. Nowe Alone in the Dark kupiło moją uwagę, lecz gra nie jest tak mroczna jak powinna. Liderem w serii nadal pozostaje dla mnie The New Nightmare (najlepsza wersja Carnby'ego). Grę najbardziej docenią fani oryginału. Dla reszty będzie to zachowawcze, ciekawe połączenie znanych mechanik, ze zdawkową ilością suspensu i ciekawymi zagadkami. Twórcy pod koniec każdej kampanii atakują odbiorcę dziesiątkiem labiryntów, co zaczęło mnie męczyć. Niemniej, pojedyncze scenariusze nie należą do długich. Gra nie jest również większym wyzwaniem. Wielka szkoda, że nie mamy możliwości trzymania przedmiotów rzucanych w dłoni. Postać rzuca je "z automatu", gdy tylko podniesiemy butelkę/cegłę, co jest mocno irytujące biorąc pod uwagę zawężony obszar starć. Przydałaby się również eliminacja z ukrycia.

Recenzowana gra to solidny twór. Nie jest dawnym przebojem, i nie ma większych szans na wygraną z poważną konkurencją. Markę zepchnięto na mniejszy budżet, lecz w tym radzi sobie poprawnie. Zgrabna historia, niezłe postacie i porządny gameplay sprawiają, że warto się zainteresować grą. Czy jednak na długoterminowej przestrzeni Alone in the Dark zyska sławę? Dzisiaj cenimy serię za drogowskazy, jakie niegdyś postawiła. Współczesna odsłona jest po prostu grą dobrą. Nie jest żadnym horrorem. Czułem się jak w ciekawej grze przygodowej. Liczyłem na więcej, choć nie zostałem z niczym.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Alone in the Dark (2024).

Ocena - recenzja gry Alone in the Dark (2024)

Atuty

  • Historia
  • Gra aktorska
  • Oprawa
  • Zagadki

Wady

  • Błędy
  • Nie straszy
  • Całkiem krótka
  • Małe zróżnicowanie potworów

Alone in the Dark nie przestraszy, na szczęście jakością również. Gra łączy współczesne mechaniki i fortyfikuje interesującą opowieść. Zagadki potrafią złamać myśli, a eksploracja nawiedzonej posiadłości bardzo angażuje. Zapomnijmy jednak o dawnej glorii. To udany powrót, lecz nie wielki. W swojej kategorii gra jednak spełnia swoje zadanie. Weteranów przekonywać nie trzeba. Następna okazja może się trafić za X lat.
Graliśmy na: PS5

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper