Recenzja: Mantis Burn Racing (PS4)

Recenzja: Mantis Burn Racing (PS4)

Paweł Musiolik | 14.10.2016, 00:41

VooFoo Studios postanowiło wejść w niszę, która nie ma zbyt wielu przedstawicieli poza . Gatunek arcade'owych wyścigów z udziałem małych samochodzików wyzionął ducha dawno temu i próby reanimacji na poprzedniej generacji konsol nie za bardzo się powiodły.

Główny konkurent w postaci oferuje jednak inną perspektywę. Tam wyścigi obserwujemy przede wszystko zza pojazdu, a dodatkowo deweloper dorzucił nam dopałki, które wykorzystujemy w trakcie wyścigów. Cała otoczka jest zresztą bardziej zabawkowa niż w , które klasycznym Micro Machines inspirowało się w kwestii perspektywy obserwowania rywalizacji. Mimo trzech ustawień kamery, całość non stop prezentowana jest z lotu ptaka, przez co mamy większy ogląd na trasę i łatwiej planować przejazd, ale za to trochę trudniej z początku nauczyć się panowania nad pojazdami. Zwłaszcza że model jazdy jest odrobinę specyficzny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mimo faktu, że gra ekipy VooFoo stawia bardzo mocno na driftowanie i długie skoki, to jednak opanowanie odpowiednich driftów nie jest rzeczą łatwą. Zbyt mocno skręcimy koła – przywalimy w ścianę, co spowoduje natychmiastowe zatrzymanie i możemy pożegnać się z pierwszym miejscem. Jednak gdy opanujemy model jazdy (co nie powinno zająć więcej niż kilkadziesiąt minut), całe trasy będziemy w stanie przejeżdżać ocierając się o ideał, korzystając z ładowanego specjalną jazdą paskiem turbo... chyba że szyki pokrzyżuje nam SI. Niestety, nie dlatego, że sztuczna inteligencja jest tak dobrze zrobiona. Wymagania stawiane nam przez rywali nie są zbyt wysokie przez praktycznie całą karierę, czasami jednak zdarzają się kompletnie niewytłumaczalne skoki w umiejętnościach konkurentów, nawet na najniższym poziomie trudności. W takich przypadkach rywal jest w stanie odskoczyć nam już na samym starcie, zdobyć kilka sekund przewagi i możemy zapomnieć o dogonieniu go, niezależnie jak dobrze byśmy trasy nie pokonywali. Rozumiem, gdyby tak wymagający przeciwnicy byli w ostatnim sezonie trybu kariery, gdzie liczyć mogłyby się wyuczone w trakcie poprzednich wyścigów umiejętności. Ale częściej z takimi dziwnymi zagraniami gry spotykałem się na tym niższym poziomie trudności niż na najwyższym. Dziwoty.

Sama kariera wypada na szczęście dobrze. Pierwsze dwa poziomy trudności podzielono na trzy sezony w których ograniczeni jesteśmy do jednego z trzech samochodów w danej kategorii. Za zaliczanie kolejnych wyścigów dostajemy punkty doświadczenia i monety, które potem wydajemy na nowe pojazdy oraz podnoszenie poziomu samochodu, który został ulepszony na maksa. Deweloper uznał tutaj, że w przypadku tuningu nie będzie nas niczym ograniczał, więc mamy tokeny, które wkładamy jak nam się podoba w wolne sloty auta. Wyższy poziom = więcej slotów. Ale też musimy pamiętać, by wszystko robić z rozwagą – usunięcie ulepszenia skutkuje jego zniszczeniem. Pojazdy różnią się na tyle, ile można się domyślić, że buggy jest idealne do krętych tras, na których liczy się zwrotność, samochód wyścigowy lepiej wchodzi w poślizgi z racji mniej przyczepnych opon, a wielkie samochody są najszybsze, ale prowadzi się je niczym furmankę pełną cegieł. Dla kosmetyki możemy także zmieniać kolor lakieru i boosta, ale.. to chyba nie ma dla nikogo kompletnie żadnego znaczenia.

Jeśli komuś się znudzi kariera (wystarczy spokojnie na kilka godzin), to zawsze pozostają dwie opcje. Albo samotne wyścigi z SI, albo lokalny tryb dla wielu graczy na podzielonym ekranie. Perspektywa nie przeszkadza w split-screenie, więc nawet w cztery osoby bez problemu jesteśmy w stanie grać jak za starych dobrych czasów. No i oczywiście jest też tryb sieciowy oraz wyzwania tygodnia. Ta druga opcja chyba nie wymaga wyjaśnień. Deweloper przygotował ją przede wszystkim pod ciągłe rozwijanie gry i dbanie o to, by gracze mieli co robić. A w sieciowej grze również można się bawić...o ile połączy was z serwerami. Gra czasami ma bardzo dziwny problem i mimo faktu bezproblemowej komunikacji z serwerem, wyrzuca nam komunikat o tym, że… serwery są wyłączone i nie można grać po Sieci. Od czego to zależy – kompletnie nie mam pojęcia.

Wspomniałem wcześniej, że realistyczny styl graficzny odróżnia od konkurencji. Napisać muszę też, że ogólnie gra jest po prostu ładna, a efekty graficzne – niczego sobie. Trochę boli mała różnorodność lokacji, bo nawet jeśli miejscówki są inne, to jednak ścigamy się w kanionie oraz po mieście. Dlatego nawet jeśli tych lokacji jest kilka, to po dłuższej chwili wydaje nam się, że znowu jesteśmy w tym samym miejscu. Dziwię się także deweloperowi, który uznał, że wprowadzanie nowej lokacji będzie idealne w ostatnim wyścigu ostatniego sezonu trybu kariery. Mówiąc w skrócie – często decydujące wyścigi rozgrywamy na trasach, których nie znamy. Niby ma być trudniej, ale to po prostu bez sensu. Podobnie jest z muzyką – jest, ale mogłoby jej nie być. Wypada monotonnie i usypia w trakcie gry. Po godzinie z czułem się, jakby kompozytorem był 12-letni Jacek, który dorwał się do darmowego programu muzycznego z 16 samplami. I tenże Jacek z tego sklecił całą ścieżkę dźwiękową. W latach 90. ubiegłego wieku.

Ogrywając przedpremierowo grę, zastanawiałem się, ile ostatecznie będzie ona kosztować. Trochę ponad 60 złotych nie jest przesadną ceną za ten tytuł. Może wydawać się lekko popierdółkowaty, ale sama kilkugodzinna kariera rekompensuje wszelakie koszty, jakie poniesiemy podczas zakupu. A jeśli szukacie dobrych wyścigów z opcją split-screen, to trafiliście idealnie.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Mantis Burn Racing

Atuty

  • Rozbudowany tryb kariery
  • Lokalny split-screen
  • Łatwy do opanowania model jazdy
  • Oprawa wizualna

Wady

  • Słaba ścieżka dźwiękowa
  • Źle rozłożony poziom trudności
  • Problematyczna gra sieciowa

Dobra, rzemieślnicza robota. Mantis Burn Racing rynku gier nie zmieni, ale po kupnie gry nie będziecie zawiedzeni.

Paweł Musiolik Strona autora

Czy spodobał ci się pomysł na grę ?

Tak
21%
Takie w kit
21%
Nie
21%
Pokaż wyniki Głosów: 21
cropper