Enter the Gungeon - recenzja gry

Enter the Gungeon - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 17.04.2016, 20:00

W dzisiejszych czasach pośród wielkich hitów klasy AAA kryją się pomniejsze perełki, które może i nie są ultra piękne, ani ich produkcja nie pochłonęła milionów dolarów, lecz mimo to potrafią przyciągnąć do siebie rzesze graczy. Czy Enter the Gungeon podołał temu zadaniu?

Pierwsza gra pięcioosobowej ekipy Dodge Roll jest bardzo ciekawą mieszaniną gatunków, którą można głównie przyrównać tak naprawdę do jednej produkcji, a mianowicie do The Binding of Isaac: Rebirth. Te z pozoru różne tytuły są do siebie bardzo podobne. Obydwa połączyły w jedną doskonałą miksturę cechy dungeon-crawlerów, roguelike'ów i shoot'em upów, tworząc niezwykle wciągającą rozgrywkę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak jak w przygodach Isaaca musieliśmy iść w dół by dotrzeć do piekieł, tak tutaj lecimy w tym samym stylu po przygodę, łuski i naboje. Świat w którym przyjdzie nam się zmierzyć z niezliczonymi wrogami kręci się wokół magicznego rewolweru potrafiącego zmieniać przeszłość. W celu jego zdobycia udajemy się na odległą planetę i decydujemy się jednym z naszych herosów podjąć się próby zdobycia tytułowego Gungeonu.

Dlaczego akurat jego nazwa nawiązuje do broni palnej? Albowiem tutaj praktycznie wszystko wykonano prześmiewczo. My jako Marine, Pilot (będący parodią Hana Solo), Skazana bądź Łowczyni ruszamy na wojnę z żywymi nabojami i stworami nabojopodobnymi. Tak więc w bestiariuszu znajdziemy Nabojaka, Czerwonego Strzelbiaka, Zawleczaka (granat), ptaszka Pifpaf, a nawet Nabojotoperza. A to tylko nieliczne przykłady z liczącej aż 85 pozycji księgi. Bossów też jest całkiem sporo, albowiem zaprojektowano ich aż 22 – jako przykłady można podać Mewę z Gatlingiem, bliźniaki naboje i Króla Nabojów.

Jeśli mamy aż tylu oponentów do zniszczenia, to musimy się do tego odpowiednio przygotować i wyekwipować. Do dyspozycji mamy tutaj blisko 200(!) różnych pukawek – od miotacza laserów, po rakietnice, a na miotaczu koszulek skończywszy. Ponadto w naszej misji pomoże nam drugie tyle przedmiotów podzielonych na aktywne – jak ogłuszający i odpychający wrogów ślepak – i pasywne – na przykład zębatka polepszająca przeładowywanie broni.

Pod względem mechaniki zabawy, Enter the Gungeon sprawuje się niemalże mistrzowsko. Jako, że wspomniany tytuł reprezentuje taki, a nie inny gatunek, każdą naszą rozgrywkę zaczynamy od zera – wybieramy bohatera i ochoczo idziemy na spotkanie z przeznaczeniem. Wtedy to po ukończeniu prostego samouczka na wesoło, pędzimy oddać się w wir uzależniającej rozwałki.

Gra Dodge Roll to tradycyjna strzelanina 2D, nadająca swoją stylistyką syndromu jeszcze jednej rundki. Poruszając się lewą gałką, prawą celując, strzelając R1, a rolując się L1, idziemy przez kolejne generowane losowo pokoje. Nigdy nie wiemy jaki loch na nas czeka, jakie stwory w nim się czają na nasze życie, ani jakie bronie wypadną nam z poukrywanych skrzynek. W wielu pomieszczeniach po ich wyczyszczeniu pojawiają się punkty teleportacyjne, dzięki którym możemy się przemieszczać łatwiej i ominiemy zbędny backtracking. Przydaje się to gdy na przykład zlokalizujemy komnatę bossa, ale wpierw zdecydujemy się wykurzyć z gungeonu wszystkie pozostałe poczwary.

Na duży plus można zaliczyć Sztuczną Inteligencję przeciwników. Nie są oni zwykłymi prostymi kołkami idącymi na nas jak zombie. Potrafią za to nas otoczyć, zajść z dwóch stron, wystrzelić w nas lekko samonaprowadzające się pociski, a nawet przewrócić stół, by zrobić sobie z niego osłonę. Aby tego było mało, wychylają się zza niej, atakują i wracają na pozycję – taką akcją autorzy chwalą się nawet na swojej oficjalnej stronie prezentując przygotowaną animację w formie gifa.

Także ważnym elementem rozgrywki są również sklepiki. Na każdym piętrze znaleźć można sklepikarza, który za odpowiednią ilość łusek wypadających z wrogów opchnie nam różne zabawki i bonusy. Można u niego zakupić broń obcego (stylizowana na Halo), serduszko zdrowia, ślepaka, albo różnorakie przedmioty wspomagające.

Pod względem wizualnym tej grze niczego nie brakuje. Racja, to pixel art, a nie polygonowy moloch, lecz zrobiony na tyle estetycznie, że cieszy oko – i to bardzo. Do tego ekipa Dodge Roll zadbała o fenomenalne animacje i dynamikę wszystkiego co się dzieje na ekranie, dzięki czemu emocje same rosną na widok akcji. Muzycznie jest całkiem ok. Ale nic poza tym. Bardzo dobry jest motyw główny, lecz melodiom podczas bitwy brakuje tego zacięcia, które wprawiało by w niezaprzeczalny zachwyt.

Jeśli lubisz rogaliki i chciałbyś spędzić z jakąś grą następny miesiąc, to Enter the Gungeon jest dla ciebie idealny. To produkcja nastawiona na szkolenie gracza w jego umiejętnościach i uzależnienie go od syndromu „jeszcze jednej rundy”, który potęguje opcja szybkiego restartu po zgonie. Ba, możemy nawet dokonać Szybkiego Startu już podczas pierwszych napisów tytułowych, dzięki czemu jeszcze bardziej wkręcamy się w to niezwykle przemyślane dzieło.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Enter the Gungeon

Atuty

  • Wciągający gameplay
  • Świetne animacje
  • Przyjemna grafika
  • Syndrom jeszcze jednej rundki

Wady

  • Przeciętna muzyka
  • Początki bywają żmudne
  • Mimo wszystko nie wnosi nic nowego do gatunku

Enter the Gungeon to idealna produkcja dla tych, którzy lubią wyzwania i chcą stawać się coraz lepsi w tym co robią. Ta gra uczy cierpliwości, zjada czas niczym najlepszy erpeg, a w kooperacji potrafi dać sporo frajdy.
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper