Rogue Trooper Redux - recenzja gry

Rogue Trooper Redux - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 17.12.2017, 21:46

Obecna generacja konsol obfituje w różnego rodzaju remastery. Czasem odświeżenia doczekują się gry bardzo popularne, za którymi gracze tęsknią dosłownie dekady. Z drugiej zaś strony niektórzy wywęszyli w tym okazję na przywrócenie na rynek tytułów, które z różnych przyczyn przy okazji swojej premiery zostały po prostu zapomniane. Dziś trafia nam się jeden z takich zaginionych jeźdźców losu – Rogue Trooper w wersji Redux.

W 2006 roku ekipa Rebellion przygotowała na PS2, Xboksa i PC-ty całkiem znośną, grową adaptację dosyć popularnej serii komiksów o tytule Rogue Trooper. Gra przeszła wtedy nieco bez echa, a to dlatego, że trafiła na okres, w którym wszyscy już jarali się X360, PS3 i przede wszystkim nadchodzącym Gears of War.

Dalsza część tekstu pod wideo

W tym roku deweloperzy postanowili przenieść swoją opowieść na zupełnie nowy silnik i przypomnieć nam o tej nieco niezasłużenie zapomnianej historii. O czym zatem opowiada RT? Wcielamy się tu w tytułowego Rogue'a, genetycznie modyfikowanego żołnierza żyjącego na planecie Nu-Earth i walczącego w wielkiej wojnie pomiędzy tak zwanymi Nortsami i Southersami.

Punktem wyjścia dla rozwoju całej fabuły jest oczywiście wspomniany konflikt, lecz dość szybko okazuje się, że chodzi tu zdradę jednego z generałów, którego musimy dorwać i przy okazji trochę zmienić stronę, po której staliśmy do tej pory. Na początku można odczuć nieco fabularne zamieszanie, lecz wraz z postępami całość zaczyna się robić coraz bardziej klarowna i niestety mocno sztampowa.

Ot jesteśmy kozackim sukinkotem, któremu nie podskoczy żaden inny koleś na całej planecie i wyruszamy w pogoń za zdrajcą. Nie ma tu zbytnio rozbudowanych postaci, emocjonujących dialogów, czy też kilku warstw głębi, do której można by się jakoś tam dokopać. Jeśli chcecie wiedzieć więcej o tym świecie i jego rozterkach, musicie zainteresować się komiksami. Ale też w tej grze raczej nie chodzi o to, aby mocno zagłębiać się w to, co się dzieje na ekranie.

Rogue Trooper jest bowiem typową strzelaniną nastawioną na akcję, wybuchy i jak na swoje czasy, efektowność. W chwili swojej premiery na pewno była to jedna z pierwszych gier, która nawet poprawnie realizowała to, co dopiero kilka miesięcy później do perfekcji miało doprowadzić Gears of War. Rozgrywka bowiem do złudzenia przypomina tu świetnie znany dziś schemat biegania od osłony do osłony i ostrzeliwania swoich przeciwników zza winkla.

Dziś nie robi to już takiego wrażenia jakie mogłoby zrobić, a to za sprawą dosyć kiepsko działającego automatycznego systemu przyklejania się do ścian, który to lubi płatać figle. Tam gdzie chciałbym się skryć, nie pozwala mi na to, a tam gdzie chcę kucnąć i zaczekać aż wróg się odwróci, by go zdjąć po cichu, przyklejam się do pudeł jakbym był nasmarowany kropelką.

Jeśli zaś chodzi o uzbrojenie, tutaj mamy do czynienia z bardzo ciekawym pomysłem, albowiem nasz Rogue wyposażony jest w inteligentne przedmioty, które za pomocą specjalnych czipów przyjmują osobowość jego kolegów. Przez całą grę biegamy zatem z gadającym hełmem o imieniu Helm, pomocnym plecakiem o imieniu Bagman i żartobliwym wielofunkcyjnym karabinem o imieniu Gunnar.

Helm jest naszym radem, wskazuje zatem gdzie są wrogowie, ich pole widzenia, gdzie mamy cel misji, gdzie są ukryte zasoby do poświęcenia, a także jaki mamy stan amunicji w broni. Bagman jest zaś swego rodzaju medykiem i operatorem wsparcia – to jego ramie podaje nam zastrzyki lecznicze, uzupełnia magazynek, czy też wystrzeliwuje posiadane zestawy min przeciwpiechotnych. Gunnar jest za to maszynką z rodzaju 999 w 1 – potrafi być karabinem, strzelbą, działem pulsacyjnym, a nawet moździerzem.

W waszej pogoni za zdrajcą czekać na was będzie jedynie 12 misji, które to jednak są całkiem zróżnicowane. Gra co rusz miesza standardowe bieganie po mapie i strzelanie do wrogów z zasiadaniem za sterami przeróżnych sprzętów bojowych oraz zabiera nas w równie ciekawe miejscówki. Raz będziemy uczestniczyć w ofensywie na polu bitwy, innym razem przeprowadzimy dywersję, aby umożliwić desant naszym sprzymierzeńcom, innym razem będziemy bronić wielkiego pociągu przed ścigającą nas armią.

[ciekawostka]

Aby móc stawić czoła tak ciężkim wyzwaniom, niezbędne będą nam ulepszenia! Wzorem w sumie dzisiejszych trendów Rogue Trooper daje nam możliwość zbierania podczas misji specjalnych punktów, za które możemy zarówno uzupełniać nasz ekwipunek, jak i go rozwijać. Tak zwane Salvage Points (Punkty Odzysku) zbieramy wyłącznie z powalonych przeciwników oraz ukrytych na arenach szczątków. Gdy będziemy mieli w zapasie już ich odpowiednią ilość, przechodzimy do dedykowanego menu ulepszeń i ładujemy je w nowe funkcje dla Gunnara, nowe granaty, lepsze sensory Helma, czy też więcej bajerów dla Bagmana.

Jak już wspomniałem, od czasu do czasu zasiądziemy za sterami jakiegoś wielkiego działa i narobimy trochę szkód niszcząc czołgi, helikoptery, samoloty, czy opancerzone zbroje zagłady inspirowane kultowymi pancerzami wspomaganymi z serii Fallout. Nie jest to oczywiście najbardziej ekscytujące zajęcie w galaktyce, ale dobrze spełnia rolę swoistej odskoczni od monotonii.

Pod względem audio-wizualnym tytuł przeszedł spory lifting, dzięki czemu tak naprawdę całość została przerzucona na nowy silnik. Szkoda tylko, że idą za tym wyłącznie zmiany wizualne, a nie także bardziej techniczne. Animacje wciąż są oparte na szkieletach z PS2, więc bohaterowie chodzą jakby ktoś wetknął im w te ich zmodyfikowane tyłki żelazne pręty. Dodatkowo sztuczna inteligencja wrogów stoi na antycznym poziomie, więc nie spodziewajcie się tu po nikim zaawansowanych taktyk oskrzydlających. Ot co najwyżej uciekną za murek bądź będą przeć masą rzucając granatami.

Na plus można zaliczyć zaś sam kierunek artystyczny, który nadaje całości fantastycznego brudnego, ciężkiego klimatu wojennego, który na myśl przywodzi wielkie światowe konflikty. Mrocznego tonu nadaje temu także muzyka – kompozytor dał radę i przygrywające nam w tle melodie świetnie podkręcają płynące z zabawy doznania.

Zostając przy warstwie dźwiękowej, chciałbym się na sekundkę zatrzymać przy efektach. Może odnoszę mylne wrażenie, ale odgłosy strzelania oraz okrzyki naszych wrogów są łudząco podobne do tego, co było w pierwszym Killzone. A dźwięki przejścia w menu podczas gry bardzo przypominają te z Rachet & Clank. Nie mówię od razu, że ktoś tu komuś coś podkradł, ale słychać wyraźne inspiracje do tego stopnia, że czasami miałem serio wrażenie, jakbym grał w trzecioosobowego Killzone'a.

Komu zatem można polecić Rogue Trooper Redux? Moim zdaniem wszystkim tym, którzy zmęczeni są liczącymi sobie po 40-60 godzin rozgrywki wielkimi hitami AAA, a szukają czegoś w miarę lekkiego w odbiorze, co pozwoli im usiąść do konsoli na 20-30 minut dziennie i bezmyślnie postrzelać do umundurowanych ludzików. Sporo wyniosą z tej produkcji także ci, którzy znają komiksowy pierwowzór, gdyż w odblokowywanych sekretach znajduje się sporo informacji o tym uniwersum.

PS. Gra ma kilka trybów multi takich jak obrona przed falami wrogów, czy kooperacyjne krótkie misje, lecz absolutnie nikt już w nie nie gra.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Rogue Trooper Redux

Atuty

  • Dobrze odświeżona grafika
  • Gra dobrze adaptuje komiksowy pierwowzór
  • Czuć ciężki wojenno-kosmiczny klimat
  • Różnorodność w misjach

Wady

  • Rozgrywka nie przetrwała próby czasu
  • Martwy, nudny tryb wieloosobowy
  • Drętwe animacje
  • Trochę nijaka historia

Rogue Trooper Redux jest całkiem fajną adaptacją bardzo ciekawej serii komiksów. Jeśli jesteście znudzeni wielkimi hitami na 50 godzin, z pewnością docenicie jej prostotę, krótki czas rozgrywki i bardzo "odmóżdżający" charakter.
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper