Tom Clancy's The Division - recenzja gry

Tom Clancy's The Division - recenzja gry

Wojciech Gruszczyk | 16.03.2016, 01:30

Od kilkunastu miesięcy stale jesteśmy świadkami wielkich tragedii. Ataki, zamachy, samochody pułapki, wybuchy, niewinne ofiary… Terroryści zaburzają spokój i bezpieczeństwo ludzi na całym świecie, ale aktualne wydarzenia są niczym przy wizji Ubisoftu. Francuzi przedstawiają świat na skraju upadku. Po spędzeniu w wirtualnym Nowym Jorku wielu godzin, mam nadzieję że nigdy nie będziemy musieli tego doświadczyć. My nie jesteśmy na to gotowi. 

Tom Clancy's The Division zostało zapowiedziane na E3 w 2013 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Trudno powiedzieć, czy deweloperzy sięgnęliby po tę tematykę po wydarzeniach z listopada ubiegłego roku, ale gra wylądowała na półkach sklepowych i potwierdza jedno – Francuzi rzetelnie dopracowują swoją koncepcję wielkich, otwartych światów. Firma od dnia prezentacji tytułu popełniła kilka błędów, zawiodła na swoim podwórku, ukazała zbyt pięknego hakera, zaplątała się w odmętach skrytobójców, ale na szczęście studio przyznało się do błędów. Od teraz powinniśmy dostrzec wyłącznie aktualny stan produkcji i jeśli każda kolejna gra Ubisoftu będzie prezentować zbliżony poziom do Dywizji, to czekają nas piękne, rozbudowane i bardzo satysfakcjonujące czasy. Agenci z Nowego Jorku pozwalają wierzyć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Epidemia – my nie jesteśmy gotowi

Najnowszy tytuł francuskiej korporacji to sieciowa strzelanka nastawiona na wielki, otwarty świat. Zazwyczaj w grach z tego gatunku nie posmakujemy w głębokiej historii, ale w przypadku Tom Clancy's The Division jesteśmy świadkami bardzo interesujących wydarzeń. Gra została umiejscowiona w latach współczesnych, ale by lepiej zrozumieć opowieść musimy na chwilkę cofnąć się do 2011 roku. Rząd Stanów Zjednoczonych postanowił w tym czasie sprawdzić, czy USA jest gotowe na atak broni biologicznej. Jak się okazało Amerykanie nie przeszli testu, więc prezydent podpisał Dyrektywę 51 i tym samym powołał na świat tajnych agentów. Specjaliści prowadzili spokojne, normalne życie, zajmowali się pracą, opiekowali rodzinami, ale jednocześnie musieli być gotowi na najgorsze. Nie musieliśmy czekać długo na rozwój sytuacji – zaledwie kilka lat później niezidentyfikowana grupa przestępców stworzyła śmiercionośnego wirusa, który został rozprowadzony na banknotach. Terroryści rozplanowali atak w każdym najmniejszym calu, a całe wydarzenie zostało zaplanowane na Black Friday, czyli zakupowe szaleństwo odbywające się zawsze po Dniu Dziękczynienia. Miliony mieszkańców Stanów rzuciło się na zakupy i… Wirus rozprzestrzenił się w zastraszającym tempie. Na ten moment byli przygotowani agenci, ale nikt nie spodziewał się takich problemów. Całe zło narodziło się w Nowym Jorku, więc rząd USA postanowił oddzielić miasto i zafundować mieszkańcom prawdziwą szkołę przetrwania. Specjaliści powołani przez Dyrektywę 51 starali się opanować sytuację, lecz miasto ogarnął wielki chaos. Pojawiło się wiele grup przestępczych, które chcą zapanować nad poszczególnymi dzielnicami, a naszym zadaniem staje się przywrócenie spokoju i uratowanie tego niegdyś pięknego miasta.

Tak historia Tom Clancy's The Division wygląda na papierze i nie będę ukrywał, że w tym miejscu produkcja zaskakuje. To nadal tytuł nastawiony na rozgrywkę w grupie znajomych, ale Ubisoft potrafił zarysować historię tak umiejętnie i sprytnie, że wydarzenia przykują waszą uwagę na dłużej. Nie liczcie oczywiście na głęboką, wielowarstwową i rozbudowaną przygodę rodem z najlepszych RPG-ów, jednak pozycja pozytywnie wyróżnia się na tle konkurencji. Trzeba mieć przy tym świadomość, że wiele smaczków z opowieści nie jest przedstawionych wprost – tutaj trzeba biegać, szukać znajdziek, łączyć pozyskane informacje i czerpać garściami ze świata przedstawionego. A na szczęście nie jest to specjalnie mozolne, bo akurat pod względem przygotowanej mapy gra zachwyca. Niestety nie jest to największa miejscówka w historii naszej branży, ale deweloperzy serwują nam ohydnie piękną wizję zniszczonego Manhattanu. Tak jak wspomniałem we wstępie - nigdy nie chciałbym doczekać czasów, w których terroryści dysponują tak okrutnie śmiercionośną bronią, bo gra Ubisoftu sprowadza na ziemię i skłania do refleksji. Zniszczone budynki, rozwalone samochody, uciekający mieszkańcy, otoczona wielkim murem Strefa Mroku, a to wszystko ubrudzone mroźnym klimatem, padającym śniegiem i zamieciami. Orgia dla oczu, ale ja najbardziej w tytule doceniam zamknięte lokacje, w których pierwsze skrzypce rozgrywa światło – rzucone przez lampy promienie potrafią zauroczyć, a gdy jeszcze dodamy do tego wybuchy, strzały, efekty wykorzystywanych zdolności, to otrzymujemy kawał pięknej gry.

Wyzwania – tylko my możemy pomóc

Deweloperzy nie będą konkurować o miano największego świata, ale na pewno mogą zawalczyć o podium w kategorii najlepiej przemyślanej lokacji. Manhattan w Tom Clancy's The Division jest dosłownie obładowany misjami, aktywnościami, potyczkami i wszystkimi dodatkami, które sprawiają, że trudno odejść od kontrolera. W trakcie rozgrywki dość szybko orientujemy się, że dotychczasowi agenci zostali wybici lub chowają się po kanałach i to na naszych barkach spoczywa odbudowa miasta. Na dobry początek trzeba założyć bazę operacyjną i zadaniem młodego agenta staje się wykonywanie misji fabularnych, dzięki którym można rozbudować trzy skrzydła – medyczne, ochrony i taktyczne. Każda sekcja posiada swoich bohaterów, oferuje inne wyzwania i w indywidualny sposób wpływa na naszą postać. Żałuję jedynie, że autorzy zdecydowali się na skromną liczbę takich zadań, a jednocześnie te najbardziej rozbudowane i najciekawsze pojawiają się na początku i końcu historii. Środek został w znaczący sposób zaniedbany, a to boli. Ciekawostką na pewno jest fakt, że wszystkie questy są dostępne na mapie od początku rozgrywki. Oczywiście nie próbujcie rzucać się na głęboką wodę, ponieważ startując do wysokopoziomowego wyzwania zostaniecie dość prędko sprowadzeni do parteru. Za każdą wykonaną misję otrzymujemy punkty XP, od czasu do czasu sprzęt lub ubrania oraz specjalną walutę, dzięki której możemy rozwijać wspomnianą bazę. Koncepcja sprawdza się w pełni i zachęca do wykonywania fabularnych misji, bo od początku nieobca nam jest pełna swoboda w prowadzeniu historii, podjętych aktywnościach i rozwoju bohatera… Ponadto te wszystkie elementy łączą się ze sobą tworząc przystępną całość.

Agenci nie muszą oczywiście tylko i wyłącznie podążać za fabułą. Świat jest podzielony na dzielnice, a w każdej znajdziecie kryjówkę – wchodząc do pomieszczenia spotykamy innych graczy, możemy przygotować się do kolejnych przyjemności, kupić sprzęt, pogadać ze znajomymi lub zebrać informacje o dostępnych zadaniach w danym rejonie. Misji pobocznych jest naprawdę sporo i zaskakuje nawet ich różnorodność – czasami musimy po prostu pokonać grupkę rywali, innym razem mierzymy się z bossem, zajmujemy się ratowaniem cywilów, szukamy zaginionych osób, naprawiamy przekaźniki, czy też chronimy zrzut zaopatrzenia.

Niezależnie czy zajmujemy się głównym wątkiem, czy też sprawdzamy dodatkowe wyzwania, to nie możemy nawet przez sekundę zapomnieć, że Tom Clancy's The Division jest shooterem nastawionym na ukrywanie się za osłonami, sprawne wykorzystywanie umiejętności i współpracę. Twórcy przygotowali bardzo porządny system strzelania, który zachęca do wymiany ognia i ten element sprawia sporo satysfakcji. Przy tych wszystkich pozytywach nie trudno zgadnąć, że gra nie jest przeznaczona dla każdego, bo właśnie ze sfery rozgrywki oraz misji wynurzają się typowe dla gatunku elementy. Co mam na myśli? Tutaj przez 98% zmagań rozwalamy nadbiegających przeciwników, korzystamy ze zdolności, a po pokonaniu grupy, wchodzimy do kolejnego pomieszczenia i znowu powtarzamy ten schemat. Nuda? Zależy dla kogo. Ja akurat z przyjemnością przebrnąłem przez znaczącą część rozgrywki, bo gra charakteryzuje się dobrze zbalansowanym poziomem trudności. Starcia są trudne, często przez drobny błąd trzeba powtarzać dany fragment zadania, ale właśnie z tego powodu nawet bardzo podobne do siebie wyzwania nie wyczerpią zbytnio zapału… Choć warto zauważyć, że w pewnej chwili dość wyraźnie zaczyna doskwierać brak różnorodności w zaprezentowanych przeciwnikach, ponieważ od pewnego momentu strzelamy wciąż do tych samych rywali… Ponadto na końcu historii liczyłem na odrobinę inne doświadczenia, ale na szczęście ciekawą alternatywą okazały się Strefy Mroku.

[ciekawostka]

Mrok – tutaj rozpoczyna się prawdziwa zabawa

Świat w Tom Clancy's The Division jest przepołowiony przez wielką, wydzieloną strefę. Władze nie mogły opanować tego miejsca, więc postanowiono oddzielić go grubym i wysokim murem. Lokacja jest podzielona na sześć mniejszych aren, w których znajdziemy grupy przeciwników i… Innych graczy. W Strefie Mroku przeciwnicy rzucają mocniejsze i bardziej pożądane przedmioty, ale nie możemy ich od początku wykorzystywać – elementy ekwipunku muszą zostać odkażone, więc dzięki uprzejmości helikoptera musimy je wysłać w bezpieczne miejsce. Nie jest to łatwa sprawa, ponieważ tutaj nie obowiązują żadne zasady! Zawodnicy mogą zabawić się w „złych agentów” i chociaż do niedawna pomagali nam w eliminowaniu przeciwników, to w kluczowym momencie stają po drugiej stronie barykady, strzelają nam w plecy i… Zgarniają zebrane kilka minut wcześniej fanty. Nadciągający transport jest oznaczony na mapie , a nadlatuje dopiero po 90 sekundach. Ten czas wielokrotnie dłuży się w nieskończoność,  a i tak na 5 sekund przed odesłaniem zdobytych darów, wpadają śmiałkowie, dla których nasze życie jest warte mniej  niż kilka błyskotek. Life is brutal.

Wielokrotnie podczas rozgrywki byłem świadkiem niemal bajecznych scen - w graczach ta strefa dosłownie rozbudza zwierzęce instynkty. Może brzmi to odrobinę karykaturalnie, lecz wystarczy kilka minut pobiegać po rejonie, by przekonać się, że zawodnicy zrobią wszystko za nowe przedmioty. Zdrada nabiera nowego znaczenia, ale właśnie tutaj prezentuje się niezwykle istotna zaleta produkcji Francuzów. Strefa Mroku jest jedną z nielicznych aktualnie dostępnych atrakcji po osiągnięciu 30 poziomu doświadczenia, ale autorzy postanowili przygotować osobne punkty w SM (max 50 lvl) i dodatkową walutę. Tutaj rozpoczynamy niemal nowe życie, a warto wiedzieć, że dość szybko możemy wszystko stracić. Jeśli wciągniecie się w walkę PVP, przez wiele godzin będziemy polować na ofiary i marzyć o odpicowanych giwerach.

Nie bez echa pozostawię rozgrywkę dla singlistów. Autorzy chwalili się, że tytuł bez problemu przejdziemy w pojedynkę i choć jest to pewnie możliwe, to jednak nie widzę głębszego sensu w takiej zabawie. Gra jest wprost stworzona do rozgrywki z innymi agentami, a prosty system dołączania lub tworzenia gier online skłania do biegania w grupie. Mam wrażenie, że tylko w taki sposób doświadczycie najlepszych elementów produkcji, więc nie radzę zapuszczać się do Nowego Jorku w pojedynkę. W takich okolicznościach pozycja może po prostu wynudzić.

Bohaterowie – wybrani, najlepsi, gotowi na wszystko 

Gra nie jest tylko i wyłącznie typową strzelanką, ponieważ autorzy zadbali o bardzo przemyślany system rozwoju bohatera. Za wykonywanie fabularnych zadań zbieramy wspomniane punkty, dzięki którym można rozbudować jedno ze skrzydeł (medyczne, ochrony i taktyczne) i to właśnie na tej podstawie udoskonalamy naszego protagonistę. Każde ulepszenie bazy odblokowuje umiejętności, talenty lub atuty. Dla przykładu medyk tworzy punkty medyczne, inżynier rzuca miny poszukujące, a obrońca stawia mobilne osłony. Wszystkie umiejętności ulepszamy za pomocą pasywnych talentów, a ponadto mamy jeszcze do dyspozycji atuty, które pozwalają między innymi nosić więcej apteczek, materiałów w Strefie Mroku i zdobywać więcej doświadczenia. Koncepcja tak mocnego zintegrowania misji fabularnych z rozwojem herosa to ryzykowany pomysł, ale trudno przyczepić się do tego elementu. Autorzy pozwalają graczom dowolnie manewrować odblokowanymi zdolnościami, więc wciąż możemy przygotowywać ciekawsze zestawy i opracowywać najlepszą taktykę do przyjętego stylu rozgrywki.

Jednak nie tylko pod względem postaci gra prezentuje typowe dla gatunku cechy. Podczas rozgrywki wielokrotnie natrafiamy na tonę broni oraz sprzętu, który przyda się naszemu bohaterowi. Karabiny, strzelby, snajperki, maszynówki, pistolety, a nawet rewolwery – każda zabawka charakteryzuje się szczegółowymi statystykami (celność, czas przeładowania, zasięg, stabilność, obrażenia, strzały na minutę, magazynek, talenty), a w dodatku większość giwer możemy upiększyć o lepsze celowniki, magazynki, lufy, podwieszenie, czy też nawet skórkę. Opcji jest całe morze, bo na każdym rogu zbieramy łupy i systematycznie zgarniamy coraz to potężniejsze bronie. To tygryski lubią najbardziej... A nie inaczej jest ze sprzętem. Pancerze, maski, nakolanniki, plecaki, rękawiczki, kabury – każda część ubrania bohatera wpływa na jego pancerz, zdrowie, czy też dodatkowe aspekty, dzięki którym agent jest gotowy na coraz to trudniejsze wyzwania. Sprzęt również można ulepszać, choć nie możemy jeszcze zapomnieć o możliwości kreowania przedmiotów – wystarczy zebrać lub kupić receptę, uzbierać niezbędne składniki i po kilku chwilach zyskujemy upragnioną rzecz.  Muszę przy tym zaznaczyć, że liczba poszczególnych przedmiotów imponuje, ponieważ na każdym kroku napotykamy na przykładowo nowy karabin, który nie tylko jest odrobinę lepszy od wcześniej posiadanego, ale ponadto charakteryzuje się innym czuciem strzelania.

Przy tych wszystkich zachwytach nad systemem rozwoju postaci i liczbie dostępnych przedmiotów, dość mocno razi fakt, że autorzy nie zadbali o odpowiednie zestawienie twarzy, włosów i kolejnych cech wyglądu bohaterów. Twarz nie jest tutaj najważniejsza, ale wyraźnie można odczuć, że studio nie dopilnowało tego aspektu gry.

[ciekawostka]

Początek – tutaj wszystko dopiero się rozpoczyna

Tom Clancy's The Division jest satysfakcjonującym sieciowym shooterem z intrygującym światem, krwiożerczym wirusem i dobrze zbudowaną infrastrukturą sieciową. Produkcja została fenomenalnie rozplanowana, a twórcy smakowicie łączą główne misje z rozwojem bohatera, ponadto ubarwiając rozgrywkę toną najróżniejszych przedmiotów. Francuzi popełnili kilka mniejszych błędów, a nawet nie uciekają od chorób gatunku, ale jednocześnie nadrabiają koncepcją i Strefą Mroku. Ten ostatni element docenią gracze, którzy nie boją się ryzyka i z uśmiechem na ustach będą uprzykrzać życie innym agentom.

Po wielu miesiącach wyczekiwania otrzymujemy porządny początek nowej serii, która pewnie w kolejnych latach będzie udoskonalana. Jeśli Ubisoft odrobił lekcje ze swoich ostatnich produkcji, to akurat w przypadku tego IP możemy otrzymać coś więcej niż zwykłego tasiemca. Właśnie tego życzę Wam i sobie, bo Dywizja to kawał przyjemnej pozycji, z której może wyrosnąć wybitna marka. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tom Clancy's The Division

Atuty

  • Satysfakcjonujący system strzelania
  • Przemyślany rozwój bohatera
  • Strefa Mroku to PVP pełną gębą
  • Manhattan potrafi zachwycić
  • Kooperacyjna rozgrywka wciąga
  • Mnóstwo znajdziek i misji dodatkowych
  • Więcej sprzętu niż talentu!

Wady

  • Pod koniec fabuły pojawia się pewna schematyczność
  • Misje mogły być lepiej rozplanowane
  • Dodatkowi rywale ubarwiliby zmagania
  • Skromny kreator bohatera

Na The Division czekałem od pierwszej zapowiedzi i nie zawiodłem się na tym nowym IP. Gra spełniła moje oczekiwania i chociaż dostrzegam pewne zgrzyty, to jednak właśnie w taki sposób powinny powstawać nowe marki. Jest co ulepszyć w kontynuacji.
Graliśmy na: XONE

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper